Guy Gardner

 

Guy Gardner wydaje się być jedną z wielu ziemskich Zielonych Latarni. W annałach DC odnotowano takich kilka. Podobnie jak imię Flasha, tak samo i tytuł Green Lanterna Sektoru 2814 (czyli ziemskiego) przechodził z rąk do rąk. Sześcioro Ziemian można uznać za pełnoprawnych członków Korpusu (ja doliczyłbym jeszcze Jonga Li, ale to już sprawa sporna w całym fandomie). Guy był jednym z nich, przez długi okres na pewno bardzo niedocenionym. Dlatego też jemu właśnie poświęcam ten artykuł - żeby polscy czytelnicy mogli poznać jedna z najciekawszych postaci w historii całego DCU.

Wczesne początki

Początki historii Gardnera sięgają końca lat sześćdziesiątych. Popularność serii "Green Lantern", po początkowych wielkich sukcesach, zaczęła gwałtownie spadać. Poziom scenariuszy obniżył się, autorom zaczęło brakować pomysłów. Wtedy to w roku 1969, w numerze 59 wydano historię pod znamiennym tytułem "Earth's Other Green Lantern!". Tam też po raz pierwszy został zaprezentowany Guy. John Broom stworzył historię opierając się na pytaniu, które od dawien dawna intrygowało ludzi: "Co by było gdyby...?". Wprawdzie do realizacji swoich zamierzeń użył środków, które, choć kiedyś pasowały do Srebrnej Ery Komiksu, to teraz budzą już tylko uśmiech politowania, jednak sama koncepcja wniosła nieco świeżości do ciut zastałego świata Zielonych Latarni. Otóż, Strażnicy dzięki swojej kosmicznej technologii, byli w stanie odczytać ostatnie myśli Abina Sura, który, jak się okazało, znalazł dwóch kandydatów o równych predyspozycjach do zostania obrońcą nie tylko Ziemi, ale również całego Sektora 2814. Oprócz Hala Jordana, godnym kandydatem był również nauczyciel W-Fu, Guy Gardner. Jedynym problemem okazało się to, że znajdował się dalej od miejsca katastrofy, więc ledwo żywy Abin nie chcąc szafować swoją, i tak już skromną, siłą wybrał pilota Ferris Aircraft.

I tutaj właśnie pojawia się to całe "Co by było gdyby?". Wyobraźmy sobie, że to właśnie Guy (jego postać wzorowana jest na sylwetce znanego amerykańskiego aktora serialowego tamtych lat, Martina Milnera) zostałby Green Lanternem Ziemi. Jak potoczyłyby się jego losy? Oczywiście, pomocny staje się kolejny wspaniały wynalazek mieszkańców Oa, którzy potrafią dzięki niemu przewidzieć dalszy ciąg historii Gardnera. Okazuje się, że mimo, iż większość jego perypetii pokrywałaby się z tymi przeżywanymi przez Jordana, to jednak ostatecznie w wyniku śmierci Guya spowodowanej żółtą zarazą, pochodzącą z planety Ghera, pierścień trafiłby ostatecznie w ręce Hala. Można zatem uznać, że bohater tego artykułu to szczęściarz. Efektem całej historii jest jego spotkanie z ówczesną Latarnią ziemskiego Sektora, co zaowocuje w przyszłości ich przyjaźnią, a także dołączeniem Gardnera do Korpusu.

Pierwsza "śmierć"

Niestety, na ciąg dalszy historii tego bohatera musieliśmy czekać aż do roku 1979. Do tego czasu Gardner został zapomniany przez twórców, a jego jedyny występ w komiksie to krótkie cameo w odcinku 88, będącym introdukcją Johna Stewarta. Jednak twórcy przypomną sobie jeszcze o tej postaci. W numerze serii "Green Lantern" Gardner po raz pierwszy ma szansę pobawić się pierścieniem mocy. Tyle tylko, jak mogliśmy się już przekonać, używanie pierścienia jakoś nie służy Guyowi. Po odcinku, w którym debiutuje jako zastępca Hala i walczy nawet ramię w ramię z Oliverem "Green Arrowem" Queenem i Dinah "Black Canary" Lance ma nadzieję, że ta postać pozostanie w serii na dłużej. Niestety, splot wydarzeń w końcówce odcinka doprowadza do użycia przez Guya wadliwej Latarni Mocy, czego efektem jest jego pierwsza, choć jak się niebawem przekonacie, nie ostatnia "śmierć" na łamach komiksu...

