|
Simon Bisley - artystyczna szkoła życia
Ci wielcy faceci i te umięśnione, spoglądające wilkiem kobiety - znamy
to z mnóstwa pin-upów Simona Bisleya tworzonych w specyficznym, ekspresyjnym,
spektakularnym stylu, w którym kwestie anatomiczne niekoniecznie mają znaczenie.
Chciałoby się powiedzieć, że wszelkie tego typu rysunki są rozpoznawalne
jako jego, a nawet, że styl ten stanowi jego dzieło. Jednak, jak wiadomo,
także on miał swoich mistrzów, a wśród największych wymienia Franka Frazettę,
który miał duży wpływ na jego prace. Również pierwsza kwestia nie jest
taka oczywista, gdyż w obecnych czasach funkcjonuje mnóstwo lepszych lub
gorszych naśladowców jego twórczości. Najbliższe prawdy będzie raczej stwierdzenie,
że stanowi on połączenie tradycji z obecnymi czasami, dzięki swym pracom,
które wypromowały ten styl niespotykanie szeroko.
Mimo tych uwag o jego artystycznych wzorcach, trzeba powiedzieć, żeBisley
od małego był samoukiem. Urodził się 4 marca 1962 r. w Anglii i już jako
ośmioletni brzdąc odkrył malarskie rysunki Franka Frazetty, które, jak
obecnie możemy stwierdzić, niezwykle mocno oddziałały na jego wyobraźnię.
Chyba trudno jest sobie wyobrazić szok, jaki dla ośmioletniego Simona wywołał
mroczny obraz barbarzyńcy stojącego z podniesioną bronią na stosie zabitych
ludzi; obraz namalowany plastycznym stylem Frazetty. Całość zrobiła niesamowite
wrażenie na kształtującej się dopiero psychice i wrażliwości artysty. Nie
tylko zaczął szukać innych rysunków nowo odkrytego twórcy, ale również
z wielką pasją sam rysował.
Wraz z dorastaniem przyszło zdecydować, jaki zawód podjąć w przyszłości,
jaką szkołę wybrać. Odpowiedź była tylko jedna - szkoła artystyczna. Po
latach rysowania w domu, artysta uznał to za jedyną prawidłową drogę rozwoju;
jedyną drogę, którą powinien pójść by w przyszłości móc połączyć swą pasję
z potrzebą zarabiania na siebie. Jednak jak zwykle rzeczywistość zweryfikowała
jego plany, choć nie należy mówić, że nie zostawiła na nich suchej nitki.
Bisley dostał się do szkoły artystycznej, ostatecznie długo tam nie wytrzymał.
Jego nadzieje o tym, że któryś z wykładowców pomoże mu rozwinąć styl, w
którym tworzył, okazały się płonne. Nikt nie miał czasu ani chęci na jego
twórczość, więc po pewnym czasie Bisley zrezygnował - najpierw z prób jej
pokazania na uczelni, następnie - po roku - z bezowocnej nauki.
Jednakże okres ten nie okazał się dla artysty czasem straconym. To właśnie
wtedy odbył się jego debiut. Po stylu jego pierwszych publikacji można
już było spodziewać się, czym Bisley będzie się głównie zajmował w przyszłości
- nie były to komiksy, a pojedyncze pin-upy. Zaczął od rysunku, który znalazł
się na koszulce wyprodukowanej przez magazyn heavy-metalowy. Natomiast
dalej były okładki albumów muzycznych i czasopism, by dopiero po nich przyszła
kolej na pierwszy komiks. W 1987 r. w poszukiwaniu kolejnej fuchy ilustratora,
Bisley wysłał rysunek przedstawiający robota trzymającego dziecko do redakcji "2000
A.D.". Słynny i znaczący to rysunek, gdyż to od niego zaczęła się
komiksowa kariera artysty. Otóż w odpowiedzi przyszło zaproszenie na rozmowę
- na miejscu został poproszony o wykonanie własnych wersji kilku bohaterów
znanych z pisma. Efekt nie był dla rysownika zaskakujący - spodobały się
i wkrótce Bisley dostał propozycję pracy; zaskakujący był rodzaj pracy,
jaką miał wykonywać: nie ilustrator a rysownik "ABC Warriors",
serii komiksowych pasków. Serii, o której odnowieniu Pat Mills pomyślał
zainspirowany rysunkiem wysłanym przez Bisleya. Ten, nie mając pojęcia
o tworzeniu komiksów, mimo wszystko zgodził się. Zaufał własnemu doświadczeniu,
które mówiło mu, że najwięcej i najszybciej uczył się na własnych błędach.
