Marvel vs DC w roku 2007
Na potrzeby "KZ" powstało zebrane w dwugłosie
podsumowanie dotyczące dwóch amerykańskich gigantów wydawniczych - DC Comics
i Marvel Comics. Dyskusję na temat mainstreamu przeprowadzili Artur "Articles" Skowroński oraz Jacek "Janio15" Fokt z portalu Avalon.
Articles: Podsumowanie roku w dwóch największych potentatów komiksu czas
zacząć. To był ciekawy rok, trzeba przyznać.
Janio15: Owszem, ale czyż nie co roku tak mówimy?
Cóż, we wspominkach zawsze się koloryzuje, czyż nie? Ale musimy podejść
do tematu konkretnie. Oba wydawnictwa przyniosły nam wiele wartych zapamiętania
historii. I to zarówno ze względu na cechy ich pozytywne, jak i negatywne
(w przypadku niektórych).
Zgadzam się, jednak z małym "ale"... Marvel, tak jak DC, naprawdę
wydał bardzo dużo historii, lepszych, gorszych, ale jakby kierować się
tylko słupkami sprzedaży to Marvel zwyciężył w tym roku na całej linii.
Jednak przechodząc do konkretnych tytułów wahadełko szali wydaje się być
na równi. Ok, koniec z zabawą w kotka i myszkę. Wiem, że zaraz wytoczysz
ciężką artylerie w postaci "Sinestro Corps War".
Poczekaj, to sobie zostawię sobie na koniec. Zacznę od czegoś innego - "52".
Wprawdzie zakończenie, ale w naprawdę dobrym stylu.
52 długie tygodnie.
To chyba największy sukces DC.
Czy aby na pewno? Jak ktoś pragnący wejść w świat DC ma się odnaleźć w
całym tym Multiwersum? Jak to wszystko ogarnąć? Czy "Infinite Crisis" nie
miał tego naprawić? Czy naprawdę potrzebny nam kolejny kryzys (ostateczny?)
Cóż, spójrz na to z innej strony. Dostaliśmy 52. numerową serie, o naprawdę
równym poziomie, a to nie zdarza się za często, jeśli tekst ma tak napięty
deadline (numer co tydzień).
Moim zdaniem cykl tygodniowy również jest dosyć męczący
(nie tylko dla portfela potencjalnego czytelnika). Czy w ta stronę będą
teraz zmierzać
komiksy? (vide: "The Amazing Spider-Man").
Wydaje mi się, ze jest to logiczniejsze rozwiązanie niż prowadzenie kilku
równoległych serii o jednym bohaterze, bo pozwala na zachowanie lepszej
ciągłości kontinuum, tak więc według mnie zagrywka Marvela ze Spider-Manem
to duży plus dla tego wydawnictwa i wytyczenie nowej drogi dla rynku...
A właściwie wykorzystanie pomysłu DC, który się jak najbardziej sprawdził
(znakomite oceny "52" we wszystkich serwisach).
W pewnym sensie tak, ale czy nie lepiej czasem przejść z ilości w jakość?
Dlaczego w przypadku DC jest tyle tie-innów, spin-offów itp. zapowiadających
nadejście głównej serii?
Oj widzę, że nie jesteś na bieżąco z wywiadami. Dan Dido zapowiedział,
że do lektury "Final Crisis" żadne wstępy nie będą potrzebne
(dobra, tylko po co ja to w takim razie czytam). Dziwne, ale kojące dla
czytelnika, który nie chce przedzierać się przez gąszcze "Countdown"
W takim razie mamy zapomnieć o całym 2007 roku?
Nie zagalopujmy się tak.
Wiesz, co zauważyłem? W przypadku DC zwykle bywa tak, że
wylew serii następuję tuż przed głównym wydarzeniem, a w Marvelu wręcz
odwrotnie (np. "Civil
War", "World War Hulk"). Nie wspominając o tym, co się dziej
już po. Ale mnie zawsze męczą wszystkie ekskluzywne/naprawdę konieczne/niepowtarzalne
tie-inny.
