"W cieniu Kryzysu"

Część I: "Legends"

 

"Kryzys na Nieskończonych Ziemiach" z roku 1985 to niewątpliwa cezura w dziejach wydawnictwa DC Comics. To właśnie na łamach tej miniserii Marv Wolfman i George Perez podjęli się niełatwego zadania uporządkowania rozległego, a zarazem najstarszego uniwersum superbohaterów. Komercyjny sukces tego projektu jasno wykazał, że podobne inicjatywy to istna żyła złota dla wydawcy, mnóstwa czytelniczej frajdy, a przy okazji znakomite pole do popisu dla zdolnych scenarzystów i rysowników. Nic zatem dziwnego, że władze zwierzchnie wspomnianego edytora na tym nie poprzestały racząc fanów trykocianych opowieści kolejnymi, przełomowymi historiami.

Pomimo pozornego chaosu, realizatorzy "Kryzysu" wytyczyli standardy niełatwe do osiągnięcia. Obecny na kartach tej opowieści rozmach przemieszany z dogłębną znajomością komiksowych realiów wymusił zaangażowanie do nowego projektu wyjątkowych twórców. Z pewnością do ich grona zalicza się John Ostrander, niegdysiejszy student seminarium duchowego, odpowiednio zaznajomiony z niuansami judeochrześcijańskiej teologii. Do tego momentu miał on okazję realizować się pod szyldem wydawnictwa First Comics ("GrimJack", "Starslayer"), a już w nie tak znowuż odległej przyszłości dał się poznać jako błyskotliwy i nielękający podejmowania trudnych tematów scenarzysta na łamach m.in. serii "The Spectre vol. 3". Lena Weina nikomu zapewne nie trzeba przedstawiać, bowiem jego dokonania mówią same za siebie. Nowa formacja marvelowskich mutantów z takimi postaciami jak Colossus, Storm i Nightcrawler czy też Alec Holland jako Swamp Thing to efekty właśnie jego wyobraźni. No i John Byrne, prawdopodobnie u szczytu twórczych możliwości, dokonujący równocześnie reanimacji Supermana w miniserii "The Man of Steel". Tak szacowny zespół pozwalał żywić nadzieję na wyjątkową fabułę. Uprzedzając nieco fakty trzeba przyznać, że nie zawiedli oni tych oczekiwań.

Zdawałoby się, że zaistniała przeszło dwa dziesięciolecia temu miniseria "Legends" w znacznym stopniu straciła na swej wymowie i formalnej jakości. Nic z tych rzeczy! Nie był to rzecz jasna hit na miarę "Kryzysu", ale i nie takowy był zamiar jej realizatorów. Porządkowanie konglomeratu równoległych wszechświatów nie zdarza się bowiem zbyt często. W "Legendach" skupiono natomiast uwagę na ziemskiej rzeczywistości pomimo, że źródło zaistniałych problemów znajdowało się daleko poza nią, na delikatnie rzecz ujmując, mało gościnnym globie Apokalips. Tam bowiem władca tej planety, znany aż nazbyt dobrze ziemskim herosom Darkseid, uknuł nowy plan ich zgładzenia, co paradoksalnie miało się dokonać nie za sprawą uzbrojonych po zęby parademonów (elitarnej jednostki rzeczonego), lecz... najzwyczajniejszych ludzi.

