|
JESZCZE O POZNAŃSKIM CZERWCU
To już trzecia publikacja komiksów z Zin-Zin Press nawiązująca do najnowszej
historii Polski. Po skrótowych nowelach z "Solidarności - 25 lat: Nadzieja
zwykłych ludzi" i "Księdzu Jerzym Popiełuszcze: cena Wolności" wydawało
się, że w długim, ponad 70 planszowym komiksie autorzy powinni "rozwinąć
skrzydła" i uniknąć błędów scenariuszowo-fabularnych z poprzednich
publikacji. Nie do końca się to udało, choć komiks wart jest uwagi.
Zwraca uwagę przede wszystkim dobry dobór rysownika. Jacek Michalski już
w planszach "Solidarności" ciekawie ukazał napięcia społeczne
(milicja vs. robotnicy), w "1956:Poznańskim Czerwcu" jeszcze te
emocje udoskonalił, tłum tu "żyje", bunt robotników którzy wyszli
na ulicę, wydaje się prawdziwy, nie tylko z tego co robotnicy krzyczą, ale
z samych ich fizjonomii - widzimy znużone, zmęczone pracą, czasem zacięte,
często pełne determinacji twarze i sylwetki.
Autorzy zrezygnowali z tradycyjnego podziału strony na "ramki",
rysowania kreski tuszem, koloru. Dostaliśmy w zamian ołówkowy rysunek i
ciekawe kompozycje plansz, co podkreśliło jeszcze walory kreski Michalskiego,
i co tu dużo mówić - spowodowało,że jego rysunki wysunęły się na pierwszy
plan w odbiorze całej historii. Charakterystyczne dla Michalskiego dynamiczne
ujęcia z różnych perspektyw (z góry, ukośnie z dołu itp.) sprawiły, że z
łatwością można wyodrębnić na planszy poszczególne wchodzące w jej skład
kadry i pomimo braku tradycyjnych ramek czy koloru plansze są czytelne i
świeże w odbiorze.
Zdaje się więc, że autorzy zaufali rysownikowi, musiał mieć dużą swobodę w
kreowaniu rozwiązań graficznych, co się opłaciło.
Starcia widać natomiast w koncepcji fabularnej - zapewne z powodu trzech
scenarzystów (Jasiński plus Tkaczyk i Żwikiewicz). Nie wiadomo np. czy opowiadana
historia miała być reportażem (na co wskazują ciekawie umieszczone opisy
oddautorskie z podaniem godziny wydarzeń - na stronie 33 czy 44) czy dramatyczną
historią osobistą (z głównym wątkiem Grzegorza i Haliny), czy wreszcie epicką
opowieścią o losach Poznania(zupełnie nietrafione i niepotrzebne pierwsze
sześć plansz komiksu). Nie wiadomo też czy ważniejsze są w komiksie dla
autorów racje robotników, czy racje ukryte w osobistych historiach. Trzeba
przyznać, że jeśli chodzi o robotników to mamy słaby ich przekrój, ot zaledwie
widzimy Grzegorza i młodych chłopaków na str.22 i 26. Czy ich postawa jest
charakterystyczna dla pozostałych robotników z tłumu? Wystarczy zajrzeć
do komiksów Christina/Bilala by się przekonać, jak wielkie zróżnicowanie
typów chłopów i robotników można pokazać ("Rejs zapomnianych","Statek
z kamienia"). Mimo różnych charakterów postaci w tych komiksach, zasadnicze
ich cele i odczucia pozostają takie same! W "1956:Poznańskim Czerwcu" robotnicy
pozostają "tłumem". A trudno napisać przekonująco historię tak,
aby czytelnik identyfikował się z racjami "bohatera zbiorowego";
udaje się to tylko najlepszym.