Powiedziałbym raczej, ze DC obleka swoje eventy innymi tytułami i przed,
i w trakcie i po, chcąc podbić ich sprzedaż/ Jednak co do twojego komentarza
w sprawie 2007 roku, "Countdown" to jeszcze nic.
Masz coś lepszego?
W Spider-Manie mamy zapomnieć jakieś 30 lat. Mogę kontynuować temat Pajęczaka,
czy nie kopiemy leżącego.
On już wiele przeszedł w swoim pajęczym życiu, każdy z nas widział, co
scenarzyści (a raczej Straczynski) zaserwowali mu w 2007, ale jestem ciekaw,
co masz do powiedzenia. Przyznaje się bez bicia, że Marvel nie ma pomysłu
na to, jak uporządkować swoje podwórko (zwłaszcza, jeśli chodzi o przeszłość).
Nierzadko godzi się na dziwne zagrywki, które burzą spójność kilku serii.
Zauważyłem pewien charakterystyczny sposób eksploatacji tej postaci przez
wydawnictwo. Przyznam, że komiksy Straczynskiego początkowo były naprawdę
dobre. Peter potrzebował tego typu odświeżenia, a nawet "Sins Past" jestem
w stanie wybaczyć, aż tu nagle wychodzi "House of M". Może Ty
przybliżysz z grubsza to wydarzenie czytelnikom KZ?? Tak w telegraficznym
skrócie.
Zapewne każdy zainteresowany zna historię Wandy Maximoff, która zagubiwszy
się we własnym umyśle, stała się niebezpieczeństwem na skalę światową.
Zmusiła tym samym swoich dawnych współtowarzyszy do zastanowienia się nad
jej losem (zabić ją czy nie?). Jak było, każdy wie - Wanda stworzyła wydumany
świat, w którym rasą panująca zostali mutanci (z Magneto na czele).
Dokładnie. Ja przypomnę, że Peter ożenił się w tym świecie z Gwen Stacy
i miał z nią syna. I to właśnie po "Domu M" cała koncepcja Pająka
zaczęła się rozłazić... Twórcy mieli znakomity punkt wyjścia - mogli stworzyć
Pająka rozdartego miedzy swój idealny świat, a ten w którym żyje (co zresztą
zostało zasygnalizowane w "Son of M"). Niestety, postanowiono
inaczej. "HoM" schodzi na dalszy plan i przychodzi "The
Other", teoretycznie wielgachne zmiany, które zostały całkowicie przyćmione
przez "Civil War"... Nadążasz za moim tokiem myślenia?
Staram się jak mogę, chociaż patrząc obiektywnie, przy "Civil
War" niemal
każda seria schodzi na dalszy plan.
Peter otrzymuje nowy kostium, ściąga maskę, kolejny wielki szok. Później
rok w czarnym kostiumie, postrzelenie ciotki May i nieszczęsny Mefisto
pod sam koniec A.D. 2007. Dochodzę do wniosku, ze Marvel ma ciekawe pomysły,
ale nie ma koncepcji na ich rozwiniecie... Tak czy siak, Pająk dostał nieźle
po plerach... A z nim również jego fani! Czy nie zgodzisz się ze mną??
Aż dziw bierze, że poświęcamy tyle miejsca Pajęczakowi! Słabo z nim było.
Może "Brand New Day" pozwoli mu powrócić to stałego, dobrego
poziomu (nadszarpniętego historią z czarnym kostiumem w tle i ciocią May)...
A propos Pająka, wersję Ultimate opuścił Mark Bagley
Styl Bagle'ya stał się chyba jednym z najbardziej rozpoznawanych elementów
tej serii. To też duży cios dla fanów.
I dla Marcela. Przecież Mark zawitał do DC.
Fakt, chętnie zobaczyłbym go rysującego Blue Beetla. A propos Niebieskiego
Żuka -czytasz może tą serię?