Całość opowieści, pomimo licznych scen konfrontacji (nie oszukujmy się, w tym właśnie tkwi sedno tej konwencji), nosi znamiona nieco smutnej refleksji na temat nienajlepszej kondycji moralnej ludzkości. Bo oto pod wpływem sprytnego demagoga wystarczyło zaledwie kilka niefortunnych zdarzeń (zbyt drastyczna w swej formule interwencja Captaina Marvela), by opinia publiczna całkowicie odwróciła się od swych niedawnych obrońców. Mało tego, ulice amerykańskich miast zapełniły się manifestacjami protestujących przeciw jakimkolwiek przejawom działalności nadnaturalnych istot. Pośród tegoż obłędnego festiwalu nienawiści daje się słyszeć głos nadzwyczaj wpływowej postaci. Tym osobnikiem jest niejaki G. Gordon Godfray, który pomimo z lekka kuriozalnej powierzchowności telewizyjnego kaznodziei pokroju Billy'ego Grahama, znajduje zaskakujący posłuch pośród zarówno zwykłych obywateli, jak i rządowych decydentów. W efekcie jego machinacji prezydent (w tej roli sam Ronald Reagan) wydaje dekret o zakazie działalności superbohaterów nie wyłączając dyżurnego herosa Białego Domu, Supermana. Zdawałoby się, że to już finał działalności odzianych w trykoty altruistów. Oczywiście nic z tych rzeczy, bowiem Departament Obrony nie zamierza pozostawać biernym w obliczu zagrożenia ze strony różnej maści nadistot (akurat w tym momencie płomiennego giganta Brimstone'a) i dlatego też pułkownik Rick Flag, twardy zawodnik pokroju marvelowskiego Nicka Fury, formuje jednostkę złożoną z nietypowych oprychów, którym nieraz dane było zmierzyć się przedstawicielami Ligi Sprawiedliwości. Bronze Tiger, Captain Boomerang, Deadshot i Enchantress utworzyli trzon grupy, jakiej jeszcze nie gościł żaden superbohaterski tytuł. Nowa, a przede wszystkim znacznie brutalniejsza wersja Suicide Squad, bo o nich właśnie mowa, już wkrótce miała zabłysnąć nie tylko na łamach tej miniserii, ale także swego własnego magazynu stając się wyjątkowo niejednoznacznym etycznie zespołem.

Zasadniczy wątek tej opowieści, ewidentnie inspirowany motywem rodem z biblijnej "Księgi Hioba", to rzecz jasna osobisty pomysł Johna Ostrandera, sprawnie rozwinięty przez starego wyjadacza w komiksowym interesie, Lena Weina. Naiwne momentami dialogi nie rażą tak mocno, jak mogłoby się to wydawać przed lekturą, choć rzecz jasna nie zabrakło standardowego rozgadania głównych postaci w trakcie licznych starć. W takich sytuacjach najzwyczajniej w świecie należy przymknąć oko i podążać dalej wraz z tokiem fabuły. Pomimo obecności sporej liczby postaci, właściwie żadna nie straciła na swej indywidualności, mimo że część z nich wygłasza jedynie zdawkowe kwestie. Cieszy za to nieco bliższe (rzecz jasna w granicach wynikających z charakteru tej opowieści) sportretowanie nie tylko najpopularniejszych z ich grona, ale też pozornie mniej znaczących - Blue Beetle'a, Captaina Boomeranga czy też Phantom Strangera. Każdy z nich otrzymał może nie aż przysłowiowe pięć minut, ale dwie na pewno. Nietypowy wizerunek głównego oponenta, wspominanego Godfraya (jego mocodawca, Darkseid, przez większą część opowieści pozostaje w cieniu głównego toku wydarzeń) to świetne rozwiązanie ze strony pomysłodawcy scenariusza. Zamiast trykotu, czy też pancerza, do czego przyzwyczaiły nas utrzymane w tej manierze produkcje, ów osobnik przechadza się w najzwyczajniejszej ziemskiej odzieży, co paradoksalnie podkreśla jego nietypowy charakter. Ilustracje niezawodnego Johna Byrne'a, dopełnione tuszem Karla Kesela, to w przekonaniu piszącego te słowa sama góra tego, co ma do zaoferowania główno nurtowy komiks superbohaterski. Trudno wyzbyć się odczucia pasji, a zarazem swobody, jaką rzeczony twórca przejawia w niemal wszystkich kadrach. Zaiste niełatwo byłoby znaleźć drugiego rysownika, który z podobną wprawą kreśliłby powierzone mu postacie. Każda z nich prezentuje się wręcz znakomicie, a i obecne tu zarówno wnętrza jak i plenery w naturalny sposób wkomponowują się w końcowy efekt graficznej oprawy.

