Ameryka
tak czy inaczej, czyli 2% zgodności
Tworzenie
list autorów czy utworów wszechczasów zawsze ma charakter autorski, choć
nie zawsze autor zdaje sobie z tego sprawę. Nie znaczy to również, że każda
lista musi być inna, ludziom często bowiem podobają się podobne rzeczy,
a jeszcze częściej zdążyli usłyszeć mniej więcej o tym samym, że jest arcydobre
i wręcz kanoniczne.
Kanon bywa zwykle narzucony i zwykle narzucają go ludzie związani w taki
czy inny sposób ze szkołą, czy będzie to podstawówka, szkoła średnia czy
kręgi akademickie. Kanon próbuje ukryć fakt, że każdy ma inną wrażliwość,
inny bagaż doświadczeń i inne potrzeby związane z odbiorem sztuki, zastępując
tę różnorodność wybraną wizją tego co ważne i wartościowe. Nie koniecznie
trzeba kanon odrzucać, być może racje decydujące o jego kształcie są rzeczywiście
godne uwagi, należy jednak pamiętać, że jest on wyborem dokonanym z określonego
punktu siedzenia.
Ja czytam Mausa, to jest sztuka!
Listy wszechczasów oczywiście nie omijają komiksów. Większość osób lubi
je czytać, choćby po to, żeby się nie zgodzić z cudzym wyborem. Jeśli zaufamy
autorom zestawienia staje się ono przydatną mapą wskazującą, co wybija się
z wielkiej magmy tytułów. Czasem jednak lista zmusza nas przede wszystkim
do spojrzenia na jej twórców i ich środowisko.
W przedwakacyjnym "Świecie Komiksu" ukazała się lista 100 najlepszych
albumów wszechczasów przedrukowana z amerykańskiego magazynu dla fanów "Wizard".
Jest to twór przezabawny. Z pozycji zagranicznych, jeśli nie liczyć kilku
komiksów "brytyjskich", mamy Akirę i... to wszystko. Zabawne jest
także umieszczenie "Mausa" na pierwszym miejscu, czego nie da
się wytłumaczyć inaczej, jak faktem, że stanowi on wygodne alibi dla fascynacji
superbohaterami. Gdyby było inaczej, w Ameryce wydano trochę dobrych komiksów
o podobnym charakterze, które mogłyby załapać się do Top 100, tymczasem
ponad 80 pozycji to komiksy superbohaterskie, zaś reszta to niemal wyłącznie
kryminał albo sensacja.
O ile lista "Wizarda" jest śmieszna, lista 100 anglojęzycznych
komiksów wszechczasów opublikowana przez "The Comics Journal",
jest frapująca. Autorzy postawili sobie ambitne zadanie wyłonienia kanonu,
próbując oddzielić własne upodobania i prywatne guściki od, jak napisali, "obiektywnej
wartości" komiksu, co brzmi zagadkowo i butnie jednocześnie, zwłaszcza
gdy spojrzeć na ich wybór. Jak zatem niewiele wspólnego mogą mieć ze sobą
dwie listy prezentujące mniej więcej to samo? Odpowiedź brzmi: 2 procent.
2 wspólne dla obu list pozycje to nieśmiertelny "Maus" i "Strażnicy",
choć biorąc pod uwagę, że ci ostatni trafili na liście TCJ na 90 miejsce,
należałoby powiedzieć o najwyżej 1,5% zgodności. Naturalnie są po temu pewne
obiektywne względy. TCJ uwzględniło komiks prasowy oraz rzeczy nie zebrane
w osobne tomy, nie przesłania to jednak faktu, że niezgodność obu list ma
charakter fundamentalny i programowy.
Oba czasopisma mają swoją wizję komiksu, jednak TCJ głosi ją otwarcie i
nie ukrywa głębokiej niechęci do komiksu traktowanego towarowo, kolekcjonersko
i po fanowsku, jako źródło eskapistycznej rozrywki. "Wizard",
choć skoncentrowany właśnie na tym segmencie, może wręcz sprawiać wrażenie
obiektywnego okna na rynek amerykański. Tu pominięcia odbywają się mimochodem
i trudno się ich domyślić bez wiedzy, że coś jest na zewnątrz. Na szczęście,
choćby dzięki Internetowi, coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że Vertigo
nie jest najbardziej wysuniętym przyczółkiem komiksowej awangardy w Ameryce.
Chociaż TCJ jest przypadkiem dość skrajnym, podobny estetyczny punkt widzenia
na komiksy można znaleźć i gdzie indziej, choćby w internetowej rubryce
komiksowej tygodnika "Time" i jej rocznych podsumowaniach. Można
tam dostrzec że Ameryka posiada również takich autorów jak Clowes, Sacco,
Ware, Thompson albo Brown (patrz recenzja Louisa Riela) i że nie są to ani
niedomyci undergroundowcy z włosami posklejanymi LSD, ani mniej zdolni koledzy
Millera czy Moore'a. Można też dostrzec, że Ameryka posiada komiks kobiecy
oraz wiele innych rzeczy sprawiających, że jej wizerunek oddala się od jednoznaczności
czy jednowymiarowego, przeterminowanego podziału mainstream/underground.
Płynie stąd również ogólniejsza nauka. Współczesny komiks podzielił się
i po pierwsze nie zawsze popularność jest utożsamiana z jakością a po drugie,
sama jakość bywa pojmowana różnie. Instytucje profesjonalnie zajmujące się
jej obroną i promowaniem - w przeciwieństwie do zhierarchizowanego świata
literatury czy sztuk plastycznych - są nieliczne, słabe i często samozwańcze.
Ten stan rzeczy można nazwać różnie: wolnością, pluralizmem, anarchią, postmodernizmem
etc., skutek jednak jest ten sam: nie ma prawie komiksów powszechnie uznawanych
za dobre. Brak pseudopowszechnego konsensusu każe nam pomyśleć dwa razy
przed posłuchaniem cudzej rekomendacji, nawet opatrzonej dumnym tytułem "Komiksy
wszechczasów", bo być może rad tego kogoś wcale nie chcielibyśmy słuchać.
Warto wtedy pamiętać o 2% zgodności, jaka przytrafiła się Amerykanom.
Konrad "Konradkonrad" Grzegorzewicz
Lista "The Comics Journal" do obejrzenia tutaj:
http://www.marsimport.com/listtcj.php |