|
Na początku lat dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku (ha!
jak to brzmi) wydawnictwo Orbita Sp. z o.o. uraczyło Polaków pięcioalbumową
serią fantasy pt. "Hugo" autorstwa niejakiego Bedu. Obecnie to
dzieło wydaje się raczej zapomniane, a szkoda. To jeden z najlepszych komiksów
fantasy skierowany zarówno do dzieci jak i dorosłych.
Z półki Chmiela
HUGO
Bedu to pseudonim belgijskiego
artysty, nazwiskiem Bernard Dumont. Belg ów zasadniczo pracujący jako
rysownik (m.in. satyryczna seria rozgrywająca się w świecie psychiatrów "Les
Psy"), od czasu do czasu (a ostatnio permamentnie - vide: klasyczna
seria "Clifton") chwyta się również za scenariusze. Tak było
również w przypadku opowieści o wymyślonym przez niego nastoletnim trubadurze
imieniem Hugo. Hugo pojawił się na łamach osławionego magazynu komiksowego
dla młodzieży "Tintin" w 1981 roku. Przez następne lata Bedu
z przerwami tworzył kolejne historie z rudowłosym bohaterem - a od 1986
roku wydawnictwo Lombard rozpoczęło ich prezentację w formie albumowej.
W serii ukazało się ostatecznie pięć epizodów, wydanych również w Polsce
- niestety krótsze opowieści o Hugonie można przeczytać tylko na łamach "Tintina",
nigdy nie trafiły bowiem do żadnego albumu.
"Hugo" to seria która pozornie adresowana jedynie do dzieci.
W momencie jej polskiej premiery, gdzieś w 1990 roku, niżej podpisany miał
jakieś dwanaście lat, podobnie jak znany skądinąd Krzysztof Mirowski, który
wówczas określił dzieło Bedu jako komiksową wersję disneyowskiego serialu
animowanego "Gumisie". Nie bedę ściemniał, że nie oglądałem tej
produkcji - łykałem bowiem wówczas wszystko spod szyldu fantasy, nawet fantasy
dla dzieci. Z tego też powodu przygody rudowłosego trubadura niesamowicie
przypadły mi do gustu, poza tym był to po prostu kawałek dobrego komiksu.
O czym jest "Hugo"? Cóż, to historia wędrówki kilkunastoletniego
chłopca trudniącego sie zawodem trubadura, którego podczas podróży wspiera
oswojony niedświedś imieniem Biskoto. W pierwszym albumie "Zaklęcie
w fasolę" Hugo i Biskoto zyskują kolejnego towarzysza - swoje przeznaczenie
- latającą istotę bliżej niesprecyzowanego pochodzenia, niejakiego Narcyza.
Interakcje pomiędzy nim a pozostałą dwójką bohaterów, a zwłaszcza Biskotem
to najwieksza zaleta każdego z albumów, popis rewelacyjnych dialogów i komizmu
sytuacyjnego.
Z krótkiej sagi o przygodach Hugona nie dowiemy się bynajmniej skąd bohater
ów się wziął, dlaczego podróżuje po świecie jako trubadur, ani nawet tego
ile tak naprawdę ma lat. Z jednej strony wygląda bowiem jak nastolatek,
z drugiej jednak darzony jest poważaniem i szacunkiem dorosłych, co raczej
nie bywa udziałem młodzieży - nawet w takim baśniowym świecie jak ten, w
którym przyszło mu żyć. A jaki to świat? W zasadzie to rzeczywistość znanej
nam z historii średniowiecznej Europy - upiększona, pozbawiona brudu, zapachu
niemytych ciał, nędzy i tego rozerwania pomiędzy materializmem a duchowością.
A jednak trudno nazwać ją bajkową - we wszystkich wydarzeniach, które śledzimy
magia odgrywa co prawda olbrzymią rolę, a ludzie generalnie są dobrzy, ale...
Właśnie, ale... gdzieś tam czuje się posmak mroku; tego, że niektórzy tylko
sprawiają wrażenie miłych, a świat nie zawsze nie jest fajnym miejscem,
ani dla dzieci, ani dla dorosłych.
