|
"X-Force: Shatterstar. World Against
One"
Tradycja
serii "odpryskowych" (tzw. spinoff) sięga w komiksie superbohaterskim
zamierzchłej przeszłości. Za takową bowiem wypadałoby uznać "Green
Lantern vol. 1" opublikowaną w październiku 1941 roku na fali popularności
tytułowego bohatera (wówczas pod tym imieniem znany był Alan Scott, prywatnie
prezes rozgłośni radiowej w Gotham City), którego perypetie zamieszczano
wcześniej na łamach "All-American Comics" i "All-Star Comics",
gdzie rzeczony udzielał się jako nieformalny lider Amerykańskiego Stowarzyszenia
Sprawiedliwości. W dobie tzw. Złotej Ery Marvela (lata sześćdziesiąte) również
i to wydawnictwo chętnie podjęło ów trop. I tym sposobem bardzo wówczas
popularni Human Torch i Captain America, oprócz standardowych występów na
łamach "Fantastic Four" i "Avengres", "dorobili
się" solowych magazynów.
Istna eksplozja serii "odpryskowych" miała
miejsce w dobie lat dziewięćdziesiątych, choć pierwsze symptomy zwiększonej
podaży opartej na
wykorzystaniu potencjału postaci zrzeszonych w superbohaterskich organizacjach
nastąpił już w poprzedniej dekadzie. Sukces "Wonder Mana", "Quasara" i "Wolverine'a" przyczynił
się do dalszej eskalacji tej tendencji, co dało się zauważyć przede wszystkim
na przykładzie komiksów poświęconych mutantom. Obok macierzystego "Uncanny
X-Men" zaistniały ponadto "X-Factor", "Excalibur", "X-Men", "Gambit", "Bishop",
a swą szansę otrzymali nawet mniej popularni herosi pokroju Quicksilvera,
Deadpoola czy Mavericka. Ów przesyt doprowadził w finale do załamania rynku
i zamknięcia większości cykli pochodnych, co po odzyskaniu formy nie przeszkodziło
decydentom Marvela w podjęciu podobnej, choć nieco bardziej stonowanej polityki.
Tym sposobem do rąk czytelników trafiły "New X-Men Academy X", "Emma
Frost" i "Cable/Deadpool". Większość z nich okazała się totalnymi
niewypałami i do takich należałoby zaliczyć czteroczęściową mini-serię "Shatterstar".
Tytułowy bohater to przybysz z równoległego
wymiaru rządzonego przez mało sympatyczny gatunek inteligentnych bezstrunowców,
spośród których
najbardziej
znanym osobnikiem jest niejaki Mojo (zaistniał u nas na łamach "X-Men" nr
1/1994 i 10/1995). Perfekcyjny w swym rzemiośle mistrz fechtunku dysponujący
szablami z niezniszczalnego stopu - oto zwięzła charakterystyka Shatterstara.
Brzmi mało oryginalnie? I rzeczywiście, bo w momencie, gdy zaistniały
jeszcze w latach osiemdziesiątych miesięcznik "New Mutants" postanowiono
przeistoczyć w "X-Force", Shatterstar miał w nim pełnić
rolę analogiczną do Wolverine'a. Bohater rzeczywiście intrygował,
a jego drapieżny wizerunek
z pewnością przyczynił się do sukcesu wspomnianego "X-Force" (prawie
dwa miliony sprzedanych kopii pierwszego odcinka). Pod względem charyzmy
i złożonej osobowości nawet nie mógł on marzyć o konkurowaniu z niezmiennie
popularnym Loganem, a nawet swym kolegą Cannonballem, nie wspominając
już o liderze formacji, Nathanie Summersie, znanym jako Cable. Niemniej
Shatterstar
na trwałe odnalazł się w drużynie kierowanej przez "Syna Askani" i
stał się nie tyle jej filarem, co raczej niezbywalnym elementem. Brał
udział we wszelkich ważniejszych wydarzeniach, w tym także w opublikowanej
u nas "Pieśni
Egzekutora" ("X-Cuttioner's Song" - "X-Men" nr
1-3/1996 i "Mega Marvel" nr 1/1996), a ponadto na łamach "Spider-Mana" do
spółki z tym bohaterem X-Force stawili czoła furii Juggernauta (nr
4/1995). Niestety zespół kierujący miesięcznikiem o drużynie Cable'a
skupiał
się na typowym, superbohaterskim mordobiciu według najgorszych schematów
Image.
Stąd zabrakło miejsca na pogłębienie psychologicznej charakterystyki
postaci udzielających się na jego kartach.
Po rozpadzie wzmiankowanej
drużyny drogi jej członków rozeszły się i po większości z nich słuch
zaginął. Dopiero wraz z okrzepnięciem
rynku
w
pierwszych latach XXI wieku decydenci Marvela zdecydowali się wydobyć
z komiksowego "Limbo",
co bardziej popularnych z ich grona. Okoliczność sięgnięcia po Shatterstara
nie dziwi; wszak brutalnie usposobieni herosi co najmniej od lat siedemdziesiątych
cieszą się sporą popularnością, a tym samym rokują kuszące wyniki
sprzedaży. Stąd też zamysł czteroczęściowej miniserii poświęconej
właśnie niegdysiejszemu,
naczelnemu szermierzowi X-Force. Myliłby się jednak ten, kto spodziewał
się po jej lekturze krwawej, a przy okazji emocjonującej fabuły, bo
pomimo licznych starć ilustrator niemal jak ognia unika ukazania posoki,
której
w takich sytuacjach winno być aż nadto. Wątek niejednoznaczności etycznej
tytułowej postaci, pisząc obcesowo, całkowicie olano. Pewne nieśmiałe
(lub raczej nieudolne) próby podjęcia tego tematu zaistniały w początkowych
partiach
tej opowieści, kiedy to stajemy się świadkami nielegalnej "gladiatorskiej" walki
w podziemiach jednego z lokali w Madripoorze (nomen omen nawiązanie
do perypetii Wolverine'a z wczesnych odcinków jego solowej serii).
