|
Runaways
#1 HC
Wiek
nastoletni. Temat rzeka, o którym dyskutują szacowni profesorowie i socjolodzy,
antropolodzy zaś piszą książki, o wpływie młodzieńczego buntu, na rozwój
cywilizacji. Ci, którzy już te naście lat mają dawno za sobą, wspominają
ów okres z rozrzewnieniem, a ci, którzy dopiero wiek ten osiągną, już planują
co będą robić, gdy zakosztują tej namiastki wolności i samodzielności. Pierwsze
miłości, kontakty z przyjemnościami zarezerwowanymi dla dorosłych, wielkie
przyjaźnie i równie wielkie konflikty- zaprawdę, piękny i jednocześnie straszny
okres w życiu każdego człowieka. Znam mało komiksów, które potrafią ująć
ten problem bez popadania w stereotypy i banały. "Runaways" jest
jednym z niewielu dzieł, wśród powieści graficznych, które przedstawia bóle
dorastania w tak atrakcyjnej, przejrzystej, a jednocześnie nietuzinkowej
formie.
Chyba każdy, kto choć trochę orientuje się w amerykańskim rynku komiksowym,
słyszał o dość młodym pomyśle firmy Marvel na odświeżenie starych, znanych
i lubianych bohaterów w nowej serii wydawniczej "Ultimate". Zgodnie
z tym zamysłem, takim sławom jak Spidermanowi czy X-Menom zafundowano lifting,
znacznie odmłodzono i rozpoczęto całą ich historię od nowa. Właśnie bezpośrednio
z cyklu "Ultimate" narodziła się idea stworzenia "Runaways".
Napisanie scenariusza do tego przedsięwzięcia zlecono cenionemu Brianowi
Vaughan'owi, który maczał swe palce w takich perełkach jak "Y the last
man", "Ex Machina" czy, nomen omen, "Ultimate X-Men".
Jako, że dano mu wolną rękę, Vaughan mógł pobawić się konwencjami oraz całym
marvelowskim uniwersum, a osiągnięty efekt to jeden z najlepszych komiksów
ostatnich lat.
Cały pomysł jest tak prosty, ze aż dziw bierze, ze nikt nie spróbował wykorzystać
go wcześniej. Bo przecież, jeśli by się tak przez chwilę zastanowić, superbohaterowie
i ich przeciwnicy nie biegają całe dnie w trykotach ze spandexu i prowadzą
także normalne życie (jeśli życie obdarzonego nadludzkimi mocami człowieka,
może być w ogóle normalne) po zdjęciu masek. Wielu zapewne prowadzi legalne
bądź pół-legalne biznesy, ma znajomych z którymi chadza na piwo lub na randki.
To wszystko poruszono już w seriach "Ultimate". Vaughan posuwa
się jeszcze dalej i zadaje pytanie - co by było gdyby owi bohaterowie i
anty-bohaterowie posiadali dzieci, które nie mają pojęcia o podwójnym życiu
swoich rodziców?
Tak właśnie zostaje zawiązana akcja w "Runaways"- sześcioro nastolatków
pozostawionych samym sobie, gdy ich rodzice jak co roku, spotykają się w
interesach, musi sobie zorganizować jakoś czas. Jako, że z początku żaden
z bohaterów nie pała zbytnią sympatią do pozostałych, atmosfera robi się
coraz bardziej ciężka, do czasu gdy jeden z dzieciaków, 16-letni Alex, wpada
na pomysł podsłuchania, o czymże ważnym dyskutują ich "starzy"?