Będąc w tej epoce żywota Guya nie można nie wspomnieć o ważnym komiksie, który choć wydany później, znakomicie uzupełnia brakujące wydarzenia miedzy "GL/GA" #88 a #116. Mowa tu o "Secret Origins" #7, wydanym w październiku 1986 roku. W komiksie tym odkrywamy wiele bardzo cennych detali z życia Guya. Zostało tu min. wyjaśnione, kiedy Gardner poznał tożsamość Hala Jordana i został mianowany na jego wsparcie w Sektorze 2814. Tutaj również pojawia się Kari Limbo - cyrkowa wróżka, miłość Guya, a także... Hala.

Gardner powróci do świata żywych jeszcze w roku swej pierwszej "śmierci", w ostatnim numerze "GL/GA", a konkretnie w odcinku 122. Tam, po kilku numerowych perypetiach, Kari Limbo zgodziła się wyjść za Jordana. Wydarzenie to doprowadziło jednak do telepatycznego kontaktu miedzy dziewczyną a zamkniętym w Strefie Fantomu (fani Supermana pewnie znają to miejsce bardzo dobrze) Guyem. Jak się okazało, wybuch Baterii nie zabił Gardnera a "jedynie" przeniósł do tego miejsca.
Kolejne lata posuchy

Od tego momentu można praktycznie upatrywać debiutu nowego Garndera. Do tej pory postać ta nie miała zbyt wiele szczęścia. Pojawiła się w zaledwie kilku komiksach, co nie dawało jej zbytniej popularności... Istne błędne koło. W wyniku wydarzeń z "Green Lantern" #122 i #123, Halowi udaje się, dzięki pomocy Supermana, wyciągnąć biedaka z Phantom Zone, jednak Guy pozostaje w śpiączce, z trwałymi uszkodzeniami mózgu i przeświadczeniem, że jego cierpienie zostało zaplanowane przez Hala. Jak możecie się łatwo domyślić, będzie to miało ogromny wpływ na wizerunek tej postaci w przyszłości.

Niestety, w tym momencie twórcy po raz kolejny "dali ciała". Poza krótką historią z udziałem Sinestra, Guy wystąpił przez prawie 6 LAT! tylko w jednym komiksie - "Green Lantern Corps Annual #2", gdzie dostał informacje o ataku Krony. Niestety, śpiączka nie pozwala mu na pomoc towarzyszom.

Ten czas dobitnie pokazuje, że Gardner z założenia był postacią, z którą niewiele można było zrobić. Rewolucja, jaką wprowadził u siebie Marvel sprawiła, że wiele pomysłów DC okazało się być przestarzałymi, a ich wzorzec idealnego bohatera wypalił się po drodze. Żeby zainteresować nowe pokolenie czytelników, trzeba było nowych postaci. Szczęśliwie dla Guya, nadszedł czas Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach. Tam nastąpił prawdziwy "Crisis" (z ang. Przełom) dla tej postaci, który dał "zielone" światło, co pozwoliło bohaterowi na stałe zaistnieć w mitologii Green Lantern.

Kryzys i "nowy" Guy Gardner

Czym był Crisis on Infinite Earths wie każdy fan DC. Mam jednak wrażenie, że bardzo mało osób poza tym, że kojarzy tą nazwę potrafi wskazać jego nawet pobieżny przebieg, a co dopiero opisać rolę Zielonych Latarni w tym wydarzeniu. Jest ona jednak o tyle istotna, w kontekście tego artykułu, iż jest to tak naprawdę pierwsza rzeczywiście znacząca rola Gardnera, a sylwetka tej postaci, którą praktycznie od nowa utworzył Steve Englehart, jest w większym lub mniejszym stopniu obowiązującą po dzisiaj.

