Warren Ellis

 

Warren Ellis to nazwisko całkiem dobrze znane przeciętnemu fanowi komiksu w naszym kraju, choć jego twórczość, poza kilkoma wyjątkami, została przez rodzimych wydawców właściwie zignorowana. Jest wielkim fanem mistrzów science-fiction, takich jak Philipa K. Dicka i Williama Gibsona, niedoszłym alkoholikiem, zadeklarowanym socjopatą i futurystą. Sam siebie nazywa "Jezusem internetu", ponad wszystko inne uwielbia dobrą Whisky, a na każdym zdjęciu wygląda tak, jakby ktoś stał nad nim z siekierą.

Chociaż Ellis należy do fali brytyjskich scenarzystów, którzy zalewali amerykański rynek od połowy lat 80-tych ubiegłego wieku, to jego droga za ocean wyglądała nieco inaczej, niż ta Alana Moore'a, czy Granta Morrisona. Ellis, bowiem, szerokim łukiem ominął kultowy angielski magazyn komiksowy, 2000AD (będący swego rodzaju kuźnią talentów, z której do dzisiaj chętnie czerpią wydawcy z kraju Wuja Sama), a nad rzemiosłem pracował w pomniejszych publikacjach ukazujących się w jego ojczyźnie.

Lecz nawet po przeprowadzce do Stanów, Warren daleki był od podążania szlakiem utartym przez swych ziomków, tamci trafiali głównie do DC - on natomiast znalazł się w "Domu Pomysłów", i już na początku swej kariery wykazywał tendencję do pisania komiksów nietypowych. Takim na pewno był "Hellstrom", czy też pozycje z imprintu 2099. Pierwszą, nazwijmy to, nieco bardziej prestiżową serią powierzoną Brytyjczykowi było "Excalibur". Od razu zaoferował on czytelnikom zupełnie inne spojrzenie na członków tej drużyny, niż jego poprzednik i ojciec mutantów Marvela, Chris Claremont. Stworzona przez niego postać Pete'a Wisdoma - cynicznego, wiecznie popalającego tytoń, byłego agenta organizacji zwanej Black Air - szybko zyskała sobie sporą popularność. Po krótkim jednak czasie, scenarzysta z Southend-on-Sea opuścił Marvel, gdzie zawitać ponownie miał dopiero, jeśli nie liczyć krótkiego "pobytu" tam w roku 1999 i pracy nad kilkoma słabiej radzącymi sobie pod względem ilości sprzedanych kopii X-tytułami, prawie 10 lat później.

Wciąż jednak Warren Ellis trzymał się z daleka od DC Comics, znajdując sobie zamiast tego nowy "dom" w studiu Wildstorm, będacym częścią Image Comics. To tam rozpoczął on pracę nad komiksem "StormWatch" - dotychczas niczym nie wyróżniającą się "nawalanką", którą Ellis miał wkrótce odwieść od jej wyświechtanych, superbohaterskich korzeni.

Trzy lata po odejściu z "Domu Pomysłów", Brytyjczyk zawitał wreszcie u progu wydawnictwa należącego do Warner Bros, lecz nie w głowie mu było wymyślanie nowych przygód dla takich postaci, jak Batman czy Superman, których nieraz zdarzyło mu się zwymyślać od "fetyszystów w zboczonych kostiumach". Zamiast tego upatrzył sobie znajdujący się niejako na peryferiach DC Comics imprint Helix, mający służyć raczej do opowiadania historii z gatunku science-fiction. Tam też, wraz z rysownikiem Darrickiem Robertsonem, stworzył przełomową, przynajmniej dla jego kariery, serię "Transmetropolitan". Komiks ten mówi o zwariowanym osobniku, Spiderze Jerusalemie, śledczym gazety "The Word". Bohater ten wraz ze swymi "plugawymi asystentkami" nie daje żyć w spokoju wszelkiej maści przestępcom, wykolejeńcom, wariatom i odmieńcom zamieszkującym jego miasto, zwane po prostu - Miastem. Gdy Helix okazał się finansową klapą, przez krótki czas przyszłość tego miesięcznika była zagrożona, ale na szczęście redaktorzy DC na tyle cenili sobie projekt Ellisa, że postanowili przenieść go do "sąsiedniego" imprintu - Vertigo. Warto w tym miejscu wspomnieć, że "Transmetropolitan" to właśnie jeden z tych wspomnianych "kilku wyjątków", który ukazał się i na naszym rynku, choć, niestety, nie w całości.

