|
Ghost
Rider by Ennis
Ma
to być sześcioczęściowa mini-seria, chociaż, jak twierdzi sam Ennis, może
to być równie dobrze zamknięta całość jak i początek dłuższej opowieści. "Horror
akcji" - tak określił swoje dzieło Ennis. Na razie niedokończone, ukazała
się bowiem połowa numerów, ma w sobie jak się wydaje spory potencjał.
Ghost Rider ma długą historię, którą w skrócie przybliża Czytelnikowi
pewien anioł: ofiarował swą duszę siłom piekielnym, w zamian za wyleczenie
przyjaciela;
przyjaciel odzyskał co prawda zdrowie, ale szybko później zginął śmiercią
tragiczną; demony upomniały się jednak o swoje, ale coś poszło nie tak
i pan Blaze (osoba którą Ghost Rider był wcześniej) zespolił się z jakimś
piekielnym pomiotem i przemienił w Ognistego Jeźdźca; długo udawało mu
się
wymykać ścigającym go wysłannikom Piekieł, ale ostatecznie został pojmany,
aby cierpieć wieczne męki w Piekle. Tak właąniw go zastajemy, skazanego
na wieczne potępienie...
W czeluściach Piekieł dochodzi jednak
do buntu i pewien demon kolaborujący z Niebem ucieka na ziemię. Każdy chce
go dopaść pierwszy, ze względu
na ważne informacje, jakie posiada. Także jego brat anioł - aby uratować
własną skórę, gdyż z nim współpracował, co w obecnej sytuacji może wyjść
na jaw.
Do tego celu właśnie, ratowania własnego, samolubnego, anielskiego tyłka,
jak się okazuje, przydać może mu się idealny kandydat - Ghost Rider...
i zaczyna się 'jazda'.
Nie ma co ukrywać, historia narysowana
jest z wielką pompą przez Claytona Craina. Przepiękne rysunki cieszą oko
i to bardzo. Szczegółowe, dokładne,
zachwycające. Czasem, jeśli idzie o tło, zdarza im się nieco trącić
sterylnością oddziału chirurgicznego. Za to postaci są wykonane starannie
i fachowo.
Przynajmniej te pierwszoplanowe. Jakby nie patrzeć, na kreskę nie
można narzekać, jest solidna. Troszeczkę ten piękny efekt psuje kolorystyka
- czasem zbyt ciemna, przez co niewiele widać i kadr przypomina bezkształtną
papkę. Jest to jednak szczegół, gdyż częściej przyjdzie się Czytelnikowi
zachwycać, niż zastanawiać czy przypadkiem jakiś bohomaz malarski
nie
zakradł
się jako wkładka do komiksu.
Komiksowe dzieło to jednak nie tylko warstwa wizualna, ale także fabularna.
Tutaj, niestety, mam pewne zastrzeżenia. Nie chciałbym z tego tekstu
robić recenzji, bo nie znam całości tejże opowieści, a tylko jej
połowę. Mogę
jednak śmiało stwierdzić, i chyba przyznacie mi rację, że nie jest
ona zbyt skomplikowana. Oczywiście treść, dialogi, opisy sytuacji
są dobre,
mają
w sobie nawet trochę artystycznego kunsztu oraz humoru (archanioł
zabójca; dwa anioły rozmawiające na księżycu, z czego jeden siedzi
na lądowniku,
którym dostali się tam pierwsi ludzie; wsadzenie komuś głowy w odbyt,
pozostawienie go przy życiu i nazwanie Buttview), nieobcego zresztą
Ennisowi, jeśli się
postara. Postaci są ciekawe i każda ma swój charakterek. Pewne odmienienie
sposobu, w jaki pierwotnie postrzega się anioły (tutaj nie są takie
dobre, jak przyjęło się powszechnie wierzyć) jest ciekawe i faktycznie
tworzy
mały horrorek, ale nie horror. Z demonami zaś bywa już różnie: np.
to, co zrobił
wysłannik Piekieł - Hoss pewnemu harleyowcowi 'na trasie' (wspominałem
o tym wcześniej - Buttview) było trochę komiczne i straszne zarazem.
Natomiast cielesna forma zbiegłego demona, na którego ujęciu opiera
się cała zabawa,
jest, szczerze mówiąc, żałosna. Tak samo, jak zupełnie niepotrzebne
wydaje mi się przywoływanie stereotypu teksańczyków, jako ludzi
przywiązanych mocno
do tradycji i Ku-Klux-Klanu. Niepotrzebne w tym komiksie przynajmniej.
Fabularnie to, co przeczytałem nie zachwyciło mnie, ale też nie
odrzuciło. Trochę ponad przeciętność, zatem powrót Ghost Ridera
w wydaniu ennisowym
uznać można za udany, choć nie do końca - zabrakło w tej materii
fajerwerków. Za to szata graficzna, w którą ubrał całość Crain,
jest ich pełna. Adrian "ffreak" Grabiński
| |