|
"Batman i syn"
Czyli o owłosionym bożku miłości Neala Adamsa
słów kilka(dziesiąt).
Polscy
fani Batmana nie mają łatwego życia. W odróżnieniu od niemieckich czy czeskich
sąsiadów nie mogą sobie pozwolić na lekturę bieżących zeszytów z przygodami
ulubionego bohatera w rodzimym języku. Są za to skazani na łaskę (a raczej
jej brak) wydawnictwa Egmont, które najwyżej raz na rok publikuje w naszej
ojczyźnie wydania zbiorcze z znakiem nietoperza na okładce. Niestety, ostatni
wybór tej oficyny (premiera zapowiedziana na 14 czerwca) do trafionych nie
należy...
"Batman and son" Granta Morrisona, Andy'ego Kuberta i Johna
Van Fleeta jest jedną z pierwszych pozycji, która prezentuje Mrocznego
Rycerza tuż po wydarzeniach z "Kryzysu Nieskończoności" Geoffa
Johnsa i pierwszej tygodniowej serii "52" Grega Rucki, Marka
Waida, Morrisona i Johnsa. Zaznaczmy w tym miejscu, że "Infinite Crisis" wprowadziło
w życie spore zmiany w pierwszoligowych seriach z głównego uniwersum wydawnictwa.
Owe przekształcenia polegały w zasadzie na "rozjaśnieniu" DCU,
które w przeciągu ostatnich piętnastu lat przyjęło brutalny, momentami
groteskowy charakter nasiąknięty hipokryzją. Rezultatem są w dużym stopniu
uproszczone komiksy akcji, kierujące się w stronę elementów znamiennych
dla historii superbohaterskich sprzed "Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach" Wolfmana
i Peréza. I tak Superman zyskał większą pewność siebie, a przyjaźń stała
się w szeregach JSA i JLA czymś zwyczajnym i szczerym. Największe przeistoczenie
przeżył jednak protektor Gotham.
Morrison w "Batmanie i synu" kompletnie odrzucił model Batmana
obowiązujący w bat-tytułach od czasu publikacji "Powrotu Mrocznego
Rycerza" Franka Millera. Nie zobaczycie tutaj ponurego, przepadającego
za przemocą mściciela popadającego w coraz to większe paranoje w stosunku
do swoich kostiumowych sprzymierzeńców oraz traktującego po macoszemu swe
alter-ego, Bruce'a Wayne'a. W nowym portrecie psychologiczny zdecydowaną
przewagę ma persona Wayne'a. To miliarder tym razem jest głównym rozgrywającym,
posiadającym kontrolę nad swym mrocznym, drugim "ja". Szkocki
scenarzysta, prezentując swoje wyobrażenie bogatego playboya, łączy stereotypowe
cechy młodych krezusów uwielbiających sporty ekstremalne i atrakcyjne kobiety
z wdziękiem Jamesa Bonda. Co więcej, Bruce rzadko kiedy myśli o śmierci
swych rodziców. Ba, w pewnym momencie przyznaje, że to sprawa nie warta
rozpamiętywania! Niemniej, w chwilach terroru, Wayne zrzuca garnitur na
rzecz kostiumu nietoperza. Rzecz jasna Batman również uległ przeobrażeniu.
Nasz "samiec alfa plus" jest o wiele bardziej naiwny i lekkomyślny
niż wcześniej. Swoją krucjatę prowadzi głównie z perspektywy doświadczeń,
a jego taktyka działania opiera się na próbach i błędach. Wszak z drugiej
strony widać u niego przeświadczenie o swoich ludzkich ograniczeniach.
Stąd też rzadziej korzysta z atutów prawego sierpowego i kopniaków na rzecz
ekwipunku w pasie, wyposażenia pojazdów i wsparcia zamaskowanych partnerów.
A propos, wobec nich Batman stał się nadzwyczaj troskliwy. Myśli o nich
(szczególnie o Robinie), martwi się o ich stan ducha. W dodatku od czasu
do czasu obrońca niewinnych lubi sobie sarkastycznie pożartować z mrożących
krew w żyłach sytuacji.