Cóż, już po chwili wychodzi na jaw, iż pozornie zwyczajni i nudni rodziciele
mają drugą, znacznie ciekawszą, a zarazem przerażającą twarz - spotkanie
biznesowe, okazuje się zebraniem super-łotrów, którzy właśnie zajęci są
składaniem ofiary z młodej dziewczyny i debatują o przejęciu władzy nad
światem. Wszyscy, poza najmłodszą Molly, której zabroniono patrzeć na scenę
morderstwa, rozumieją, iż byli przez swych niemal krystalicznie czystych
rodziców oszukiwani, a wtedy do głosu dochodzą skłonności typowe dla nastolatków
- w głowie sześciorga młodych buntowników rodzi się plan ucieczki z domu
i powstrzymania morderczych zapędów własnych krewnych. Cóż, każdy nastolatek
twierdzi, że jego rodzice są źli. W przypadku szóstki głównych bohaterów,
kwestia ta zyskuje jednak zupełnie nowy wymiar. Z takiej perspektywy codzienne
kłótnie o to, kto ma wynieść śmieci, wyprowadzić psa, czy umyć naczynia
wydają się maleńką błahostką, czyż nie?
Tak zaczyna się wielka wędrówka, podczas której walka z własną rodziną
będzie najmniejszym z problemów, jakie trzeba będzie rozwiązać. Bo jak wiadomo,
nastolatki mają ważniejsze sprawy na głowie - miłostki, przyjaźnie i rywalizację.
Vaughan, poprzez wyolbrzymienie typowych młodzieżowych problemów do superbohaterskiej
skali, zdołał wyraziście pokazać to, co nie udało się wielu przed nim -
wiarygodnie przedstawić świat w oczach młodzieży, z początku XXI wieku.
Bez słodzenia, czy omijania niewygodnych tematów. Mamy tu wszystko - nawet
kontrowersyjną w amerykańskich realiach kwestię buzujących hormonów. To
chyba jedno z niewielu dzieł komiksowych na amerykańskim rynku, które nie
boi się powiedzieć, że młodzież myśli i rozmawia o seksie czy o używkach
wszelakich. Problem ten jednak przedstawiony jest nie nachalnie, lecz dowcipnie
i ze smakiem. Nie ma się uczucia, że dialogi na te tematy zostały wciśnięte
na siłę, wszystko wypływa z linii fabularnej i dodaje całości autentyzmu.
Dodatkowo bohaterowie, wraz z poznawaniem swoich mocy (w końcu są potomkami
super-przestępców, a co to za super-przestępca bez specjalnych zdolności?)
dzieciaki uczą się paru lekcji życia, zaś odbiorca zauważy, iż owe umiejętności
są odzwierciedleniem marzeń i osobowości poszczególnych bohaterów, gdzie,
dla przykładu, najmniejsza i nie brana na poważnie przez resztę Molly
zyskuje nadzwyczajną siłę, a rozrywkowy i mało odpowiedzialny Chase
ma szansę...
nieco pobawić się ogniem.
Jeszcze bardziej treść uwiarygodnia galeria postaci. Z początku bohaterowie
wydają się być płascy i stereotypowi, a czytelnik uśmiecha się, sądząc iż
podjęte przez nich działania będą przewidywalne. Nie jest to podejrzenie
bezpodstawne, w końcu mamy tu ograne archetypy, często wykorzystywane do
portretowania szesnastolatków - komputerowego maniaka o sporej wiedzy, rozpuszczoną
córeczkę z Beverly Hills, wygadanego podrywacza, sarkastyczną, aspołeczną
buntowniczkę i odzianą w czerń gotkę z realistycznym podejściem do życia,
a do tego dochodzi dopiero co odkrywająca uroki dorastania 12-letnia, niewinna
miłośniczka kucyków i innych rzeczy ogólnie uznanych za "słodkie".
Ale Vaughan nie byłby sobą, gdyby nie zafundował nam co najmniej kilkunastu
zwrotów akcji. Szyderczy uśmiech w kilka chwil znika, a my jesteśmy co i
rusz zaskakiwani nowymi, niestandardowymi pomysłami. Zapewniam, "Runaways" pod
względem scenariusza czasami po prostu zwala z nóg. Obok siebie występują
jednocześnie sceny humorystyczne, poważne i tragiczne, i co ciekawe, wszystko
to łączy się w spójną, zgrabną całość. A wszystko w świecie Marvela, więc
możemy też liczyć na gościnne występy prawdziwych sław uniwersum z Kapitanem
Ameryką na czele.
