|
Jarek Obważanek
Komiksowa kawa
KoLec wielbi wilka, Josh Homme wielbi wilka, wielbię i ja!
Dobra,
co będę udawał. Piszę te wynurzenia na parę godzin przed premierą numeru i tekst
KoLCa, który jest trochę ponad moim, czytałem zanim zabrałem się do swojego akapitu.
Czy dwóch. Poniekąd więc to on za mnie wybrał ostatecznie temat, który poruszyć
zamierzałem, czyli: huraaaaaa! wreszcie Itto Ogami będzie gadał po naszemu!
Wyrwany z kontekstów komiksowych* przez ostatnie kilka miesięcy nie wiem nawet,
czy Przemek Wróbel mi jako pierwszemu obwieścił tę radosną nowinę. List od niego
przeczytałem 23 lutego zaraz po tym, jak za drugim podejściem, za to bardzo dobrze,
zdałem estetykę. Okazało się więc, że nie tylko złe występuje parami, jak np.
Fil i Termos, Adler i Piątkowski, Skarżycki i Leśniak. ale długo by wymieniać,
a tekst miał być krótki. W każdym razie się cieszę! Bardzo! I cieszę się, że
KoLeC jeszcze przed premierą odczuwa podobną radość jak ja, chociaż mniej pielęgnowaną,
nieco bardziej świeżą, młodszą (ale czy piękniejszą?). No w końcu ja na ten komiks
czekam przynajmniej od przełomu wieków, a on dopiero od niedawna. Co się jednak
będziemy licytować, rzucać datami pierwszej randki, cytować listy do pięciu wydawców,
o przepraszam, męczyłem tylko czterech, przecież nie to jest ważne - ważne jest
to, że Elvis żyje i jest liderem Queens Of The Stone Age (a Tkachoz śpiewa w
The Mars Volcie).
Niniejszym więc dziękuję Przemkowi za trzyletnie, nieustępliwie prowadzone
negocjacje w sprawie "Lone Wolfa". Wiem, że również Przemek zachorował jakiś
czas temu na ten komiks i zakupił komplet amerykańskich wydań. Ja zawsze miałem
jakieś inne wydatki, więc cieszę się niezmiernie, bo nie dość, że będę miał za
darmo, to jeszcze z własnym logotypem na okładce. Lepiej bym tego nie wymyślił!
No i oczywiście dziękuję Cortezowi, bez którego nigdy bym nie poznał "Lone
Wolfa", nie mówiąc o całej lawinie dalszych wydarzeń, które moja znajomość z
nim spowodowała. Trzeba to raz a dobrze napisać: Cortez może się uważać za współautora
WRAKa, chociaż nigdy w życiu nie przyłożył do niego ręki. No ale wystarczy tych
patetycznych podziękowań, w końcu to nie Oscary ani Złote Truskawki. Ewentualnie
do zobaczenia w Warszawie - już jutro (cholera, a tyle materiałów zostało do
wstawienia).
Jarek Obważanek, 24.03.2006
* Ku wyjaśnieniu niech posłuży poniższa fotografia, strzelona bodaj
przez Jurka Szyłaka - Lublin, kwiecień 2005.
|
|