Właśnie w ten sposób
tytułowy bohater "dorabia" sobie korzystając ze swych szermierczych
umiejętności. Niestety na tym kończą się wszelkie próby "wgryzienia" w
psychikę Shatterstara; potem jest już dużo gorzej, według najgorszych
wzorców znanych z twórczości Roba Liefelda - osobnika znanego z "tworzenia" dochodowych,
a zarazem mało wyszukanych komiksów. Na scenę wkracza znana także
z naszej wersji "X-Men" (m.in. z numeru 1/1994) Spiral,
sześcioręka przybyszka z innego wymiaru, po czym najmuje poszukującego
zajęcia szermierza nie wyjawiając
przy tym swej tożsamości. Nie mija zbyt wiele czasu, gdy rzeczywisty
zamiar diabolicznej kobiety (zresztą wybitnie "oryginalny")
- chęć zdobycia artefaktu w postaci starożytnego sztyletu - wychodzą
na jaw. Znany ze swej
impulsywności Shatterstar nie zamierza puścić płazem próby manipulowania
jego osobą, co w efekcie przyniesie niewiele więcej ponad kolejną,
sztampową nawalankę. Wizyta w równoległym wszechświecie, gdzie napotyka
on m.in. tamtejszą
wersję "wiecznego partyzanta" Cable'a, jedynie pogłębia
odczucie rozczarowania.
Odpowiedzialny za ilustracyjna stronę przedsięwzięcia Marat Mychaels zapewne
z pełną premedytacją starał się wpisać w wątpliwej jakości manierę graficzną
charakterystyczną dla Roba Liefelda. Na szczęście uniknął on typowej dla
autora sukcesu "X-Force" nonszalancji względem proporcji, zachowując
w tej materii znaczny margines przyzwoitości. Nie znaczy to jednak, że wszystko
jest w porządku, bo młody wiekiem twórca zdradza kompletny brak znajomości
anatomii, mało tego - perspektywa dosłownie "leży i kwiczy", a
trzeci plan w praktyce nie istnieje. Błędy rysunkowe dostrzegalne m.in.
przy okazji, nielicznych zresztą, widoków z lotu ptaka mogą stanowić potwierdzenie
krótkiego stażu wspomnianego grafika i nie da się tego stanu wytłumaczyć
wyłącznie pospiesznym trybem pracy. Tło, w początkowych partiach pierwszego
odcinka stosunkowo dopracowane, prędko staje się czysto pretekstualne, a
sam grafik nie poświęca mu zbyt wiele uwagi i wysiłku. Reasumując całość
sprawia wrażenie "dziełka" inspirowanego wczesnymi tytułami publikowanymi
pod szyldem Image. W początkach lat dziewięćdziesiątych, gdy taka maniera
zrobiła istną furorę, być może wysiłki Mychaelsa spotkałyby się z akceptacją.
W 2005 roku na podobne wykwity nie powinno być już miejsca.
"Shatterstar" to kolejny przykład typowego marvelowskiego produkcyjniaka
spreparowanego bez głębszej refleksji, przemyślenia czy pomysłu na tę
postać, która wbrew pozorom kryje niemały potencjał, chociażby ze względu
na drapieżność wpisaną z definicji w jego wizerunek. Szkoda, że scenarzyści
zatrudniani w Marvelu nie podejmują prób analogicznych do tych, jakie
miały miejsce w DC na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych,
kiedy to dzięki trafionym scenariuszom udało się sporo wykrzesać z postaci,
których nawet nie podejrzewano o chociażby śladową oryginalność. Tak było
w przypadku "Animal Mana", gdy dzięki wyobraźni Granta Morrisona
pośledni bohater zyskał nie tylko wielowymiarową osobowość, ale też czteroczęściowa
mini-seria stała się początkiem pełnometrażowego magazynu. Niestety, w
Marvel Comics takie zjawiska należą do rzadkości i nawet jeśli podobnie
miało być w przypadku "Shatterstara" to próbę tę należy uznać
za całkowicie chybioną.
Przemysław Mazur
"X-Force: Shatterstar - World Against One"
Zarys fabyły: Rob Liefeld
Scenariusz: Brandon Thomas
Ołówek i tusz: Marat Mychaels
Kolory: Matt Yackey
Liternictwo: Vc'srus Wooton
Okładki: Marat Mychaels i Matt Yackey
Wydawca: Marvel Comics
Czas publikacji: kwiecień-lipiec 2005 roku
Liczba stron: po 36 stron każdy z czterech zeszytów
Format: 17 x 26
Cena: po 2.99 $ US za zeszyt
| |