Życie i twórczość Mike'a Wieringo

 

12 sierpnia cały komiksowy świat zastygł w milczeniu i żałobie. Wtedy właśnie zmarł człowiek uważany za jednego z najlepszych rysowników w branży i mistrza animacyjnej kreski. Mike Wieringo, współczesny wizjoner Spider-Mana i Fantastycznej Czwórki, zmarł na atak serca. Gdzie się urodził? Co studiował? Jaki jest jego dorobek artystyczny? Jakim był rysownikiem? Jakim był człowiekiem? W tym artykule postaram się odpowiedzieć na te i wiele innych pytań związanych z tą nietuzinkową postacią przemysłu komiksowego.

Dawno, dawno temu...

Michael Lance Wieringo urodził się 24 czerwca 1963 roku w Wenezueli. Myli się jednak ten, który sądzi, że ta przyszła gwiazda komiksowego półświatka dorastała we Włoszech. Wieringo spędził swoje dzieciństwo w Stanach Zjednoczonych, a dokładniej rzecz ujmując w Lynchburgu, w stanie Virginia. Nie da się ukryć, że emigracja całkowicie zaważyła na jego dalszej przyszłości i światopoglądzie, gdyż już od najmłodszych lat był zapaleńcem w kreowaniu własnych komiksów, zarówno pod względem kompozycyjnym, jak i pisarskim. Hobby szybko przeobraziło się w pasję, którą Wieringo realizował podczas studiów w Richmond, na Virginia Commonwealth University. Ukończył tą uczelnię wraz ze stopniem w Communication Arts and Design. Po ukończeniu studiów rozpoczął się chyba najtrudniejszy czas dla każdej osoby chcącej zaistnieć w branży komiksowej - okres podróżowania na konwenty komiksowe i lansowania swych prac różnym oficynom wydawniczym.

 

Pierwsze koty...

Mike'owi nie było łatwo zainteresować edytorów i ich asystentów swoimi rysunkami. Druga połowa lat 80. i początek lat 90. stały w przemyśle komiksowym pod znakiem przemian spowodowanych nowelami graficznymi charakteryzującymi się odbrązawianiem superherosów, bardziej poważniejszymi historiami oraz mroczniejszymi i surowymi rysunkami. Wraz z tymi komiksami zmienił się również obiekt zainteresowań odbiorców tego medium, których nie ciekawiły już infantylne dialogi rodem z lat 60. oraz równie absurdalne rozwiązania fabularne często przykryte otoczką scence-fiction. Niestety, wyrazistość, estetyka i niesamowite ilości pozytywnych emocji płynące z rysunków Wieringo nie pasowały do standardów, jakie wyznaczyli sobie ówcześni ludzie zarządzający amerykańską branżą opowiadania słowem i obrazem. Mimo przeszkód i różnych życiowych pułapek, rysownikowi udało się zadebiutować w roku 1991 w sektorze komiksowym. Z początku był rysownikiem serii Pat Savage i Doc Savage: Doom Dynasty dla Millenium Publication oraz narysował okładkę antologii Negative Burn #1 dla Caliuber Press. Jednakże prawdziwym przełomem dla jego kariery okazało się narysowanie opowieści do Justice League Quarterly #11-12 w 1993 roku. Jego prace do tych komiksów spotkały się z pozytywnymi reakcjami ówczesnych redaktorów DC Comics, którzy po jakimś czasie zaoferowali mu stały staż - drugą odsłonę serii o najszybszym herosie uniwersum DC, Flashu (skądinąd, w tej sprawie bardziej zaważyło szczęście, aniżeli umiejętności Mike'a, gdyż wydawnictwo nadgorliwie szukało kogoś, kto mógłby zastąpić poprzedniego rysownika serii. Dość powiedzieć, że Greg LaRocque, bo o nim mowa, opuścił nagle periodyk). Współpraca z Markiem Waidem okazała się więcej, niż owocna. Wraz z nim Wieringo stworzył postać Barta Allena, znanego lepiej pod pseudonimem Impulse. Postać cieszyła się tak dużą popularnością, że po pewnym czasie ruszyła oddzielna seria przedstawiająca jej osobiste przygody. Sam Waid przyznaje, że to od numerów Flasha rysowanych przez Wieringo rozpoczęła się jego wielka kariera w komiksowym świecie i w wielu wywiadach podkreśla wkład Mike'a w swoim zawodowym powodzeniu.