Niestety wstrzymałem się po 4. numerze. Nie podszedł mi, brakuje mi starego,
dobrego (zabitego) Beetle'a.
To jesteś lepszy ode mnie, ja odpadłem po dwóch pierwszych. Dopiero na
tych wakacjach się przekonałem do tego komiksu. Największą zaletą tego
komiksu jest... jego praktycznie całkowite ocieńcie od kontinuum, co pozwala
na prowadzenie własnej, z czasem bardzo interesującej fabuły.
Przerzuciłem się na "Nightwinga". Beetle jest i tyle, jakby
tak na uboczu. Inny, trochę dziwny, zupełnie niepodobny do swojego poprzednika...
...i dostał chyba jedną z najbardziej porąbanych nagród serwisu ComicBlog: "Najbardziej
niedocenionej serii". Jest to komiks, który na odcięciu od całego
kontinuum bardzo stracił, sprzedaż mu siada biedakowi. Co nie zmienia faktu,
że jest to naprawdę dobra seria. Ale wspomniałeś coś o "Nightwingu"...
Owszem, wspomniałem bo go lubię.
Cóż, jego obecny scenarzysta - Peter Tomasi, to najlepszy chyba nowy nabytek
DC. Jego prace przy "Green Lantern Corps" czy "Black Adam" udowadniają,
że jego nazwisko już niedługo będzie mogło być wymieniane jednym tchem
z największymi szychami.
"Nightwing" lepszy od "Barmana"? Czy to możliwe?
A jednak. Cóż, również w Marvelu pewnie nie brakuje zaskoczeń...
In minus, czy in plus?
...niezwykle mocny start zaliczyła seria "Thor". Przyznam, że
nie spodziewałem się jej tak wysokich miejsc w rankingach.
Oj tak, gromowładny szaleje że aż miło. Rankingi, rankingami, ale to po
prostu bardzo dobry tytuł.
Przyznam się, że najbardziej podobają mi się w nim rysunki, no i Loki-Samica.
To było urocze... Czyżby zapowiedź romansu ?
Coś mi się wydaje, że przyszły rok będzie należał do niego. Hmm... Romansu
powiadasz? Całkiem prawdopodobne.
Cóż, przyszły może i do niego, ale nie da się ukryć, że obecny był rokiem
Kapitana Ameryki. Nigdy tej postaci nie lubiłem, ale jej koniec był iście
imponujący. Brawa dla Marvela, który udowodnił, że komiksowym wydarzeniem
można pobudzić opinie publiczną... a nawet nasz rodzimy Teleexpress.
Właśnie, nawet w Polsce! To było dopiero wydarzenie! Dziennik, Panorama,
Teleexpress. Ale czemu tu się dziwić. Cap oddał życie za to, w co wierzył.
Za to przypłacił swoim życiem, za to posypała się jego przyjaźń z Iron
Manem, jego poglądy pchnęły bohaterów do wojny domowej. Niezwykle barwna
postać, zgłasza w oczach współczesnych Amerykanów. Ładnie powiedziane prawda?
Ładnie. Jednak czy obsadzenie Buckyego, ruskiego szpiona, w roli legendy
Ameryki to najlepszy pomysł??? Bardziej urzekł mnie chyba w tej roli Frank
Castle!
Na bezrybiu i rak ryba, chętnych na schedę po Capie było wielu i zapewne
to nie koniec; tytuł jak widać trwać musi, ma się dobrze więc dziwnych
pomysłów nie powinno brakować, a Frank... to Frank, dziarski wojak z prostym
i iście diabelskim kodeksem i co tu ukrywać, na łamach serii MAX prezentuje
bardzo wysoki poziom!
Ennis zawsze zachowywał wysoki poziom. Zawsze był jednym z moich ulubionych
scenarzystów. Przyznam, że "Widowmaker" to jedna z najlepszych
historii tego roku.
Szkoda, że wraz z 55. numerem rusza jego ostatnia historia. Ale my tak
cały czas kluczymy i kluczymy, a o "Civil War" nic. Podobało
Ci się?
