"Teraz
mamy regres"
- wywiad z Tomkiem Kołodziejczakiem
KZ:
Wydajecie komiksy już przeszło 6 lat. Jak oceniasz zmiany, jakie
zaszły w tym czasie na rynku? Jak wygląda on dzisiaj?
Tomek Kołodziejczak: Warto zacząć od tego, jak ten rynek wyglądał, kiedy
my na niego wchodziliśmy. Mianowicie - w ogóle nie wyglądał. W księgarniach
nie było półek komiksowych, żadne czasopismo nie zamieszczało komiksowych
recenzji i wreszcie same komiksy wydawano nader rzadko. Przez te kilka lat
sytuacja bardzo się zmieniła, z naszym - Egmontu - działaniem w każdym z
tych obszarów. Tzn. nie tylko wydawaliśmy komiksy, ale współtworzyliśmy
ich pozycję u dystrybutorów i w mediach. Z efektów tej pracy korzystają
teraz wszyscy. Kulminacja tego, co nazywamy komiksowym "boomem",
przypadła na lata 2000-2001. Pojawiali się nowi wydawcy, a każdą nową inicjatywą
witano radośnie i ze sporymi nadziejami. Ta aktywność niejako wymierzyła
wielkość rynku i jego granice. No i okazało się, że jest on mniejszy niż
wszyscy byśmy chcieli. Więc teraz mamy regres - kolejni edytorzy wycofują
się, upadają magazyny branżowe, wychodzi mniej komiksów.
Warto zwrócić uwagę, że nie jest to proces wyjątkowy, charakterystyczny
tylko dla komiksów. Jako człowiek związany z fantastyką, miałem okazję
obserwować bardzo podobne zjawiska na rynku książek fantastycznych i
gier role-playing
w latach 90. Zaczynało się z impetem, powstawały kolejne sklepy specjalizujące
się w takich produktach, klient mógł przebierać w bogatej ofercie, a potem,
po tej fali wznoszącej, następowało gwałtowne wyhamowanie. Polski problem
leży w tym, że te wyhamowania odbywają się na bardzo niskim pułapie sprzedaży,
uniemożliwiającym wydawcom dalsze prowadzenie interesu. Komiksy, podobnie
jak gry role-playing czy książki fantastyczne, to u nas rynek hobbystyczny,
nastawiony przede wszystkim na nastoletniego przedstawiciela płci męskiej
(dziewczyny mocniej wchodzą tylko w mangę i literaturę fantasy), gotowego
wydać na swoje zainteresowania jakieś pieniądze. Tych ludzi jest bardzo
mało.
W Polsce w ogóle mamy problem z konsumpcją wytworów kultury. Absolutny
bestseller książkowy w naszym kraju sprzedaje się w nakładzie kilkuset
tysięcy egzemplarzy,
dobra sprzedaż to już 5000, co jak na kraj 40-milionowy jest wynikiem
bardzo kiepskim. I to nie tylko w porównaniu z bogatszym zachodem, ale
również
z najbliższymi sąsiadami. Z kolei nasze komiksowe bestsellery (nie licząc
KiK-a i Thorgala) osiągają sprzedaż na poziomie 4000. To daje pewne
wyobrażenie o chłonności rynku.
A jeśli już jesteśmy przy liczbach: na początku naszej działalności
wydawniczej sprzedawaliśmy ok. 1500 pakietów drogą wysyłkową. W tej
chwili miesięcznie
sprzedaje się ich od 50 do 100. Oczywiście, teraz tytułów jest więcej,
są droższe i ukazują się częściej, ale to pokazuje, jak bardzo zmniejszyła
się grupa ludzi, którzy kupują wszystkie wychodzące tytuły.
KZ: W waszej ofercie ostatnio zaczynają dominować pozycje mangowe. Czy
ta tendencja utrzyma się w przyszłym roku?
TK: Tak, planujemy wydawać od 2 do 4 mang miesięcznie, przy 2-3 komiksach
amerykańskich i 2-3 pozycjach z rynku europejskiego. Mangi sprzedają się
nieźle, ale obawiam się, że i tu może dojść do przesytu. Zobacz, właśnie
upadł "Mangazyn" - świetnie robiona, bogata treściowa gazeta dla
fanów mangi i anime. Więc nawet ten w miarę dynamiczny obszar rynku nie
jest w stanie utrzymać dwóch magazynów.
KZ: Jeszcze o mangach. Inwestujecie w serie, liczące kilkanaście tomów.
Czy nie boicie się, że konieczność kupienia tak dużej liczby tomów zniechęci
potencjalnych klientów?
