|
"Green Arrow": "Straight Shooter"
Star
City nigdy nie dorobiło się szubrawcy godnego Jokera czy Mirror Mastera
(zapewne ku uciesze mieszkańców tego miasta), bo z pewnością nie sposób
stawiać w jednym szeregu z wspomnianymi indywiduami postaci takich jak
nieco kuriozalny Count Vertigo. Pomimo tej pozornie sprzyjającej okoliczności
Ollie Queen (czy raczej jego zamaskowane alter ego) zazwyczaj nie zwykł
narzekać na nadmiar nudy, a już w niedalekiej przyszłości chronione przezeń
miasto okazało się jedną z najbardziej doświadczonych metropolii DC (na
łamach takich opowieści jak "City Walls"- "Green Arrow vol.
3 nr 34-39 - i "Crawling Trought the Wreckage" nr 60-65).
Nie inaczej sprawy mają się w historii "Straight Shooter".
Oś niniejszej fabuły stanowią poczynania korporacji "Elevast",
której zarząd realizuje plany wzniesienia luksusowych kompleksów rozrywkowych.
Sęk w tym, że całe przedsięwzięcie może zaistnieć jedynie w rejonie ubogiej
dzielnicy Lamb Valley, na co nie bardzo chcą przystać jej mieszkańcy.
Prędko okazuje się, że nie tylko oni mają powody do narzekania. Najemni
pracownicy przybyli z Zimbabwe w nadziei poprawy swego losu także zgłaszają
obiekcje i to na tyle dosadnie, że w sprawę angażuje się sam "Szmaragdowy
Łucznik". Nie trzeba zresztą szczególnie zachęcać go do działania
chociażby z tego względu, że jako typowy "lewak w limuzynie" z
wielką chęcią uczestniczy we wszelkich inicjatywach mających na celu
pogrążenie przejawów drapieżnego (oczywiście w jego mniemaniu) kapitalizmu.
Wraz z zagłębianiem się w zaistniałym problemie Ollie natrafia na coraz
liczniejsze poszlaki wskazujące na powiązania korporacji z szemranym
konsorcjum farmaceutycznym o nazwie Tepcorp. W nieformalnym śledztwie
dzielnie sekunduje mu młoda, i co nieobojętne dla niepoprawnego lovelasa
Queena, ponętna prawniczka Joanna Pierce (bratanica Jeffersona Pierce'a
znanego fanom oryginalnych Outsiders jako Black Lighting). Tradycyjnie
może też liczyć na wsparcie swego coraz dojrzalszego syna Connora Hawke'a.
Niestety na jego drodze staje wynajęty przez zarząd "Elevastu" Constantin
Drakon - niepozorny, mikrej postury osobnik w nieprzejrzystych okularach.
Green Arrow prędko przekonuje się, że nie należy go jednak lekceważyć.
Judd Winick, scenarzysta niniejszej opowieści, słynie ze swej umiejętności
konstruowania dynamicznych fabuł momentami wręcz przeładowanych akcją
(widać to zwłaszcza w "Outsiders" vol. 3). Do dziś zresztą
wzbudza on niemało kontrowersji, o czym świadczy chociażby jeden z
tematów na forum DC Comics pod wiele mówiącym tytułem "I hate
Judd Winick!". Należy jednak przyznać, że zjawił się on w najlepszym
możliwym momencie, bowiem po opuszczeniu serii przez Kevina Smitha
(po numerze piętnastym) tempo akcji uległo wyraźnemu spowolnieniu.
Ollie skupił się na poszukiwaniu pamiątek swej niegdysiejszej działalności
("The Archer's Quest" nr 16-21), epizodycznie starł się z
dawnym przeciwnikiem (Count Vertigo; nr 22) oraz podjął chwilową współpracę
z ówczesnym Green Lanternem (Kyle'm Rainerem). Wszystkie te wydarzenia
łączył jeden motyw: nawiązywanie do przeszłości. Tym samym nie wnosiły
do dziejów tej postaci niczego, co można byłoby uznać za oryginalne
i odkrywcze. Winick zmienił ten stan rzeczy w mało skomplikowany, a
zarazem niemal zawsze sprawdzalny sposób: wprowadził na komiksową scenę
kompletnie nowego i jak się okazało na swój sposób charyzmatycznego
oponenta. Constantin Drakon, bo o nim właśnie mowa, to osobnik, o którym
sienkiewiczowski Kmicic mógłby z pełnym przekonaniem rzec "(...)
na wielkulada waść nie wyglądasz" by w chwile potem wylądować
w błocku z potężnie obitą gębą. Tak też było w przypadku jak zawsze
nonszalanckiego Queena, który nieopatrznie zbagatelizował świeżo poznanego
greckiego "cyngla". Błąd ten przypłacił zaiste krwawo. Charakter
Drakonta najlepiej oddają jego własne słowa: "Zabiłem więcej
ludzi niż nowotwór. Lubię moją pracę. Jestem w tym bardzo dobry. Zresztą
to nie tylko zawód. To powołanie." Po tej wypowiedzi chyba niczego
nie trzeba dodawać.