Szczerze mówiąc, nie zachwycił mnie nowy wizerunek długouchego. Prezencja
ta kłóci się mocno z moim osobistym postrzeganiem tej postaci, która dla
mnie jest wyalienowana, oschła, trawiona przez wewnętrzny konflikt, polegająca
na możliwościach akcesoriów i umysłu. Mało wytrawny okazał się zwłaszcza
stosunek Bruce'a do wydarzenia z dzieciństwa, które na zawsze zmieniło
jego życie. To z niego wszakże wynika większa kuratela Wayne'a nad Batmanem.
Im ten nadzór staje się większy, tym prywatne demony i strachy Bruce'a
tracą na swej sile. Niebezpieczna to adnotacja, gdyż Bruce uzyskuje niepowtarzalną
okazję porzucenia osobowości Batmana. Zastanówcie się, gdyby milioner miał
taki wybór, dlaczego by nie wrzucił kostiumu nietoperza do kosza, jak to
niegdyś zrobił Spider-Man w Amazing Spider-Man #50? Niby czemu miałby kontynuować
smutny, pełen cierpienia rozdział życiowy? Moim skromnym zdaniem zrezygnowano
tutaj z fundamentalnego czynnika, który czyni Batmana tym, czym jest i
za co uwielbiają go miliony czytelników (i ja sam zresztą). Oczywiście
jest to ewidentny błąd.
Fabuła jest pełna sekwencji akcji, jak i różnych form przedstawiania wydarzeń.
Historia zbiorku skoncentrowana jest na czterech składnikach: Ninja Man-Batach,
Damianie, trzech zdegenerowanych Bat-hochsztaplerach i ewolucji Jokera.
Pierwsze dwa związane są z opowieścią otwierającą, która razi tendencyjnością,
niedopowiedzeniami, absurdem i rozczarowującym zakończeniem. O ile starcie
Batmana z zmodyfikowanymi Man-Batami w Londyńskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej
jest pomysłowe i zawiera w sobie pewien dreszczyk emocji, o tyle Damian,
tytułowy syn Mrocznego Rycerza, jest postacią drażniącą czytelnika pokładającego
większe nadzieje w ten tom. Scenarzysta stara się za wszelka cenę przekonać
nas do nowej kreacji. Robi to jednakże kosztem głównych bohaterów, którzy
momentami robią rzeczy, o które w życiu bym ich nie podejrzewał. Jakby
tego było mało, Morrison wcale nie ułatwia życia początkującym odbiorcom.
Dzieje się tak z powodu odwołań do "Batman: Son of the Demon" Mike'a
W. Barra (to tam przedstawiono romans Nietoperza z Talią, córką Ras Al
Ghula, którego owocem jest właśnie Damian; "na wszelki wypadek" komiks
ten nie został wydany w Polsce) i "Knightfalla" w późniejszej
fazie opowieści, gdzie spotykamy Bat-imitatora łudząco przypominającego
Bane'a.
W "Trzech duchach Batmana" Morrison wraca chwilowo do mrocznych
nastrojów oraz motywów halucynacji i snów. Jakkolwiek nie rezygnuje z kolejnej
rozbudowanej potyczki Batmana z człowiekiem przypominającym tego, który
niegdyś złamał mu kręgosłup. Skądinąd ci zepsuci bat-policjanci są krytyką
scenarzysta skierowaną w wizję Batmana, jaka była realizowana przez ostatnią
dekadę i pół. Poprzez nich Szkot chce nas uświadomić, jak Batman mógłby
skończyć, gdyby nadal tkwił w mrocznych zakątkach natury ludzkiej, w swym
bólu i smutku. Morrison obrał ciekawy sposób na przedstawienie swojego
punktu widzenia, choć jest on mało przekonujący i trochę naciągany. Swoją
drogą grzechem byłoby nie wspomnieć o pomyśle autora zwanym "czarną
kartoteką" - teczką, w której Batman zawarł wszystkie sprawy nadprzyrodzone
i niedające się racjonalnie wytłumaczyć, takie jak spotkanie wampirów,
wilkołaków czy UFO. Za sprawą tego przedmiotu Morrison chciał połączyć
obecne kontinuum z tym sprzed "Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach".
I w tym przypadku Szkot trudził się niepotrzebnie. Po cóżby niby wracać
do pomysłów z najgorszych lat dla Batmana? Na domiar tego, objawił się
przed nami największy mankament komiksów z Batmanem w roli głównej. Otóż
są to twory ukazujące postać niezwykle realistyczną i ludzką, mającą jednakże
to nieszczęście egzystować w świecie pełnym nadludzi, magii, potworów i
kosmitów.
