|
"Ghost in the Shell 2: Innocence"
czyli
co z tą Kusanagi?
The line between machines and humans has
blurred beyond distinction....
...and humans have forgotten, that they are humans.
If you want proof of your existence...
...there is as many ways to get it as there are ghost (souls)...
Cytat ten pochodzi z flash'owego intro otwierającego stronę internetową
http://www.gofishpictures.com/GITS2/main.html.
Dla tych co nie znają j. ankeskiego, można to przetłumaczyć mniej więcej
tak:
"Linia pomiędzy maszynami i
ludźmi rozmyła się tak, że ciężko jest dostrzec różnice...
... a ludzie zapomnieli, że są ludźmi.
Jeśli pragniesz dowodu swojej egzystencji...
... jest tak wiele dróg na jego zdobycie jak wiele jest ghost'ów (dusz)"
Na
początku była legendarna już manga autorstwa Masamune Shirow, zatytułowana
oczywiście "Ghost in the shell". Na jej podstawie, jakieś 9 lat
temu, scenarzysta i reżyser Mamoru Oshi nakręcił anime, które stało się
wielkim sukcesem zarówno komercyjnym jak i artystycznym, zajmującym po dziś
dzień wysokie miejsca na liście bestsellerów z dziedziny samego anime, jaki
i ambitnego kina SF. Film bazował na kilku fragmentach mangi. Pojawiły się
tam wątki z następujących rozdziałów: "01 Prolog" - spotkanie
dyplomatów połączone z krwawą jatką, które otwiera także film; "03
Junk Jungle" - włamanie do ducha tłumaczki ministra, śmieciarz który
rozsyłał wirusa HA-3, oraz tajemniczy facet, który dostarczał śmieciarzowi
dane. Ale to nie wszystko, w filmie wykorzystano również obszerne fragmenty
rozdziału dziewiątego "Bye bye Clay". To stamtąd pochodzą wątki
wejścia Władcy marionetek w cyberciało i samowolnego opuszczenia zakładu
produkcyjnego, która to ucieczka zakończyła się potrąceniem przez ciężarówkę
na autostradzie. Z tego samego rozdziału pochodzi też wątek porwania Władcy
przez Nakamurę i dr Willisa, a także mentalne zespolenie Kusanagi i Projektu
2501. Motyw odejścia Motoko pojawia się w ostatnim, 11 rozdziale mangi "Ghost
coast". Tylko, że tam, odeszła ona w kupionym przez Batou na czarnym
rynku ciele dorosłej kobiety, a nie dziewczynki. Także z mangi został zaczerpnięty
motyw produkcji cyberciał (rozdział "05 Megatach machine 2").
Warto wspomnieć, że w oryginale proces ten został przedstawiony w sposób
diametralnie inny, niż to ma miejsce w obu filmach (chodzi mi zarówno o "GITS" jak
i "GITS: Innocence" - nieco więcej na ten temat napiszę dalej).
W rozdziale mangi zatytułowanym "Brain drain" pojawia się także
nurkowanie - ale jest ono pokazane w zupełnie innym kontekście niż w filmie.
Wydaje się też, że wielki bojowy robot, z którym musiała walczyć Kusanagi w muzeum, został wzięty z rozdziału 8 mangi zatytułowanego "Dumb
barter"....
W filmach stworzonych przez Oshi'ego nie pojawiły się natomiast właściwie
wątki z rozdziału 2 "Super spartan", oraz 4 - "Megatech
Machine 1". Co ciekawe w obydwu swoich adaptacjach Ghosta, Oshi całkowicie
zrezygnował też z obecności Fuchikomów, robotów, które w mandze były nieodłącznymi
towarzyszami w walce, a także transporterami dla członków Sekcji 9. Może
jest do nieco dziwny i przydługi wstęp, ale chciałem zacząć jakoś od pierwowzoru,
czyli od mangi i jej związku z kinowymi adaptacjami.
