|
Milligan - indywidualista i prowokator
Historia
komiksu amerykańskiego przypominać może nieco wymyślenie na nowo formuły
rock'n'rolla przez Beatles'ów na krótko po jego narodzinach w USA. Grant
Morrison tak zwykł to opisywać: "Każdy, kto dorastał czytając komiksy,
był zelektryzowany pozycjami z lat 60. i 70. Później nastrój, magia tych
opowieści, gdzieś odeszła. Moim zdaniem, przeszła ona przez subkultury
punku i rave'u, po czym rozpoczęła żyć na własny rachunek. W międzyczasie
amerykańscy kreatorzy wydawali się być starczymi klasykami pochodzącymi
z konkretnej generacji. Tak więc drogi, które zostały otworzone przez Alana
Moore'a, Petera Milligana i przeze mnie oraz komiksy, które miały wtedy
dopiero nadejść, były czymś przełomowym i niespotykanym w amerykańskiej
mentalności. Byliśmy niczym grzyby rosnące w czeluściach mroku, absorbujące
całą komiksową materię, rozwijające się w niespotykanej dotychczas formie.
W tamtych czasach sprzedaże opowieści obrazkowych wręcz umierały, dlatego
też pojawiła się potrzeba orzeźwienia tego medium. Zatem, pojawiła się
garstka twórców z wysp, którzy mieli bzika na punkcie tego konkretnego
środka przekazu, ale nie była to obsesja, którą można było spotkać u brytyjskich,
czy irlandzkich muzyków, reżyserów teatralnych lub filmowych. Tak więc,
ta grupa ludzi rozpoczęła tworzyć zupełnie nowy, innych słownik komiksowy
czerpiący pełnymi garściami z innych, czasem mniej, a czasem bardziej egzotycznych
obszarów sztuki. I tak oto płomień komiksu w USA zaświecił na nowo, co
było widoczne w tamtym czasie popytem na historie obrazkowe". Nie
da się ukryć, że bez "Brytyjskiej Inwazji" na komiks amerykański
ten środek przekazu wiele by stracił. Dużą rolę w tym wydarzeniu odegrała
wcześniej wspomniana przez Morrisona sylwetka Peter Milligana.
Milligan zaistniał na rynku amerykańskim dopiero w początkach lat 90.
Dopiero, gdyż jego komiksy zaczęły się ukazywać w USA jeszcze przed opublikowaniem
Swamp Thinga i Strażników Moore'a (stąd też może mówić o okresie przed-inwazyjnym).
Już wtedy twórca ten wyróżniał się bezwstydnością w poruszaniu ciężkich,
śliskich tematów oraz w tworzeniu psychodelicznych komiksów w takich wydawnictwach,
jak 2000AD czy Vortex Comics. Na szczególną uwagę, z wczesnego okresu twórczości
Milligana należy zwrócić na Johnny Nemo (jeden z trzech stripów komiksowych
z antologii Stragne Days z Eclipse Comics; porównując do pozostałych pozycji
z tej antologii, Nemo wydaje się być tą najbardziej konwencjonalną. Opowiada
ona o niezwykle gwałtownym i nadużywającym przemocy śledczym żyjącym w
Londynie przyszłości, rojącym się od narkomanów, faszystów, stojącymi ponad
prawem milionerami oraz niezwykłymi kobietami o lekkich obyczajach), Skreemer
(pierwsza publikacja Milligana w DC Comics, będąca post-apokaliptyczną
historią gangsterską) oraz kontrowersyjny i najbardziej poddawany dyskusji
komiks tegoż autora - Skin. Swego czasu Skin był niezwykle skandalizującą
lekturą, często zaliczaną do pozycji neo-nazistowskich. Przedstawiała ona
skinheada zażywającego talidomid żyjącego w Londynie lat 70. oraz jego
próby rozliczenia się z niezdatnością świata, w którym dane było mu żyć.
Komiks ten cechował się skrajnie mocnym językiem, zarówno graficznym jak
i słownym oraz kontrowersyjnymi przebiegami fabuły. Wielu znawców tematu
uważa jednak ten komiks za jeden z najlepszych i najbardziej uznanych w
twórczości Milligana.
Wróćmy jednak do lat 90. Wraz z Brytyjską Inwazja, Karen Berger (sławetna
pani edytor Sandmana Gaimana) przydzieliła Milliganowi odświeżenie i zinterpretowanie
na nowo postaci Sahde'a, który został wcześniej wymyślony przez Steve'a
Ditko. Jak to miało miejsce z Animal Manem i Sandmanem, Shade został zmieniony
nie do poznania. Z jego wcześniejszym wizerunkiem łączyła go jedynie nazwa
i podstawy konceptu głównego bohatera. Milligan nadał tej postaci wcześniej
niespotykany w komiksach mainstreamowych klimat surrealizmu oraz kontrowersyjności.