"Zawodową" sprawność wykreowanego przez Winicka zabójcy miał
okazję odczuć nie tylko Green Arrow, ale też Mia Dearden, nastoletnia
ex-narkomanka
przygarnięta przez Ollie'go (na łamach wydanego również u nas "Kołczanu")
oraz jego syn Connor Hawke, do którego Drakon dotarł za sprawą maila
przesłanego do młodego herosa przez Joanne Pierce. Scena starcia pomiędzy
Connorem, a lekko poturbowanym w skutek eksplozji Grekiem to istny
majstersztyk komiksu akcji. Kontrast pomiędzy wybitnie rozgadanym i
szczerym "do bólu" Drakontem, a delikatnie rzecz ujmując
lakonicznym potomkiem Queena pogłębia poczucie napięcia. Przy okazji
sam Connor daje się poznać jako znacznie dojrzalsza i nieporównywalnie
bardziej skomplikowana postać niż miało to miejsce w magazynie "Green
Arrow vol. 2" z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych, kiedy
to zastąpił poległego w skutek machinacji zbzikowanych ekologów ojca.
Hawke z kart tworzonych przez Winicka komiksów nadal praktykuje jedną
z licznych odmian buddyzmu zen, stroni od alkoholu, a przy tym nie
kryje się ze swym romantycznym, nieco staroświeckim usposobieniem.
Jego naturę doskonale ukazuje sposób w jaki zamierzał on spędzić wieczór "na
mieście"("Green Arrow vol. 3" nr 32). Ku zaskoczeniu
Roya Harpera (znanego wówczas jako Arsenal), zamiast nawiedzić jeden
z licznych klubów "go-go" Connor zaproponowała wizytę...
w całodobowej księgarni, gdzie z fascynacją wertował medytacyjne podręczniki!
Wydawałoby się, że trudno o większą nudę. Nic bardziej mylnego! Na
tle współczesnych, prześcigających się w kontrowersyjnych zachowaniach
postaciach DC (i oczywiście również innych wydawnictw) Hawke jawi się
zaiste oryginalnie, co jak przypuszczam w niedalekiej przyszłości zaowocuje
renesansem zainteresowania tym bohaterem (o ile wcześniej Winick nie
pozbędzie się go na dłużej, czy też nie przekonstruuję jego profilu
osobowości, na co mogą wskazywać obecne, nie do końca jasne zabiegi
tego scenarzysty w miesięczniku "Green Arrow/Black Canary").
Przenikliwie inteligentny i jakby nieco nad wyraz dojrzały Connor (zwłaszcza
w porównaniu ze swym łatwo dającym się ponieść emocjom ojcem) to postać
ze sporym potencjałem, którego mam nadzieję twórcy zatrudniani we wspomnianym
wydawnictwie nie "spartolą" z chęci chwilowego wzmożenia
popularności tytułu. Jeszcze do niedawna sam nie szczególnie za nim
przepadałem, mając w pamięci jego wyczyny z lat dziewięćdziesiątych,
kiedy to Chuck Dixon uczynił zeń kolejnego "Cudownego Nastolatka" pokroju
Robina czy Impulse'a, definiując tym samym serię jako przeznaczoną
dla konkretnej grupy wiekowej (dla dawnych czytelników był to istny
szok). Na szczęście również w "czasie komiksowym" minęło
niemało lat stąd osobowość Connora nabiera coraz ciekawszych ocieni.
Oby tak dalej.
Twórca fabuły nie poprzestaje jedynie na ukazywaniu dynamicznych scen
walki, spektakularnych eksplozji, czy też gabinetowych knowań zarządu "Elevastu".