"Jo sem Motoko Kucanago a to je moja pukawica :)"
|
|
|
|
Wracając do pierwszej kinowej odsłony "Ghosta", to wymienione
tutaj, oddzielne w mangowym oryginale elementy, wraz z kilkoma wątkami
zupełnie tam nieobecnymi, zostały przez Oshi'ego i jego ekipę połączone
w zupełnie
nową całość... O filmie "Ghost in the shell" napisano już bardzo
wiele. Jak już wspomniałem, jest to do dziś dla wielu osób dzieło kultowe.
Możecie o nim (a także o oryginale, czyli mandze) przeczytać w KZ#14,
w artykule napisanym przez Jima. Nawiasem mówiąc tekst
ten traktuje o kolejnych "ghostowych" produkcjach,
którymi ja nie będę się bliżej zajmował w tym artykule - OAV "Standalone
complex", a także (pobieżnie) drugą częścią mangi, noszącej
podtytuł "ManMachine
Interface". Chciałbym jeszcze tylko wspomnieć w tym miejscu
o zakończeniu pierwszego kinowego "Ghosta", który pozostawił
mnie z cisnącym się na usta pytaniem: "dokąd poszła ta cholerna mała
dziewczynka?!"...
Myślę, że większość z was, czytających ten tekst, oglądało tamto niezapomniane
anime, nie będę więc wyjaśniał, o co dokładnie chodziło. Miałem nadzieję,
że długo wyczekiwana część druga zacznie się niedaleko miejsca gdzie skończyła
się część pierwsza, a tym czasem.....
... "Ghost in the Shell 2: Innocence" rozpoczyna się podobnie
jak część pierwsza od produkcji cyberciała. W mandze proces produkcji cyborgów
został pokazany dosyć kiepsko. Były on bowiem składane częściowo ręcznie
- totalna bzdura, gdyż zmontowanie tak złożonego urządzenia wymaga precyzji
wykonania, którą mogą zapewnić jedynie inne maszyny (nie mówiąc już o wydajności
pracy). W części drugiej, Oshi poszedł jeszcze dalej niż w animowanej części
pierwszej. O ile tam mieliśmy montaż cyberciała z części, to w "Innocence",
możemy mówić o produkcji, bazującej na hodowli tkanek i narządów. Mamy tu
bowiem pokazaną nawet hodowlę mózgu i to zaczynając od momentu zapłodnienia
komórki jajowej przez plemnik, poprzez jej rozwój, i liczne podziały, aż
do ukształtowania się w pełni funkcjonalnego organu, który następnie zamykany
jest w syntetycznej obudowie i podłączany do obwodów cyberciała. Nie można
też nie wspomnieć w tym miejscu o muzyce Kenji Kawai'ego, która towarzyszy
produkcji i ponownie niezapomnianie wżyna się w pamięć...
Akcja filmu, rozgrywa się w roku 2032 (akcja pierwszego kinowego Ghosta
rozgrywała się w 2029). Ludzie właściwie zapomnieli co to tak naprawdę znaczy "być
człowiekiem" zarówno cieleśnie jak i "duchowo". Niewielu
z tych, których ciała pozostały całkowicie naturalne, to znaczy bez żadnych
syntetycznych wszczepów, koegzystuje w ramach społeczeństwa z cyborgami
(ludzkimi duchami, zamieszkującymi całkowicie zmechanizowane ciała), a także
lalkami - androidami (czyli humanoidalnymi robotami), które nie mają w sobie
niczego pochodzenia organicznego... Głównym bohaterem opowieści jest Batou.