Świetnie się to czyta, ale czy równie dobrze to wszystko wygląda? Zarówno
Adrian Alphona, odpowiadający za większość oprawy graficznej wydania HC "Runaways" oraz
okładkę, jak i Takeshi Miyazawa (rysownik dwóch rozdziałów) na pewno talent
mają. Nie jest to szczyt wirtuozerii w posługiwaniu się ołówkiem, lecz kresce
zarzucić wiele nie można - rysunki są czytelne, nie ma żadnych problemów
z anatomią, zaś styl, mimo że realistyczny, jest bardzo lekki i świetnie
współgra z młodzieżową tematyką komiksu. Warto też zaznaczyć, iż obaj graficy
doskonale zdają sobie sprawę, iż ubiór odgrywa wielką rolę w życiu nastolatka
i nie pozwalają pozostawać bohaterom w jednych ciuchach zbyt długo, poświęcając
projektom poszczególnych kreacji sporo uwagi. Także do szczegółowości elementów
tła nie da się przyczepić, wszystko jest wyraźne i na swoim miejscu.
Kolory, jak w większości tego typu produkcji, kładzione są komputerowo.
I tu słowo krytyki- miejscami nie podoba mi się cieniowanie postaci, które
jest zbyt delikatne, jasne i wydaje się, jakby ktoś po nieprzespanej nocy
robił je przy pomocy najprostszych narzędzi Photoshopa. W innych miejscach
zaś wszystko wygląda w porządku. Z kolorami nie ma już takich problemów,
w tej kwestii nie przesadzono ani z nadmiernym "biciem po oczach" ani
też specjalnie ich nie przyciemniono. Jest wiele lepiej narysowanych pokolorowanych
komiksów, ale "Runaways" nie odstaje pod względem graficznym od
większości wysokonakładowych produkcji amerykańskich.
Cóż by rzec na koniec? Uciekinierzy warci są swej ceny. Mimo że wydanie
w Hard Coverze z obwolutą i na kredzie, zbierające pierwsze 18 zeszytów
serii (448 stron wraz z dodatkami) kosztuje 35$, nie żałuję ani jednej wydanej
na ten komiks złotówki. Wygląda dobrze, a czyta się wręcz doskonale. Naprawdę
jedyną poważną wadą jest fakt, że historia za szybko się kończy, a na poznanie
dalszych losów nastoletnich bohaterów trzeba jeszcze trochę poczekać, bo
Vaughan zrobił sobie niemal półroczną przerwę w pisaniu kolejnych scenariuszy
i dopiero niedawno wznowił pracę. Dość powiedzieć, że wielu (w tym ja) czeka
na następne części z utęsknieniem, a wśród fanów serii znajdzie się nawet
sam Joss Whedon (tak, tak, ten od "Astonishing X-Men" i genialnego
serialu s-f "Firefly"), który nie omieszkał napisać do autorów
maila, w którym domaga się rychłego kontynuowania przygód bardzo szczególnych
nastolatków. Mam nadzieję, że następne wydanie zbiorcze pojawi się jak najszybciej
(niestety, jeszcze długo nie ma co liczyć na polską edycję) a tymczasem
przeczytam pierwszych "Runaways" jeszcze raz. Bo do tak świetnie
napisanej historii chce się wracać kilkakrotnie.
Łukasz "Yoghurt" Gładkowski
"Runaways"
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Adrian Alphona, Takeshi Miyazawa
Kolory: Christina Strain & Brian Reber
Okładki: Adrian Alphona, Jo Chen & Joshua Middleton
Wydawca: Marvel
Rok wydania: 2005
Format: 29x19 cm
Liczba stron: 448
Oprawa: Twarda, obwoluta
Papier: Kreda
Druk: Kolor
Cena: 34,99 $US | |