Jakub Syty

I komiksiarz syty, i recenzent cały...
Komiks dla mas

 

Prasa sięga po różne środki, nośniki promocji, żeby przyciągnąć czytelnika. Płyty z filmami i muzyką, książki to dodatki na porządku dziennym. Sięgnięcie po komiks było chyba czymś naturalnym i oto dla przykładu w grudniu 2006 "Przekrój" wydał w formie zeszytowej autorski projekt Jacka Frąsia pod tytułem "Stan", latem 2007"Super Ekspress" rozpoczął publikację zeszytów z przygodami agenta J-23. Jednak akcja promocyjna Agory to przedsięwzięcie jak najbardziej poważne, zakrojone na dużo większą skalę. Mowa oczywiście o serii " Słynni Polscy Olimpijczycy".

Gazeta Wyborcza prezentuje kolekcję dwudziestu odcinków poświęconych triumfowi polskiego sportu. Ale na pewno nie jest to triumf polskiej sztuki komiksu. Odpowiedzialny za scenariusz dziennikarz Radosław Nawrot nie jest chyba dobrze obeznany w sztuce tworzenia scenariuszy do historii obrazkowych. Chociaż jego notki poświęcone prezentowanym sportowcom czyta się całkiem dobrze, da się w nich odczuć jakąś nutkę entuzjazmu, jeśli nie jest po prostu solidnie skonstruowany tekst promocyjny, o tyle fabuła poszczególnych komiksów pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Owszem, sam nawet chętnie poznałem kilka faktów z życia Huberta Wagnera, choć podanych w formie dość surowej, mało doprawionej. Ale z Adamem Małyszem było już znacznie gorzej. Tutaj do zainteresowania czytelnika trzeba było wykorzystać więcej faktów z życia naszego orła. Takich, o których nie wie praktycznie każdy, kto choć odrobinę w skokach się orientuje. Bo Małysz to historia niedawna, najnowsza, w przeciwieństwie do Mistrzostwa Świata zdobywanego przez siatkarzy Wagnera, o którym młode pokolenie wie tylko od rodziców i trochę z mediów. Z kolei opowieść o Bronisławie Malinowskim okazała się być kroniką polskich biegów jako takich, przez co w niespecjalnie udany sposób zaprezentowana została sylwetka postaci z okładki.

Dla rysowników tego typu projekt to okazja do promocji i na pewno do zarobku - prawdziwego zarobku z komiksu, o jakim w naszym kraju można pomarzyć. Ale czy artystyczna nobilitacja? Nie. Bo zeszyty wyglądają, jakby były zrobione na szybko. Klimek zachował może większą bliskość rzeczywistości, albo to po prostu jego ręka nawet poradziła sobie z siatkarskimi realiami, lecz Wyrzykowski poszedł właściwie po najniższej linii oporu, bo jego Adam Małysz Mistrza przypomina tylko umownie. Kiełbus poradził już sobie lepiej, ale to raczej zasługa jego stylu, niż efekt wypracowanych plansz i kadrów. Najlepiej wypadają okładki stworzone przez Macieja Mazura, lecz on z projektem pożegnał się dość szybko.

O pozytywnym efekcie komiksu jako narzędzia promocji można było na pewno mówić w przypadku "Stana". Lecz wydaje się, że tamta historia powstała bardziej na warunkach samego artysty - co widać wydatnie w warstwie graficznej, momentami mogącej być mniej strawną dla niewyrobionego czytelniczego oka. Tymczasem projekt realizowany dla Gazety Wyborczej powstaje na nieco innych zasadach, reguły gry zdają się być silnie narzucone.

W promocję wpompowano bardzo duże pieniądze. Bilboardy i reklamy telewizyjne zachęcają do zakupu zeszytów. Te znowu zalegają niemal wszędzie. Jeśli ktoś dzięki przeczytaniu "Tajemnicy Profesora Żołądzia" (o którym notabene w komiksie jest tylko wzmianka) sięgnie po "Berlin" Lutesa, albo "Nowy Jork" Eisnera - to dobrze. Ale jeśli poprzez kontakt ze średnio zrobionym komiksem utrzyma się jego przekonanie, że jest to rozrywka niskiego sortu - to już gorzej.

W tym momencie można by było spojrzeć na naszych zachodnich sąsiadów. Franfurter Allgemeine Zeitung wydał na przełomie lat 2005/06 w przystępnej cenie (4,90 euro za liczący około 250 stron kolorowy tomik w formacie A5) klasykę komiksu, w której znalazło się miejsce dla takich bohaterów, jak Superman (m.in. "Whatever Happened to the Man of Tomorrow" Alana Moore'a), Fistaszki, Batman (m.in. "Zabójczy żart" Alana Moore'a), Blueberry, Corto Maltese czy Kot Fritz. Swój autorski tomik otrzymał również Will Eisner. Jak widać, promocja komiksu w prasie może przybierać skrajnie różne formy.

Jeśli ktoś stoi zatem przed dylematem: wspierać komiksową kampanię Agory czy omijać ją z daleka szerokim łukiem, ten powinien przede wszystkim zauważyć, że tego typu promocja jest przeznaczona raczej dla mas, niż dla odbiorcy marginalnego, jakim dla rzeczonego molocha medialnego jest czytelnik komiksu. Wysokie nadkłady nie zejdą na pniu, jeśli swój udział będzie w nich miała grupa, dla której docelowy nakład Mistrzów Komiksu z Egmontu ograniczany jest liczbą tysiąca egzemplarzy, a Komiksowa Alternatywa od Timofa i Cichych Wspólników liczbą pięć razy mniejszą.

Jakub Syty

4. maj 2008