W 1999 roku, kiedy to Ellis przeistoczył "Stormwatch" w całkiem nową, rewolucyjną super-grupę, "The Authority", studio Wildstorm było już częścią DC. A co takiego różniło tych nowych bohaterów od innych "facetów w rajtuzach"? Według Marka Millara, następnego po Warrenie scenarzysty tej serii, "linia, której ani JLA, ani Avengers nie odważyłyby się przekroczyć, jest zaledwie punktem wyjściowym dla The Authority". Główne postacie to swego rodzaju parodie najpopularniejszych superherosów DC Comics, które nie stronią od obalenia dyktatora-tyrana tu czy tam, sprzeciwiania się "Bogu", który w wizji Brytyjczyka jest wrogo nastawionym kosmitą, odpowiedzialnym za stworzenie układu słonecznego; czy też powiedzenia prezydentowi USA, co dokładnie o nim myślą. Ciekawy jest też fakt, że to w tym właśnie komiksie po raz pierwszy przedstawiony został gejowski pocałunek między Midnighterem i Apollo ("klony" odpowiednio Batmana i Supermana), wówczas mocno nagłośniony. Z tego powodu właśnie, między innymi, tytuł ten został później poddany ostrej cenzurze - zapewne w trosce o wrażliwe umysły młodych Amerykanów.

W podobnym czasie co "The Authority", Warren Ellis zapoczątkował kolejną, nietuzinkową serię - "Planetary". Scenarzysta ponownie zdystansował się od typowej papki serwowanej przez większość zeszytów o superherosach. Komiks ten przedstawia przygody trójki agentów tytułowej organizacji Planetary, którzy odkrywają "tajną historię wszechświata". Elijah Snow, Jakita Wagner i Drummer po drodze napotykają na ludzi łudząco przypominających chociażby Sherlocka Holmesa, Tarzana, itp. Ostatecznym ich celem jest odnalezienie tak zwanego "Czwartego Człowieka" (który, wraz z Pierwszym, Drugim i Trzecim Człowiekiem budzą skojarzenia z Fantastyczną Czwórką - pierwszymi bohaterami, na których piętno swe odcisnął Jack Kirby - powszechnie mówi się, że Ellis złożył w ten sposób hołd "Królowi"). Tak na marginesie, sprawy po drodze nieco się komplikują.

Po wyjściu jeszcze jednej mini-serii, Global Frequency, skądinąd dość popularnej, dla Wildstorm, w 2004 roku bohater tego tekstu znowu zawitał u Marvela. Podpisał on wówczas kontrakt na wyłączność, skonstruowany jednak w taki sposób, że nie uniemożliwiał scenarzyście działania na scenie niezależnej - ściślej mówiąc, mógł on pracować dla jakiegokolwiek wydawnictwa, pod warunkiem, że sam posiada prawa do serii, którą się w danym momencie zajmuje. Dzięki temu, był on w stanie opłacać rachunki tworząc przygody bohaterów Marvela, a jednocześnie wspomagać mniejsze firmy, takie jak Avatar Press, czy AiT/PlanetLar. Warren chwalił wówczas elastyczność "Domu Pomysłów", mówiąc, że dzięki Joe Quesadzie i Danowi Buckley'owi, stał się on dużo bardziej przyjaznym miejscem pracy, niż za czasów poprzedniego reżimu. Jednak "poprzedniego" dla Ellisa, kiedy to redaktorem naczelnym był Tom DeFalco - Bob Harras objął to stanowisko w 1995 roku.

