|
Perwersyjna
obsesja detalu w głowie normalnego człowieka.
Dla
tych którzy przeczytali chociaż kilka numerów naszego magazynu z pewnością
nie jest tajemnicą, ze nie przepadam za komiksami amerykańskimi. Jednak
oczywiście i tutaj zdarzają się wyjątki. Z całego morza różnorakiej maści
amerykańskich rysowników komiksowych, jedną z postaci godnych bliższego
zainteresowania zdecydowania jest bohater dzisiejszego artykułu, nazwiskiem
Geofrey Darrow. Być może pamiętacie to nazwisko z artykułu Jarka
Obważanka,
na temat znakomitej serii "Hard Boiled" (KZ
#11). Nawet jeśli
nie, to zapewniam, że i tak 99% z was spotkało się już z pracami tego artysty.
Bo czy jest tu ktoś, kto nie oglądał filmów z serii "Matrix"?
Gdzie dokładnie, pojawiły się projekty Darrow'a o tym nieco później, a tymczasem
- poznajmy się.
Geofrey (Geof) Darrow urodził się 21 października, 1955 w Iowa. Studiował
na "American Academy of Fine Arts w Chicago". W wieku 24 lat podjął
pracę jako animator w studiu wytwórni "Hanna Barbara". Tam właśnie
poznał Moebiusa, który w 1982 roku pracował w USA, przy realizacji filmu "Tron".
Podobno Moebius był pod dużym wrażeniem prac młodego Amerykanina. Zaproponował
mu więc zilustrowanie swojego nowego projektu, zatytułowanego "Internal
transfer" (Transfer wewnętrzny). Dwa lata później Darrow postanowił
przenieść się do Francji i zamieszkał w Paryżu. Wkrótce też powstało kolejne
dzieło duetu Moebius-Darrow - portfolio, zatytułowane "La Cité
Feu" (Miasto
ognia). W 1986, artysta stworzył postać Bourbon
Threta, która pojawiła się
w albumie "Comics and Stories" w tym samym roku. Od tamtej pory
Darrow tworzył projekty głównie dla europejskich wydawców. Artysta jest
jednak najbardziej znany ze swojej późniejszej współpracy z Frankiem
Millerem nad wspomnianą już serią "Hard Boiled" (1990) oraz "Big
Guy and Rusty the Boy Robot" (Wielki koleś i Robot Rusty). Na podstawie
tej historii powstała też seria animowana oraz linia zabawek. Odnośnie "Hard
Boiled" to nie będę tutaj zbytnio rozpisywał się na ten temat, nie
było by bowiem sensu powtarzać informacji przytoczonych w artykule Jarka.
Przypomnę tylko, że jest to opowieść o robocie (a właściwie androidzie)
z serii o nazwie Nixon, który uważa siebie za człowieka i nie chce dać wiary
temu, że jest zupełnie inaczej. Jednak oprócz swojego "prawdziwego" życia
jako ojca rodziny i agenta ubezpieczeniowego, jest także bezwzględnym, mechanicznym
mordercą. W opowieści tej można doszukać się nawiązań do "Blade
Runnera" P.K.
Dicka, a także "Terminatora" Jamesa
Cammerona. Jest to dzieło
naprawdę ciekawe, zarówno pod względem fabularnym jak i wizualnym.
Do
aktualnego dorobku komiksowego tego twórcy należy także seria "Shaolin
Cowboy". Jest to autorski projekt Darrow'a, w którym występuje
on zarówno w roli grafika, jak i scenarzysty. Jest to opowieść o azjacie
podróżującym
po pustyni na swoim gadającym mule. Niegroźny na pozór, okrągły i łysy człowieczek,
okazuje się przy bliższym poznaniu mistrzem walk, bezbłędnie władającym
zarówno mieczem jak i rewolwerem, bez trudu rozprawiającym się z nieprzeliczonymi
zastępami wrogów. Mężczyzna i muł podróżują bez bliżej określonego celu.
Co ciekawe główny bohater prawie się nie odzywa, natomiast jego muł nadrabia
to z nawiązką, nie przestając podczas podróży mleć ozorem (wykazując się
zarówno w monologach jak i w dialogach). Sprawia to, że główny bohater jest
postacią bardzo tajemniczą i ciężko jest wywnioskować, kim tak naprawdę
jest i czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy to nie jego wierzchowiec jest
tutaj przypadkiem główna postacią? Jeśli chodzi o fabułę, to należy stwierdzić,
ze w każdym z kolejnych zeszytów właściwie niewiele się dzieje. Mamy tu
klasyczny wręcz przykład przewagi formy nad treścią - majestatyczne, ciągnące
się przez kilka dobrych kadrów sceny walki i niewiele konstruktywnych dialogów
popychających akcję naprzód. Ten komiks jest po prostu kolejnym popisem
graficznym w wykonaniu Darrowa. Mnóstwo graficznych detali, natomiast fabuła
dosyć znacząco kuleje. Odnośnie grafiki, to kiedy ogląda się taki komiks,
to aż szkoda, że nie jest on wydawany w większym niż standardowy formacie,
gdyż wtedy lepiej można by docenić kunszt Geof'a. W tym właśnie tkwi siła
tego artysty. Oglądając te strony, z mnóstwem niepoliczalnych wręcz detali,
zapomina się o fabule i delektuje niezapomnianymi obrazami. Warto wspomnieć,
że seria jest wydawana przez "Burlyman Entertainment",
wydawnictwo należące do braci Wachowskich.
