|
"Catwoman"
Gdy
wracam pamięcią do komiksów Eda Brubakera mających miejsce w uniwersum Mrocznego
Rycerza, moją pierwszą myślą wcale nie są jego historie do "Batmana" ani
do "Detective Comics". Śmiem zaryzykować, że nawet jego opowieści
dla "Gotham Central" nie są na tyle błyskotliwe, by równać się
z jego zeszytami do drugiej serii o Selinie Kyle, znanej jako Catwoman.
Zapomnijcie o wyuzdanej Kobiecie-Kot Jima Balenta, dawni czytelnicy
TM-Semic. To dzięki Brubakerowi i utalentowanemu animatorowi Darwynowi Cooke'owi
miesięcznik o pięknym kocim włamywaczu został na wskroś zmieniony z superbohaterskiego
serialu przygodowego pełnego akcji i lateksu w kryminalną serię przesiąkniętą
atmosferą filmów noir, zyskując tym samym uznanie krytyki, która wymienia
ją obecnie w zestawieniach najlepszych serii wydawanych przez DC Comics
w ostatnich latach.
Po prawie udanym zamachu na życie Catwoman zainicjowanym przez Deathstroke'a,
Selina stopniowo rezygnuje z roli najemnika wykonującego przeróżne zlecenia
(zwykle przestępcze) w obrębie całego globu. W następstwie tego na stałe
osiada w Gotham, po czym postanawia zmienić choć trochę życie ludzi z East
Endu - najbardziej obskurnej dzielnicy, zamieszkanej przez bandziorów,
prostytutki, a odwiedzanej przez skorumpowanych gliniarzy. Tym samym staje
się swego rodzaju ulicznym Robin Hoodem - Mścicielem będącym nadzieją potrzebujących
i niewinnych, ale jednocześnie utrapieniem dla bogaczy i ludzi żerujących
na cierpieniu słabszych.
Brubaker
świetnie przeniósł do komiksu atmosferę z starego serialu telewizyjnego "To
Catch a Thief", mówiącym o perypetiach złodzieja działającego na usługach
dobra. Różnica pomiędzy jednym a drugim polega jednak na tym, że komiks
od pierwszego numeru studiuje postać Seliny Kyle, jej tajemniczą przeszłość
oraz teraźniejszość. Główna bohaterka nadal jest niezależną femme fatale
o nadzwyczaj rozbudowanej osobowości, pełną kobiecego wdzięku powalającego
na kolana każdego mężczyznę, jak również kapryśnego braku poszanowania
dla jakichkolwiek zasad a także bezpośredniości i humoru w kontaktach międzyludzkich.
Poleganie wyłącznie na własnych możliwościach akrobatycznych i intuicji
powoduje, że czytelnik z zapartym tchem obserwuje każdy jej nieoczekiwany
ruch. Ale nie spodziewajcie się po nowej odsłonie "Catwoman" mnóstwa
strzelanin i wybuchów, gdyż te elementy zostały zepchnięte na drugi plan,
dając upust długim, ciekawym dialogom i monologom oraz rozwijaniu obsady
drugoplanowej, obok której przejść obojętnie nie sposób. Wpierw wspomnijmy
o ulicznych informatorach Kobiety-Kot, czyli Slamie Bradleyu i Holly Robinson.
Pierwszy
to dawny relikt z przeszłości DCU, stworzony przez duet Singel/Shuster
odpowiedzialnych za kreację Supermana. Jest to twardy detektyw, lubiący
od czasu do czasu zajrzeć do kieliszka, pobić się z chuliganem oraz rozglądać
się za pięknymi kobietami. Niemniej, pod twardą skorupą tego człowieka
kryje się wielkie serce, zdolne pomóc każdemu potrzebującemu przyjacielowi.
Holly zaś większość z was poznała już zapewne w "Barman": "Rok
Pierwszy" Franka Millera. Tutaj jednak zyskała pełnoletność, ale nie
dojrzałość - co rusz wpada w kłopoty i kolejne nałogi narkotykowe. Ponadto
tu i ówdzie możemy spotkać Leslie Thompkins, znajomą Batmana o utylitarnej
duszy i zdroworozsądkowym podejściu do życia, prowadzącą całodobową lecznicę
dla najuboższych w Gotham. Oczywiście gdzieniegdzie pojawiają się trykoty
i łotry z DCU. Każdemu z nich Brubaker nadaje odrębną osobowość, jednakże
superbohaterowie i ich wrogowie odgrywają w tym komiksie zdecydowanie role
epizodyczne (aczkolwiek wyjątkiem od reguły jest przerażające odzwierciedlenie
sadyzmu w personie Black Mask, z którego komiksowy scenarzysta zrobił Nemezis
Seliny).
