|
"Thunderbolts" vol.1: "Faith
In Monsters"
Niektórzy
scenarzyści posiadają coś takiego jak magiczny dotyk. Biorą w swoje ręce
wyeksploatowane, albo zwyczajnie kiepskie pomysły i zmieniają je w coś
zupełnie nowego i rewelacyjnego. Warren Ellis jest w czołówce tej grupy
i nie raz dowiódł tego w swojej pracy dla Marvela. Ostatnim jego sukcesem
jest odświeżona wersja grupy Thunderbolts, którą z pomocą bardzo prostych
środków przeniósł cudownym sposobem z końcówki list sprzedaży do czołówki.
Tak było:
Thunderbolts narodzili się w głowie Kurta Busieka i zaczęli swoją karierę
jako niezwykle oryginalna grupa. Wykorzystując zniknięcie większości
bohaterów w finale Onslaught Sagi, grupa drugoligowych złoczyńców pod
wodzą Barona Zemo (część jego dawnej ekipy Masters of Evil) postanawia
wypełnić lukę i bawiąc się w bohaterów, przygotować sobie grunt pod
zawładnięcie światem. Okazało się jednak z czasem, że niektórym członkom
grupy podoba
się ta nowa rola i szczerze zapragnęli odkupić swoje winy, udaremniając
plany Zemo. Niestety, wraz z zamknięciem tych wątków, seria straciła
swoją świeżość i zmieniła się w jedną z wielu. Powoli chylącemu się
ku upadkowi tytułowi nie pomógł nawet odważny (choć kiepskiego wykonania)
krok w postaci całkowitej zmiany koncepcji i obsady - została zamknięta.
Drugą szansę Thunderbolts dostali w roku 2004. Na fali odświeżania
licznych tytułów wypłynęła seria New Thunderbolts, autorstwa Fabiana
Niciezy. Pretekstem
do skompletowania nowego składu grupy było rozwiązanie Avengers po wydarzeniach
w historii Disassembled i wakat na pozycji ulubionych herosów Ameryki.
To podejście nie sprawdziło się chyba najlepiej, bo wkrótce znowu zmienił
się profil grupy, usunięto prefiks "New" i wrócono do pierwotnej
numeracji. Thunderbolts mieli przed sobą jeden konkretny cel - powstrzymać
tajemniczy plan Grandmastera. W końcu udało się, ale powstało pytanie -
co dalej? Tak jest:
Z pomocą upadającej po raz drugi serii przyszła Civil War oraz Warren
Ellis. Nowa koncepcja jest wręcz bajecznie prosta: skoro pojawił
się nowy podział
obdarzonych mocami nadludzi (dobrzy, czyli zarejestrowani w agencji
rządowej i źli, czyli nie zarejestrowani), potrzebna jest specjalna
jednostka,
która zajmie się ściganiem tych złych. Pomysł ten można było łatwo
zepsuć, gdyby zabrał się za niego kiepski scenarzysta, ale szczęśliwie
zaopiekował
się nim Ellis. Jego Thunderbolts to twór sprzeczny sam ze sobą. Z jednej strony, kreowani
są w mediach na wzorową grupę bohaterów, ale z drugiej - mocno podkreślane
jest na każdym kroku, że tacy nie są. Są narzędziem w rękach Agencji
do Spraw Zagrożeń Nadludzkich i mają wiele cech tajnej organizacji,
a nawet
grupy w stylu cover ops. Mają to medialne oblicze, ale mają także mroczne
oblicze, starannie skrywane. Nie mieszkają w rezydencjach, ale w ściśle
strzeżonym kompleksie, sporo czasu spędzając w kajdanach, a dzięki nanobotom
we krwi, w każdej chwili mogą zostać ukarani za nieposłuszeństwo wyładowaniem
elektrycznym. Spójrzmy na skład grupy. Zbieraninę drugo, czy trzecioligowych łotrzyków
zastąpił oddział złoczyńców z najwyższej półki. Oni, bynajmniej, nie
zgłosili się tu na ochotnika, żeby oczyścić swoje dobre imię. Część
z nich została
wcielona do grupy siłą, inni byli szantażowani, albo coś im obiecano;
ale są też tacy, którzy współpracują dobrowolnie z właściwych sobie
powodów.