Skoro
dotarliśmy już do tego nazwiska, to nadszedł czas, aby napisać o wkładzie
Geofreya Darrow w powstanie filmu "Matrix". Artysta ten
stworzył bowiem mnóstwo projektów na potrzeby tego obrazu. Jak stwierdzili
kiedyś bracia Wachowscy (było to jeśli dobrze pamiętam w filmie dokumentalnym
o pierwszym Matrixie), kiedy do ich rąk trafiły pierwsze szkice Darrowa,
stwierdzili, ze ten facet musi mieć zdrowo skrzywioną psychikę, tudzież
tworzyć swoje grafiki pod wpływem silnych środków odurzających. Tym czasem,
ku ich zdziwieniu, Darrow okazał się spokojnym i miłym człowiekiem. Zdziwiłbym
się gdyby wszyscy oglądali wspomniany przeze mnie film dokumentalny. Jednak
jeśli będziecie sięgali następnym razem po któryś z Matrix'ów przyglądajcie
się dobrze. Te mackowate potworki zwane Strażnikami, żywa sonda w brzuchu
Neo, czy widok "ludzkiej elektrowni" to właśnie wizie Geofreya
Darrow. Jego prace pojawiły się także w artbooku "The art of
Matrix",
nie mogło ich też oczywiście zabraknąć w kompilacji "Matrix
Comics".
"Projekt okładki do jednego z odcinków
serii "Transmetropolitan" "
|
|
|
|
Kontynuując jeszcze przez chwilę tematykę komiksową, to prace Geof'a opublikowane
zostały także, w erotycznej komiksowej kompilacji "Xxxenophile".
Nie miałem okazji zapoznać się z tą pozycją literaturową, nie mogę więc
powiedzieć nic więcej ponadto, że na pewno prace Darrowa tam się ukazały.
Artysta rysował też sporo rysunków na okładki, do takich komiksowych serii,
jak (znany także u nas) "Transmetropolitan", "Cross", "Concrete" czy "Doc
Frankenstein". Warto też wspomnieć, że poza przygodami z
komiksami i filmem, Darrow projektował też rysunki do kart z serii "Magic:
The Gathering". Jego rysunki trzeba po prostu zobaczyć.
To już nie jest perfekcyjna dbałość o szczegóły, lecz raczej posunięta
do granic perwersji
obsesja detalu. Nie wiem ile czasu ten facet spędza nad jedną planszą
swojego komiksu, ale gdybym był na jego miejscu, to chyba straciłbym zapał
do rysowania
już po dwóch bardziej rozbudowanych kadrach. Chociaż z drugiej strony,
moim zdaniem rysunkom Geof'a Darrow brakuje subtelności. Jego styl jest,
owszem,
bardzo szczegółowy, ale postacie są jakby wyciosane z grubych klocków,
toporne. Czasami odnoszę też wrażenie, że Darrow lubuje się w makabrze.
Rysowane
przez niego komiksy są bowiem pełne obrazów brzydoty i destrukcji. Zakrawa
to na paradoks, jednak tak właśnie jest. Zdruzgotane maszyny, rozpadające
się na miliardy części, obrazy katastrof dotykających całe aglomeracje,
czy przestrzelone na wylot głowy ukazane z anatomiczną wręcz dokładnością
to "żelazne
punkty repertuaru" tego
rysownika. Wyjątkiem jest tutaj seria "Big guy", która skierowana
była do młodszych odbiorców i siłą rzeczy pewne kwestie musiały w niej
zostać ujęte...hmm...mniej drastycznie.
Podsumowując, Darrow jest pod pewnymi względami artystą wyjątkowym. Nie
wiadomo jak dalej rozwinie się jego kariera na komiksowym poletku, wdaje
się jednak, że już dziś zapewnił sobie trwałe miejsce w historii nie tylko
komiksu, ale także fantastyki w ogóle (vide trylogia "Matrix").
Dla maniaków którzy z zacięciem wyszukiwali w rodzimym Kovalu detale, lecz
także dla innych osób interesujących się komiksem, prace Geofa Darrow'a
powinny być lekturą obowiązkową (przynajmniej do obejrzenia).
aegirr
Źródła:
http://www.shadland.com/darrow/
http://www.lambiek.net/darrow_g.htm
http://www.grovel.org.uk/reviews/hardbo01/hardbo01.htm
http://www.scifi.com/scifiwire/art-books.html
http://www.icomics.com/rev_020205_shaolincowboy.shtml
| |