|
Skażona japońszczyzną
O IQ kartofla
Tak
generalnie to nic mi się nie chce. Wrzesień to sezon martwych
Szyszek, można by powiedzieć - może jakoś wyglądają, ale nie nadają
się absolutnie do niczego. Ostatni tydzień sierpnia i pierwsza
połowa września upływa pod znakiem podręczników, przynosząc nieodparte
wrażenie, że większość populacji Polaków ma IQ wyrośniętego ziemniaka,
a już na pewno wtórny analfabetyzm. Powtarzając po raz setny "ale
do której klasy" czy "dziecko, matematyk jest przynajmniej
dwadzieścia rodzajów, to jaką chcesz i nie mów, błagam, że niebieską"
zaczynam marzyć o twórczości nie obrażającej mojej inteligencji.
Sęk w tym, że za co się nie złapię, to i tak dostaję mokrą szmatą.
Na "Batmana" poszłam. Gdzieś tak w połowie filmu zaczęłam
się zastanawiać, czemu oglądam "Szklaną pułapkę" bez
Bruce'a Willisa i czy Iron Man nie pożyczył przypadkiem panu Wayne
swojego ultramegatajnego laboratorium z gatunku świetlówki na
suficie i beton na podłodze. Mówię jednak do siebie: "Szyszko,
to, że Gotham niczym się nie rożni od Nowego Jorku w przeciętnym
amerykańskim filmie o terrorystach, to twoje własne widzimisie,
przestań marudzić, oglądaj Jokera, bo fajny chłopak. Zacisnęłam
zęby przy pięćdziesiątym "tak, Batman jest mroczny, Dent
jest jasny, ah, ah, jakie to gorzkie i smutne", tłumacząc
sobie, że przecież nie wszyscy muszą wiedzieć, że Dent to Twoface
i dla nich pewnie późniejsza przemiana będzie sporym szokiem.
Zniosłam mężnie przewidywalne zakręty fabuły, ale moi mili, scena
z promami położyła dla mnie film na łopatki.
Naprawdę nie lubię, jeśli obraża się moją inteligencję jako
widza. Na litość Boską, jeśli ktoś przez całe bite dwie godziny
filmu kłamie za KAŻDYM razem, to słysząc, że podłożył bomby na
mostach nie cieszysz się jak dziecko, że nie wspomniał o promach
i nie ładujesz radośnie ludzi prosto w pułapkę. Albo przynajmniej
raz rusz łepetyną i sprawdź te cholerne promy. Zwłaszcza, że bomby
były równie dyskretne jak pupa pawiana. Nie wspomnę o statku pełnym
zatwardziałych kryminalistów, którzy grzecznie obserwowali tych
pięciu strażników, którzy ich pilnowali.
A potem było gorzej. Szczerze powiedziawszy, po raz pierwszy
w życiu poważnie się zastanawiałam, czy nie zacząć się bezczelnie
całować z moim chłopem, który (jak mi się przyznał) po raz pierwszy
w życiu żałował, że nie posiadamy przenośnej konsoli, bo by przynajmniej
sobie pograł. Nie mówię, że to zły film, ale promy były ostatnią
kroplą do trumny. Żeby choć jeden, jeden pomysł Jokera nie był
kalką z jakiś wcześniejszych antyterrorystycznych filmów amerykańskich...
Naprawdę miałam wrażenie, ze wszystko już gdzieś widziałam i nie
dam głowy, czy nie grał tam Chuck Norris.
Marudzę? Być może. Ponarzekam też na animowanego teasera rodem
z kraju skośnookich, który miał umrocznić nietoperza. Jedno dobre
animowane opowiadanie na sześć? Nie wiem, może to ja jestem wybredna,
ale Japończycy zdecydowanie nie powinni maczać palców w stricte
amerykańskich ikonach, bo wychodzą dziwactwa. Za japońskie na
amerykańskie, za amerykańskie na japońskie. Batman wyglądający
jak skrzyżowanie szczura z Robocopem to jedno z łagodniejszych
skojarzeń, jakie miałam. Czasem odnoszę wrażenie, że Japończycy
myślą, że jeśli zrobią wszystko "nie po japońsku" to
będzie akurat "bardzo amerykańskie" - sęk w tym, że
definicja "amerykański" jest u nich... bardzo japońska.
Wiecie, co jest najgorsze? Że nie pozostało mi nic innego jak
czytanie mangi o kocie. Takim małym, puszystym kotku, który ma
IQ nawet mniejsze od przeciętnego kartofla, ale przynajmniej jest
śliczny. Przygody Chii uświadomiły mi jedno - bez mózgu może być.
Byle by było śliczne.
Joanna "Szyszka" Pastuszka
| |