Komiks
obyczajowy, autobiograficzny to ten rodzaj opowieści obrazkowych, które
cenię najbardziej. Fabuły oparte na tym, co dla autora najważniejsze i najlepiej
znane, przyciągają niesamowitą siłą wyrazu, ot normalne sytuacje, normalne
życie. Nie ma tutaj cudaków w lateksowych strojach, super mocy i całej tej
komiksowej blagi. Czytając komiksy tego rodzaju nie musze zakładać okularów
ze specjalnym filtrem, nikt nie wymaga ode mnie akceptacji dla fantastycznej
rzeczywistości. Wiem, że to o czym czytam zdarzyło się naprawdę lub mogło
się wydarzyć
Z kadrem wśród ludzi
"Ghost World":
zielony świat
"Ghost
World" Daniela Clowesa to kolejna historia, której akcja rozgrywa się
na amerykańskiej prowincji. Jaka jest ta prowincja, wiemy doskonale z filmów;
choć kino poruszało ten temat wielokrotnie, dając pozycje tak zróżnicowane
gatunkowo, jak "Ostatni seans filmowy", "American Graffitti", "Stand
by Me", "E.T." czy "Halloween", prowincjonalne
miasteczko jawi się w nich niezmiennie jako miejsce, gdzie czas się zatrzymał,
gdzie bohaterowie tkwią w umysłowym letargu, gdzie wszelkie próby poszerzenia
horyzontów rozbijają się o bierność większości, która jest niby zobojętniali
współwięźniowie w jednej celi, gdzie każdy zakamarek jest już po tysiąckroć
schodzony i nie oferuje niespodzianek. Czasem, owszem, dzieje się tutaj
coś ciekawego, ale tylko wówczas gdy zawita UFO, seryjny morderca albo rekin-ludojad;
już sam fakt, że akcja filmów grozy tak często rozgrywa się na prowincji
świadczy o tym, że potrzebuje ona rozruchu.
Rodzi
się zatem pytanie: co takiego ma w sobie zapyziałe miasteczko prowincjonalne,
że tak często zaglądają tutaj artyści pragnący dać metonimiczny, przekrojowy
obraz społeczeństwa Stanów Zjednoczonych, kraju posiadającego przecież najbardziej
okazałe i najliczniej zaludnione metropolie na świecie? Nawet szpital psychiatryczny
w "Locie nad kukułczym gniazdem" Keseya, o którym powiada się,
że jest metaforą Ameryki, stanowi w dużym stopniu odbicie jej prowincji:
ciasnej, uniemożliwiającej rozwój klatki, w której więźniowie siedzą tylko
dlatego, że sami tego chcą, pomimo iż klucz od zamka znajduje się w zasięgu
ich ręki. Odpowiedź wyłania się z lektury "Ghost World": otóż
Clowes w jaskrawy sposób pokazuje prowincję jako mikrokosmos, który skupia
w sobie całą Amerykę z dobrodziejstwami i niedobrodziejstwami jej inwentarza,
a nade wszystko jako miejsce, w którym najwyraźniej daje się zauważyć podstawowy
problem jej mieszkańców, tak często wytykany przez przeciwników: brak tożsamości
kulturowej. Co, swoją drogą, nie jest prawdą, bo Ameryka wytworzyła przecież
własną kulturę, z którą następnie podbiła resztę świata; niemniej nie zdołała
pozbyć się do końca ani kompleksu Europy, prowadzącego do mylnego przekonania
co poniektórych, że najwartościowsze jest to, co anachroniczne (zapewne
stąd wzięły się Oscary dla "Władcy pierścieni", bodaj najtępiej
opowiedzianego filmu ostatnich lat), ani owej świadomości, że egzystuje
się w świecie, który z pozoru daje nieograniczone pole manewrów, lecz tak
naprawdę tłumi indywidualność, ponieważ bazuje na kilku płaskich i bezustannie
eksploatowanych kliszach.
Clowes
bierze pod lupę właśnie owe klisze. Jednak takie wyświechtane stereotypy
dotyczące USA, jak mcdonaldyzacja i wyścig szczurów, obchodzą go tylko w
umiarkowanym zakresie. Bohaterki "Ghost World", Enid i Rebecca,
zaprzyjaźnione nastolatki, doskonale radzą sobie z problemem manii sukcesu:
ich bronią jest drwina i spontaniczne dążenie do ekstrawagancji, do niekonsekwencji,
do wyzwolenia się od konieczności podążania ścieżką wytyczoną przez większość.
Enid farbuje włosy na zielono, wbija kolczyk w ucho i ubiera skórzaną kurtkę
z cekinami, a więc przyjmuje image anarchistyczny, ale z lat 70. - tak,
żeby wykrzyczeć swą indywidualność, ale jednocześnie nie wpisać się, broń
Boże, w obecnie obowiązujący schemat mody punk. Cóż jednak - powiada Clowes
- że Amerykanie potrafią wykształcić w sobie system obronny przed schematami
widocznymi gołym okiem - jak ustalone wzorce zachowań, ubierania się itp.
- skoro ich tożsamość jest zagrożona czymś mniej uchwytnym, bo tkwiącym
w nich samych i przenikającym na wskroś ich kulturę. Chodzi o klisze psychoanalityczne.