Podczas wspomnianego już wydarzenia, Guy zostaje rozbudzony przez grupę zbuntowanych Strażników. Zostaje ich Czempionem - jego celem jest zwerbowanie oddziału, który pozwoli na zniszczenie Anti-Monitora. Intencje nad wyraz szczytne, jednak wytyczne co do doboru członków są ciut... dyskusyjne. Guy ma zebrać największe szumowiny wszechświata i stworzyć z nich doborową jednostkę do zadań specjalnych. Wydaje się niemożliwe? Tylko na pierwszy rzut oka. Nowa osobowość Guya potrafi czynić cuda...

Jak już pisałem, Englehart stworzył nowego Gardnera - stał się on bezwzględny, zapatrzony w siebie, samolubny... Trzeba mu przyznać, ze odwalił przy tym kawał dobrej roboty. Guy w jego wykonaniu jest na tyle oryginalny, że do tej pory ciężko znaleźć inną taką postać w komiksach DC. Latarnie potrzebowały wśród siebie jakiegoś "madafakera" i padło właśnie na Gardnera. Znak czasów. Jednak Steve Englehart uczynił o krok za dużo. Jego Guy, nie dość, że brutalnością potrafi przerazić nawet Sharka i Goldface'a, wzbudzić strach wśród Zbrojmistrzy z Qwardu, to jeszcze zostawia Jordana na śmierć, zabierając mu pierścień. Łatwo można się jednak domyślić, że John Stewart wspólnie z Halem powstrzymają zapędy szaleńca. Tak też się dzieje. Jednak od tej pory nadejdą dla postaci Guya naprawdę złote lata.

Green Lantern Corps of Earth

W tym momencie twórcy mieli dwa wyjścia. Pierwszym, bardziej logicznym, bardziej nasuwającym się i bardziej... banalnym byłoby uczynienie z postaci Gardnera drugiego Sinestra, walczącego z Latarniami podobną (a właściwie identyczną) bronią, co i one. Standard, czyż nie? Lecz Enghlart ponownie wykazał się pomysłowością. Zamiast tworzyć z taką pieczołowitością przywracaną przez siebie postać - kopię Sinestra, lepiej ciut go ugrzecznić i ponownie wprowadzić do szeregów bohaterów. Genialne w swojej prostocie. Tak się też dzieje - Guy trafia pod kuratelę Ali-Apsy, Strażnika znanego jako Oldtimer, nie tracąc przy tym nawet pierścienia, a niedługo potem ponownie staje w szeregach bohaterów jako jeden ze sztandarowych bohaterów miesięcznika "Green Lantern", który w tym czasie zmienił już nazwę na "Green Lantern Corps".

Po drodze zalicza ucieczkę z Malatusa, prawie wywołuje III Wojnę światową, zalicza walkę jeden na jednego z Kilowoigem, nowym członkiem drużyny, który później zostanie retconowany jako główny trener Zielonych Latarni. Jest też jednym z głównych bohaterem crossoveru "Legends", w którym to pomaga pokonać Gloriousa Godfreya. To ostatnie wydarzenie będzie miało bardzo ważny wpływ na jego przyszłe losy. Otóż, już niedługo zostanie jednym z członków - założycieli nowej Ligi Sprawiedliwości.

Justice League International - Guy Gardner na salonach

Międzynarodowa Liga Sprawiedliwości to czas, kiedy Guy z drugo-, czy nawet trzecioligowca, znanego tylko fanom Zielonych Latarni przebił się szturmem do czołówki najbardziej popularnych bohaterów całego uniwersum DC. Jest to również czas, kiedy postać ta zostanie ostatecznie ukształtowana, a jej charakter się w pełni wyklaruje.