TK: Oczywiście, że jest ryzyko. Z drugiej strony, jeśli czytelnicy polubią
jakiś komiks, to będą go mogli kupować przez długi czas. Serie takie jak "Ranma
1" czy "Ruroni Kenshin" świetnie sprzedają się we wszystkich
krajach Europy, czemu u nas miałoby być inaczej? Pamiętaj też, że w Polsce
działa kilku innych wydawców mang, pionierów tego rynku, którzy wydali lub
wydają wiele bardzo dobrych krótszych serii, tak więc nasze pole wyboru
jest nieco ograniczone. I tak we wszystkich rozmowach z japońskimi wydawcami
musieliśmy korzystać z pomocy naszych kolegów z niemieckiego Egmontu, który
wydaje mnóstwo tytułów (bodajże 20 miesięcznie). Taki rynek jak nasz (czy
na przykład czeski) dla wydawców japońskich nie przedstawia dużej wartości
- ceny tu są niskie, nakłady małe. Dlatego nie śpieszą się z podpisywaniem
umów.
KZ: Czy w 2005 roku możemy spodziewać się premier jakichś nowych serii?
TK: Raczej nie w pierwszym półroczu. Mamy np. prawa do Bone'a czy Powers,
ale nie jest to najlepszy moment do wprowadzania nowości. Z kolei zastanawiamy
się nad zmianą formuły "Mistrzów Komiksu" - chcemy wydawać obszerne
albumy, liczące sto kilkadziesiąt stron i więcej, w małych nakładach kolekcjonerskich
Oczywiście, będą one stosunkowo drogie i rozprowadzane w węższej dystrybucji.
Planujemy wydać w takiej formie komiksy Bilala, Rossa, McKeana, Moebiusa...
Z chęcią poznam opinie czytelników KZ, co do tego, jakie komiksy chcieliby
w takiej formie przeczytać.
KZ: A czy któreś z już wydawanych serii nie będą kontynuowane?
TK: Tak. Po pierwsze - Crossgeny. Ma to oczywiście związek z bankructwem
wydawnictwa amerykańskiego. Żałujemy, że zostawiamy czytelników z niedokończonymi
cyklami, ale nie jest to zależne od nas. Po drugie - jesteśmy zmuszeni zrezygnować
z włoskich detektywów: Dylana i Nathana. Ja bardzo lubię te komiksy i próbowaliśmy
je promować na różne sposoby, szukając odbiorców wśród fanów horroru i fantastyki,
czy wykorzystując fakt, że za Dylanem przepada Umberto Eco. Niestety, nasze
wysiłki nie przyniosły rezultatu i przy obecnym poziomie sprzedaży, musielibyśmy
podnieść cenę tych tytułów do 18-20 zł, co nie ma większego sensu. Stąd
decyzja o zamknięciu tych serii. Kolejna zła wiadomość to, pewne na jakieś
90%, wycofanie się "z komiksów o chłopcach" (Titeuf, Kid Paddle,
Mały Sprytek).
KZ: No, właśnie. "Cześć" nie utrzymał się na rynku...
TK: "Cześć" nie miał jakiejś dramatycznie złej sytuacji, ale
nie sprzedawał się na tyle dobrze, żebyśmy chcieli go dalej wydawać. Planowaliśmy
w dalszej perspektywie uruchomić coś na kształt "kolekcji Cześć",
czyli właśnie kolekcji komiksów o tych "śmiesznych chłopcach",
w mniejszym formacie, tańszych. Okazało się jednak, że dla wielu rodziców
i dzieci komiksy w tej gazecie są zbyt odważne i niepoprawne.
KZ: Czy sprzedaż "Dumnych Amerykanów" jest na tyle zadowalająca,
że możemy spodziewać się kolejnych, tak wydanych komiksów (chodzi o zwiększoną
objętość)?
TK: Przyjmij do wiadomości fakt: wysoka cena jest barierą. Rozumiem argumenty
tych, którzy mówią - wolimy w jednym tomie i drożej. Ale słyszę też odwrotne
opinie - wolimy komiksy podzielone i tańsze jednostkowo. Nie każdy klient
liczy strony, przeprowadza kalkulacje, ile mu średnio groszy wypada za zadrukowaną
stronę itp. itd. Po prostu patrzy na tylnią okładkę i widzi 20 albo 50 złotych.
I rezygnuje, gdy cena jest zbyt wysoka. To elementarz handlu. Więc - generalnie
nie chcemy forsować cen ponad 25 złotych za tom, a to ogranicza dopuszczalne
objętości. Co nie oznacza, że czasem nie będziemy łamać tej reguły, szczególnie
w przypadku dłuższych serii. Na przykładu następny Sandman ("Fables
and Reflections") będzie podzielony, ale już kolejny wyjdzie w całości.
