|
Jeż Jerzy - In Vitro
Po co komu Jeż?
To już siódmy tom przygód Jeża z Egmontu, a dziewiąty - jeśli dobrze liczę
- w ogóle. I dlatego musiałem zadać pytanie w tytule - czy te historie jeszcze
mają u nas rację bytu?
Po pierwsze - komiksów humorystycznych trochę się na rynku ukazuje - 48
Stron, Wilq, do pewnego stopnia nawet Osiedle Swoboda. Po drugie od debiutu
kolczastego minęło już kilka wiosen, a jego przygody cały czas kręcą się
uparcie wokół tych samych wątków. Czy wobec tego Jeża nie spotka los Tytusa,
którego czas minął i ciągnie swoje przygody już chyba tylko siłą sentymentu
i świeckiej tradycji?
Po pierwszej lekturze In Vitro, przyznaję że byłem skłonny się do takiej
opinii przychylić. Przed napisaniem recenzji odświeżyłem sobie jednak znajomość
albumu i percepcja tego dziełka okazała się już nieco inna.
Przede wszystkim - Jerzy to kawał profesjonalnie zrobionego komiksu. Profesjonalizmu
trochę odbiera mu natrętne umieszczanie autorów na kartach opowieści, czytelnik
powinien mieć możliwość odseparowania treści dzieła od procesu jego powstawania,
ale skoro taka jest konwencja serii, właściwie od samego początku, nie pozostaje
nic innego jak taki stan rzeczy zaakceptować.
Autorzy nie przebierają w środkach wyrazu, starają się mówić żywym językiem
współczesnego mieszkańca naszego kraju, jednak można odnieść wrażenie, że
częściowo zaczynają im umykać aktualne tematy, które przyniosły cyklowi
popularność (kawały o dresiarzach, skinach, ekologach). Na szczęście to
wrażenie szybko zostaje zatarte w drugiej części albumu, kiedy nagle pojawiają
się aż nadto czytelne aluzje do aktualnej sytuacji politycznej. Ta druga
historia (album zawiera rozdziały: "Jeż Jerzy kontra Potwór z samego
dna piekła" oraz "Czarny Chleb, Czarna Kawa...") wyprowadza
omawiany tom Jeża na właściwe tory i udowadnia, że autorom daleko do złożenia
broni i odejścia na zasłużoną komiksową emeryturę (już zasłużoną, mimo nader
młodego wieku obu twórców).
Napiszę kilka słów o ewolucji artystycznej Lwa Leśniaka, bo to ciekawa
kwestia. Otóż sądzę, że mesieur Lew znalazł się w ciekawym miejscu swojej
kariery grafika, jako że wypracował pewien swój styl, rysuje bardzo swobodnie,
czasem wręcz niedbale, jednak zawsze z zachowaniem czytelności kadrów i
poziomu artystycznego planszy. Patrząc na pierwszy tom Jeża, widać, że nie
cyzeluje tak jak kiedyś kreski, nie ukazuje cech postaci aż tak konturowo,
za to jego styl zyskał dodatkowy polot i zatracił pewien rys schematyczności
(który mi jednak bardzo odpowiadał i trochę mi go wręcz brakuje). Oczywiście
rozwój artystyczny to rzecz zupełnie naturalna, wręcz chwalebna, pod warunkiem
jednak, że mówimy o rozwoju, ewolucji, ścieżce prowadzącej we właściwym
kierunku. Jeśli bowiem wypracowanie własnego stylu ma się odbywać kosztem
staranności jak u niektórych twórców polskich i zagranicznych, to zwyczajnie
nie warto. Póki co jednak, rysownik podchodzi do swojej pracy w 100 procentach
profesjonalnie a rezultaty jego wysiłku są więcej niż zadowalające.
Jeśli chodzi o scenariusz, pisałem już o nawiązaniach do współczesnych
wydarzeń w drugiej części komiksu - pora na przykłady. Widzimy tu bohaterów
pierwszych stron gazet (może nie z ostatnich miesięcy, ale na pewno ostatnich
lat) - ministra Ziobro, Lwa Rywina, senatora Cugowskiego z kapelą a także
całkiem nieźle zidentyfikowaną "grupę trzymającą władzę". To wszystko
jest wplecione tak naturalnie i lekko do komiksu, że mimo eksploatowania
tematu w mediach zabiegi te skutecznie wywołują śmiech u czytelników, a
jest to niemała sztuka w świecie drętwych nawiązań i mało śmiesznych żartów
gazetowych (od tej ponurej reguły są na szczęście chlubne wyjątki). Oczywiście
nie zabrakło obecnej od zawsze w serii nuty zdrowego absurdu i kilku skąpo
ubranych pań, co stanowi dodatkową atrakcję i znakomicie współtworzy koloryt
komiksu.
Podsumowując - cieszę się, że po tylu latach Jeż jest wciąż na naszym rynku,
że autorzy wciąż zadają sobie słuszny trud prezentowania jego kolejnych
przygód w szybko zmieniającym się świecie. Jedyne czego bym sobie może życzył,
to powrót od czasu do czasu do krótszych form od których Jerzy się zaczął,
bo nic nie zastąpi dobrej, konkretnej jednoplanszówki; a zresztą - Jeż nigdy
nie był szczególnym przykładem bohatera epickiego, co widać choćby w doskonałej,
absolutnie bezsensownej historyjce będącej epilogiem pierwszej części komiksu,
zatytułowanej "Jerz Jeży" (te różowe kropeczki glanują).
Arek Królak
Jeż Jerzy. In Vitro
sc.: Rafał Skarżycki
rys.: Tomasz Leśniak
wydawca: Egmont Polska
data publikacji: maj 2006, Warszawa
cena 22,90 PLN
stron: 56
kolor
| |