To cyborg, którego ciało jest prawie całkowicie sztuczne. Jednymi pozostałościami
po człowieczeństwie są ludzki mózg i zachowane wspomnienia o kobiecie-cyborgu,
znanej jako Major Motoko Kusanagi. Batou jako oficer Sekcji
9 Wydziału Bezpieczeństwa Publicznego, (w której służyła również kiedyś wspomniana pani Major), dostaje
polecenie rozwikłania sprawy pewnego gynoida (androida o wyglądzie kobiety,
przeznaczonego głównie do erotycznych zabaw). Robot ten zaczął działać nieprawidłowo
i mordować - na początku zabił swojego właściciela, a potem także innych
ludzi. Kiedy Batou w towarzystwie Togusy, kolejnego znanego także z poprzedniej
części filmu, oraz mangi, oficera Sekcji 9, coraz bardziej zagłębia się
w szczegóły śledztwa, pojawiają się kolejne pytania odnośnie dziwnej ludzkiej
chęci do pewnego rodzaju "unieśmiertelnienia" obrazu człowieka,
w produkowanych robotach. Batou i Togusa muszą stawić czoła członkom Yakuzy,
sprytnym hackerom, biurokratom z rządu, a także przestępczym korporacjom,
aby w końcu odkryć szokującą prawdę o popełnionych morderstwach...
"Druga wersja plakatu do "Innocence" z Batou i jego
ukochanym sierściuchem"
|
|
|
|
OK, tyle streszczenia fabułki, a teraz położymy pacjenta na chirurgicznym
stole mojej krytyki, i rozłożymy na elementy składowe. Od razu powiem,
że nie potrafię jednoznacznie ocenić tegp filmu, mam bowiem w stosunku do
niego
mieszane uczucia. "GITS 2: Innocence" to bowiem dla mnie totalne
pomieszanie z poplątaniem... Zacznijmy od tego, że po prostu spodziewałem
się czegoś innego. Przede wszystkim tego, że dowiem się, co działo się
dalej z Kusanagi, która (połączona mentalnie z Projektem 2501)
odeszła w finale części pierwszej w niewiadomym kierunku. A tym czasem,
bohaterem części
drugiej został posępny i małomówny Batou - scyborgizowany twardy żołnierz
wyprany z ludzkich uczuć. Motoko pojawia się tylko w kilku ostatnich scenach
filmu, a także (ale nie cieleśnie) jako "anioł stróż", szepczący
do ducha nowego głównego bohatera. Osobiście zdenerwowała mnie też postać
psa Batou. Jest ona bowiem wciśnięta do filmu (moim skromnym zdaniem rzecz
jasna) bardzo na siłę... Już tłumaczę. Otóż oglądałem film dokumentalny
o tworzeniu "Innocence" i zgadnijcie kto ma dokładnie takiego
samego futrzaka....? Otóż jeśli się nie domyśliliście jeszcze, to nie będę
was trzymał dłużej w niepewności. Jest to podobizna, jak to się potocznie
mówi na podwórku (tudzież w bramie) "jak w mordę strzelił", psa
Mamoru Oshi'ego... Postać takiego czworonoga pojawiła się też w części pierwszej,
w reklamie którą oglądał śmieciarz z zamienionymi wspomnieniami (ten który
dzwonił na każdym postoju śmieciarki), jednak zwierzak ten nie rzucał się
tam tak bardzo w oczy. Ot ciekawy smaczek dla tych, którzy wiedzieli, że
Oshi ma takiego sierściucha. A tymczasem w "Innocence" musimy
go oglądać dosyć często - typowa maskotka cyberpunk'owego twardziela,
nie ma co (motyla noga :P).
Nie rozumiem też i innej rzeczy, chodzi mi mianowicie o samochody... W
pierwszej części filmowej adaptacji mieliśmy pojazdy z końca XX, lub początku
XXI wieku, krótko mówiąc jakieś takie nowoczesne fureczki. Tymczasem w "GITS
2" mamy stare "kabaryny" z lat 30 lub 40 XX wieku - o co
chodzi?!! Na początku myślałem, że to może Batou i Togusa mają w tej części
takie małe motoryzacyjne "zboczonko", że jeżdżą sobie starymi
wozami, ale nic z tych rzeczy!! Mamy oto na przykład scenę gdzie pojawia
się podziemny parking, na którym aż roi się od takich rzęchów!!! No i gdzie
te cyberpunkowe klimaty z części pierwszej - wypasione bronie, jakieś sensowne
pojazdy i roboty - jaja pan sobie robisz panie Oshi? Pierwsza część to było
fajne SF, z dużą ilością głębokich, wartościowych dialogów, przeplatanych
scenami wartkiej akcji. Część druga jest natomiast jakaś taka nostalgiczna....