KZ: A co z komiksami tworzonymi przez Polaków?
TK: Będziemy dalej wydawać Klasykę Komiksu Polskiego - w tym roku np. powinny
pojawić się kolejne komiksy Janusza Christy. Nie planuję w tej chwili premier
nowych polskich serii, ale będziemy kontynuować "Barbarzyńców", "Ligę
Obrońców Planety Ziemia", "Jeże", "Tymka", "Rewolucje".
KZ: Jak przedstawia się przyszłość "Świata Komiksu"? Podczas
lektury ostatniego numeru trudno oprzeć się wrażeniu, że Wasze pismo zmierza
donikąd...
TK: Może w roku 2005 wydamy jeszcze 1 lub 2 numery. Mamy jeszcze trochę
materiałów - komiksów, artykułów, więc pewnie je wykorzystamy. Ale ŚK raczej
zniknie z rynku. Jak wiele innych magazynów komiksowych i hobbystycznych
w ostatnim czasie.
KZ: Od pewnego czasu daje się zaobserwować wyraźny spadek jakości komiksów
amerykańskich drukowanych w Białostockich Zakładach Graficznych. Chodzi
przede wszystkim o folię, która schodzi z okładek, i nie są to już pojedyncze
przypadki, ale stale powtarzający się mankament. Czy nie można by temu raz
na zawsze zapobiec?
TK: To jest tak: odkąd zaczęły do nas docierać te głosy o złażącej folii,
zwrócono nam dosłownie kilka uszkodzonych egzemplarzy. Egzemplarze, które
mamy w firmie nie są uszkodzone. Drukarnia przeprowadza cały proces technologiczny
zgodnie z regułami sztuki. Więc tak naprawdę nie mam przekonania, że nastąpiła
jakaś masowa katastrofa, a nie pewna ograniczona liczba przypadków (oczywiście,
szkoda, że miały miejsce), wokół których powstaje legenda. Żeby było jasne,
ja nie kwestionuję, że niektóre egzemplarze komiksów mogły być źle wykonane,
natomiast nie mam przekonania, że to jakieś masowe zjawisko.
Jeśli już jesteśmy przy produkcji - Egmont solidnie drukuje swoje komiksy.
Robimy to na kredzie 115 lub porządnym offsecie, szyjemy składki (więc
się nie rozlecą za 3 lata), nie skanujemy kolorowych stron. Bardzo często
wydajemy
komiksy w lepszym standardzie niż się one ukazują w znacznie bogatszych
od nas krajach. Wszystko to ma wpływ na finalną cenę produktu. I znów
- obieramy skrajnie różne opinie od czytelników. Jedni żądają wysokiego
standardu
wydania i mniej przejmują się konsekwencjami cenowymi, inni uważają, że
można by zejść z jakości, o ile to wpłynie na zmniejszenie ceny.
KZ: Udało Wam się sprowadzić do kraju już kilka komiksowych znakomitości.
Gaiman, McKean, Sakai, Marvano. Czy będą kolejni? Czy takie akcje promocyjne
przekładają się na sprzedaż?
TK: Nie mamy jeszcze planów na przyszły rok. Wielkiego wpływu wizyt na
bezpośrednią sprzedaż nie widać, choć oczywiście promują one poszczególnych
autorów i ich serie. Z naszego punktu widzenia sponsorowanie takich wizyt,
to swego rodzaju "prezent" dla naszych czytelników, a w dłuższej
perspektywie - element budowania rynku przychylnego komiksom (księgarze,
media).
KZ: I na koniec: czy Twoim zdaniem grozi nam załamanie rynku?
TK: Co to znaczy załamanie? Komiksy nie znikną z polskich księgarń, ale
nie spodziewałbym się w najbliższym czasie wzmożonego ich wysypu. Myślę,
że w roku 2005 rynek będzie się raczej zmniejszał niż zwiększał, tym bardziej,
że nie ma już prawie do wydawania tytułów będących jego machiną napędową
w ostatnich latach - czyli reprintów lub nowych tomów klasycznych polskich
serii. Bardzo interesujące i ważne dla niego będą efekty (sukces/porażka?)
wejść kioskowych - "Dobrego Komiksu" czy "Osiedla Swoboda".
Żebyśmy nie zakończyli w tak minorowym nastroju - wreszcie zaczyna coś
się dziać z Polakami za granicą. Wyszedł album Irka Koniora, w tym roku
pojawią
się tam komiksy Krzyśka Gawronkiewicza, kontrakt z największym graczem,
Lombardem, podpisał Piotrek Kowalski.
KZ: Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiał Sławek Kuśmicki
Uwagi i propozycje do serii Mistrzowie Komiksu możecie przysyłać na adres:
[email protected] |