|
"Mister
O".
Rysunek
szczegółowy to niełatwa sprawa - autorzy muszą poświęcić mu wiele pracy,
jednak jako rekompensatę otrzymują podziw i szacunek odbiorców ich
wychuchanego dzieła. Lewis Trondheim ("Przygody Mikołajka") nie
zamierzał bawić się w naśladownictwo i poszedł diametralnie odmienną drogą;
wybrał prostotę stylu, zachowując przy tym własną specyfikę. Mało tego -
wiele jego komiksów ma scenariusz równie nieskomplikowany, co kreskę, natomiast
to połączenie, trafia w gusta dzieci, ujmując także i starszych. Jednak
Trondheim wciąż potrafi zaskoczyć swych czytelników, bo "Mister O",
owszem jest prosty, lecz kto by się spodziewał, że owa prostota będzie posunięta
do takiego stopnia. Można powiedzieć, że tworząc ten komiks, autor udowodnił
mistrzostwo w tej dziedzinie.
O czym opowiada "Mister O"? Nie dowiecie się tego z opisu na
tylnej stronie okładki, a to dlatego, że go nie ma. I jest to decyzja, jak
najbardziej słuszna: po pierwsze, komiks poza paroma dymkami zawierającymi
tylko symbole jest w całości niemy, więc brak tekstu na okładce, to raczej
wynik dbałości wydawcy o dobrą edycję; a po drugie, po co wam tekst? Aby
dowiedzieć się, na czym opiera się fabuła wystarczy spojrzeć na okładkę.
Ona mówi wszystko. Pan O, kuleczka z kończynami grubości kreski, staje bezradnie
naprzeciw leżącej na jego drodze przepaści - w ten sposób zaczyna się każdy
z trzydziestu odcinków, z których składa się album. "Dziura w ziemi" -
Trondheim uznał, że nie będzie kombinował i narysował komiks oparty na tym
jednym, prostym pomyśle.
"Mister O" zbudowany jest niczym klasyczny album humorystyczny,
a więc jeden żart, to jedna strona, co daje nam w sumie trzydzieści stron.
Zaś gdy zajrzymy do środka, możemy być zaskoczeni - otóż każdy odcinek składa
się z sześćdziesięciu obrazków o identycznych rozmiarach, wszystkie natomiast
ułożone zostały regularnie w kolejnych rzędach. Może to dawać wrażenie,
iż czyta się storyboard filmu animowanego. A trzeba powiedzieć, że te stworzone
z dziecięcą prostotą historie mają w sobie coś z kreskówki. Przede wszystkim
wpływ na to ma kreska Trondheima - lekka, prosta i bezpośrednia. Czytelna,
świetnie przekazująca treść i obywająca się bez słów. Z drugiej natomiast
strony - wciąż powtarzające się zmaganie bohatera kończące się jego ciągłymi
upadkami.
Bo każda z tych historyjek, to wariacja na temat: tytułowy bohater beztrosko
zmierza przed siebie, aby w pewnym momencie jego droga została przerwana
w sposób dosłowny. To, co się później dzieje jest już wynikiem bogatej wyobraźni
autora, gdyż każdy z odcinków rozgrywa się inaczej i w innym otoczeniu.
A więc, nasz bohater spotyka innych mieszkańców swego świata przeprawiających
się przez przepaść, wędrujące zwierzęta, lub też samotnie główkuje, jak
dostać się na upragnioną drugą stronę bez niczyjej pomocy. Zdarzają się
odcinki tak proste, że bohaterami żartu bywają jedynie Pan O, parę przedmiotów
martwych oraz oczywiście opus magnum, czyli przepaść.
Oczywiście Trondheim potrafi skonstruować każdą opowieść w taki sposób,
aby dawała czytelnikowi, jak najwięcej emocji. A chodzi tu przede wszystkim
o śmiech i zaskoczenie.
Damian "hans" Handzelewicz
Scenariusz i rysunki: Lewis Trondheim
Data wydania: 2002r.
Wydawca: Delcourt
Liczba stron: 32
Format: A4
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 8,90
PS "Mister O" jest co prawda one-shotem, jednak w październiku
2005 r. Delcourt wydał "Mister I" Trondheima. Już na pierwszy
rzut oka widać podobieństwo, co potwierdza się po zajrzeniu do środka. Jak
widać mamy identyczny podział strony na kadry, równie proste rysunki i nieskomplikowany
scenariusz - można więc rzec, że jest to nieoficjalna kontynuacja. | |