Szczerze? Podobało. Naprawdę kupa dobrego, sensownego komiksu, po części
zniszczonego przez potężne obsówy w wydawaniu
A po której stronie byłeś?
Po tej, która wygrała. Choć teraz tego żałuję. Initiative odrzuciło mnie
nieco od Marvela.
Oj, a szkoda, mi przypadło do gustu.
Sama koncepcja drużyn dla wszystkich stanów i nieco wojskowy dryl... Cóż,
to nie moje klimaty. Wolę bohaterów indywidualistów.
Bardzo mi się podoba ta cała otoczka z Aktem Rejestracyjnym, z renegatami,
z pracą dla rządu, ściganiem wyłomowców, szkoleniem rekrutów, całość jest
spoiwem dla wielu serii.
To było niezłe w "Civil War" i "Forntline". Potem
zaczęło nużyć.
Owszem, całość może ma kilka luk, ale nikt nie jest doskonały. Zresztą
dosyć sprawnie z końcem roku przechodzimy do "Secret Invasion"...
...które przyznam, zapowiada się naprawdę nieźle. A największym rozczarowaniem
tego roku okazali się być chyba "Runaways".
Szczerzepowiem, że nie mogę się do tego tytułu przekonać, podchodziłem
do niego kilka razy i tyleż samo z niego rezygnowałem.
Dopóki Vaughan pisał tą serię, była niesamowita, a po numerze 23. człowiek
odliczał na kalendarzu dni do równie dobrego, jak się okazało, 24. A potem
przyszedł Wheadon.... I dobre się skończyło. Co sądzisz o tym scenarzyście?
Wheadon równa się "Astonishing X-Men". I tyle.
Nie odpowiedziałeś na moje pytanie...
Moja znajomość jego prac ogranicza się właściwie do "Astonishing
X-Men". Czy to źle czy dobrze? Nee wiem, ale przynajmniej znam go
z tej lepszej strony.
No to inaczej sformułuję pytanie. Co myślisz o "Astonishing X-Men"?
Wszystko w tym tytule jest znakomite. No może oprócz jednego - cyklu wydawniczego.
No i w ostatnie historii na czele wysunięto m.in. Colossusa, za którym
wprost przepadam. Taka osobista dygresja.
To ja tu będę kontrowersyjny i powiem, że jak do tej pory nie udało się
temu scenarzyście przekonać mnie do wyjątkowości tego tytułu. Jedyną naprawdę
rewelacyjną historią był "Torn", poza tym reszta ciut przereklamowana
według mnie. Z X-serii o wiele lepiej podchodzi mi "X-Factor".
To coś jak John Romita Jr. - albo go kochasz albo nienawidzisz.
Ja Romitę bardzo lubię.
Ja też, chociaż "WWH" był słabiutki.
Dokładnie i teraz pytam się - skąd takie jego wyniki sprzedaży?
Reklama, reklama i jeszcze raz reklama. Któż nie chciałby widzieć Hulka
lejącego całe uniwersum Marcela. Sam dałem się nabrać i żałuję tego.
Z eventów Marvela tego roku lepiej podszedł mi "Annihilation Conquest" -
bardzo dobra kosmiczna saga, godna swojego poprzednika.
No właśnie, tytuł naprawdę mocny, świetne okładki, bardzo dobry scenariusz,
a mimo to przegrywa z takim "WWH", w kwestii sprzedaży, ma się
rozumieć. Naprawdę dziwny jest ten świat. Oba wydawnictwa miały swoje space-opery,
do tego udane. Dzięki "Annihilation" polubiłem Novę.
Ja Silver Surfera, którego wcześniej nie trawiłem. Nova Corps też, choć
jest to zrzynka z Green Lantaernów. To co, może teraz "Sinestro Corps
War". Może ty wypowiedz się na jego temat?
Nigdy nie rozumiałem fenomenu Zielonych Latarni. Byli mi zawsze obojętni,
nie potrafiłem, a może nie chciałem się do nich przekonać, ale jak za dotknięciem
magicznej różczki to się zmieniło po zapoznaniu się z "SCW".