I nie pomylił się.
Rzucił studia, które nie tylko nie spełniały swej roli, ale również okazały
się już niepotrzebne. Jak zwykle uczył się i rozwijał, tworząc tym razem "ABC
Warriors" oraz okładki i okazjonalne rysunki. Te ostatnie zajmują
ogromną część jego dorobku, co również jest wpływem efektownej twórczości
Frazetty oglądanej w dzieciństwie. Wciąż woli narysować pojedynczy, duży
rysunek (najlepiej, gdy ma przedstawiać postać w widowiskowej pozie) wywierający
natychmiastowe wrażenie na odbiorcy, niż sumę obrazków składających się
na komiks. A jeśli je robi, uwielbia tworzyć wielkie, całostronicowe rysunki.
Sama historia mniej go interesuje, ale dlatego, że jest to człowiek, który
kocha robić to, co robi. On po prostu kocha malować.
Po "ABC Warriors" przyszedł czas na "Sláine'a, Rogatego
Boga", opowieść stworzoną jakby pod gust Bisleya - monumentalną, krwawą
i spektakularną. Znalazłszy swe opus magnum, pokazał, że ma prawdziwy talent,
fenomenalnie malując nieskomplikowaną w gruncie rzeczy opowieść. Po "Sláine'ie" o
Bisleyu stało się na tyle głośno, że otrzymał propozycję z DC. Zgodził
się na cross-over między ich bohaterem Batmanem, a Judge Dreddem. Komiks
ten to oczywiście niesamowicie namalowany "Sąd nad Gotham". W
tej chwili Bisley, ale i również jego wizja Batmana, tak spójna z charakterem
postaci, wywoływały już dreszcze rozkoszy wśród fanów komiksu na całym
świecie. Artysta zaczął tworzyć dla DC (oczywiście także "Batmana"),
by po pewnym czasie zostawić Wielką Brytanię, utwierdzając swą popularność
takimi komiksami, jak "Lobo, Ostatni Czarniani", czy "Powrót
Lobo" (którego nie dokończył z powodu wypadku motocyklowego). Jego
sława dotarła nie tylko do zwykłych czytelników, ale też do innych twórców
komiksowych. Zaowocowało to między innymi współpracą z Frankiem Millerem
nad swobodnym "Bad Boyem" oraz z czasopismem "Heavy Metal".
Dla tego magazynu nie tylko stworzył najwięcej komiksów (tam znalazł się "Melting
Pot" do scenariusza Kevina Eastmana, rysowany wraz z Ericiem Talbotem),
ale również pomógł w produkcji filmu animowanego, "Heavy Metal 2000".
W roli głównej brała udział Julie Strain, bohaterka znana z łamów pisma,
a prywatnie żona Eastmana, wydawcy tegoż pisma. Jak widać "Heavy Metal" to
szeroka kwestia warta poświęcenia odrębnego artykułu.
Jednakże dla Bisleya osobiście największym przeżyciem i spełnieniem dziecięcych
marzeń było zaproszenie od Franka Frazetty do wspólnej pracy. Razem pracowali
nad "Death Dealerem" i "Jaguar God". Jego idol zrobił
na nim duże wrażenie, nie było to również uczucie nieodwzajemnione. Tym,
co tak bardzo zachwyciło Frazettę, by poprosić Bisleya o współpracę, był
właśnie "Sláine".
Po karierze, którą zrobił w USA, dzięki której stał się sławny w komiksowym
świecie, wrócił do źródeł, czyli do Wielkiej Brytanii. Tam od czasu do
czasu narysuje jakiś komiks. Jednakże o wiele częściej zdarzy mu się stworzyć
okładkę lub pin-upa. Co ciekawe w 2004 r. opublikował album z malarskimi
ilustracjami do Biblii. Można powiedzieć, że jako artysta mający za sobą
kilka udanych komiksów, obecnie oddaje się temu, co najbardziej lubi -
niczym nieskrępowanej ekspresji.
Damian "hans" Handzelewicz
Źródła:
http://www.comic-art.com/intervws/bisleyi.htm
http://en.wikipedia.org/wiki/Simon_Bisley
http://lambiek.net/artists/b/bisley_simon.htm
| |