Niewątpliwie autorzy stanęli przed trudnym zadaniem pokazania "prawdy
historycznej". I nie chodzi tu tylko o wygląd czołgów czy sukienek,
co podnoszą "uważni" czytelnicy na forach komiksowych, ale także
o pokazanie sfery obyczajowej, świata wartości ówczesnych ludzi oraz kontekstu
historycznego i ekonomicznego w jakim przyszło im żyć. Niby od czasów pokazanych
w komiksie minęło zaledwie 50 lat, ale zdaje się że wiedza o nich jest niewielka.
Autorzy niestety mało wyjaśniają, nie pomagają w zrozumieniu specyfiki tamtych
czasów. Już na czwartej stronie właściwej historii od góry (str. 14) pada
sformułowanie, że pracownicy domagali się "sprawiedliwych wynagrodzeń
za zwiększony normami czas pracy". Co to znaczy norma? Można mieć wyniki
badań lekarskich w normie. Ale w komiksie przecież o inne normy chodzi.
Pytań ciśnie się naprawdę wiele: co to było radio Wolna Europa? Dlaczego
było takie ważne dla robotników? Dlaczego go słuchali? Dlaczego w ogóle
robotnicy wyszli na ulicę, czy nie mogli swych spraw załatwić w sposób demokratyczny?
Dlaczego ludzie nie mogli pójść do innego sklepu po chleb? Jak to możliwe,
że ludzie żądają obniżki cen? Przecież cenę kształtuje podaż i popyt na
wolnym rynku! Każdy to wie? Czy zawsze robotnicy załatwiali w tamtych czasach
swoje sprawy wyjściem na ulicę? Czy trafne jest załatwianie spraw na ulicy
dziś? Czy czymś różnią się współczesne marsze-protesty służby zdrowia lub
górników w Warszawie, od wystąpień poznańskich 1956r.? Wydaje się, że trzeba
było kontekst ekonomiczno-historyczny PRL-u pokazać jak najwcześniej na
kartach komiksu w dialogach czy choćby w komentarzu oddautorskim (zamiast
historii Poznania), a nie wprowadzać go stopniowo. Byłoby to z korzyścią
dla historii. A tak to z kart komiksu nie wiadomo czy wyjście na ulice Poznania
było spontaniczne bo tak to z komiksu wynika, czy było efektem narastającego
w społeczeństwie buntu.
Wreszcie sprawy bohaterów. Przez kilka pierwszych stron w ogóle ich nie
ma, zapewne wskutek nieumiejętnie poprowadzonej koncepcji "zbiorowego
bohatera". Czytelnik czuje się przez to zagubiony, trudno identyfikować
się z kimkolwiek. Historia zazębia się stanowczo za późno - dopiero w chwili
kiedy Halina znajduje chłopca (str.44) i poznaje Grzegorza (str.55). Dopiero
strony 55-65 są naprawdę dobrze poprowadzone. Kończący stronę 61 rysunek
kapitalnie puentuje temat całego komiksu - oto czołg jedzie w kierunku tłumu.
Czołgista z wysokości swego pojazdu widzi przed sobą robotnika wymachującego
biało-czerwoną flagą. Chciałoby się dowiedzieć jak skończy się ta scena.
Niestety scenarzyści tego nie czują i nie dają tu odpowiedzi.
Pomysł na bohaterów zdaje się był taki, że ma ich być kilku równorzędnych,
mają się oni mijać w tłumie, poznawać ze sobą, a ich historie zazębiać.
Dobrze, że postacie są w opozycji do siebie: Grzegorz vs. "Partyjniak" w
zakładzie pracy, Halina vs. jej brat "Tajniak", chłopak rozwożący
pieczywo vs. milicja, Czołgista vs. własne dziecko, Tajniak vs. jego własne
sumienie, kobieta szukająca dziecka i robotnicy vs. komunistyczny reżim
itd. Wreszcie największe napięcie - Halina vs. Grzegorz.