Unikalną cechą tego komiksu był fakt, że scenarzysta zwykł zabijać Shade'a
tylko po to, by móc go ożywić w nowej, zupełnie innej formie. Za każdym
razem gdy umierał, zmartwychwstawał z całkiem nowym wizerunkiem: a to był
czerwono-włosym poetą, a to kobietą, czarno-włosym szaleńcem, znów czerwonowłosym,
bezuczuciowym modsem i (wreszcie) zabłoconym, zarośniętym natrętem. Shade
the Changing Man był komiksem dziwnym i niekiedy chorym, ale miał swoich
kultystów, którzy nie pozwalali, by komiks w rankingach sprzedaży spadł
do pewnego niskiego poziomu. Dzięki tej 70-zeszytowej serii Milligan na
stałe zamieszkał w domu komiksu amerykańskiego i stał się w tej wspólnocie
osobą wręcz wybitną. Dzięki Shade'owi scenarzysta ten mógł kontynuować
dorobek Morrisona w Animal Manie oraz rozpocząć krótki, ale pamiętliwy
i innowacyjny staż w dwóch głównych komiksach o Batmanie (Batman i Detective
Comics). To on również był pomysłodawcą znanego i u nas crossoveru Knightfall.
Mimo to nie został zaproszony do pisania scenariuszy do tego wielkiego
projektu.
Lata 1993-2000 stoją pod znakiem poruszania tematów tabu i konsekwentnym
egzaminowaniu esencji tożsamości, seksualności i szczerości w relacjach
społecznych. Milligan nie porzucał jednak klimatów psychodeli. Dzięki takim
pozycjom jak Enigma, The Extremist, The Eaters, czy Tank Girl zagospodarował
swoją niezależną pozycję w kręgu twórców komiksu amerykańskiego. Wyjątkiem
od reguły w tych latach wydaje się być The Human Target, sensacyjno-kryminalna
opowieść detektywistyczna opowiadająca o człowieku-kameleonie, potrafiącym
przeistoczyć się i być każdą osobą, przez co jednak traci istotę swej prywatnej,
unikalnej tożsamości. Mimo, że ten przepełniony humorem i fantastyczną
akcją tytuł wydaje się być najbardziej konwencjonalnym w twórczości scenarzysty,
pozwolił mu jednak zaskarbić popularność u osób, które wcześniej nie były
przekonane do jego odważnych podejść do trudnych tematów.
Początek XXI wieku to czas, gdy Milligan rozpoczął swój nietuzinkowy i
niespotykany wtedy staż nad mutanckimi komiksami Marvela. W X-Force/X-Statix
ustanowił nowy rekord w uśmiercaniu postaci w jednym zeszycie oraz za pomocą
superbohaterów po raz pierwszy w historii postawił w stan oskarżenia grupy
celebrytów, ośmieszając ich zwyczaje i styl bycia. Pop-kulturowy klimat
tych pozycji zaostrzał po raz kolejny klimat skandalu związany z historią,
w której Milligan miał zamiar przywrócić Księżną Dianę do życia i zrobić
z niej członka X-Statix. Zapowiedzi opublikowania tej historii wyciekły
do prasy, przez co wywiązał się krótki, ale zdecydowany konflikt pomiędzy
Marvel Comics a Rodziną Królewską. Oczywiście Milligan musiał przekombinować
na nowo historię, by nie użyć w choć jednym panelu osoby tragicznie zmarłej
księżnej. Mimo to X-Statix to jeden z tych komiksów Milligana świetnie
pokazujących, że dla tego człowieka nie ma tematu, nie ma problemu, którego
nie mógłby poruszyć.
Ale czy Peter Milligan to osoba, która zdobyła sławę w przemyśle komiksowym
za sprawą prowokacji, skandalów oraz (niekiedy) narkotycznych wizji? Nie.
