The Goon - Zbir: Ciągle pod górkę 2

 

Ze wszelkimi nagrodami jest tak, że zawsze znajdzie się ktoś, kto nie zgodzi się z wielce szanownym jury. Nieważne, czy mówimy o Oskarach, Grammy, Emmy czy o konkursie na największego prosiaka w powiecie - nigdy wszyscy nie będą zadowoleni z wyboru tzw. ekspertów. Podobnie ma się sprawa z najbardziej prestiżowym odznaczeniem, jakiego może dorobić się komiks - nagrodą Eisnera. Do czego piję? Do niejakiego Zbira. Bo naprawdę nie mam pojęcia, za co został wyróżniony.

Pierwsza część "Ciągle pod górkę" nie zachwyciła mnie niczym. Okej, rysunki były dobre, ale treść? Chodziły słuchy, że to objawienie humorystycznego komiksu ostatnich lat. Ale o dziwo tłuczenie po gębach zombiaków, ośmiornic i innego tałatajstwa, albo gadki dwóch głównych bohaterów wcale zabawne nie były. A nawiązania do Monty Pythona wciśnięto wybitnie na siłę. Dlatego też po drugiej części historii (swoją drogą historii o niczym) nie spodziewałem się wiele. I dostałem dokładnie to, czego oczekiwałem.

Pod względem graficznym komiks nadal prezentuje się nieźle. Nie jest to kreska szczegółowa, postacie i tła są proste, ale taka konwencja jak najbardziej mi odpowiada. Dodatkowo Powell udowadnia, że rysować umie. W jednym z rozdziałów utrzymana w klimacie westernu retrospekcja powala dbałością o najmniejszy detal, najdrobniejszą zmarszczkę czy fałd na wyświechtanej koszuli, zaś atmosferę pogłębia kolorystyka utrzymana w sepii. Daje to ciekawe wrażenie starej kliszy fotograficznej. Cieszy wielce me oko ten zabieg, ale niestety jest to jedyny naprawdę jasny punkt tego albumu.

Fabularnie nadal jest to zbyt chaotyczne, niedbałe i właściwie bez sensu. Powell cały czas stara się nadać opowieści głębi i oprzeć ją na jakiejś osi fabularnej, co wychodzi mu bardzo słabo. W efekcie mamy zbiór mało śmiesznych skeczy , które autor próbuje jakoś połączyć. Z miernym skutkiem.

Pod względem humoru też jest nie najlepiej, wciąż cały pic polega na dawaniu po gębie zombim i innym dziwacznym stworom przy akompaniamencie twardzielskich gadek Zbira. Rozumiem, iż z założenia owe odzywki maja brzmieć niczym (jak mawiają na zachodzie) cliché, ale jeśli mamy je na każdej stronie, to budzą uśmiech... politowania. Bo słuchanie tego samego dowcipu po raz drugi śmieszy mniej, zaś po raz piętnasty po prostu wkurza. Tak samo ma się sprawa z reklamami wciśniętymi pomiędzy historie. Zgrywa z amerykańskich superbohaterów za pierwszym razem jest zabawna, ale ten sam schemat powtórzony kilkakrotnie? Nie, dziękuję. Foka Medium? Albo coś nie tak z moim poczuciem humoru, albo widzę niemal identyczny zabieg, co w pierwszym tomie. I znowu mnie to nie rusza.

Właściwie jedynym fragmentem, który da się czytać bez zażenowania (poza wspomnianym odcinkiem "westernowym"), jest historia świąteczna w krzywym zwierciadle, ale jej też nie nazwałbym perełką - nie-taki-znowu-miły Święty Mikołaj to tak wyświechtany patent, że nawet nie chce mi się wyliczać, gdzie i u kogo go wcześniej widziałem.

Mówiąc krótko: Goon to produkt przereklamowany. Pierwsze z nim zetknięcie porównałbym do reakcji dziecka, które odpakowując wielgaśne pudło z pod choinki, znajduje w środku, miast ogromnego prezentu, malutkiego, obdrapanego resoraka. Pobawi się tym może z parę minut, ale spodziewał się czegoś innego. Drugi Zbir to kolejny resorak - równie brzydki i poobijany, tylko w innym kolorze. I tyle. Żadnych rewelacji, uniesień czy potoków śmiechu. Komiks, o którym zapomina się zaraz po przeczytaniu. Za taką cenę? Nie warto.

yogurth

Zbir: Zawsze pod górkę 2
Scenariusz i rysunki; Eric Powell
Wydawca: Taurus Media
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Rok wydania: 2006
Format: 26x17cm
Liczba stron: 72
Oprawa: Miękka
Papier: Kreda
Druk: Kolor
Cena: 23,90 PLN

Zakup w