"Trigun" i "Trigun Maximum"

 

Gdzieś w pustynnym świecie szaleje potwór w ludzkiej skórze. Gdziekolwiek by się nie pojawił, sieje grozę i zniszczenie, a strach pada na serca ludzkie i agentów ubezpieczeniowych. Poznajcie Vasha the Stampede, tajfun w ludzkiej skórze i katastrofę, z którym gonią dwie przeurocze agentki Agencji Ubezpieczeniowej "Bernardelli" (monopolisty wśród ubezpieczeń, tak nawiasem mówiąc).

Fabuła brzmi znajomo? Nie? A powinna, bo sama manga liczy sobie 12 lat z okładem i właśnie dobiegła końca. Witajcie w świecie Triguna, moi Drodzy. Zabieram Was na szaloną przejażdżkę z rewolwerami, pustynią i wielkimi żarówkami w tle.

Sama seria dzieli się na dwie części: "Triguna" i "Triguna Maximum". Pierwsza to dość zabawna trzytomówka, w której poznajemy powoli świat Vasha i jego samego. Bo czy to możliwe, żeby ten dryblas z kretyńską miną, ten idiota wykrzykujący "Love and Peace" był najniebezpieczniejszą istotą na świecie? Łagodny uśmiech i niefrasobliwość, niezgrabne ruchy i zdolność koncentracji muszki owocówki... Ale tylko dopóki ktoś nie zagrozi tym, którzy nie mogą się sami bronić. Mówicie, że to oklepana koncepcja: wielcy bohaterowie skryci za nieporadną fasadą? Ha, musicie zobaczyć, jak to robi Vash. Czysta poezja dynamicznej kreski, pojedynki na wysokim poziomie i małe wprowadzenie w tajemnicę Vasha i jego świata.

Kim jest Vash? Dlaczego jego świat jest pustynią z życiem koncentrującym się wokół wielkich żarówek, będących źródłem wody, energii? Dlaczego we wnętrzu szklanej bańki mieszkają "anioły"? I, co najważniejsze, dlaczego Vash potrafi z nimi się porozumieć, a także kim w końcu, do diabła, jest Vash? Och, w "Trigunie" wiele takich pytań zostaje zadanych, jednak na ich ostateczne rozwiązanie przyszło czekać prawie 10 lat, w smakowitych 102 rozdziałach mangi "Trigun Maximum", która rozpoczyna się nieco później po fabule "Triguna". Mamy tu Vasha, mamy tajemniczego Knivesa, "narodzonego" z ciała "anioła", który za cel życiowy postawił sobie zniszczenie ludzkości, mamy strzelaniny, pojedynki, gonitwy, rewelacyjny humor, czyli to, co shounen bitewny lubi najbardziej. Przede wszystkim mamy tu nowych bohaterów, obok Milly i Meryl, całą plejadę naprawdę dobrze zarysowanych postaci, z rewelacyjnym Nicholasem Wolfwoodem na czele. Sami powiedzcie: cyniczny wędrowny kaznodzieja z dwumetrowym krzyżem na plecach, który to krzyż tak naprawdę jest olbrzymią giwerą i magazynkiem broni pomniejszej - czy można nie kochać takiej postaci?

Fabuła koncentruje się na walce Vash-Knives. I to by było tyle. Jednak Nightow zafundował nam jeszcze całkiem dobry kawałek political fiction i science-fiction, więc nawet nie zauważycie, kiedy z zabawnej prościutkiej historyjki mamy mroczną, poważną i bolesną historię. Tutaj nikt nie jest bez winy. Każdy popełnił błąd, za który ktoś inny musiał zapłacić. Bo nie można przejść przez życie nie raniąc nikogo. Bo największą odwagą jest powiedzieć "dość" i zrobić to, co jest słuszne. Bo najważniejsze jest ludzkie życie, tak bardzo pogardzane przez jego właścicieli...

Zalety mangi? Prosta, ale bardzo autentyczna historia, przepiękne futurystyczne bronie, fabryki i nawet pustynny pociąg. Ponadto świetne postacie drugoplanowe, które zapadają w pamięć i wzruszają. Pojedynki długie, ale emocjonujące. Co ciekawe, w komiksie wszystko ma logiczne uzasadnienie, dwumetrowe skoki w powietrze, umiejętność dźwigania olbrzymiej giwery bez odczuwania skutków odrzutu i nawet to, że ktoś z brzuchem podziurawionym kulami potrafi wstać i walczyć dalej - no cóż, wiem, że to charakterystyczne dla shounenów, że skatowany bohater z połamanymi żebrami i rękami mało, że walczy, to jeszcze pokonuje przeciwnika w wielkim stylu, ale to wcale nie znaczy, że nie powitam z radością odrobiny autentyczności. Dodatkowo mamy sympatyczny, choć prosty humor, dynamiczną kreskę i czarnego kota.

Hm, zastanówmy się, nad wadami, bo przecież nie ma róży bez kolców i tak dalej... Po pierwsze kompozycja. Owszem, nie przeczę, że dla Japończyka onomatopeje rozwalone na cały obrazek (a czasami nawet jego okolice) są czytelne i jasne, dla mnie i tak na pierwszy rzut oka są kupą latających kresek. Czasem naprawdę trzeba się wgapić w obrazek, żeby załapać, gdzie kto ma nogę czy rękę... co może przeszkadzać w płynności czytania. Po drugie, przegadane momenty. Zdarzają się głównie pod koniec "Triguna Maximum", ale i tak brnięcie przez dobre 3-5 stron tekstu przeplatanych kompletną słowną pustynią jest odmianą może i miłą, ale męczącą. Po trzecie, Nightow jest bezlitosny dla swoich bohaterów i czasami zdarza mu się przeholować w udręczaniu kogoś... Ale to tylko moje odczucie. Pewnie gdybym nie lubiła tak bardzo bohaterów, to by mi to nie przeszkadzało. No, i po czwarte, na mój "prymitywny" niejapoński umysł, troszki za dużo skrótów myślowych i skryptów sytuacyjnych charakterystycznych dla kultury Japońskiej (widać to szczególnie w dowcipach). Tyko, że mnie to akurat zmotywowało. Kogoś innego może razić.

Reasumując - 8/10. Głównie za bohaterów.

Aha, nie mogę przecież nie wspomnieć o ekranizacji "Triguna" przez Madhouse. Cóż, anime jest urocze, ale proszę nie zapominać, że powstało gruuubo przed zakończeniem mangi... Tymczasem świat Vasha the Stampede jest w wersji papierowej o wiele bogatszy, a bohaterowie pełniejsi.

Joanna "Szyszka" Pastuszka


"Trigun"
Scenariusz i rysunki: Yasuhiro Nightow
Liczba tomów: 3
Wydawnictwo: Tokuma Shoten (pierwsze wydanie), Shonen Gahosha (reprint w dwóch tomach), Young King Comics (wydanie łączone, wszystkie trzy tomy)

"Trigun Maximum"
Scenariusz i rysunki: Yasuhiro Nightow
Liczba tomów: 12
Wydawnictwo: Shonen Gahosha
Wydawca angielski: Dark Horse Comics