Sukces w Flashu pozwolił Wieringo na krótkie odwiedzenie Gotham City w Robinie Chucka Dixona oraz świata Mutantów z Marvela w miniserii Rogue Howarda Mackie. Wraz z mutanckim projektem, Mike zaczął dostawać coraz więcej zleceń z wydawnictwa Marvel. Nie ignorował jednak mniejszych i niezależnych wydawnictw, tj. Malibu Comics czy Explorer Press, dla których rysował okładki.

 

 

Dom Pomysłów i Tellos

Następnym ważnym okresem w karierze Wieringo było lato 1997 roku. Wtedy właśnie spełniło się jedno z największym marzeń jego młodości - rysowanie historii o Spider-Manie. Mike zaraził się miłością do Petera Parkera i jego przygód, od ojca, który przynosił młodemu Wieringo zeszyty Amazing Spider-Mana tworzone przez Stana Lee, Johna Romitę Seniora i Gila Kane'a. Od Sensational Spider-Man #8 rozpoczął wraz z Toddem Dezago staż trwający 8 zeszytów, podczas którego nie tylko rysował, ale również pomagał przy pisaniu skryptów. Ponadto narysował cała gamę okładek do serii, nawet do zeszytów, w których nie był odpowiedzialny za zawartość artystyczną. Podczas owego stażu Mike podpisał dwuletni kontrakt na wyłączność z Marvelem, który był pierwszą umową takiego typu w jego karierze. Praca nad Spider-Manem pozwoliła Wieringo nie tylko pokazać czytelnikom serii jego własne interpretacje takich sławnych postaci pajęczego uniwersum, jak Mary Jane, J. Jonah Jameson, Sandman czy Vulture, ale również umożliwiła mu bliższe stosunki z Dezago, który stał się szybko jednym z jego najlepszych przyjaciół.

Gdy kontrakt wygasł, Mike wraz z Tomem przenieśli się do Image Comics. Razem stworzyli komiks, dzięki któremu (przynajmniej według mnie) Wieringo zostanie upamiętniony na komiksowej scenie. Mowa tutaj oczywiście o Tellos, autorskim projekcie wyżej wymienionego zespołu kreatorów. Owszem, Wieringo w każdym swym wywiadzie pokazywał swoją sympatię do postaci wydawnictw DC czy Marvel, ale jego prawdziwą miłością były twory autorskie, w których mógł zawrzeć wszystko to, co darzył sympatią i zainteresowaniem. Tellos jest epicką serią fantasty, w której występują piraci, gadające humanoidalne tygrysy. Historia osadzona jest w magicznym świecie pełnym latających statków, pięknych dziewic i zapierających dech w piersiach krajobrazów. Jest to niewątpliwie jego najbardziej osobiste dzieło, a pasja, z jaką tworzył następne części tej opowieści, była ponoć zaraźliwa. Odzwierciedlał w niej swoją miłość do natury, zwierząt, opowieści przygodowych w klimacie fantasty oraz światów, które może są pełne niebezpieczeństwa, ale w których zawsze odnajdziemy obszary niewinności i dobra. Niestety, opowieści fantasy nigdy nie były materiałem, który dobrze się sprzedawał na amerykańskim rysnku komiksowym. Pomimo małego, ale silnego i lojalnego fandomu, Mike i Todd musieli porzucić projekt po zaledwie paru zeszytach. Wszakże Tellos nie jest niczym obcym dla polskiego odbiorcy. Za pośrednictwem wydawnictwa Egmont ukazało się w naszym kraju pięć pierwszych zeszytów serii z dziesięciu. Przyjęto je jednak z umiarkowaną euforią, a nawet chłodnie.