A czym Brytyjczyk zajął się po powrocie do Marvela? Na początku Brian Michael Bendis i Mark Millar wybrali go na ich zastępcę w "Ultimate Fantastic Four". Fakt, że był to tytuł z linii Ultimate, pozwolił mu na poprowadzenie serii w kierunku science-fiction, a także na nieco mniej delikatne obchodzenie się z głównymi bohaterami, niż byłoby to możliwe w "zwykłym" "FF". Po tym, jak Marka Millara zmogła ciężka choroba, przypadło Ellisowi stworzenie trzech mini-serii - "Ultimate Nightmare", "Ultimate Secret", i "Ultimate Extinction" - tworzących razem trylogię o Ultimate Galactusie, a raczej Gah Lak Tusie. Wiadomo było, że uwspółcześniona wersja tej postaci musiała być zgoła inna od tej wymyślonej przez Stana Lee i Jacka Kirby'ego (Warren nazwał kiedy Galactusa "frajerem z telewizorem zamiast głowy"). Już Millar wyobrażał sobie Gah Lak Tusa raczej jako wirus z przestrzeni kosmicznej, niż osobnika humanoidalnego. Ellis poszedł o krok dalej - "jego" Galactus to ciągnący się na około 100,000 mil sznur robotów podróżujący od planety do planety, wysysający z nich energię, niszcząc je przy tym doszczętnie. Inne projekty powierzone Warrenowi, o których warto wspomnieć, to m.in. Nextwave, czyli w pewnym sensie, Marvelowska wersja "The Authority", tylko że z dużo większą dawką humoru, żartująca ze wszystkiego, począwszy od postaci, po cross-overy (Civil War), na scenarzystach kończąc. Na przykład, na okładce 11. numeru Nextwave, jedna z bohaterek trzyma transparent z napisem "Mark Millar licks goats", czyli "Mark Millar liże kozły". Dodatkowo, specjalnie na potrzeby tej serii skomponowano tzw. theme song, przypominający muzyczki z kreskówek z lat 80-tych (G.I.Joe, Transformers, itp.). Nie zabrakło również posterów z dziwnymi hasłami reklamowymi ("Dobry. Zły. Małpa. Dla Nextwave to bez różnicy", lub "Kocham H.A.T.E. H.A.T.E kocha mnie. Na obiad ma być mięso" - H.A.T.E to organizacja, dla których pracują głównie bohaterowie tego komiksu). Obecnie scenarzysta zajmuje się zbierającą mnóstwo pochwał serią "Thunderbolts", czyli grupą super-złoczyńców pod wodzą Normana Osborne'a. Niedawno ogłoszono także, że przejmie on po Jossie Whedonie komiks "Astonishing X-Men", wraz z włoskim rysownikiem, Simone Bianchim.

Powiedziane zostało już, że Brytyjczyk chętnie współpracuje z mniejszymi wydawnictwami, dla których stworzył mnóstwo różnych tytułów - najczęściej mini-serii. Korzyści z tej współpracy są obopólne - tytuły te zazwyczaj znikają z półek w ekspresowym tempie, dzięki czemu "maluczcy" mogą podreperować swój budżet, a w zamian Ellis zachowuje pełne prawa (najczęściej wspólnie z rysownikiem) do swoich kreacji, którymi przecież może zainteresować się jakaś wytwórnia filmowa. Spośród tych mniejszych firm, Warren chyba najbardziej upodobał sobie Avatar Press, dla którego stworzył fikcyjny imprint, Apparat Comics, w skład którego wchodzą: "Angel Stomp Future", "Frank Ironwine", "Quit City", "Simon Spector", i nieco nowsze "Crecy", oraz "Doktor Sleepless". Do tego dochodzą komiksy "Blackgas", "Black Summer", czy też Strange Kiss". Wymieniać można by jeszcze długo. Natomiast wszystko to sprzedało, czy też sprzedaje się, na tyle dobrze, że szef Avatar, William Christiansen, opłaca Warrenowi dojazd i pobyt na konwentach komiksowych w Stanach Zjednoczonych. Miało to miejsce na tegorocznym San Diego Comic Con - notabene Ellis odmówił tam podania komukolwiek ręki, tłumacząc się tym, że ostatnio, gdy uścisnął dłoń przeszło 1000 fanów, przez tydzień musiał potem trzymać ją w lodzie. Należy też wspomnieć, że Ellis cały czas szuka sposobów na to, aby wyprowadzić komiks z getta, uczynić go bardziej przystępnym. Wymyśla więc nowe formaty: wydawany przez Image Comics "Fell" ma co prawda mniej stron niż standardowa, amerykańska "zeszytówka", ale każda strona składa się z większej niż zwykle liczby paneli, aby maksymalnie skompresować historię i zmieścić w niej jak najwięcej - wszystko to po to, aby zbić nieco cenę końcowego produktu.