Giffeth poszedł w zupełnie inną stronę niż Enghlart. Tamten traktował Guya w miarę poważnie, mimo jego częstych "odpałów". Keith postanowił pójść zupełnie inną drogą. Justice League International była Ligą inną niż wszystkie - postacie w niej występujące to zwykle bohaterowie drugiego albo i dalszego planu, które pod przewodnictwem Batmana i Martian Manhuntera utworzyły najciekawszą Ligę Sprawiedliwości wszechczasów! Bohaterowie ci razem stworzyli mieszankę wybuchową, obok której nie da się po prostu przejść obojętnie.

Jednym z wielu czynników wpływających na specyficzny klimat tego komiksu był właśnie Gardner, który stał się jednym z filarów grupy, ku rozpaczy reszty członków. Przedstawiono go jako wiecznego chwalipiętę, pyszałka, megalomana, a dodatkowo jeszcze, chyba żeby skontrastować jego ego z tym, jak się zachowuje, niezwykłego wprost tchórza, który mimo, że rwie się do akcji, w chwilach większego niebezpieczeństwa potrafi się po prostu zmyć z pola bitwy, zostawiając towarzyszy samych ze wszystkimi problemami na głowie.

Jednak to byłoby jeszcze nic, gdyby nie "znakomite" relacje Guya z resztą postaci. Cóż, nie pałali oni do Green Lanterna zbytnią sympatią, wystarczy tu wymienić reakcję Black Canary na znokautowanie go przez Batmana w numerze 5. Wieczna chęć zdobycia przywództwa w grupie, co oznaczało wywalenie z tego stołka Batmana, wprowadzała sporo napięcia między te dwie postacie. Dość dodać, że alter ego Bruce'a Wayne'a to jedyny osobnik, który potrafi utemperować dość porywczego typka, jakim jest tu Gardner.

Równie ważne są jego wzajemne układy z Ice, moją ulubioną bohaterką z całego tego tałatajstwa, które nazywa siebie Justice League. Ich związek jest chyba jednym z najciekawszych wątków przewijających się przez serie. Ciężko o bardziej niepasującą do siebie parę. Ona - delikatna, prawie że chwilami dziecinna Norweżka. On - playboy, bajerant. Dość powiedzieć, że na pierwszą randkę Guy zabrał dziewczynę na... film porno. Reakcje można łatwo przewidzieć. Jednak mimo ciągłych rozstań zawsze wracali do siebie, a Tora była jedyną członkinią JLI, która opowiedziała się po stronie Guya w jego konflikcie z Halem Jordanem (o czym za chwilę).

Czasy JLI to chyba jeden z najbardziej istotnych momentów życia Guya. W tym okresie stał się już rozpoznawalną postacią, która pojawiała się nawet w seriach niepowiązanych z Zielonymi Latarniami, a to dowód na to, że ciągnął za sobą fanów i ich pieniądze. Jednak prawdziwym dobrodziejem dla Gardnera był Gerard Jones.

Gerard Jones i Latarnia Sektoru 2184

Nadeszły wspaniałe lata 90te. Wraz z historią "Emerald Dawn" Latarnie odzyskały utraconą chwałę i wróciły na salony, dostając własny miesięcznik. Jego scenarzystą został nie kto inny, niż Gerard Jones - człowiek legenda, jeśli chodzi o Green Lanternów. Autor ten przez pewien czas prowadził 3! miesięczniki poświecone tej grupie. On też doprowadził Guya do jego największej świetności.

Gerard wszedł mocniej w psychologię tej postaci, niż którykolwiek dotychczasowy scenarzysta - pokazał, że Gardner tak naprawdę to ktoś, czyje zachowanie jest determinowane i napędzane przez wyjątkowo niską samoocenę. Dlatego też podziałał na niego jak płachta na byka Hal Jordan, który pozbywa się pierścienia by, jak to mówi, "stanąć na ziemi". Według Guya, dla którego pierścień to jest to, co czyni go kimś wyjątkowym, takie podejście Hala to zaprzeczenie całości tego, co sobą reprezentuje. Przyznam, że jest to dość ciekawe spostrzeżenie, pozwalające nam nieco inaczej spojrzeć na tą postać.

