|
Hubert Ronek
Dzik jest dziki, dzik jest zły, dzik ma bardzo ostre
kły...
Mocną
nagonkę na Egmont ostatnio odczuwam. Na Egmont komiksowy, nagonkę na forach
komiksowych. Sprawa więc hermetyczna, dotyczy może kilkudziesięciu osób,
ale mam potrzebę napisania kilku słów. Bo nie znoszę głupoty.
Jakoś nikt nie narzeka na jakość wydań Wydawcy Roku 2007. Timof otrzymał
to zaszczytne wyróżnienie, które zobowiązuje, ale i każe zastanowić się,
co tak naprawdę liczy się w działalności wydawniczej (na naszym polskim
komiksowym rynku), za co wręczane są takie statuetki. Czy za kilka niezbyt
dobrze wydrukowanych okładek, które pozostają na palcach i vice versa, czy
za skiepszczone przygotowanie do druku (niech żyje LCD!) "Morfołaków" (zamiast
bieli szarości, widoczne wymazywania komputerową gumką), czy może za zawalony
skład (druk?) "Międzyczasu", gdzie niektóre plansze nie mieszczą
się na papierze i są poucinane? Nie, Timof otrzymał tę nagrodę MIMO tego.
Bo według zdrowego myślenia liczy się coś innego: wizja, w jakimś stopniu
chęci, podejście, dobór tytułów, wprowadzenie nowego spojrzenia na rynek,
wypełnienie luki, wpływ wydawnictwa na kształtowanie środowiska i rynku,
włożona praca w to, by działać coraz lepiej. Liczy się coś więcej niż kilka
wpadek technicznych, niż kilka błędów przy druku.
Dlatego wkurza mnie nagonka na Egmont, że olewa czytelników, że panoszy
się na rynku, że wszystko, co robi, to źle. A najlepsze jest hasło wzywające
do bojkotu wszystkiego, co wypuszcza to wydawnictwo. Tak, bojkotujmy Egmont,
niszczmy go i tym samym rynek, który w ogromnej mierze współtworzy. Zniszczmy
to wszystko, co udało się zbudować przez lata działań pojedynczych komiksowych
maniaków, konwenty/festiwale komiksowe, Witka Tkaczyka i całą ekipę "AQQ",
przez "produktywnych" i drugi ich biegun, czyli Michasia, serwisy
komiksowe, a także Tomka Kołodziejczaka i Egmont. Rozwalmy to wszystko,
a później siądźmy i narzekajmy. Toż to dwie polskie specjalności.
Nie można spojrzeć bardziej obiektywnie, zauważyć, że to Egmont stanowi
dziś ogromną część rynku? To wydawca, który systematycznie dostarcza czytelnikom
kilka ciekawych, różnorodnych, dobrych i bardzo dobrych tytułów miesięcznie
- czyni to regularnie i terminowo. Jeśli jest za co opieprzyć Egmont (jak
np. tłumaczenia) i każde inne wydawnictwo, to opieprzajmy, ale zachowując
zdrowy rozsądek i proporcje.
Niestety, chorego myślenia jest więcej. Niejaki Spidey na którymś z komiksowych
forów dostał opieprz od wytrawnych forowiczów za reakcję na wyprzedaże Mandragory.
Człowiek kupił "Essentiala" za normalną okładkową cenę, po czym
kilka dni później zbulwersowany był obniżką ceny o połowę. Ze wszech miar
słusznie zbulwersowany dodam, by nie było wątpliwości. Ale od swych kolegów
po fachu otrzymał opieprz. Nie widzę nic złego w wyprzedażach jako takich,
tak, to normalny objaw zdrowego, silnego rynku. Ale powiedzmy sobie szczerze,
że rynek komiksowy w Polsce to nie jest rynek silny i stabilny. Dlatego
rozumiem młodego czytelnika i fana komiksu, który chcąc wesprzeć wydawnictwo
kupuje jego publikacje w pierwszym obiegu, wprost z księgarskiej półki,
niemal wszystkie wydawane tytuły. I rozumiem też jego rozgoryczenie, gdy
okazuje się, że wydawca wyprzedaje za połowę ceny to, czego wyprzedawać
nie miał.
Ale w kraju, w którym cwaniactwo i kombinatorstwo mylone jest z umiejętnością "radzenia
sobie" i stawiane są na piedestał, nie dziwią mnie już takie reakcje.
Dałeś się wykiwać, zaufałeś, okazałeś szacunek i oczekiwałeś tego samego?
To ty jesteś ciul, nie ten, który zrobił ci koło dupy. Można cię wyśmiać,
bo dałeś się wykiwać, bo chcesz działać dla wspólnego dobra, bo rozumiejąc
specyfikę rynku nie kupujesz taniej z drugiego obiegu i oczekujesz postawy
fair od wydawcy. A przy okazji można wyśmiać też Egmont, który takich wyprzedaży
nie robi i szanuje swoich klientów.
Nie znoszę głupoty i wystawiam się na odstrzał. Ale odwagi w tym nie ma
ni ciut. Bo wiem, że pójdą same ślepaki.
ronek | |