Roland Barthes pisał w "Imperium znaków", że jeśli "w Japonii
seksualność obecna jest w seksie i nigdzie indziej, w Stanach Zjednoczonych
przeciwnie - seks jest obecny wszędzie z wyjątkiem seksualności". Clowes
w "Ghost World" próbuje wniknąć w tę sytuację. Komiks przesycony
jest tym samym ciężkim klimatem smutku i "bezwyjściowości", co "Ostatni
seans filmowy", ale tutaj przyczyna wygląda inaczej niż w tamtym minionym,
purytańskim świecie McMurtry'ego i Bogdanovicha. Przede wszystkim, nie jest
nią nuda. Enid i Rebecca lubią swoje miasto, lubią odwiedzać te same magiczne
miejsca oraz wyśmiewać na okrągło tych samych znajomych, ale...
Ale tym, co gnębi je, a także wszystkich bez wyjątku bohaterów "Ghost
World", jest samotność. Nikt tu nie ma stałego partnera, chociaż seks
przewija się niemal w każdej wypowiedzi i nawet obrazek na opakowaniu biszkoptów
z miejsca budzi u Enid nieprzyzwoite skojarzenie. Nikt nie próbuje szukać
seksu tam, gdzie powinno się go szukać, bo każdy widzi go tam, gdzie go
nie ma. Wizyta w sex-shopie ma na celu zakup jakiejś niepowszedniej części
garderoby; lektura gazetowego "kącika samotnych serc" kończy się
zrobieniem kawału autorowi jednego z ogłoszeń; dziewczęta umawiają się z
nim telefonicznie, podając się za adresatkę ogłoszenia, co owocuje niezwykłą
sceną, gdy z końca restauracji, w której miało mieć miejsce owo sfiksowane
spotkanie, obserwują później ludzką i smutną twarz człowieka, któremu zrobiły
figiel, a który właśnie przestał być dla nich tylko anonimowym nieszczęśnikiem
z gazety. (W ekranizacji "Ghost World" postać ta została znacznie
rozbudowana).
Bo
nieustanne igranie z erotyzmem bez dostrzegania ludzkiej jego istoty prowadzi
w końcu do wynaturzeń i do zamknięcia się na problemy uczuciowe innych.
A stąd tylko krok do ahumanistycznego cynizmu, którą to postawę reprezentuje
w komiksie John Ellis, redaktor gazety posiłkującej się przemocą, zboczeniami
i biografiami seryjnych morderców, których popularność w Ameryce w niejednym
wypadku graniczy z kultem - by wymienić choćby Mansona albo Henry'ego Lucasa
(na którym przez dwadzieścia lat nie zdecydowano się wykonać kary śmierci,
aż George Bush Jr. zamienił ją na dożywocie). Na tym właśnie polega pułapka
egzystencji Enid i Rebekki, że nie potrafią się otworzyć na innych ani sprawić,
by inni się otworzyli na nie; wszystkie próby sprowadzają się do powierzchownych
relacji i żartów. Przez co, mimo iż w mieście ciągle dzieje się coś ciekawego
a indywidualności ludzkich nie brakuje na horyzoncie, nie opuszcza nas owo
odwieczne uczucie monotonii, niemożności przekroczenia pewnych granic, nieustannego
powracania do tych samych punktów. Zresztą Clowes nie chce, abyśmy czuli
inaczej, choć z drugiej strony nie pozwala nam się nudzić. Osiąga bowiem
ową harmonię rzeczy niby nie do pogodzenia, atrakcyjności i monotonii życia,
która udaje się tylko najlepszym poetom codzienności, i której próżno szukać
u zawodowych nudziarzy pokroju Jarmusha. O atrakcyjności decyduje zwłaszcza
świetny, krwisty i przezabawny dialog, oraz tragikomiczne sytuacje, rozrzucone
w formie luźno sprzęgniętych ze sobą epizodów. O wrażeniu monotonnej bezcelowości
- choćby właśnie epizodyczność wątków (brak matrycy, która spajałaby poszczególne
wydarzenia nadając im tym samym sens); równomierny i "staroświecki" układ
kadrów na planszy, taki jak w "Strażnikach", który sprawia, że
czujemy uciekający czas; wreszcie specyficzne użycie koloru - bowiem "Ghost
World" jest komiksem jednostajnie biało-czarno-zielonym. Gdyby był
po prostu czarno-biały, nie dawałoby to jeszcze podstaw, by mówić o wizualnej
monotonii, ale skoro już autor zdecydował się na kolor i tylko na jeden,
neutralny zielony, o czymś to świadczy.
Wreszcie tytuł komiksu. Co oznacza? Można się zastanowić. W jednej z ostatnich
scen Enid widzi jakiegoś człowieczka malującego na płotach napis "Ghost
World"; próbuje go zatrzymać, ale on znika. Enid przez jeden obrazek
wpatruje się w napis z wyrazem zastanowienia, po czym odchodzi, po raz kolejny
odrzucając szansę na zrozumienie czegoś.
Jeżeli więc po lekturze "Ghost World" zastanowimy się dłużej
nad tytułem tego komiksu - to znak, że umiemy przekroczyć próg, który trzyma
w miejscu jego bohaterów.
Piotr "Błendny Komboj" Sawicki
"Ghost World"
Scenariusz i rysunki: Daniel Clowes
Wydawnictwo: Fantagraphics Books
Data wydania: 1993
Format: B5
Oprawa: miękka
Papier: matowy
Druk: kolorowy
Ilość stron: 80
Cena: $9,95
|