Fabularnie komiks również oddala się od konwencji superbohaterskich. Nie
oczekujcie tutaj epickich batalii między dobrem a złem. Twórcy zrezygnowali
z czarno-białego spojrzenia na rzeczywistość, skupiając się bardziej na
egzystencjalnej szarości znajdującej się między mrokiem a jasnością. Zniżamy
się oto do brudnych ulic betonowej dżungli - przenosimy się w głąb dzielnicy
o złej sławie, uświnionej i zaniedbanej, w której rozboje, gwałty i morderstwa
są na porządku dziennym. W tym obszarze dobrzy, spokojni ludzie są najczęściej
tłamszeni przez przestępców i mafiosów, którzy w East End zwykle dokonują
najważniejszych interesów w swoim fachu, obejmujących handel bronią, ludźmi
i narkotykami. Catwoman w nowej roli ma zatem pełne ręce roboty, co wcale
nie jest równoznaczne z twierdzeniem, że zawsze jej się powodzi. Jest zgoła
inaczej - przeżywa wielokrotnie dylematy i upadki, a to spowodowane swoją
cielesnością (w końcu nie posiada supermocy), brakiem szczęścia w trudnej
sytuacji czy niedostatkiem finansowym (nie posiada fortuny podobnej w porównaniu
z Bruce'm Wayne'm). W takich przypadkach może liczyć jedynie na dobre serce
swoich przyjaciół i ludzi dobrej woli, których w jej otoczeniu wszelako
nie brakuje. Wszakże właśnie owe wychodzenie z tych ciężkich chwil, determinacja
Seliny w obracaniu słusznych idei w materię i jej bezkompromisowość sprawiają,
że lektura jej przygód jest czymś przejmującym i wciągającym.
Oprawa graficzna także jest niecodzienna. Brubaker miał o tyle szczęście,
że DC Comics zgodziło się na zaproszenie do współpracy artystów, o których
scenarzysta wspominał podczas pierwszych rozmów związanych z nowym kształtem
serii. Z tego względu została powołana do życia mieszanka rysowników, którzy
połączyli w "Catwoman" klimaty komiksu undergroundowego z aspektami
animacyjnymi. Napomknę jedynie o trzech najważniejszych personach: wspomnianym
wcześniej Darwynie Cooke'u, Mike'u Allredzie i Cameronie Stewartcie. Największe
zasługi artystyczne dla tej serii ma niewątpliwie Cooke. Nie tylko ukazał
w komiksach o Kobiecie-Kot intrygującą grę mimiką postaci, filmowe i drobiazgowe
zarazem ukazywanie zdarzeń "klatka po klatce", ale również stworzył
dla Seliny nowy kostium. Strój ten, w odróżnieniu od perwersyjnego, fioletowego
ubioru jest bardziej praktyczny, realistyczny, nowoczesny i uniwersalny.
Od razu widać, że Selina jest profesjonalną włamywaczka, a nie fetyszystką.
W dodatku podoba mi się u Cooke'a sposób, w jaki odwzorowuje w swoich rysunkach
kobiety i mężczyzn. Rzadko który rysownik potrafi z takim zacięciem rysować
tak wiele diametralnie różniących się od siebie postaci. Wszystkie te elementy
zostały dopieszczone przez subtelne zamach tuszem Alfreda, który nadał
osobom narysowanych przez Cooke'a żywotności. Cameron Steward zaś jest
absolwentem kanadyjskiej Royal Academy of Illustration & Design, w
której swoje pierwsze kroki stawiały wielkie sławy rysownictwa. Każdy,
kto czytał "Seaguy" Morrisona jest przeświadczony o możliwościach
artystycznych Stewarda. Niemniej, w Catwoman sukcesywnie kontynuuje styl
zaaranżowany przez Cooke'a, nie rezygnując jednakże z swojego charakterystycznego,
wyrafinowanego stylu i dalszego rozwijania swojego warsztatu.
"Catwoman" Brubakera jest komiksem inteligentnym, świeżym i
niekonwencjonalnym w swej istocie. Dla wielbicieli niecodziennych komiksów
mainstreamowych jest to pozycja obowiązkowa, jednakże wielbiciele ulicznych
herosów (Daredevila chociażby) i klasycznych seriali sensacyjnych również
znajdą w niej coś dla siebie. Poniekąd jest to świetna seria kobieca. Brubaker
wie, jak dobrze i oryginalnie poprowadzić niestandardowe postacie damskie,
rozumie ich naturę i rozterki. Nie dziwi zatem fakt reklamowania przez
Brubakera "Catwoman" następującymi słowami: "Dziewczyny
będą ci wskakiwać do łóżka, jeżeli zaczniesz czytać historie Seliny. Dziewczynki
lubią "Catwoman"."
Michał Chudoliński
Wydania zbiorcze:
- Catwoman:
The Dark End of the Street (historie poboczne z Detective Comics #759-762,
Catwoman (v2) #1-4)
- Catwoman:
Crooked Little Town (Catwoman (v2) #5-10, Catwoman: Secret Files & Origins
#1)
- Catwoman:
Relentless (Catwoman: Secret Files & Origins #1, Catwoman
(v2) #12-19)
- Catwoman:
Wild Ride (Catwoman (v2) #20-24)
- Batman: War Games vol 1 (Catwoman (vol 2) #34)
- Batman: War Games vol 2 (Catwoman (vol 2) #35)
- Batman: War Games vol 3 (Catwoman (vol 2) #36)
Zeszyty, które na razie nie zostały zebrane w TPB: Catwoman (v2) #25-33,
#37
P.S. W wydania zbiorcze nie została zebrana końcówka stażu Brubakera rysowana
w głównej mierze przez Paula Gulacy'ego. Po części jest to spowodowane
zgoła inną stylistyką graficzną zaproponowaną przez Gulacy'ego, a po części
jest to efekt zbliżenia się Brubakera do tendencji główno nurtowych, co
z kolei było skutkiem niskich sprzedaży komiksu. Niemniej polecam rozejrzeć
się za 32 zeszytem serii rysowanym przez Seana Phillipsa i Stefano Gaudiano.
Jest to komiks nietypowy jak na mainstream, gdyż w całości obyczajowy,
niezwykle emocjonalny i poruszający. W końcu jak lektura prawdziwej ranki
Bruce'a i Seliny bez masek nie może nie pozostać w głowie na bardzo długi
czas? Polecam z całego serca.
| |