Z początku fascynowali mnie przeciwnicy, zwłaszcza Sinestro, jego motywacja,
cele. Dopiero z czasem wpadłem w istny zachwyt nad Green Lanternami. Sama
historia to prawdziwy majstersztyk (głównie pod względem scenariusza).
Zacząłem regularnie kupować "Green Lantern" (ale już nie "GL
Corps").
Żałuj. Cóż, "Green Lantern" jest dobry, ale "Corps" jeszcze
lepszy, przynajmniej w mojej opinii. Zarówno Gibbons, jak i Toamsi odwalają
tam świetną robotę.
Gdy pomyślę o tym co nas czeka w 2009 roku, wszystkie te korpusy...
"War of Light" to będzie coś. Mam nadzieje, że dostaniemy ją
jeszcze przed "Blackest Night" i jeśli utrzyma się poziom godny "SCW" będzie
naprawdę cudownie, bo to bez porównania najlepsza historia roku.
Raczej na pewno, trzeba jakoś zapełnić 2008 rok.
Na 2008 zapowiedziano pojawienie się Czerwonego Korpusu, i to jeszcze
w te wakacje.
Tak, w Marvelu miały miejsce naprawdę ciekawe wydarzenia, ale "SCW" wygrywa
na całej linii. Mam jednak coś dla równowagi, coś równie intrygującego
i dobrego: "Messiah Complex", czyli "mutanci znów na topie".
Wiedziałem. To jedyna historia Marvela, która może się równać z "SCW".
Tylko bez spojlerów, jestem 3. numery do tyłu.
O.K. Rzeczywiście, znakomita robota i kolejny dowód na to, ze crossovery
o jednym bohaterze, konkretnej grupie, są najlepsze: "SCW", "MC", "RoRAG".
Wszyscy wszem i wobec krzyczą oldschool, ale czy to nie racja? Właśnie!
Spójne, zamknięte, sensownie pomyślane, bez wydumanych tie-inów... Czekaj, "RoRAG"?
"RoRAG" - "Ressurection of Ra's Al Ghul". To chyba
jedna z najciekawszych dłuższych, on-goingowych historii Batmana ostatnich
lat, a na pewno najlepszy występ Robina w tym roku.
Właśnie, ale ile w niej jest Batmana a ile Nightwinga, Robina.
Może Batman się zdezaktualizował?
W pewnym sensie tak, podobnie jak Superman, Wonder Women czyli Wielka
Trójca. "Amazons Attack", o zgrozo.
Może czas na jego odejście, jak w plotce, która krążyła po necie swego
czasu?
Ale jak się pojawiła, to nagle wszyscy zapragnęli, aby Bruce nie umierał.
Wcale nie wszyscy, ale to już sporna kwestia. Cóż, DC powoli odchodzi
od wielkiej trójcy, czyniąc z niej to, czym powinni być - Legendami, a
cały ciężar uniwersum zostaje przeniesiony na barki nowych, mniej wyeksploatowanych
herosów, no, poza nieszczęsnym "AA", którego bez znajomości tie-inów
nie dało się czytać.
Najpierw Cap, teraz Batman, potem inni? Czy ja mam złe wrażenie, czy DC
wyszło na prowadzenie?
Masz dobre wrażenie. Marvel w tym roku to praktycznie wyłącznie "Annihilation", "Captain
America" i "Messiah Complex". DC zaczęło od mocnego "52",
by uderzyć jeszcze lepszym "SCW" i "RoRAG"...
Ale z pojedynczych serii mogę rzucić na linię frontu "Daredevila", "New
Avengers", "Thunderbolts", "Nova", "Thor", "Immortal
Iron Fist".
...a także "Blue Beetle", "JSA" i rewelacyjny "Booster
Gold". W ogóle, rok 2007 w DC należał bez wątpienia do Geoffa Johnsa,
musisz to przyznać, nie?