Niewątpliwym atutem wspomagającym słabe historie Morrisona są rysunki
Andy'ego Kuberta. Dynamiczna kreska syna Joe Kuberta łączy w sobie detale,
które możnaby zauważyć w pracach Jima Lee, Norma Breyfolge'a i Neala Adamsa.
Nie oznacza to jednak, ze młody Kubert zrezygnował z szczegółowości swych
obrazów, doskonałego odwzorowania różnych środowisk geograficznych oraz
charakterystycznej dla niego odzwierciedlenia mimiki twarzy postaci. Zapamiętałem
szczególnie dobrze jego malunki do lekkiego, szybkiego w lekturze Elseworldu
zamykającego "Batmana i syna". W nim to Damian zostaje Batmanem
przyszłości i toczy bój z Bat-imitatorem, który oddał swą duszę diabłu.
Epizod ten, znany wcześniej pod nazwą "szatańskiego", jest ciekawą
zabawą znanych aspektów z mitologii Batmana z serialem "Batman Beyond",
a podsyconej nieco klimatem komiksów z Sędzią Dreddem. Odcinek ten sam
w sobie jednak nie ratuje woluminu przed przeciętną oceną. Poza tym niektóre
kadry Kuberta są rysowane w pośpiechu, gdyż artysta miał problemy z deadline'em
wydawniczym. Niestety, te rysunki rzucają się w oczy i nieprzyjemnie rażą
odbiorcę.
Jednakowoż osobny akapit należy się historii "The Clown At the Midnight",
która pojawia się w środku omawianej kolekcji. Jest to wszakże najlepsza
opowieść tego wydania zbiorczego, będąca zgrabną, inteligentną odpowiedzią
Morrisona na "Azyl Arkham". Podobnie jak dzieło rysowane przez
McKean'a, opowiadanie to ma miejsce głównie w Azylu. Skupia się ono na
dualistycznej naturze Batmana, jak i Jokera. Tym razem jednak głównym bohaterem
jest antagonista Nietoperza, który przeżywa w niej niesamowitą ewolucję
osobowości. Ta metamorfoza sprawi, że stanie się on o wiele bardziej przerażający
i nieludzki niż kiedykolwiek, przeistaczając swe krwawe, bezlitosne zbrodnie
w sztukę. Odczuć można tutaj rytualizm i mityczny nastrój, a w tle przewijają
się ambitne tematy oraz dojmujący symbolizm. Historia to nietypowa również
z tego względu, że została przedstawiona za pomocą prozy, okazjonalnie
poprzedzonej rysunkami Johna van Fleeta. Na nieszczęście, jego prace artystyczne
są najgorszą częścią wizualną tego tomu. Jego obrazki są wyciągnięte niczym
z jakiejś kiepskiej gry komputerowej, są pełne tekstur, postacie zaś emanują
sztucznością i sztywnością. Tworzone w najnowszym PhotoShopie prace, którym
dosadnie brakuje naturalizmu, potrafią skutecznie odpychać od lektury ciekawej,
budującej zajmujący nastrój narracji Morrisona.
Aby w pełni obiektywnie ocenić walory "Batmana i syna" musimy
poczekać do zakończenia stażu Morrisona w "Batmanie", a przynajmniej
do końca historii "Batman R.I.P.", która niedługo rozpocznie
się w USA. Jego nietoperzastą epopeję należy rozpatrywać w całości, niczym
jego cykl przygód do "New X-Men", gdzie każda historia zależna
jest od poprzedniej. Jako odrębna całość zaś "Batman and son" jest
komiksem w większej mierze rozrywkowym, przy którym można spędzić miłą,
niezobowiązującą godzinkę. Niczym więcej on nie jest. Szkoda tylko, że
niczym więcej...
Michał Chudoliński
"Batman and son"
Data wydania: 1 sierpień 2007 (USA), 14 czerwiec 2008 (Polska)
Wydawnictwo: DC Comics
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Andy Kubert, John Van Fleet
Okładka: Andy Kubert
Tusz: Jesse Delperdang
Kolory: Dave Stewart, Guy Major
Oprawa: twarda
Papier: kreda
Ilość stron: 200
Cena: $24,99 | |