Wieringo wrócił do dwóch największych koncernów komiksowych w USA. O ile współpraca wraz z Joe Caseyem nad Adventures of Superman nie była niczym wyjątkowym, to jego ponowna kolaboracja z Markiem Waidem przy Fantastycznej Czwórce jest do dzisiaj uważana za jego najlepszy projekt mainstreamowy. Historie Waida i Wieringo cieszyły w niektórych kręgach większą popularnością niż klasyczne opowieści Waltera Simmonsona i Johna Byrne'a do F4. Są to jedne z najważniejszych komiksów Marvela w ostatniej dekadzie, czego dowodem są przepiękne wydania twardookładkowe wszystkich 36 zeszytów Waida (Wieringo narysował pierwsze 27 numerów). O wielkiej miłości fanów najpopularniejszej rodzinki w świecie 616 do wyżej wymienionych numerów świadczyć może fakt, że w momencie, kiedy Marvel chciał przedwcześnie zakończyć ich staż i przywrócić serii dawną numerację, spotkał się z wielkim oporem fanów, którzy wystosowali w kierunku koncernu komiksowego listowną kampanię mającą na celu uświadomienie wydawnictwa o ponownym rozpatrzeniu sprawy. Popularność tych historii była tak ogromna, że Marvel musiał zrezygnować ze swych planów i musiał zatrzymać Waida i Wieringo na nieco dłużej, niż to wcześniej planował.

Po Fantastycznej Czwórce przyszła kolejna szansa rysowania przygód Spider-Mana. Wieringo wrócił do swej ukochanej postaci z bagażem doświadczeń i z ulepszonym, całkowicie innym stylem, niż w Sensational Spider-Man. W Friendly Neighborhood Spider-Man podszedł do Człowieka-Pająka bardziej tradycyjnie, by nie powiedzieć old-schoolowo. Inną sprawą, że frustrującym dla artysty było to, ze przejął tytuł, który co chwila był integralną częścią jakiegoś wielkiego wydarzenia lub też crossoveru. W paru wywiadach Mike skarżył się na (chwilową) zmianę kostiumu Spider-Mana i ograniczanie przez wydawnictwo wolności twórczej zarówno jemu, jak i scenarzyście serii, Peterowi Davidowi. Dlatego też Wieringo nie zajmował się sferą artystyczną komiksu zbyt długo, ograniczając swoje obowiązki jedynie do rysowania okładek.

 

Powrót do korzeni i nieoczekiwany koniec

W ostatnich miesiącach Wieringo zajmował się zarówno mainstreamową minsierią Spider-Man/Fantastic Four, jak również przygotowywał się do wielkiego powrotu Tellosu. Twardookładkowa edycja wszystkich wcześniejszych przygód z świata Tellosu, Tellos Colossal, miała być swego rodzaju przypomnieniem kreacji Wieringo i Dezago, ale również zapowiedzią tego, co miało przyjść. Mike z pewnością miał wiele historii do opowiedzenia i nie mógł się już doczekać dnia, w którym jego kontrakt na wyłączność z Marvelem się skończy, dzięki czemu będzie mógł powrócić do opowiadaniach swych własnych, bardziej osobistych opowieści.

Niestety, stała się rzecz niesłuszna, niesprawiedliwa, impulsywna. Przypominająca o kruchości ludzkiego bytu i o tym, że tylko ci dobrzy żyją krócej. Mike zmarł na atak serca 12 sierpnia 2007 roku w swym domu w Durham, w północnej Carolinie. Miał 44 lata. Pozostawił kochanych rodziców i młodszego brata. Dzień po śmierci Wieringo Newsarama została zalana masowymi odwiedzinami fanów komiksowych, którzy chcieli złożyć wyrazy kondolencji i hołd Mike'owi. Ponad 70 sław medium komiksowego z smutkiem wspominało swe najlepsze chwile z Wieringo na swych blogach i stronach internetowych. Międzynarodowa społeczność komiksowa w Internecie rzadko kiedy była tak solidarna i jednolita, jak w tamtych chwilach.

 

Osobowość

Przeglądając wiele zagranicznych artykułów, esejów, kolumn i wiadomości na forach dyskusyjnych mogę stwierdzić, że wszyscy odczuwali do Mike'a Wieringo sympatię. Nie spotkałem się z żadnym przejawem nienawiści bądź też agresji do tego rysownika ze strony jakiejś znanej osobowości w komiksowym show-biznesie, a tym bardziej osób obcujących na co dzień z komiksami i pracami Mike'a. Właściwie wcale nie tak mało ludzi nie miało nawet powodu, by go nie lubić. Nawet ci, którzy mogli się nie zgadzać z jego rozwalniającymi niekiedy postami na jego blogu musieli uszanować jego opinię i jej rodowód, czy to była konsternacja zaczernianiem ulubionych postaci komiskowych z dzieciństwa, dziennikarskie podejście do sfery komiksowej, jak również praktyki konwentowe. Weźmy za przykład taki oto komentarz:

"Rozmawiałem wiele razy z moimi kolegami po fachu odnośnie chybotania wahadła, jakie miało miejsce po przebudzeniu z huku, jaki zaserwował nam IMAGE w wczesnych latach 90. Postawa założycieli tego wydawnictwa typu: "Nie potrzebujemy cuchnących pisarzy" poskutkowała w większości przypadków tym, co dzisiaj nazywamy nieźle narysowanymi komiksami z ubogim piórem. Stały się one towarem docelowym i odebrały tym samym komiksom z dobrymi scenariuszami tą atrakcyjność, jaka tkwiła w krzykliwych i błyskotliwych szkicach. W ramach odpowiedzi główne kompanie komiksowe starały się współzawodniczyć z zaczątkowym, masowym sukcesem IMAGE'u, tworząc podobne do ich komiksy z szalonymi okładkami-chwytami wtrąconymi dla dobrego pomiaru... I tak oto większa część przemysłu komiksu ucierpiała. Wielu długoletnich fanów pożegnało się z komiksami. W następstwie tej krwawej łaźni, jaką zaserwowały wyniki sprzedaży, kreatorskie wahadło rozkołysało się i oddaliło się od naczelnictwa scenarzystów, by położyć nacisk na rysunkach jako jedynym punktem sprzedaży. Taka sytuacja ma miejsce 15 lat i jest nawet dzisiaj aktualna... Sądzę, ze wahadło dosięgło w swym kołysaniu szczytu. W moich odczuciach ostatnie lata stoją pod znakiem obniżania jakości scenariuszy w komiksach. Być może nie jest to wina pisarzy... może za przewinieniem stoi redaktorski edykt, który zastąpił dobre historie, fabuły i rozwój postaci aferami... eventami, crossoverami... w imię jak najlepszej sprzedaży komiksów. Może jestem tylko ramolem w średnim wieku, który zatracił elementy składające się na interesujący komiks".

Tak Mike Wieringo wypowiadał się 27 czerwca, na temat stanu rynku mainstreamowego w Ameryce, krótko po publikacji Flash: The Fastest Man Alive #13, w którym zginął Bart Allen. Przyznacie sami, że gdyby te słowa zostały wypowiedziane z ust innego twórcy, wytworzyłyby iskrę mogącą spowodować pożary, jakie nawiedziły ostatnio Grecję. Ringo (tak Mike najczęściej podpisywał swoje prace) był równie szczery, co uprzejmy, przez co nie można było czuć się znieważonym jego słowami. Gdyby więcej osobistości internetowych, jak i kreatorów komiksowych (zarówno w USA, jak i u nas w Polsce) wykazywałoby się tego typu powściągliwością, świat byłby z pewnością miejscem lepszym, a na pewno sprawniejszym. A wystarczy jedynie pozbyć się wstydu na rzecz uroku i nieskazitelności.