Ale kariera Warrena Ellisa nie kończy się na komiksach. Niedawno na rynku ukazała się, za pośrednictwem wydawnictwa William Morrow Publishing, pierwsza jego powieść, zatytułowana Crooked Little Vein. Ani tematyką, ani stylem nie odbiega ona jednak zbytnio od tego, co scenarzysta ten prezentuje w historyjkach obrazkowych. Opowiada o prywatnym detektywie, Michaelu McGillu, który otrzymuje od CIA dość nietypowe zadanie - odnalezienie drugiej, "zapasowej", konstytucji Stanów Zjednoczonych, którą prezydent Nixon nieopatrznie wymienił swego czasu na usługi seksualne pewnej azjatyckiej prostytutki. Ponadto, Ellis miał także styczność ze światem telewizji, najpierw podczas próby przeniesienia na ekran wspomnianej wcześniej mini-serii, Global Frequency, co jednak ostatecznie zakończyło się fiaskiem. Następnie zatrudniono go do pisania scenariuszy do kreskówek, jak choćby Justice League Unlimited; wreszcie wydaje się być przesądzone również rozpoczęcie produkcji serialu Dead Channel, którego scenariusze w całości miałyby wyjść spod pióra Ellisa.

Każdy kto odwiedził choć raz witrynę brytyjskiego scenarzysty (niegdyś diepunyhumans.com, obecnie warrenellis.com) wie, że interesuje się on szeroko rozumianym futuryzmem, a przede wszystkim wszelkimi technologicznymi nowinkami i ciekawostkami. Gromadzi tam także materiały prasowe opisujące różne niestandardowe, a może nawet historie przedziwne, aczkolwiek zawsze prawdziwe, jak ta o planach urzędników Pentagonu stworzenia..."gej-bomby", które przecież zawsze można wykorzystać w jakimś nowym projekcie. Zakrojona na szeroką skalę działalność internetowa w społecznościach on-line, takich jak MySpace, livejournal, Twitter, czy Flickr, pozwala mu promować próbujących wypłynąć na szersze wody, mniej lub bardziej początkujących grafików komputerowych, fotografów, malarzy, muzyków, a nawet projektantów mody. Kilka lat temu założył bodaj najpopularniejsze w internecie, nieistniejące już, forum komiksowe (Warren Ellis Forum - WEF), którym rządził żelazną pięścią pod pseudonimem "Stalin". 31.08.2007 roku zamknął kolejny swój message-board, czyli "The Engine", gdzie ludzie z branży mogli w spokoju porozmawiać o swojej pracy. Niebanalną lekturą jest również ellisowska lista mailingowa, Bad Signal, na której dzieli się on ze światem, różnymi, mniej lub bardziej ciekawymi, wiadomościami (np. że wreszcie może napić się Whisky, bo rodziny nie ma w domu; jak bardzo cieszy go fakt, że wreszcie zmarł jego ojczym), a także regularnie przypomina wszystkim, że jest trędowaty.

Piotrek "Killah" Puławski