|
Marek Lachowicz
Jako dzieciak czytałem wszelkie komiksy które mogłem dostać w swe ręce a
ze zdobywaniem nowych nie było zbyt różowo. Najgorsze było to, że jeśli
ukazywała się jakiaś seria, z cudem graniczyło zdobycie wszystkich albumów/zeszytów.
I właśnie z tym najbardziej kojarzą mi się komiksy Wróblewskiego. Przez
długi czas byłem szczęślwym posiadaczem durgiego zeszytu z cyklu "Tajemnica
Złotej Maczety" i za Chiny nigdzie nie mogłem trafić na ciąg dalszy
ani na zeszyt pierwszy. Na szczęście było też dużo albumów, gdzie publikowane
były historie stanowiące zamkniętą całość, gdzie prawie za każdym razem
musiał się pojawić conajmniej jeden wąsaty facet, zazwyczaj będący głównym
bohaterem. Kiedy teraz przeglądam te albumy uderza mnie toporność scenariuszy,
ale klasyczna, kreska Wróblewskiego broni się nadal. Widać, że ten pan
musiał się często mocno nakombinować, żeby zobrazować wizję scenarzysty
i myślę, że udawało mu się to bardzo dobrze. Co do moich ulubionych komiksów
Wróblewskiego, były to historyjki z Binio Billem ze Świata Młodych - zawsze
wydawało mi się, że to jakiś zachodni wypasiony komiks.
Określenie, które moim zdaniem najlepiej opisuje Wróblewskiego to "świetny
komiksowy rzemieślinik" - aż tyle ale i tylko tyle, ponieważ w efekcie
nie
mogę niestety powiedzieć, żeby jego komiksy ukształtowały w jakiś znaczący
sposób moją twórczość czy podejście do komiksu. W tamtym czasie na moją
wyobraźnię o wiele bardziej działały komiksy Baranowskiego czy Papcia Chmiela
pełne niesamowitych pomysłów graficznych i fabularnych, które chłonąłem
jak gąbka. |
|