Świetne dialogi, w niewielkim tylko stopniu ustępujące pomysłom Smitha,
wyczucie tempa rozwoju fabuły oraz wyraziste osobowości głównych postaci,
wszystko to przekłada się na znakomitą rozrywkę, pozbawioną być może
większych ambicji, niemniej nie o to chodziło w magazynie "Green
Arrow vol. 3". W momencie ponownego zaistnienia serii jej profil
zdefiniowano jako skrajnie różny od skądinąd znakomitej wersji Mike'a
Grella z przełomu dwóch ostatnich dekad XX wieku. Tym razem nie silono
się o ukazanie współczesnych bolączek trawiących amerykańskie społeczeństwo
(chociaż śladowe motywy pojawiają się okazjonalnie w odległym tle);
chodziło przede wszystkim o niczym nieskrępowaną rozrywkę i w takiej
formule "Straight Shooter" sprawdza się idealnie, w czym
wiele zasługi również ówczesnego, etatowego ilustratora magazynu, Phila
Hestera. Pomimo rozrysowania niemal trzydziestu zeszytów tegoż cyklu
w niniejszej historii wciąż radzi on sobie znakomicie, chociaż jego
stylistyka znacznie odbiega od klasycznych wzorców zaistniałych za
sprawą wspomnianego wyżej Mike'a Grella czy też na pół legendarnego
Neala Adamsa. Niemniej to cieszy, bo powielanie dawnych, świetnych
zresztą schematów nie jest dobrym rozwiązaniem, tym bardziej w obliczu
rosnącej liczby nowych czytelników odchowanych m.in. na filmach animowanych
w manierze Bruce'a Timma ("Batman", "Justice League
Unlimited", "Teen Titans Go"), dla których realistyczna
kreska mogłaby okazać się nieco zbyt nużąca. W tej sytuacja szata ilustracyjna
zaproponowana przez Hestera zdaje się wręcz idealna, oscyluje bowiem
niejako pomiędzy obiema formułami: "klasyczną" i "animacyjną" (z
przewagą drugiej z nich). To z kolei przyczyniło się do entuzjastycznego
przyjęcia serii zarówno przez zupełnie nowych konsumentów komiksianej
produkcji, jak również dawnych fanów stęsknionych za pełnym temperamentu "Szmaragdowym
Łucznikiem".
Ande Parks jak zawsze w pełni udanie podkreśla szkic operującego przede
wszystkim płaszczyznami Hestera. Szkoda tylko, że wydanie zbiorcze
opublikowano w offsecie. Lepsza jakość papieru z pewnością uwypukliłaby
wysiłki obu panów, co zresztą dosadnie widać w jednym z kolejnych "integrali" tej
serii ("Crawling Trought the Wreckage") wydanym na tzw. kredzie.
To samo dotyczy wytrawnego kolorysty, Guya Majora, który niewiele wcześniej
wspomagał zespół tworzący serię "The Spectre vol. 4". Po
jej zakończeniu w maju 2003 roku zastąpił on Jamesa Sinclaira, co trzeba
przyznać okazało się korzystne dla serii (choć i rzeczony twórca radził
sobie nieźle). Ziemista kolorystyka znakomicie podkreśla napięcie oraz
trwogę sytuacji czyniąc ze Star City metropolię niemal tak mroczną
jak Gotham, zachowując przy tym stosowną oryginalność bez widocznych
śladów odtwórczych nawiązań. Jak zawsze znakomite, malowane okładki
Matta Wagnera (zwłaszcza ta zdobiąca całość zbiorczego wydania) można
podziwiać na końcu tomu.
"
Straight Shooter" to w moim przekonaniu jedna z najbardziej udanych
odsłon w dziejach zakończonej już serii "Green Arrow vol. 3".
Jak już wspominałem próżno doszukiwać się na jej stronnicach ambitnego
przesłania. Oględnie rzecz ujmując jest to znakomita rozrywka łącząca
w sobie najlepsze cechy sensacji z nie do końca typową opowieścią z
zamaskowanym bohaterem w roli głównej, a o jej popularności świadczy
chociażby niełatwy doń dostęp (póki co nakład wydania zbiorczego został
wyczerpany). Na koniec pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że jeżeli kiedykolwiek
sprawdzą się krążące niekiedy po sieci pogłoski o filmowej adaptacji
perypetii Ollie'go to realizatorzy zechcą sięgnąć po Constantina Drakonta,
prawdopodobnie jednej z najbardziej udanych osobowości komiksu "superbohaterskiego" ostatnich
lat.
Przemysław Mazur
"Green Arrow": "Straight Shooter"
Scenariusz: Judd Winick
Szkic: Phil Hester
Tusz: Ande Parks
Kolory: Guy Major
Liternictwo: Sean Konot
Okładki: Matt Wagner
Liczba stron: 144
Pierwotnie opublikowano na łamach miesięcznika "Green Arrow vol.
3" nr 26-31 (lipiec-grudzień 2003 roku).
| |