Zadbano też o dopracowanie nieco originu Gardnera w podobny sposób, jak to zrobiono wcześniej z Halem. W "Emerald Dawn". Otóż, w kontynuacji tej mini serii, nazwanej, jakże oryginalnie, "Emerald Dawn II", Guy zostaje przedstawiony jako początkujący adwokat, zajmujący się sprawami z urzędu. Jak łatwo się domyślić, zajmuje się sprawą nie kogo innego jak Hala Jordana. Tutaj też po raz pierwszy styka się z Korpusem i wszystkim tym, co sobą reprezentuje. Po raz pierwszy odzywa się też mroczna część jego natury. Gerard pokazuje, że to co zostało uwolnione po przebudzeniu Guya ze śpiączki było nie tyle efektem jego traumy, co raczej od dawna tłumionymi emocjami, które wtedy w końcu znalazły ujście.

Niestety, Jones przyczepił się do tej postaci i starał się ją zrobić jeszcze bardziej wredną niż Giffen. O ile tamten zachował ciut umiaru, to Gerard chwilami przesadzał. Zraził mnie nieco do siebie i do Gardnera kilkoma swoimi pomysłami. Największą bolączką była chyba scena, w której Guy odmawia pomocy Alanowi Scottowi, żeby dalej być Zieloną Latarnią Ziemi...

Zastanawiacie się pewnie, o co chodzi? Otóż Jones, po raz pierwszy w historii tej postaci uczynił ją Green Lanternem Sektora 2814. O ile wcześniej służył jako wsparcie czy też druga linia, tutaj dostaje na własną rękę cały Sektor. Awans, nieprawdaż? Jednak nie na długo. Już Hal "wredna małpa" Jordan o to zadbał.

Przez czas, kiedy był naczelną ziemska Latarnią, poziom zadufania Guya w sobie jeszcze wzrósł. Jego działania były źle widziane przez samych bohaterów, którzy uważali, że plami on ich opinie. Dlatego też Hal zareagował - przyleciał na Ziemię i wybił Guyowi (w przenośni i dosłownie) pomysł, że może dłużej utrzymać się na swoim "stołku". Przyznam, ze bezpośrednio po tym wydarzeniu naprawdę było mi szkoda bohatera tego artykułu. Jak już pisałem, pierścień był dla Guya wszystkim, a teraz pozbawiony tego, co czyni go wyjątkowym poczuł się pusty. Jednak nie poddał się i szukał jakiegoś substytutu. Znalazł go pod postacią pierścienia Sinestra, ukrytego w kryptach OA.

Przyznam, że według mnie był to jeden z najciekawszych pomysłów Gerarda w całym jego dorobku w dziedzinie GL. Dzięki temu, Gardner stał się jeszcze bardziej oryginalny, jeszcze bardziej interesujący i jeszcze bardziej... popularny! Doprowadziło to do powstania jego własnego miesięcznika, który utrzymał się na rynku przez aż 44 numery (co jest całkiem niezłym wynikiem, biorąc pod uwagę, że był to jedynie swego rodzaju spin-off).

Brightest Day

I tak dochodzimy do "najjaśniejszego dnia" Gardnera. W tych czasach jego popularność sięga zenitu - zarówno w świecie "realnym" jak i DC uniwersa. Jako dowód tego wystarczy przywołać jedną ze scen z eventu związanego ze śmiercią Supermana, kiedy to jeden z nastolatków mówi, ze świat już nie potrzebuje Supermana, że nadeszła era nowych bohaterów... takich jak Guy Gardner właśnie. Niech świadczy to o tym, jak bardzo przyjęła się ta postać w ówczesnych komiksach.