Prace Wieringo były kreskówkowe w czasach, gdy kreskówkowość nie była fajna. Zachowały kreskówkowość, gdy animacja zyskała zainteresowanie. Pozostały kreskówkowe nawet po tym, gdy przemysł komiksowe musiał schować się w cieniu. Niektórzy edytorzy nie cierpieli jego stylu z powodu tej animacyjności, która niekoniecznie wywiązywała się z aspektów charakterystycznych dla kreski realistycznej, by nie powiedzieć foto-realistycznej, którą preferują takie sławy jak Maleev czy Ross. Zawsze jednak ewoluowały. Wystarczy porównać jego numery Flasha z zeszytami Fantastycznej Czwórki, albo dwóch staży przy Spider-Manie. Przez 15 lat swojej kariery mogliśmy obserwować jego niesamowite postępy w zawodzie. Postacie stały się bardziej ustabilizowane i zwarte. Drugi plan rysował sprawniej i bardziej szczegółowo. Emocje na twarzach stawały się coraz doskonalsze. Linie subtelniejsze, a podział i plan rozmieszczenia kadrów jaśniejszy i czystszy. Mało kto potrafi narysować tłum ludzi, w którym każdy z nich jest zgoła inny - wzrost, waga, wiek, płeć, rasa, czynności. A z taką sytuacją mamy do czynienia w jednym z początkowych numerów Fantastic Four jego współautorstwa. Mało kto zrobił w przemyśle komiksowym tak duże postępy w rysowaniu postaci w śnieżnym krajobrazie. Właściwie, dojrzały Wieringo nie był artystą. Był bardziej opowiadaczem historii w każdym znaczeniu tego słowa. Był kimś, kto potrafił łączyć wszystkie wizualne elementy swego kunsztu w sposób, dzięki któremu czytelnik dokładnie wie, jak dalej potoczy się opowieść którą czyta, jakie są odczucia postaci i ogólny sens emocjonalny, który zachęca czytelnika do przewrócenia karty komiksu i sprawdzenia, co zdarzy się dalej. Jak sam mówił, "(...) preferowałem fabularną metodę pracy, która stała w opozycji do pełnego skryptu. Jednakże praca z historiami mającymi pełny zakres scenariuszowy od sześciu lat może przyzwyczaić. Pisałem i rysowałem swoje własne historie za czasów swojego dzieciństwa, dlatego też umiejętność opowiadania, zarówno za pomocą pióra jak i ołówka, w komiksowym medium jest sprawą dla mnie ważną. Kolaboracja jest istotna. Niemniej jednak obecny klimat komiksowego biznesu jest taki, że współpraca nad komiksem na poziomie skryptu nie jest zawsze możliwa, stąd też muszę wziąć nieco obowiązków na siebie. Z pewnością mógłbym... Po głębszym namyśle bardzo chciałbym napisać historię dla Spider-Mana, nieważne czy bym ją również narysował, czy zrobiłby to za mnie ktoś inny. Zawsze miałem aspiracje do profesjonalnego pisania i rysowania".

Jako artyście, Wieringo można zarzucić pewien... masochizm. Torturował samego siebie zawodowo. Nigdy nie uważał, że jest wystarczająco dobry, mimo zachwytów jego fanów i osób odwiedzających jego stronę internetową i bloga. Mimo to był wszechstronny w artyzmie i branży, którą wybrał. Nie obce mu były prace autorów mang czy twórców europejskiego komiksu. Zwykł powiadać: "(...) Chciałbym, żeby branża, jak również baza fanowska, miały większą chęć do objęcia większej rozmaitości zarówno w sferze tematycznej, jak również w stylach artystycznych. Jestem wielkim entuzjastą komiksu europejskiego, gdzie wydawałoby się, poruszane są problemy i zagadnienia wszelkiej maści. Pracują tam goście o bardziej animacyjnym stylu rysowniczym, a realizujący materiały poważne, a niekiedy mroczne. Jest tam wielki popyt na komedię i materiał humorystyczny. Istnieje rynek dla historii fantasty i scence-fiction... Mniemam, że jest to pewna forma zawiści, ale naprawdę chciałbym, by odbiorca amerykański mógł skosztować tego, co konsument europejski. Tam dobre historie są dobrymi historiami, a dobre rysunki dobrymi rysunkami... Myślę, że jest tam przestrzeń dla wszystkiego i uciecha, która tkwi w tej niejednakowości. Dlugie szaty nie powinny być koniecznie królewskie".

Mark Waid łamał mi serce, wymieniając projekty, nad którymi on i Mike mieli pracować. Niezwykle zajmującym i intrygującym byłoby zobaczyć, jak Wieringo radzi sobie z Legionem Super-Herosów, Kapitanem Marvelem czy Aquamanem. Smutne, że nigdy nie dowiem się jak ten rysownik zinterpretuje te postaci. Opuściła nas osoba pozytywnie nastawiona do życia, entuzjastycznie podchodząca do swej życiowej pasji i zawodu zarazem oraz posiadająca niezaspokojony głód wiedzy. Smutne, ale i niesprawiedliwe... Mike był znany z zdrowego i aktywnego stylu życia, miał kochającą rodzinę, przyjaciół. Mimo to śmierć go dopadła, nie pozwalając mu nawet pożegnać własnych rodziców w ostatnim dniu swojego życia. Nasuwa się zatem pytanie będące tytułem jednej z piosenek Kultu...

... Dla kogo bije dzwon?

Michał "Chudy" Chudoliński

Strona Mike'a Wieringo
Galeria Mike'a Wieringo na deviantart
Blog Mike'a Wieringo
Wywiad Mike'a Wieringo dla ComicBlog
Wywiad Mike'a Wieringo dla NEWSARAMY