|
Łukasz "Chmielu" Chmielewski
Felieton Chmiela
ŻBIK, CZYLI JAK KOKO ROBI DLA LOMBARDA, A JAKUBEK
PO SWOJEMU
Napiszę
tak: nowego "Żbika" z Mandragory nie czytałem. I nie zamierzam.
Nawet roboty Śledzińskiego nie widziałem jeszcze, co trza będzie nadrobić.
Ze stron różnych słychować naprzemiennie, że rewelacyjna jest, bądź żenadna.
Tak więc komiksu nie oceniam, bom i od recenzji daleki, jeno sam fakt wydania
tegoż. A zamieszania narobiło wydanie sporo. Media rozpisywały się szeroko
o powrocie peerelowskiego gliny, bo się chyba nostalgia pobudziła w tych
ludziach, jak to sami kiedyś czytali i fajnie im wtedy było. Może dlatego
fajnie, że nie mieli do czynienia z żadną alternatywą, a może - że młodsi
byli. Nieważne. Na pewno dobrze dla Przemka Wróbla, który zarobi na tym
projekcie więcej niż na innych tytułach. Na pewno niedobrze dla polskiego
komiksu jako takiego, bo człowiek, który nie miał kontaktu z gatunkiem,
od kiedy był mały i czytał pierwsze "Żbiki" czy "Tytusy",
stwierdzi, że nic się nie zmieniło (choć my wiemy, że zmieniło się tak wiele)
- toż to lektura dla dzieci, co najwyżej. I pozostaje tylko delikatny urok
przeszłości.
Pomysł z reanimacją przygód kapitana nie był zły - tak jak Amerykanie
mamy przecież swoich bohaterów właśnie w postaci Żbika, Hansa Klossa, czy
nawet Janka Kosa i reszty naszej własnej fantastycznej czwórki (i psa).
Co z tego, że skażonych propagandą i mętną historią - jak w każdej, najbardziej
nawet tandetnej postaci - w nich także tkwi potencjał. Potencjał, który
może wydobyć zdolny scenarzysta. Nie esbecki kaowiec, który postać wymyślił,
ale ktoś ze świeżymi pomysłami, potrafiący pisać. Znalazłbym spokojnie kilka
zdecydowanie lepszych kandydatur zamiast Krupki, który już w latach siedemdziesiątych
nie był mistrzem fabuły i dialogu, a swoją niekumację potwierdził powrotem
Żbika na łamach jednej z poznańskich gazet jakieś dwa lata temu. Podejrzewam,
że Krupka trzyma w garści prawa do postaci i Przemek nie mógł go odstawić
od projektu. A szkoda. Mogło z tego wyjść coś naprawdę dobrego.
Co do Śledzia to jego udział w przedsięwzięciu byłby ciekawszy, gdyby
zostawiono scenariusz w jego rękach. Dlaczego zgodził się rysować coś, co
najpewniej sam uważa za słabą historię? Rachunki trzeba płacić, a płacenie
ich z kasy, którą zarabia się na tym, co naprawdę lubi się robić to wspaniały
układ. No i pewnie jest też w śledziowej decyzji trochę artystycznej potrzeby
wykorzystania okazji - dołączył bowiem do takich fachur jak Polch, Rosiński
i Wróblewski i rysuje oficjalny ciąg dalszy - było, nie było - legendarnej
serii. W Stanach każdy rysownik chciałby zrobić historię z Batmanem i myślę,
że każdemu polskiemu rysownikowi powinno zależeć na zmierzeniu się z naszymi
polskimi ikonami. Choćby ze względów prestiżowych.
Przedstawiciele mediów się niezdrowo podniecili, ale najzabawniejsze reakcje
projekt wywołał w naszym małym, perwersyjnym światku komiksowym pełnym nienawiści,
walk frakcji, układów i układzików, tudzież włażenia sobie w dupę. Jak zwykle
od niechęci po fascynację - co jest normalnym objawem - naszą hermetyczną
opinią publiczną wstrząsnął tekst niejakiego Koka, który buńczucznie stwierdził,
iż Śledziński jest "nadal tam gdzie był, a ja (Koko - znaczy się) robię
dla Lombarda". Wzruszyło mnie to niezmiernie, ponieważ jako żywo pamiętam
Piotra Kowalskiego przerysowującego panienki ze świerszczyków, bądź kalkującego
zdjęcia Marylin Mansona. Nie twierdzę bynajmniej, że innym polskim rysownikom
nie zdarzały się takie chwyty, ale chyba nikt nie robił tego tak oczojebnie
jak właśnie Kowalski. Teraz Koko robi dla Lombarda, firmy, która zmuszała
Kasprzaka żeby swoją niezłą, oryginalną kreskę przerabiał na modłę Rosińskiego,
co wywoływało piorunujący efekt. Tam ceni się brak oryginalności i myślę,
że Piotr Kowalski przy całym szacunku dla jego rzemiosła będzie się tam
czuł jak ryba w wodzie. Co do Śledzia... Milton wepchnął Lucyferowi w usta
takie stwierdzenie: "Lepiej być władcą w piekle, niż sługą w niebie" i
przekładając to na spojrzenie Śledzińskiego na kwestię kariery artystycznej,
myślę, że rysownik podpisałby się pod tym cytatem obiema rękami.
Czy Żbik powinien być rysowany realistycznie? Ozga, Gawronkiewicz, Truściński,
albo Clarence Weatherspoon zamiast Śledzia? Czemu nie? A dlaczego nie Śledziu?
Taki sam fachman jak pozostali, tylko kreska inna. Batman wygląda świetnie
zarówno w wersji Jima Lee, Kelley Jonesa, Johna Cassadaya i Eduardo Risso
- za każdym razem inaczej, ale zawsze rewelacyjnie. Czy tak samo nie może
być ze Żbikiem?
Kwestia żbikowa ma jeszcze jeden aspekt. A mianowicie Jakuba "z żulem
w nazwisku, bliźniemu po pysku" (parafrazując tekst Kasi Nosowskiej).
O istnieniu tej persony dowiedziałem się czas jakiś temu, z twórczością natomiast
zetknąłem niedawno. Przeczytawszy recenzje Żbika autorstwa Jakubka zastanawiam
się jak - podobno profesjonalny - recenzent może mylić scenarzystę Azzarello
z rysownikiem Risso i wymiennie stosować nazwiska Krupka i Krupski. Czyżby
tak zwane czeskie błędy? A może niekompetencja? Któż to wie? Łatwiej jest pewnie
naśmiewać się z wyglądu Tadeusza Raczkiewicza, niż napisać rzetelny tekst.
I wziąć pieniądze, bo przecież nikt konsekwencji za niekompetencję nie wyciągnie.
Ale to Polska właśnie.
Łukasz "Chmielu" Chmielewski | |