Gerard Jones nie pociągnął zbyt długo jako scenarzysta serii o Guyu. Od numeru 5 pisał ją wspólnie Willem Jacobsem, by zostawić mu ją ostatecznie wraz z odcinkiem 9. Jednak i on wkrótce odszedł, przekazując wydawnictwo na ręce Chucka Dixona, bardzo znanego w branży scenarzysty. Ten wprowadził kolejną małą rewolucję w serii - pokazał dzieciństwo Gardnera.

Jego ojca, który go nigdy nie doceniał. Jego brata, oczko w głowie tatusia, który był zawsze dla niego niedoścignionym wzorem. Jego szkołę, rówieśników i... ulubione komiksy! Tak, Gardner wychował się na superbohaterskim "stuffie"). Muszę przyznać, że "Yesterday's Sins" były prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Jeszcze bardziej pogłębiły Guya, dokładając do tej postaci dziecięcą traumę i ciągłe życie w cieniu brata. Nic dziwnego, że kiedy wreszcie stał się kimś, próbował to wykorzystać i odreagować kompleksy. Dzięki temu cały rys charakterologiczny Gardnera stał się bardziej ludzki i... realny.

W tym momencie następuje punkt zwrotny. Guy przestaje używać żółtego pierścienia i przywdziewa bajerancką zbroję. Rozpoczyna się historia "Emerald Fallout", której nie będzie dane Dixonowi skończyć - odejdzie w połowie, a całość zostanie dokończona przez Beau'a Smitha, który pozostanie na tym stanowisku aż do samego końca serii.

Życie Guya zmienia się - postanawia on wyprostować swój związek z Torą i mierzy się z Halem Jordanem, który oszalał i przyjął postać Parallaxa, niszcząc po drodze Korpus Zielonych Latarni. Jednak największa zmiana w tej postaci od czasu obudzenia go ze śpiączki ma dopiero nadejść...

Darknest Night

Podczas wyprawy do źródeł Amazonki, Guy pije wodę ze Źródła Bohaterów i staje się "czymś", które później będzie określane mianem Warriora. Zyskuje w ten sposób moce przekształcania swojego ciała w każdą możliwą broń. Niestety, transformacje są bolesne, zwłaszcza początkowo, co nie będzie wpływało zbyt dobrze na samopoczucie naszego bohatera.

Jak później się okaże, transformacje są możliwe dzięki dość "specyficznemu" DNA Gardnera, które pochodzi od jego Vuldariańskich przodków. Kim to są Vuldarianie? To kosmiczna rasa, która miała bardzo, ale to bardzo oryginalny cel - podbić Ziemię. Przepraszam za sarkazm, ale ile można. Teraz pewnie każdy wie, że Guy miał być ich tajną bronią, która się zbuntowała itp., itd. Tą historyjkę zna każdy. Jak napomknąłem w tytule tego paragrafu, to chyba najsłabsza część życiorysu Gardnera. Warrior był postacią zbyt udziwnioną, a historie, w których robi za faceta od brudnej roboty, stały się schematyczne i nudne. Jak łatwo się domyśleć, Guy będzie walczył z innymi Vuldarianami, swoim złym klonem, a także Ligą Sprawiedliwości. Seria powoli zaczęła się coraz gorzej sprzedawać, czego efektem było jej zamknięcie po 44 numerze.

Jednak wszędzie można znaleźć jasne strony. Tą z pewnością w tej serii jest bar "Warriors". Jest to coś w rodzaju "Planet Hollywood", założone przez Gardnera, a będące miejscem, gdzie normalni ludzie mogą przyjść i wypić piwo u boku największych bohaterów. Było też miejscem schadzek tych ostatnich. Co ciekawe, za kelnerkę robiła tam Arisia, dawna dziewczyna Hala Jordana i była Latarnia, a także osoba, do której Guy smalił cholewki. To właśnie jej śmierć zakończyła serie.

