|
Krzysztof
Lipka-Chudzik
KoLeC na obrazku
The Big Fat Kiź
Kiedy
będą Państwo czytać te słowa, na ekranach kin powinien już zagościć wyczekiwany
od dwóch miesięcy film Roberta Rodrigueza i Franka Millera "Sin City".
Przypadła mi w udziale przyjemność nie lada - tłumaczenie listy dialogowej
oraz scenariusza wersji reżyserskiej, który ma się ukazać u nas w oddzielnej
książeczce. Nie muszę tłumaczyć, iż była to dla mnie przygoda jedyna w swoim
rodzaju, dlatego też czuję się w obowiązku podziękować tym, którzy pomogli
mi wziąć w niej udział. Innymi słowy, bardzo przepraszam, ale teraz będę
kiział.
W pierwszej kolejności poza kolejnością i poza wszelką konkurencją kieruję
Gigantycznego Kizia w stronę Kamila Śmiałkowskiego - bo tak naprawdę to
właśnie dzięki niemu ta robota wpadła mi w ręce. Kamil polecił mnie ludkom
z SPI (dystrybutor "Sin City"), chociaż wcale nie musiał. Nic
na tym nie zarobił, nie miał też w tym, o ile wiem, żadnego interesu. Z
całą pewnością jest na rynku całe mnóstwo tłumaczy o wyrobionej marce, którzy
też mogli chcieć zarobić. Kulturalny Darwinista z "Wprost" szepnął
jednak w odpowiednie ucho: "Weźcie KLC" i będę mu za to wdzięczny
do grobowej deski.
Myślę, że na sporej wielkości Kizia zasługuje także osoba, dzięki której
możliwy stał się sam fakt wynajęcia tłumacza do kinowego "Sin City".
Niemal wszystkie filmowe dialogi zostały przejęte z komiksu metodą Wilq-a
(Ctrl+C, Ctrl+V), teoretycznie więc ludzie z SPI mogliby po prostu wziąć
albumy Egmontu i żywcem przepisać odpowiednie teksty. W praktyce jednak
zamiar ten mógłby mieć opłakane skutki. Talent interpretacyjny Tomasza Kreczmara
sprawił bowiem, iż w polskiej edycji "Sin City", "The Big
Fat Kill" i "That Yellow Bastard" niewiele mają wspólnego
z oryginalnymi dziełami Franka Millera. Wystarczy wspomnieć, iż np. zdanie "Goldie
worked the clergy", czyli "Goldie obsługiwała księży" (jako
prostytutka, rzecz jasna) Kreczmar odczytał jako "Goldie pracowała
dla Kościoła". Widzowie w kinach mogliby wpaść w dysonans poznawczy,
próbując odcyfrować finezyjne gry słów - ludzie z SPI postanowili więc znaleźć
kogoś, kto po prostu przetłumaczyłby cały tekst od nowa. Dlatego właśnie
dziękuję Tomaszowi Kreczmarowi, że wykonał swoją robotę tak, jak wykonał
- bo gdyby wykonał ją dobrze, to ja bym tej pracy nie dostał.
Teraz uwaga - powiem coś, co wielu z Was może bardzo zdziwić. Uważam otóż,
iż Kreczmar nie ponosi winy za to, w jakim kształcie ukazały się u nas "Sin
City" czy "Powrót Mrocznego Rycerza". Owszem, spaprał, co
tylko mógł, ale to nie on podjął decyzję o skierowaniu komiksów z takim
przekładem do druku. W poważnym, szanującym się wydawnictwie - a za takowe,
jak mniemam, Egmont pragnie uchodzić - dostarczony przez tłumacza tekst
poddaje się redakcji, korekcie i innym procesom weryfikacyjnym. Oczywiście
reguła dotyczy głównie wydawnictw publikujących "normalne" książki.
W przypadku niepoważnych zeszycików z obrazkami nikt, jak widać, nie zawracał
sobie głowy kryteriami poprawności. Postanowiono pójść na żywioł i drukować
tekst bez jakiejkolwiek obróbki. Być może Tomasz Kołodziejczak za bardzo
wierzył w kompetencje swojego kolegi, a być może po prostu goniły go terminy.
Faktem jest, iż to za jego sprawą największe wydawnictwo komiksowe w Polsce
zaliczyło największą komiksową wpadkę.
I właśnie dlatego jestem mu za to szczerze zobowiązany. Uruchomił bowiem
ciąg wydarzeń, który doprowadził do znanego już Państwu finału. Z całego
serca dziękuję Ci, Tomaszu! Bo gdybyś Ty, w porywie altruizmu, nie pozwolił
kilka lat temu zarobić Kreczmarowi na tłumaczeniach Millera, dzisiaj ja
nie zarobiłbym na tłumaczeniu Rodrigueza. Swoją porażkę przekułeś w mój
sukces - i tego Ci nigdy nie zapomnę. Nie słuchaj malkontentów i nadal podążaj
raz wybraną drogą, a być może w przyszłości, przy kolejnych adaptacjach,
skorzystają na tym inni. Życzę Ci szczęścia, zdrowia oraz kolejnych wydawniczych
osiągnięć - i kiziam Cię bardzo serdecznie: kiziu-miziu, kiziu-miziu, kiziu-miziu...
Krzysztof "KoLec" Lipka - Chudzik
PS: Byłbym niewdzięczny, gdybym nie wspomniał o osobach, które służyły
mi radą i konsultacją w trakcie przekładu. Większość z nich pochodzi spoza
środowiska (czytaj: Państwo nie znają) i tym podziękuję osobiście, w tym
miejscu natomiast Wielkiego Wypasionego Kizia dostaje ode mnie Karol Konwerski
- między innymi za rewolucyjną czujność, trzymanie ręki na pulsie i bycie
lekiem na całe zło. Wstyd powiedzieć, ale Karol parę razy przyłapał mnie
na potknięciach, wygłaszając światłe uwagi typu "Teraz to kreczmarzysz".
Dlatego teraz, Szanowni Państwo, do Konewki proszę z szacunkiem i rewerencją,
bo się chłopak zasłużył.
|
|