Historia skupia się na czymś zupełnie innym niż w pierwszej części, co dla
mnie osobiście jest nieco niezrozumiałe. Nie podobają mi się też androidy
z części drugiej. Te "badziewia" z kulistymi stawami wyglądają
bowiem dosyć pokracznie, w porównaniu do naprawdę apetycznych kobiecych
ciał, jakie posiadali w pierwszym filmie Motoko Kusanagi i Władca Marionetek.
To cyberciało blondynki, w które wszedł Władca, wyglądało apetycznie nawet
na wpół zdemontowane, wiszące bezradnie w laboratorium Sekcji 9 J. Ale cóż,
tak sobie skośnoocy przyjaciele wymyślili, cóż poradzić...
No dobra, zacząłem krytykę z tak zwanej "grubej rury" (no bo
co do jasnej choinki działo się z tą Kusanagi ?), przejdźmy więc może do
omawiania zagadnień, które uważam w tym filmie za ciekawe i udane. Pierwsze,
co rzuca się w oczy po rozpoczęciu projekcji to, że technicznie film jest
zrobiony naprawdę świetnie. Trójwymiarowe sceny zapierają dech w piersiach
swoim pięknem i monumentalnością. Warto też zauważyć, że jedynie postacie
są tworzone tradycyjną techniką 2D, podczas gdy tła jak i wszelkiego rodzaju
maszyny są wyrenderowane w 3D. Widać tu wielką fascynację Oshi'ego robotami
oraz lalkami, czy też może lalkowatą formą robota. Dużo jest zresztą w "Innocence" dialogów
na ten temat... Pomiędzy pierwszymi projektami tworzonymi dla potrzeb filmu,
a jego wydaniem minęły 4 lata. W tym czasie Oshi zjeździł pół świata, oglądając
różne lokalizacje, które były dla niego natchnieniem do stworzenia miejsc,
finalnie umieszczonych w filmie. Był w Nowym Yorku i na Tajwanie, w Berlinie,
Florencji i w jeszcze wielu innych miastach. Oprócz lokalizacji interesowały
go także (a może przede wszystkim) wspomniane już lalki. Szczególnie zainspirowały
reżysera prace niejakiego Hansa Bellmera (1902-1975), którego lalki stały
się pierwowzorami żeńskich androidów występujących w "Innocence".
Główny wątek nowego filmu także pochodzi z mangi, podobnie jak to miało
miejsce w części pierwszej. Jednak poza nim, i głównymi postaciami, niewiele
łączy to dzieło z papierowym oryginałem. Niemniej jednak w "Innocence",
znajdziemy kluczowe elementy z szóstego rozdziału mangi, zatytułowanego "Robot
rondo", gdzie również pojawiało się kopiowanie ghostów i wykorzystywanie
do tego dzieci. Także w komiksie androidy zaczęły mordować swoich właścicieli,
a ich szaleństwo powstało w bardzo podobny sposób jak gynoidów z filmu,
z tym, że androidy te nie miały form kobiecych.
Drugą mocną stroną filmu, jest niewątpliwie wspomniana już wcześniej muzyka,
autorstwa Kenji Kawai'ego. Jest nadal świetna i bardzo podobna do tej z
części pierwszej. Bardzo dobrze pasuje też zarówno do dynamicznych scen
akcji jak i majestatycznych panoram, zmieniając się dynamicznie w zależności
od potrzeby i stanowiąc wyśmienite tło dla pięknych obrazów. Mnie osobiście
nie podobał się tylko utwór "Follow me", ale to już może tylko
takie moje "widzimisię". Pojawia się też w filmie dużo zagadnień
filozoficznych. Oshi czerpie z wielu klasycznych źródeł. Można się tu doszukać
wątków zaczerpniętych ze Starego Testamentu i zapożyczonych od Konfucjusza.