Tak, zapracowany był w tym roku.
Ale z jakim efektem! Najgorsze, ze wyraził chęć napisania czegoś dla Marvela.
Na szczęście exclusive to exclusive, choć jeśli miało by to przynieść jakąś
genialna historie z Pajęczakiem, to mogę mu chwile popuścić.
Panowie z Domu Pomysłów już pewnie szykują mu kontrakt. Ja z drugiej strony
postawiłbym na Eda Brubakera,
Tu się z tobą zgodzę, Bru to naprawdę wyborny scenarzysta.
Szczerze przyznam że to był naprawdę udany rok dla obu wydawnictw. Tylko
skąd na to wszystko brać pieniądze???
Ukraść... No właśnie, Marvel rozpoczął wielka rewolucje w tej dziedzinie:
Marvel Unlimited. Co myślisz o tym pomyśle?
Skany, skany, skany, tylko że oficjalnie i za drobna
opłatą. Wydaje mi się on być naprawdę ciekawy. Dobry ruch, jak już zgodzić
się na skany to
na swoich warunkach, albo choć pod pewnymi uwarunkowaniami. Ciekawe, co
DC z tym fantem zrobi...
Jednak dalej nie rozwiązuje problemu fanów, którzy nie mogą się doczekać
na nowe wydanie. Oni i tak wolą skaniarzy, którzy maja ten świeży towar
znacznie szybciej.
Tego już się nie da rozwiązać, to utopijna myśl. Albo ktoś jest uczciwy
albo nie, to kwestia wychowania, samokontroli, własnego sumienia.
Może przejdziemy teraz do minusów... Bo nie da się ukryć, ze oba wydawnictwa
miały takowe.
Może w tej dziedzinie ktoś wygra...
To chyba DC. "Countdown" to prawdziwa wtopa - nuda, nuda i jeszcze
raz nuda.... A to nie koniec nieszczęść - dostaliśmy również fatalny "Amazons
Attack", który jest nielogiczny, nieczytelny i za długi, stanowczo
za długi, a jeszcze wymaga przeczytania większości tie-inów do załapania
całości.
Ale co powiesz na "X-Men": "Die by the Sword"? Odpowiednik "AA" w
Marvelu? Równie bezsensowny, niepotrzebny...
Nie czytałem, ale z tego, co wiem, nie mam czego żałować. W większości
przypadków X-mini-serie okazywały się gniotami, z wyłączeniem kilku chlubnych
wyjątków.
Ale mam więcej rodzynków, od słabych serii jakimi są "Fantastic Four", "Black
Panter", "Exiles", "New Excalibur", po takie wydarzenia
jak "World War Hulk". Dużo tego...
Dużo... Ja w DC dołożyłbym jeszcze słabiutkich "Tytanów" bo
poziom tej serii w przeciągu ostatniego roku spadła niczym wyniki światowej
giełdy...
A przecież Spider-Man również nie popisał się.
Przecież obiecaliśmy, że go nie kopiemy już.
No dobra, to był prztyczek w nos. Pokopmy "Tytanów".
Należy im się. "Titans Tommorow"... "Today" było straszne,
a "Year One" też niczym dobrym nie błysnął, choć śmieszne momenty
miał.
Szkoda, że tylko śmieszne. Mi się osobiście nieszczególnie podoba "JLA".
Trochę o niczym jest ten tytuł.
Mnie też. Seria od początku naprawdę kiepska, w ogóle nieprzystająca poziomem
do świetnego "JSA". Najśmieszniejsze było nie ściągniecie Batmanowi
maski- przecież to o pomstę do nieba woła!
Jakby ściągnięto to... tam by była następna, jak u Zorzo.
Ale cóż, jak się daje komiks scenarzyście "JLU"...
A co powiesz na "Black Panthera" z iście rasistowski zapędami?
To dopiero synonim nowoczesności w komiksie... Że też kongres USA nie kazał
zamknąć tej serii.
Marvel zawsze łamał standardy. Ale to temat na inną rozmowę.
|