W tym miejscu warto się zatrzymać dłużej, zdaje się bowiem, że poglądy
Haliny to alter ego poglądów scenarzystów. Otóż, scenarzyści przypomnieli
tu odwieczny "polski" problem. Racje Grzegorza są takie, że chce
on walczyć do końca, gotowy poświęcić swe życie za sprawę, Ojczyznę. Halina
zaś uważa, że walczyć zbrojnie nie warto, szkoda życia, trzeba walczyć pokojowo,
latami. "Zamykam Ci drogę na zostanie bezimiennym bohaterem poległym
w imię słusznych idei" - mówi Halina. Następnie podstępem zwabia go
do domu, zamyka drzwi na klucz i (w domyśle)zrzuca ubranie. Scenarzyści
każą nam wierzyć w rodzące się uczucie Haliny, ale można przecież też pomyśleć,
ze jako siostra tajniaka z SB znała różne metody operacyjne... Dla dobra
prawdy psychologicznej, dla dobra fabuły lepiej by było gdyby Halina nie
była siostrą Tajniaka. Identyczne jak Halina stanowisko zajmuje matka (babcia?)
Grzegorza - gdy ten wraca do domu gorąco go obejmuje mówiąc "O Boże
synu! tak się martwiłam, że stało się coś złego. Dobrze, że wróciłeś do
domu cały i zdrowy".
Porównajmy te dwie sytuacje ze znanymi chyba wszystkim obrazami Artura
Grottgera - "Pożegnanie powstańca", "Powitanie powstańca". W polskiej
ikonografii obrazy te zajmują ważne miejsce. Nawiązują do rodzinnych sytuacji
z okresu powstania styczniowego. Na pierwszym z nich żona żegna wyruszającego
w bój za Ojczyznę męża. Jest ubrana w żałobny strój - to symbol poświęcenia
swojego szczęścia osobistego dla sprawy narodowej. Gdy na drugim obrazie
dyptyku mężczyzna wraca do żony, ta wita go chłodno, niechętnie, odwracając
głowę, również mężczyzna unika patrzenia jej w oczy tak jak to czynił na
pierwszym obrazie, gdyż rozumie że zawiódł. Pytam - czy takie wzorce, postawy
(podobne mieliśmy w czasie powstania warszawskiego) mogły być bliskie pokoleniu
poznańskiego czerwca? Czy warto takie postawy pokazywać? W komiksie tymczasem
za sprawą autorów wygrywają racje Haliny i matki (babci) Grzegorza, bliższe
rzecz by można racjom dzisiejszym,"okrągłostołowym" niż tradycji
powstańczej. Warto mieć świadomość takiego, a nie innego wyboru scenarzystów.
Na koniec kilka słów wypada dodać o dotacjach i promocji. Wiadomo, że wydawca
dostał dotację na komiks w ramach programu "Patriotyzm Jutra" od
Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Ewenementem w historii polskiego
komiksu jest fakt, że w jednej z imprez promujących komiks uczestniczył
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ewenementem jest, że Minister
sygnował wstęp do komiksu. To wielki sukces, niezależnie od tego z jakiej
frakcji politycznej jest minister.
Wydawanie komiksów to kosztowna rzecz. "Gdzie jest seks? Gdzie jest
przemoc?!" - tak zatytułował recenzję komiksu jeden z recenzentów.
Seks i przemoc sprzedaje się najlepiej, nie trzeba tego tłumaczyć. Jeśli
tego zabraknie może być problem z wydaniem komiksu. Nic więc złego w tym,
że znajdzie się mecenas, gotów wyłożyć pieniądze, by takie dzieło sfinalizować.
Nic złego w tym, że to mecenat państwowy.
Główny pomysłodawca komiksu i autor scenariusza Maciej Jasiński w wypowiedziach
podkreślał, że wokół tematu poznańskiego czerwca "chodził" kilka
lat. To dzięki dotacjom Ministerstwa projekt mógł ujrzeć światło dzienne.
Komiks nie powstał jednak na zamówienie, a tylko w takiej sytuacji można
by było zarzucać autorom, że robią komiks pod gust sponsora. Sławomir Zajączkowski | |