|
"Balsamista" tomik 1
Tomik
wydany przez Hanami jak zwykle wabi oko jakością wydania. Śliczny papier,
aksamitna okładka, intrygujący tytuł - nic, tylko brać w łapki i do kasy.
A wnętrze? Cóż, obrazki niezbyt zachęcające nawet dla osoby przyzwyczajonej
do anorektycznych adonisów w wyuzdanych pozach, pozbawione cieniowania,
dziwnie dwuwymiarowe, pozbawione lekkości ruchu - ot, co. Wyraźnie widać,
że nie o dynamikę tu będzie chodzić, ani o fizjologię - sceny erotyczne
są tak pozbawione napięcia, że człowieka bardziej intryguje jak można
trzymać nogę pod takim kątem niż sama scena. Tak, zdecydowanie nie o dynamikę
chodzi, tylko o treść. Tak więc zabrałam się do owej treści z nastawieniem
pozytywnym i nie mogę powiedzieć, że się bardzo zawiodłam - cóż, nie było
to też nic wybitnie specjalnego, ale nie odrzuca ze wstrętem i pewnie
kiedyś sobie jeszcze raz przeczytam.
Budowa fabuły jest niezwykle prosta - jak to powiedział kolega: "Kogo
dziś balsamujemy i czy ona przyjdzie". Tytułowy balsamista, Shinjiro,
to dość aspołeczny typ z gatunku "wszystko mi wisi", zdawałoby się
lekko perwersyjny facet, który po zabawie ze zwłokami ma ochotę na szybki numerek.
Kolejne historie odsłaniają powoli jego prawdziwą naturę, jego potrzeby, uczucia,
a to, z jaką powagą traktuje swoją pracę sprawia, że zaczynamy nawet odczuwać
do niego sympatię. Gdzieś tam po fabule błąka się jeszcze Azuki, wnuczka właściciela
starego kościoła (to tak dla podtrzymania klimatu), który jest miejscem pracy
i mieszkaniem Shinjiro. Azuki oczywiście narzeka na naszego balsamistę, odsądzając
go od czci i wiary, równocześnie jest nim zafascynowana, ot, typowa relacja
miedzy powierzchownie wrednym typem a udaję-że-mnie-nie-obchodzisz kobietą.
O tym, że jakieś uczucie tam się kluje wiadomo praktycznie od pierwszej strony,
lecz nie jest to jakoś szczególnie interesujący wątek.
Interesujące natomiast są kolejne epizody. Każdy z nich opowiada historię
innego zmarłego. Czasem jest to ktoś znajomy, czasem obca, przypadkowo
spotkana osoba, czasem ktoś, kogo się zna tylko ze słyszenia - zawsze
jednak jest to ktoś, kto zasługuje na to, by jego zwłok nie poddawać kremacji,
jak to standardowo w Japonii się czyni. Moi mili, w Japonii konserwowanie
zwłok jest dziwadłem i czymś z pogranicza nekrofilii, dlatego nasz bohater
często boryka się z niezrozumieniem i wręcz wrogością otoczenia. W komiksie
przesyconym śmiercią można oczekiwać samych historii wyciskających łzy,
paradoksalnie - czeka nas miłe zaskoczenie: łzawych, sentymentalnych kawałków
jest parę na krzyż, same historie są poprowadzone spokojnie, rzeczowo,
wręcz sterylnie. Dodatkowo mamy okazję zapoznać się z przebiegiem balsamowania
zwłok, który to zabieg nie jest takim prostym hop-siup, tylko procesem
wymagającym fachowej wiedzy, ostrożności i uwagi. Niemniej już po trzeciej "sprawie" wyłania
się schemat, który opisałam wyżej - "historia-balsamowanie-gierka" z
Azuki. Mam nadzieję, że drugi tom mnie zaskoczy, ale nie spodziewam się
wiele. Miła lektura na nudny wieczór, ale żeby zaczytać się tak, by świata
nie widzieć...
Od strony tłumaczenia nie można się czepiać - jest poprawne, ale nic ponadto.
Nie czuć lekkości, ale nie trzeba się też co drugą chmurkę domyślać, o co właściwie
chodzi. Przeciętnie.
Dużo tych "przeciętnie"... Wychodzi na to, że "Balsamista" to
po prostu przeciętny komiks, zarówno pod względem fabularnym, jak i rysunkowym,
nie ma szczególnie intrygujących postaci ani dowcipu czy błyskotliwości
- ot, przeczytać, zapomnieć, kiedyś wrócić, bo było całkiem sympatyczne.
Na uwagę zasługuje to, że nie należy do komiksów głupkowatych, ma oryginalną
tematykę i prześliczne wydanie. Kupić można, jak najbardziej, ale pomnika
toto nie dostanie.
Joanna "Szyszka" Pastuszka
"Balsamista" tom 1
Tytuł oryginału: Shigeshoushi
Scenariusz: Mitsukazu Mihara
Rysunki: Mitsukazu Mihara
Wydawca: Hanami
Data wydania: 18.04.2008
Wydawca oryginału: Shodensha
Data wydania oryginału: 2003
Liczba stron: 176
Format: 15 x 21 cm
Oprawa: miękka
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 25,00 zł
| |