Odrodzenie

Przez kilka następnych lat Guy zaliczał jedynie rzadkie, gościnne występy w serii Green Lantern, w której tryumfy święcił Kyle Rayner, a także od czasu do czasu w innych seriach DC. Nawet jego domniemana śmierć podczas "Our Worlds at War" nie pomogła mu choćby otrzeć się o lata dawnej chwały. Przełom nastąpił dopiero wraz z nadejściem Geoffa Johnsa, który w mini serii "Green Lantern: Rebirth" przywrócił nie tylko Hala Jordana i Korpus, ale także Guya Gardnera takim, jakim go znamy i kochamy! Jak się okazuje, Parallax, który swego czasu narobił tyle problemów, to nie zła część osobowości Hala Jordana, tylko kosmiczny pasożyt. Kiedy ten próbuje przejąć Guya, niechcący nadpisuje jego Vuldariańskie DNA ludzkim, co doprowadza do utraty jego mocy. Jednak nie ma tego, co by na dobre nie wyszło - facet ponownie dostaje pierścień, a dodatkowo stanowisko jednego z trzech głównych trenerów nowych Zielonych Latarni.

W mini serii "Recharge" Gardner pomaga pokonać pająki z Vegi, które próbowały zniszczyć świeżo odbudowane Oa. Za to wszystko Guy zostaje mianowany Latarnią "Numer Jeden", a także szefem gwardii honorowej. Jego przygody są jednym z głównych wątków serii "Green Lantern Corps", którą polecam wszystkim fanom tej postaci. Według mnie, Gibbons stworzył najlepszą inkarnację Guya. Jest to postać posiadająca własny styl, charakter, nadal jest bezczelna, a jednak więcej w niej bohaterstwa. Dzięki temu o wiele łatwiej jest go polubić, i to w zupełnie inny sposób niż jego poprzednie wersje. Tutaj Gardner to po prostu swój chłop, z którym chciałoby się wyskoczyć na piwo.

Obecnie świat latarni jest toczony przez Sinestro Corps War, jednak rola Guya w tym wydarzeniu jest obecnie stosunkowo mała. Mam jednak nadzieję, że pojawi się go o wiele więcej w zakończeniu. Sporym optymizmem napawa również okładka "Green Lantern Corps" #19, na której pojawia się... świeżo ożywiona Ice. Oj, czuję że będzie naprawdę "gorąco". I bardzo dobrze, bo po prostu uwielbiam, kiedy ta dwójka jest razem!

Gardner to naprawdę interesujący bohater. Jego postać zmieniała się jak w kalejdoskopie wraz z trafianiem z rąk jednego scenarzysty do drugiego, jednak zawsze posiadała swoisty urok, który sprawia, że jego losy pasjonują, a działania wywołują żywe emocje. Warto zawiesić na nim oko, choćby żeby prześledzić jaką ewolucję przeszedł od pierwszej, klasycznej formy do dzisiaj, bo pozwoli nam to zaobserwować zmiany, jakim podlegał przez te lata sam komiks mainstreamowy.

Articles

BIBLIOGRAFIA
Green Lantern vol 2 #59 -"Earth's Other Green Lantern!"
Green Lantern/Green Arrow #87 - "Earthquake, Beware my Power"
Green Lantern/Green Arrow #116 - "My ring...my enemy"
Green Lantern/Green Arrow #122 - "With these Rings"
Green Lantern/Green Arrow #123 - "Mission of No Return"
Green Lantern vol 2 #196-200
Secret Origins #7
Green Lantern Corps vol. 1
Justice League International
Green Lantern vol 3 #9-12 "Guy and his G'nort"
Green Lantern vol 3 #18 "One Angry Guy"
Green Lantern vol 3 #25 "Prize Fight"
Guy Gardner Reborn #1-#3
Guy Gardner
Guy Gardner: Warrior
Green Lantern: Rebirth #1-#6
Green Lantern Corps: Recharge #1-#5
Green Lantern vol. 4 #10-#13 - "Revenge of Green Lanterns"
Green Lantern Corps vol. 2