Ostatnia pielgrzymka


Nie bardzo wiadomo, dlaczego wizja ostatecznej katastrofy, zagłady, tak często kusi twórców - może to przez ten rozmach i swobodę, jaką można się wykazać, budując świat rządzący się własnymi prawami, tylko po to, by pokazać, że w dalekiej, postapokaliptycznej przyszłości rasa ludzka nie tylko nie będzie bardziej dojrzała, ale przez zerwanie więzi z przeszłością powróci do czasów barbarzyństwa. Tak, mało kto nie lubi od czasu do czasu takich historii. W końcu, choć globalna katastrofa może się wydarzyć, to jakoś nie widzimy możliwości, że miałoby się to stać za naszego życia. Innymi słowy: wkładamy to na tą samą półkę co, powiedzmy, podróże kosmiczne dla wszystkich - kiedyś na pewno się zdarzy, ale na pewno nie za naszego życia, więc nie czujemy oporów, by sobie o tym pofantazjować.

Trzeba przyznać, że świat wykreowany przez Ennisa nie grzeszy oryginalnością. Ot, typowa postapokaliptyczna rzeczywistość, jaką znakomicie kojarzy każdy, kto widział na przykład którąkolwiek z części "Mad Maxa". Odnajdziemy w niej też sporo z mistycznej wizji równoległego wymiaru świata "Mrocznej Wieży" Stephena Kinga, ale wyszukiwanie nawiązań w tym przypadku nie ma najmniejszego sensu, a całe dzieło potraktowałbym raczej w podobnych kategoriach jak "Piąty element" Luca Bessona - rozbudowanej, swobodnej fantazji, wynikłej z obcowania z kulturą popularną, a w tych konkretnych przykładach: fantastyką naukową.

Grupa zagubionych pośrodku pustynnego dna Atlantyku ludzi, od wielu tygodni w nieustannej ucieczce przed piekłem wypalonego świata i w nadziei na odnalezienie rajskiej oazy w najgłębszych czeluściach matki ziemi. Z większym, bądź mniejszym poczuciem więzi z grupą, czekają jedynie na rozkazy, najpierw Dirka, potem Pielgrzyma - żadna różnica - bezbarwny tłum, gotowy by powierzyć swoje życie temu, kto sprawniej potrafi przekonać ich do swoich racji (oczywista forma hiperdemokracji w jakiej przyszło nam obecnie żyć.) Spośród tej grupy wyróżnia się Dirk, ich dowódca, były wojskowy, równie prostolinijny co jego imię i budujący swój świat na misji strzeżenia bezbronnych cywili. Pojawienie się Pielgrzyma, równoznaczne z utratą pozycji, niszczy jego rację bytu. Niefortunne i brzemienne w skutkach spotkanie z podziemną kreaturą, pozbawiają go resztek dumy i godności, co ostatecznie prowadzi do zdrady.

Rodzicielstwo wyróżnia małżeństwo Shepherdów, stawiając ich przed wieloma trudnymi wyborami, w których stawką jest życie ich syna. Ta odpowiedzialność za inną osobę daje im siłę, jakiej brak innym członkom grupy, siłę by przeciwstawić się rozkazom i dokonywać samodzielnych wyborów. Zdają sobie sprawę, że nie potrafią zapewnić własnemu dziecku bezpieczeństwa, ale mimo bezsilności, wobec otaczającego, wrogiego świata, starają się przekazać mu nadzieję, jaką on sam im daje. Billy, jedyny niewinny świadek końca świata. Mimo licznych błędów, jego pamiętnik jest świadectwem - zaczyna się niby księga Genesis, a spisane słowa ojca mówią o początkach nowego świata - pytanie brzmi: Jak będzie wyglądał koniec świata, który sam jest ziszczeniem apokalipsy?

I tak dochodzimy wreszcie do dwóch antagonistycznych bohaterów. Z jednej strony kapitan Castenado, choć czy nie lepiej by go było nazwać po prostu "kapitan Hak"? Mówi się, że antagonistę powinien grać zawsze lepszy aktor, bo zło powinno fascynować. Cóż, w przeciwieństwie do pielgrzyma Castenado nie dostał własnego rozdziału na opowieść o "życiu przed". Z jednej strony zapewne dlatego, że w poprzednim świecie nie istniał - jest zdegenerowanym przez promieniowanie słoneczne dzieckiem "nowego świata". Cała przerysowana otoczka piractwa: dwie drewniane nogi, dwa haki zamiast dłoni, nie znajduje racjonalnego wyjaśnienia, bo przecież mało prawdopodobne, żeby miał do czynienia z "Wyspą Skarbów" czy "Piotrusiem Panem". Wydaje się, że ma to raczej związek z postacią głównego narratora, Billy'ego, samotnego chłopca uwięzionego w niezrozumiałym świecie dorosłych. Przez podobny pryzmat należy postrzegać również samego Pielgrzyma. W przeciwieństwie do rodziców, nie mówiący, co należy, a czego nie - samotny bohater, który ot tak, po prostu, z łatwością dziesiątkuje szeregi krwiożerczych piratów. Prosta jest również jego wiara, a zawarte w Księdze proroctwo, tak cudownie przejrzyście wyjaśnia nieszczęścia, które spadły na świat.

I tu wracamy do pytania, które powinniśmy zadać na początku: Dlaczego, u licha, oddział bandytów prześladuje zbłąkaną grupę? Czy rzeczywiście ich dobytek jest warty całej tej zmarnowanej amunicji i paliwa? Faktycznie, można przyjąć, że to po prostu zwykła żądza krwi, ale odpowiedź taka wydaje się zbyt banalna. Wtedy przypominam sobie, z jakim przerażeniem mały Billy mówił o tym, co piraci robią z jeńcami. A co dokładnie robią? No właśnie, przeciągają ich na swoją stronę. Oto dziwna, zdegenerowana istota staje się bogiem, żądnym coraz to nowych, wiernych wyznawców. Z drugiej strony jest Pielgrzym, skromny sługa Pana, który zrobi wszystko, by ukrócić zapędy zuchwalca. A może w nagrodę za pokonanie Jego wrogów dostąpi łaski zbawienia... Apokalipsa spełniona.

Łukasz "Krux" Kruczkowski


Pielgrzym
" Just a Pilgrim"
scenariusz: Garth Ennis
rysunki: Carlos Ezquerra
kolory: Bongotone's Paul Mount and Ken Wolak
okładka: Mark Texeira
wyd. Black Bull, 2000
wyd. w Polsce: Mandragora, 2002