|
"Egipcjanie mieli plagi, my mamy Brutusa"
"Asteriks na Olimpiadzie"
Panem et Circenses - chleba i igrzysk, niegdyś wołał rzymski lud. Po seansie
filmu można rzec: marne igrzyska, a i uczta dla oczu przeciętna. Oglądając
najnowszą ekranizację przygód niezłomnych Galów odniosłem wrażenie, że twórcy
dzieła rozminęli się z ideą komiksu Gościnny'ego i Uderzo.
"Asterix na Olimpiadzie" reklamowano jako najdroższą europejską
superprodukcję. Faktycznie charakteryzacją, scenografią, efektami komputerowymi
nie odbiega od amerykańskich standardów. W obsadzie nie zabrakło znanych
nazwisk, w tym chyba jedynego aktora pasującego do roli Obeliksa - Gerarda
Depardieu. Ponadto pojawia się ikona francuskiego kina Alain Delon, czy
znany z poprzedniej części Jamel Debbouze (krótki występ, ale pierwszorzędny).
Przy produkcji twórcom sen z powiek spędzał wybór aktora do postaci Asteriksa.
Dotychczasowy odtwórca roli - Christian Clavier zrezygnował, a zastąpił
go Clovis Cornillac. I w tym cały szkopuł. Claviere pasował do tej roli
idealnie, uosabiał komiksowego bohatera. Natomiast Clovis wypada słabiutko,
komicznie, ponadto jest zbyt wysoki.
Fabuła obrazu nie jest skomplikowana. Gal Romantiks pragnie poślubić grecką
księżniczkę Irinę. Niestety, na drodze do ich szczęścia stoi ojciec dziewczyny,
który stara się wydać córkę za Brutusa, syna Cezara. Irina nie chce się
zgodzić i oświadcza, że poślubi tego, kto zwycięży w igrzyskach olimpijskich.
I tak oto nasi dzielni Galowie, a raczej Galo-Rzymianie wyruszają w podróż
do Olimpii na pełne emocji igrzyska. Emocje tylko z nazwy, bowiem twórcy
zadbali o niezwykle krótki repertuar zmagań sportowych, dostarczając zakulisowych
pseudoatrakcji. Największą bolączką obrazu wydaje się być niespójny scenariusz.
Co robi Cezar na igrzyskach? Co robi Brutus w głównej roli w tym filmie?
No i najważniejsze, czemu Asteriksa i Obeliksa jest tak mało? Odpowiedz
wydaje się być prosta. Clovis od początku prezentował się nieprzekonująco
w roli Asteriksa, więc ciężar filmu postanowiono przerzucić na Brutusa.
Trzeba uczciwie przyznać - ten wątek prezentuje się dobrze. Brutusa w filmie
jest najwięcej i głównie za jego sprawą z ekranu nie wieje nudą. Dwoi się
i troi, aby zdobyć księżniczkę, przy okazji stara się wydatnie pomóc Cezarowi
w zejściu z ziemskiego padołu. Przy takim rozwiązaniu tytuł filmu powinien
brzmieć "Brutus na Olimpiadzie".
Zdecydowanie zabrakło Galów z wioski, którzy zawsze sieją postrach i dostarczają
mnóstwa śmiesznych sytuacji. Zamiast czerpać garściami z albumowego pierwowzoru
(jedyna scena, spotkanie Galów z Klaudiuszem Twardzieliuszem w lesie jest
idealnie odtworzona) scenarzyści filmu wzięli sobie za punkt honoru pomieszanie
jak największej ilości wątków z komiksów. Motyw Romantiksa szaleńczo zakochanego
w księżniczce to zapożyczenie z albumu "Asteriks i legionista" (najlepszego
w moim odczuciu), w którym mamy wątek miłosny Falbali i Tragikomiksa. Perypetie
druida Panoramiksa do złudzenia przypominają pierwszy albumu serii. Oczywiście
nie obyło się bez nawiązań do innych filmów. Twórcom udało się wepchnąć
do fabuły elementy pochodzące z gwiezdnej sagi Lucasa, "Ben Hura" czy "Cyrano
de Bergeraca" (którego postać również kreował Depardieu).
Szumnie zapowiadany występ gwiazd sportu ograniczył się jedynie do krótkiego
epizodu. Zidane, Amelie Mauresmo i Tony Parker pojawiają się na ekranie
tuż przed samym finałem. Nasuwa się pytanie: czemu ich postacie nie zostały
wykorzystane podczas zawodów? Reżyserzy mieliby dużo większe pole do popisu.
Przykładem na umiejętne wykorzystanie sportowców jest wyścig rydwanów, w
którym jednego z uczestników, reprezentującego Germanię, zagrał Michael
Schumacher. W jego przypadku można mówić o udanym występie. Kwestie w stylu: "Masz
przewagę pół klepsydry" mają szansę wpisać się do filmowego żargonu.
Polska wersja językowa "Asterixa na Olimpiadzie" została napisana
bez pomysłu i polotu. Nie oddaje nawet odrobiny ducha komiksu. Aż prosiło
się użyć kultowych zwrotów: "na Teutatesa", "ale głupi ci
Rzymianie", "kości zostały rzucone". One praktycznie nie
istnieją w tym filmie! Za to mamy co nie miara moherów, oczywistych oczywistości,
mordo ty moja, czy spieprzaj dziadu. Do kina wybierałem się na film o Galach,
a co najwyżej otrzymałem przeterminowane hasła z kampanii wyborczej lub
słowa kompromitujące polskie elity polityczne. Tłumaczom brakuje fantazji
i wyobraźni, nadal męczą publiczność idiotyzmami pochodzącymi z rodzimej
sceny politycznej. Zdarzają się momenty, w których widz jest pewny, że w
oryginalnej wersji pada inna kwestia. Wątpię, aby Schumacher przed startem
rzekł: "Dobrze, że Kubica dziś nie jedzie". Zresztą w tym przypadku
nie ma mowy o oryginalności, bowiem żart z polskim kierowcą był niedawno
wykorzystany przy "Alvinie i wiewiórkach". Rodzimi tłumacze najwyraźniej
kultywują zasadę: "teksty na topie wrzucamy do każdego filmu".
Pozytywnie w dubbingu wypadł Jerzy Kryszak jako Kakofoniks oraz Borys Szyc
jako Brutus, cała reszta na ich tle prezentuje się blado.
"Asterix na Olimpiadzie" w Europie powinien sobie poradzić. Jednak
patrząc na obraz z perspektywy adaptacji słynnego francuskiego komiksu,
na usta cisną się dwa słowa: artystyczna porażka i marność. Oby takich Galów
w kinach było jak najmniej. Jeżeli w przyszłości powstanie kolejny film
serii, to warto wtedy wspomnieć słowa: "Clavier wróć", bez Ciebie
filmy o Asteriksie są tylko nędzną podróbką.
Marcin Andrys
"Asterix na Olimpiadzie"
Reżyseria: Thomas Langmann, Frédéric Forestier
Scenariusz: Alexandre Charlot, Franck Magnier, Olivier Dazat, Thomas Langmann
Obsada: Gérard Depardieu, Clovis Cornillac, Alain Delon, Benoît Poelvoorde,
Stéphane Rousseau,Vanessa Hessler, Franck Dubosc, Michael Schumacher,
Jamel Debbouze, Jean-Pierre Cassel
Zdjęcia: Thierry Arbogast
Muzyka: Frederic Talgorn
Montaż: Maryline Monthieux
Reżyser dubbingu: Marek Robaczewski
Dialogi polskie: Jakub Wecsile
Czas trwania: 114 minut
| |