Pojawiają się też poglądy myślicieli takich jak chociażby Jakuba
Grimm, Rene Descartes'a czy Isaaca Asimova. Oshi wydaje się wskazywać poprzez swoje
dzieło na moralny i duchowy kryzys, jaki w dzisiejszych czasach dopada ludzkość.
Jak stwierdził sam artysta w jednym z wywiadów: "Wraz z pojawieniem
się takich wynalazków jak na przykład telefony komórkowe, czy Internet,
percepcja ludzi uległa poszerzeniu, jednak przez to zaczęli sobie zdawać
sprawę, jak bardzo przestarzałe są ich ciała". "Innocence" przewiduje
nadejście dnia, kiedy "prawdziwi" ludzie staną się mniejszością,
otoczoną ze wszech stron przez roboty (prawie identyczne przemyślenia pojawiają
się także u Asimova - szczególnie w fabularnym cyklu "Roboty").
Oshi dodaje jeszcze wariant, w którym ludzie decydują się stać cyborgami,
poprzez transfer swoich jaźni do w pełni zrobotyzowanych ciał. Niewątpliwie "Innocence" jest
filmem, do którego warto wrócić, aby dobrze go zrozumieć. Nie jest to bowiem
dzieło łatwe w odbiorze. Trzeba je obejrzeć, przeanalizować, a potem znów
obejrzeć, aby dokładnie uchwycić "co autor miał na myśli". Na
pewno zawiedzie się na tym obrazie widz, który szuka łatwej rozrywki, dużych
dawek szybkiej akcji, czy bohaterów, z którymi mógłby się identyfikować...
Jeszcze małe wyjaśnienie. Po co były te wszystkie wspominki o epizodach pochodzących
z mangi? Otóż kiedy zacząłem analizować tą kwestię, doszedłem do wniosku, że
pierwszy film, był jeszcze częściowo oparty na mandze. Drugi natomiast, chociaż
nazywany jest podobnie jak oryginał "Duchem w pancerzu" i pojawiają
się tu zagadnienia poruszone w mandze, a także w poprzednim filmem, tak naprawdę
niewiele ma wspólnego z papierowym i filmowym pierwowzorem. Jest to jakość
sama w sobie, ale nie łączy się jakoś w fabularną całość z poprzednia (filmową)
częścią. Można powiedzieć, że "Innocence" jest jakby na zupełnie
innym poziomie abstrakcji. Na początku wspomniałem też, że pozostało jeszcze
kilka epizodów z mangi, które nie zostały przez Oshi'ego wykorzystane w żadnym
z filmów. Może więc nadejdzie dzień, kiedy światło dzienne ujrzy trzecia kinowa
odsłona "Ghost in the shell"? Możliwe jest też, że zostaną tam wykorzystane
pomysły z drugiej, wydanej niedawno mangi o podtytule "ManMachine Interface".
No cóż, pożyjemy zobaczymy....
Wieńcząc ten recenzyjny, mocno przekładany różnymi wątkami tort, chciałbym
na jego wierzchołku położyć malutką (ale bardzo smakowitą) wisienkę w postaci
informacji, że w tym roku film "Ghost in the shell 2: Innocence" brał
udział w konkursie głównym festiwalu w Cannes, pretendując do nagrody "Złotej
palmy"...
Tomek "aegirr" Brzozowski
Źródła:
http://www.gofishpictures.com/GITS2/main.html
When machines learn to feel, who decides what is human...
"Kiedy maszyny uczą się odczuwać, kto decyduje czym jest człowiek... "
Cytat pochodzący z plakatu do filmu.
|
|