Przynajmniej dla mnie sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej. Atutem
unikalnym dla Milligana, cennym dla mnie, jest to, że ten człowiek w każdym
z swoich komiksów stara się jak najbardziej wdrążyć się w temat, który
przerabia. Problematyka przez niego ustanowiona jest niejako jego obsesją,
jeśliby przeczytać jeden z jego wywiadów. "Znam pisarzy, którzy wychodzą
z pewnym pomysłem, a następnie na siłę próbują go zbadać i wyeksponować",
mówi. "Ja mam tendencję do obrania innej ścieżki. Mam skłonność do
zainteresowania się czymś, dlatego też czytam o tym konkretnym zjawisku
bardzo dużo, a następnie zaczynam tworzyć szkielet historii. Różnica pomiędzy
mną a nimi polega na tym, że prowadzę badania nad danym obszarem jedynie
dlatego, że jestem nim akurat zainteresowany". Milligan, w odróżnieniu
od większości scenarzystów amerykańskich, a w międzyczasie podobnie jak
większość scenarzystów brytyjskich, ma ułożony i skondensowany plan, który
konsekwentnie i szczerze realizuje. Tak szczerze, że nawet czasami może
zaboleć. W tej sferze jednak Milligan objawia się nam jako postać tragiczna,
która aż za dobrze zna istotę śmierci (rodzice nie żyją, jego matka umarła
na jego oczach, również jego najlepszy przyjaciel zmarł) oraz tematykę
odnalezienia sensu życia. Scenarzysta ten wiele przeszedł w życiu, dlatego
też prawdziwość przedstawiania ogółów zagadnień związanych ze śmiercią,
seksem, czy sensem ogólnie pojętym jest w pełni uzasadniona. Brzmi dość
desperacko? Może. Ale to jest właśnie kwintesencja jego nader filozoficznego
podejścia. Świetne i charakterystyczne ukazywanie szaleńców i obłąkańców,
ujęcie aspektu absurdalności, czara surrealistycznego humoru rodem z Monty
Pytona podpieranego powłoką ciemności, dziwaczne spojrzenie na Ameryką
oraz mieszanie faktów z fikcją - to kolejne atuty tej nieszablonowej postaci.
Kończąc, warto przedstawić przyszłość, jaka czeka tą osobę. Po dość średnim
stażu w X-Menach Milligan postanowił wrócić do DC Comics. W zeszłym tygodniu
został opublikowany pierwszy zeszyt jego autorskiej serii The Programme,
przedstawiającej przebudzenie w współczesnym świecie superbohaterów stworzonych
za czasów Zimnej Wojny. Ale to nie jedyny projekt, jakim zajmie się Milligan
w najbliższym czasie. Już niedługo zobaczymy Infinity Inc., którą autor
opisuje jako mainstreamową pozycję podchodzącą do superheroizmu w iście
nie-mainstreamowym stylu. Szykuje się zatem powtórzenie sukcesu X-Statix
jednocześnie bez powielania jego formuły. Entuzjastów Vertigo ucieszy fakt,
że Milligan rozpoczął wczesne prace nad nową serią kryminalną o nazwie "The
Bronx Kill" oraz komiksem ze stajnie Wildstorm o nazwie "Zombistas!". ""Zombistas!" poruszać
będzie tematy niekiedy polityczne. Użyję w nim chodzących trupów, by zgadać
pewne aspekty imigracyjne i rasowe", mówi scenarzysta. Prawdziwi Wierzący
z Marvela powinni być również usatysfakcjonowani - w niedalekiej przyszłości
zostanie opublikowana miniseria "Namor: The Depths", a przeznaczenie "X-Force/X-Statix" zostanie
nagle zmienione. Scenarzysta obiecuje, że niedługo zrobi z nimi coś nieoczekiwanego.
Najlepsze jednak pozostawiam na sam zakończenie - pod koniec sierpnia ukaże
się pierwszy od bardzo dawna komiks Milligana o Batmanie. "Batman
Annual #26" na nowo przedstawi pochodzenie Ras Al Ghula oraz przedstawi
nową postać w uniwersum Batmana. Dla mnie będzie to ważne wydarzenie, gdyż
głęboko cenię skromny dorobek tego scenarzysty dla postaci Mrocznego Rycerza
i głęboko wierzę, że sprosta zadaniu lepiej, niż Grant Morrison w obecnych
numerach Batmana. Niestety, historia zaczyna się powtarzać - Milligan tworzy
szkic nowego storyline'u do powrotu Al Ghula z zaświatów, mimo to nie zostaje
dopuszczony do pisania głównego wątku tej obiecującej historii. A szkoda,
bo komiksy z Batmanem (jak i większość pozycji z DC Comics ostatnio) tracą
w mych oczach pod względem jakości....
Peter Milligan jest świetnym scenarzystą, a jego komiksy warte są choćby
chwilowej uwagi. Jego warsztat i umiejętności są porównywalne do innych
znanych wyspiarskich kreatorów, którzy w latach 90. oblegli rynek amerykańskiego
komiksu. Ba, śmiem nawet twierdzić, że Milliganowi udała się sztuka nie
schodzenia do pewnego poziomu pod względem jakości, co z czasem nie udało
się tak wielkim autorytetom jak Gaiman (mam tutaj na myśli 1602) czy Morrison.
Mimo to problemem tego scenarzysty jest to, że jego prace nie mają pełnego
rozgłosu, przez co jest tak mało znany. Ale może z drugiej strony to dobre
rozwiązanie? Może dzięki temu będzie mógł w spokoju tworzyć swoje indywidualne,
szczere wizje? Zdecydujcie sami....
Michał "Chudy" Chudoliński
| |