Jak już nieraz bywało, zaistniały crossover dał początek nowym seriom, które niejako wyrosły z treści "Legend". Premiera magazynu "The Flash vol. 2" stanowiła de facto formalność, bo raczej trudno byłoby wyobrazić sobie DC Comics bez miesięcznika z następcą Barry'ego Allena w roli głównej. Podobnie rzecz się miała w przypadku sztandarowej organizacji tegoż uniwersum - Justice League, której poprzedni skład, złożony w dużej mierze z drugo- czy nawet trzecioligowych bohaterów (m.in. Vipe, Vixen, Gypsy, Elongated Man) uległ rozpadowi w toku wydarzeń opisanych na łamach tej sagi. Ale jak wiadomo natura nie cierpi pustki, stąd lukę po rozbitej grupie rychło zajęła nowa formacja o prawdziwie gwiazdorskiej obsadzie (Batman, Guy Gardner, Captain Marvel, Doctor Fate). Poświęcony ich perypetiom tytuł (premiera w maju 1987 roku) niemal z miejsca zyskał status przeboju, stając się dla licznych fanów najbardziej udaną wersją Ligi Sprawiedliwości, z którą nie może konkurować nawet "JLA" według Granta Morissona. Ale na tym nie koniec, bo do sprzedaży trafiły dwie kolejne pozycje: miniseria "Shazam: The New Beginning", traktująca o perypetiach Captaina Marvela oraz wspominana już "Suicide Squad", jako pełnowymiarowy miesięcznik. O ile pierwsza z nich prędko zakończyła swój żywot (Captain, prawdopodobnie ze względu na zbyt dalece sięgające analogie wobec Supermana, nigdy nie miał szczęścia do własnego tytułu), o tyle sporym zaskoczeniem dla wydawców okazała się druga, zapewne po części ze względu na magie nazwiska scenarzysty (w tej roli - jakże by inaczej - sam John Ostrander), nowatorską jak na te czasy, pełną kreskę Luke'a McDonnella, a przede wszystkim z powodu nietypowych bohaterów, do niedawna znanych z ról poślednich superłotrzyków (no, może poza Deadshotem). Omawiana saga okazała się zatem wyjątkowo owocna, a okoliczność, iż stosunkowo prędko (oczywiście jak na ów moment dziejowy) doczekała się wydania zbiorczego (dla porównania późniejsze o zaledwie rok "Millenium" zaistniało w tej formie dopiero w roku 2008) dobitnie wskazuje na jej znaczenie i popularność. Jak dalece prekursorskim był zaprezentowany na karatach "Legends" pomysł prawnego skrępowania superbohaterskiej działalności świadczy chociażby podjęcie tegoż wątku w późniejszym o niemal dwie dekady wydarzeniu znanym jako "Civil War" rozgrywającym się w świecie Marvela. Rejestracja, albo zakaz działalności - twardy wybór, przed którym dużo wcześniej niż Captain America czy Iron Man stanęli Superman, Wonder Woman i cała reszta "DC Zgrai". I choć od roku 1987 formuła tworzenia opowieści obrazkowych uległa istotnej ewolucji, to jak już wyżej wspomniano "Legendy" ani trochę nie straciły na swej jakości niezmiennie stanowiąc znakomitą lekturę dla fanów gatunku. Klasyk bez cienia wątpliwości.

Przemysław Mazur

Tytuły powiązane z sagą "Legends"

Rok 1986

Listopad: "Batman" nr 401
"Detective Comics" nr 586

Grudzień: "Green Lantern Corps vol. 1" nr 207
"Cosmic Boy" nr 1
"Justice League of America vol. 1" nr 258

Rok 1987

Styczeń: "Secret Origines vol. 2" (w roli głównej Phantom Stranger) nr 10
"Firestorm vol. 2" nr 55
"Cosmic Boy" nr 2 - styczeń 1987 roku
"Justice League of America vol. 1" nr 259

Luty: "Firestorm vol. 2" nr 56
"Blue Beetle vol. 2" nr 9
"Warlord vol. 1" nr 114
"Cosmic Boy" nr 3
"Justice League of America vol. 1" nr 260

Marzec: "Blue Beetle vol. 2" nr 10
"Warlord vol. 1" nr 115
"Superman vol. 2" nr 3
"The Adventures of Superman" nr 426
"Action Comics" nr 586
"Cosmic Boy" nr 4
"Justice League of America vol. 1" nr 261

Maj: "Secret Origines vol. 2" ( w rolach głównych m.in. Suicide Squad) nr 14


"Legends"
Zarys fabuły: John Ostrander
Scenariusz: Len Wein
Szkic: John Byrne
Tusz: Karl Kesel
Kolory: Tom Ziuko i Carl Gafford
Liternictwo: Steve Haynie
Wstęp do wydania zbiorczego: Mike Gold
Okładki wydania zeszytowego: John Byrne, Karl Kesel, Tom Ziuko i Carl Gafford
Okładka wydania zbiorczego: John Byrne i Tom McCraw
Wydawca: DC Comics
Liczba stron: 154
Format: 17 x 26
Czas publikacji wydania zeszytowego: listopad 1986-marzec 1987
Czas publikacji wydania zbiorczego: lipiec 1993 roku
Cena: 9, 95 $