Dobór postaci stanowi mieszankę wybuchową nie tylko na polu bitwy, ale
dosłownie w każdej sytuacji. Wystarczy na nich spojrzeć: Songbird jest
jedyną postacią, która była obecna przez cały czas, od początku. Była
przywódczynią grupy, ale została zepchnięta na tyły i wyraźnie ją to
boli, a w dodatku
Ellis wyciągnął na wierzch jej stłumione kompleksy. Radioactive Man,
Moonstone i Swordsman również byli wcześniej w Thunderbolts, a pozostali
w grupie
głównie dla własnych korzyści. Pierwszy na życzenie rządu chińskiego,
druga została formalną przywódczynią (zastępując znienawidzoną Songbird)
i rzeczniczką
grupy, a dzięki temu gwiazdą mediów, temu trzeciemu natomiast obiecano
sklonowanie martwej siostry bliźniaczki, ponieważ bez kontaktu z jej
ciałem nie może korzystać ze swoich mutacyjnych mocy (i dlatego rękojeść
swojego
miecza owija jej wypreparowaną skórą). Oczywiście, to tylko część powodów.
Penance jest tu najbardziej oryginalną, a jednocześnie najbardziej chorą
postacią. Znany niegdyś jako wieczny wesołek Speedball, po wydarzeniach
w Stamford, które dały początek całej Civil War, zmienił się w kompulsywnego
masochistę z przerostem poczucia winy, który przy byle okazji tłucze
głową w ścianę, żeby się ukarać. Pierwsza liga to Venom, Bullseye i
Norman Osborn
a.k.a. Green Goblin. Pierwszy jest tu trochę dla zabawy, trochę dla zysku,
a głównie dla możliwości zadawania bólu ściganym (słynna stała się już
scena, w której pożera rękę Steel Spidera). Obecność Bullseye'a trzymana
jest w tajemnicy, bo jest on człowiekiem od brudnej roboty. Jeśli ktoś
sprawia kłopoty, wysyła się Byllseye'a ze spinaczem do papieru, a po
jakimś czasie odbiera się ledwie żywą ofiarę. Problem tylko w tym,
że wszyscy
się go boją. I wreszcie Norman Osborn. On dla odmiany został dyrektorem
całego projektu i głównie wydaje rozkazy. Jak na szaleńca przystało,
nie przejmuje się za bardzo losem swoich podwładnych, ani ich celów,
bo powodzenie
misji to rzecz święta. Czasami tylko puszczają mu nerwy i wtedy robi
się naprawdę zabawnie.
Jak dotąd, ukazało się sześć numerów autorstwa Ellisa i Deodato. Warto
tutaj wspomnieć, że oprawa graficzna również ma duży udział w sukcesie
tytułu. Mike Deodato rysuje bardzo realistycznie i często upodabnia swoje
postacie do znanych ludzi (na przykład Osborn wygląda trochę jak Tomy Lee
Jones), co w połączeniu z klimatycznym tuszowaniem i powściągliwymi kolorami
nadaje całości filmowego charakteru. Nie wolno także zapomnieć o wspaniałych
okładkach Marko Djurdjevica.
Chociaż kolejne części pisane są tak zwanym stylem dekompresyjnym, wydarzyło
się tu naprawdę dużo. Wszyscy wszystkich nienawidzą i coś kombinują, a
w każdym numerze ktoś zostaje potraktowany wyjątkowo okrutnie. Ellisowi
na każdym kroku, towarzyszą cynizm, sarkazm i ironia, które w połączeniu
z niebanalnie serwowaną przemocą i solidną porcją problemów psychicznych
tworzą bardzo szczególny i charakterystyczny klimat. Czytając, czuje się,
że coś wisi w powietrzu, a kiedy w końcu spada z hukiem, można powiedzieć
sobie: "to jest tak chore, że aż piękne", i właśnie to hasło
moim zdaniem najlepiej oddaje charakter Thunderbolts Ellisa.
Gil Galad of Avalon
"Thunderbolts by Warren Ellis, vol.1 Faith In Monsters" (HC)
Data wydania: październik 2006 - lipiec 2007 (zeszyty) 3 października 2007
(wydanie zbiorcze) (USA)
Wydawnictwo: Marvel Comics
Kolekcjonuje: Thunderbolts #110-115, Thunderbolts: Desperate Measures,
historie z Civil War: "Initiative" i "Civil War": "Choosing
Sides"
Scenariusz: Warren Ellis, Paul Jenkins
Rysunki: Mike Deodato Jr., Steve Lieber
Okładka: Marko Djurdjevic
Kolor: Rain Berezo, June Chung
Litery: Albert Deschesne
Oprawa: Twarda
Papier: kreda
Ilość stron: 184
Cena: $24,99
| |