"Zaklęcie w fasolę" to opowieść o tym jak zła czarownica zamyka
magicznym sposobem królewskiego syna w ziarnku fasoli - uratować go może
oczywiście tylko Hugo, który aby osiągnąć cel narazi się na wiele niebezpieczeństw
i trafi do alternatywnego świata. Przy okazji spotka swoją przyszłą miłość,
czarodziejkę o jakże smakowitym imieniu Śliweczka. Ten album to zdecydowanie
najbardziej atrakcyjna opowieść z cyklu, mamy w nim m.in. rozgrywkę z potwornym
Ssaczem czy bitwę z humanoidalnymi insektami; innymi słowy jest to bardzo
dobra rozrywkowa produkcja dla dzieci i młodzieży.
W "Karle z Corneloup",
kolejnej częsci cyklu, trubadur wraz z przyjaciółmi prowadzi śledztwo w
sprawie nieszczęśliwych wypadków powtarzających się podczas budowy katedry.
Ponieważ w otaczającym go świecie najlepszym wytłumaczeniem tragedii bywają
klątwy i czary, Hugo musi jeszcze przy okazji uratować, przed szukającymi
kozła ofiarnego, tytułowego karła, chłopca o twarzy staruszka, którego ktoś
próbuje w całą sprawę wmanipulować.
"Boska
jabłoń", kolejna z
historii o dizelnym trubadurze, to opowieść o konflikcie dwóch królewskich
braci walczących o owoc tytułowego artefaktu, którym trubadur pomoże
odnaleść zagubioną braterską miłość; w "Zamku Mew" natomiast bohaterowie
wyjaśniają mroczną tajemnicę pewnej małej dziewczynki; w "Błękitnej
Perle" ryzykują życiem, aby wyzwolić potrafiącego ożywiać przedmioty
alchemika spod władzy bogacza opętanego żadzą zdobycia władzy absolutnej.
Od "Karła z Corneloup", oprócz konstruowania zabawnych i
pełnych akcji opowieści fantasy, Bedu zaczął bawić się w przemycanie
głębszych treści
o stosunkach miedzyludzkich i życiu w ogóle; można wręcz stwierdzić,
że lekko filozoficznych, aczkolwiek podanych w sposób przystępny dla
dzieci,
nie odstraszający z kolei starszego czytelnika łopatolicznymi zagrywkami.
Ponieważ
Hugo to bohater pełną gębą, prawie bez wad, scenarzysta urozmaicił
akcję obecnością misiowatego Biskoto oraz Narcyza, kłócącego sie z
kim popadnie, bez przerwy narzekającego i podrywającego Śliweczkę.
Sceny oparte na interakcjach
tych dwóch postaci to prawdziwe perły gatunku, a motyw z Biskoto napastowanym
przez gromadę kotów ("Zamek Mew"), z których jeden ukrywa
się pod jego kamizelką, a po nakryciu macha mu łapą niewinnie szczerząc
zęby pozostanie dla mnie na zawsze absolutnym mistrzostwem. Seria
łączy znakomite
(i niegłupie) pomysły fabularne z konwencją fantasy, a wszystko to
zostało przedstawione rewelacyjną kreską Bedu, lekką,
ale i całkiem szczegółową. Jest ona równie dobra jak to co przedstawiał
Uderzo w swoich najlepszych
albumach "Asterixa" - genialnie oddany komizm sytuacyjny,
wspaniale rozrysowana mimika postaci, pełny realizm w konwencji humorystycznej.
Wyobraźnia
rysownika w kreacji światów i postaci to zresztą kolejna wielka zaleta
tej serii, a Bedu naprawdę zaskakuje oryginalnością ich designu -
za przykład
niech posłuży stwór z armatą zamiast nosa i wiele innych zabawnych
indywiduów przewijających sie przez karty tych opowieści.
Pozostaje żałować, że serial liczy sobie tylko pięć albumów - Bedu nie
wyczerpał bowiem tematu i jeszcze kilka historii ze świata, po którym podróżuje
mały trubadur spokojnie mógłby opowiedzieć - niestety pozostaje się cieszyć
tym co mamy. Jeżeli więc chcecie wkręcić syna, córkę, młodszego brata czy
siostrę w świat komiksu - możecie zacząć edukację od Hugo. A jeśli sami
jesteście zmęczeni mrocznym realizmem i nie gardzicie przyjemnie napisanym
fantasy, kto wie czy nie oryginalniejszym niż dziewięćdziesiąt procent produkcji
z tego gatunku, to lektura także dla Was.
Łukasz Chmielewski
|
|