|
Przewróciło
się, niech leży,
czyli los dalekoplanowych postaci w komiksach
Zadzwonił budzik, pan Jeferson powoli otworzył zmęczone oczy.
Wyłączył natarczywy budzik, obrócił się w łóżku i zobaczył swoją, właśnie
budzącą się, żonę Kate. Pan Jeferson wstał i omiótł pokuj wzrokiem. Wszystko
było, jak co dzień na miejscu: durze łóżko małżeńskie, mała szafka przy
łóżku, większa na ubrania, lustro na zachodniej ścianie. Pan Jeferson wstał
i poszedł do łazienki w celu odbycia codziennej toalety.
Już ubrany w garnitur zszedł na dół, do kuchni. Siedziała tam już żona
i jego 17- sto letni syn Colin. Wzorowy uczeń i ambitny młody człowiek.
Nigdy nie sprawiał rodzicom kłopotów. Po zjedzeniu pożywnego śniadania,
pan Jeferson pożegnał się z rodziną i udał się do pracy. Wyszedł na zewnątrz
swego, jednorodzinnego domku i otworzył garaż. Dziesięć minut później był
już wewnątrz samochodu, jadącym przez miasto. Pan Jeferson od piętnastu
lat pracował w firmie "Kesco" jako ekonomista. Był zadowolony
z pracy, pensja była całkiem spora, szykował się nawet awans.
Ruch na drodze zagęszczał się w miarę jak pan Jeferson zbliżał się do centrum
miasta. Pogoda była nawet niezła, mimo paru chmur na niebie, nie pozwalających
słońcu ukazać się w całym swym majestacie. Pan Jeferson właśnie czekał na
światłach na jednej z ruchliwszych ulic. Bębnił palcami po kierownicy, w
oczekiwaniu, gdy nagle jakiś niesamowity huk dał się słyszeć na początku
ulicy. Wsztrząsnięty ekonomista obejrzał się w tył. Huk wywołało rozrzucenie
paru samochodów po ulicy. Powoli z pyłu wyłoniła się wielka postać. To był
superłotr Mechaman, ogromny robot o przerażającej sile i mózgu człowieka.
Właśnie szedł przez ulicę, rozwalając samochody. Najwyraźniej kierował się
do banku.
Nagle z powietrza dał się słyszeć głośny świst i oto przed Mechamanem wylądował
jego największy wróg - Kapitan mięśniak, obdarzony super mocami obrońca
uciśnionych i przedłużenie każącej ręki sprawiedliwości na tym padole nikczemności
i występku. Kapitan najpierw wygłosił pełną patosu przemowę do Mechamana.
On jednak zamiast poczekać do końca wolał wystrzelić w niego kilkoma rakietami,
w bardzo efektowny sposób niszcząc połowę ulicy.
Pan Jeferson nie gapił się niemo na całe zajście tylko zajął się biegnięciem
jak najdalej od dwóch walczących i krzyczeniem w niebogłosy, z resztą ludzi
na ulicy. Często słyszał o tych wszystkich walkach, superbohaterów, ale
nie sądził, że będzie kiedyś tak bliskim świadkiem jednej z nich.
Walka dwóch tytanów przenosiła się z ulicy na ulicę. Jedna rakieta Mechamana
przeleciała tuż nad głową pana Jefersona i zamieniła w wystawę popiołu okoliczny
park. Nagle jakiś cień padł na Przerażonego ekonomistę. Był to Mechaman,
powalony stalowym ciosem Kapitana mięśniaka. Pan Jeferson biegł ile sił
w nogach, aby uciec przed wielkim cielskiem metalowego człowieka. Niestety
było za późno, a że lata już nie te, to siły w nogach nie ma tyle, co za
młodu. Pan Jeferson został przygnieciony, przez Mechamana i z radosnym plaskiem
skończył żywot.
Mechaman nie zauważył nawet, że kogoś przygniótł, i szybko powstając krzyknął
swym metalicznym głosem w stronę Kapitana mięśniaka:
-"Mięśniak, zapłacisz mi za to! Tym razem cię pokonam"
-"Nigdy Mechamanie! Jestem silny prawością i zakończę wreszcie twój
terror!"
Kapitan mięśniak w końcu pokonał w bardzo efektowny sposób złego cyborga.
Był to bardzo ekscytujący zeszyt "Przygód Kapitana mięśniaka",
jeszcze lepszy niż ten, w którym walczył ze zmutowanym rekinem finasjerem.
W całej opowieści Pan Jeferson był pokazany na dwóch kadrach. Dalsze losy
jego rodziny nie są znane, ale kogo to obchodzi! Za miesiąc wyjdzie jubileuszowy,
setny zeszyt serii, w którym będziemy świadkami walki Kapitana z jego własnym
klonem!
Txt by: J.T. |
|