|
Pogromca w "dzwonach"
Motyw
zemsty za utraconą rodzinę to rzecz równie stara, jak zaczątki
epiki, a i w dwudziestowiecznej kulturze popularnej jest tego
aż do znudzenia. Niedowiarkom wypada polecić przebrnięcie przez,
bagatela, pięć kolejnych części kinowego cyklu "Życzenie
Śmierci" z naszym pół-rodakiem, Charlesem Bronsonem, w roli
głównej. Nieprzypadkowo pierwsza odsłona tej pentalogii miała
swą premierę w początku lat siedemdziesiątych, gdy eskalacja przemocy
na ulicach amerykańskich miast osiągnęła pułap dotąd niespotykany.
Nic zatem dziwnego, że ten stan rzeczy znalazł swe odzwierciedlenie
nie tylko na dużym ekranie, ale też i pozostałych mediach, w tym
także komiksach.
W chwili, gdy Gerry Conway
i Ross Andrew zaprezentowali czytelnikom miesięcznika "The
Amazing Spider-Man" (nr 129 z lutego 1974 roku) postać niezbyt
urodziwego osobnika określającego siebie mianem Punishera, prawdopodobnie
żaden z nich nie zdawał sobie sprawy, że tym samym zapoczątkowali
dzieje jednej z najpopularniejszych postaci wydawnictwa Marvel.
Pomimo ewolucji profilu komiksowych produkcji, zmierzającej konsekwentnie
ku zniwelowaniu ograniczeń Komiksowego Kodu, w owym czasie przywołani
twórcy wciąż nie mogli pozwolić sobie na pełen realizm; dlatego
też w początkowych momentach swej "kariery" Frank Castle
zmuszony był posługiwać się... gumowymi nabojami (co zresztą widać
w opublikowanym przez Mandragorę "Essentialu"). Dziś
ta okoliczność wydaje się wręcz kuriozalna, zwłaszcza w zestawieniu
z wyczynami naczelnego zabijaki Marvel Comics, z jakimi mieliśmy
okazję zapoznać się m.in. na kartach magazynów "War Journal
vol. 1" i "War Zone". Ku uciesze czytelników Kod
powędrował w końcu na śmietnik historii, dzięki czemu kolejna
generacja scenarzystów mogła dać upust swym twórczym ambicjom
tworząc nieszablonowe opowieści dalece wyrastające ponad to, z
czym do tej pory mieli do czynienia wielbiciele szeroko pojmowanego
superbohaterstwa. Przy okazji, na nowo ukazano genezę poszczególnych
postaci i to w dalece mniej ugrzecznionej formule niż miało to
miejsce u zarania poszczególnych serii. Jako idealny wręcz przykład
może posłużyć "Batman: Year One" Franka Millera i Davida
Mazzucchelliego. Bruce Wayne, początkowo bez swego charakterystycznego
uniformu, krąży po rewirach Gotham, o których istnieniu grzeczne
dzieci raczej nie powinny wiedzieć. Gigantyczny sukces tegoż komiksu
dosadnie wykazał ogromne możliwości fabularne tkwiące w uwspółcześnionym
spojrzeniu na początki danej postaci. W efekcie doczekaliśmy się
mnóstwa mniej lub bardziej udanych produkcji sygnowanych tytułem
"Roku Pierwszego", a o ich popularności świadczy chociażby
decyzja zarządu DC Comics za sprawą, której wszystkie wydania
specjalne typu "Annual" z 1995 roku poświęcono właśnie
początkom bohaterów tegoż uniwersum.
Nie
dziwi fakt, że główny konkurent wzmiankowanego edytora - Marvel
Comics - skwapliwie podjął ów temat prezentując nie tak liczne,
choć często nie mniej udane publikacje traktujące o zaczątkach
kariery flagowych bohaterów tegoż wydawnictwa, m.in. Wolverinea
(wydana przez Mandragorę miniseria "Origin"), jak również
"Franciszka Zameckiego". Przyjaznym zrządzeniem losu
drugi z wzmiankowanych tytułów zawędrował do polskich kiosków
już w lutym 1996 roku, czyli niecały rok po oficjalnej premierze
za Atlantykiem. Bez chwili wahania należy przyznać, że spolszczenie
tej opowieści stanowiło istny strzał w dziesiątkę. W gruncie rzeczy
mało skomplikowaną, choć z pewnością drastyczną genezę postaci
Punishera zaoferowano nam w zaiste zachęcającym sztafarzu; bowiem
realia tej opowieści przenoszą nas wprost do momentu zaistnienia
Punishera, to jest do mniej więcej schyłku pierwszej połowy lat
siedemdziesiątych. Na ów moment dziejowy wskazuje mnóstwo elementów,
a wśród nich przede wszystkim moda: charakterystyczne kamizelki
dziennikarza Mikea McTeera (nie wspominając już nawet o jego
bujnej fryzurze i tzw. "peksach"), czy też powszechnie
wówczas noszone spodnie typu "dzwony", w których to
przechadza się także tytułowy bohater. Wzmianka o przepustce Franka,
wciąż pozostającego do dyspozycji dowództwa wietnamskiego kontyngentu,
sytuuje nam cała fabułę tuż przed rokiem 1975, kiedy to ówczesny
prezydent USA, Richard Nixon podjął decyzje o wycofaniu amerykańskich
wojsk z tego kraju. Wiele zatem wskazuje, że opowieść rzeczywiście
rozgrywa się w momencie rzeczywistego debiutu tzw. "Pogromcy"
czyli w 1974 roku! Bez względu na realną podstawę tych dywagacji
należy przyznać, że realizatorom znakomicie udało się uchwycić
klimat tamtych lat, czyniąc ów komiks o wiele bardziej realistycznym,
a tym samym przyswajalnym także dla czytelników wręcz wrogo nastawionych
do tzw. trykocianych produkcji. Już sam wizerunek głównej postaci,
wielgachnego zakapiora wyglądającego jakby dopiero co wykuto go
z granitu, czyni znacznie bardziej prawdopodobnymi przechwałki,
jakoby Castle był zdolny w pojedynkę stawić czoła tuzinowi bandziorów.
Daje zresztą temu dowód masakrując w zaułkach ciemnych uliczek
wszystkich tych, za których pośrednictwem ma chociażby cień szansy
na dotarcie do morderców swej rodziny. Finałowa scena idealnie
wręcz dopełnia całości tego efektu. Niemniej na adekwatnym dla
charakteru postaci wyglądzie rzecz się nie kończy, bo i profil
psychologiczny przeszłej "Nemezis" przestępczego półświatka
ukazano wnikliwie, a przy tym bez przysłowiowej sztampy. Wewnętrzne
rozdarcie po stracie żony i dzieci sportretowano wręcz z brawurą,
a realistyczny szkic Dalea Eagelshana idealnie koresponduje z
wymową scenariusza.
Pomimo
skrajnie realistycznej formuły "Roku Pierwszego", scenarzyści
nie omieszkali sprytnie zasygnalizować "matecznika",
z którego wywodzi się Punisher. Stąd wspomagający go dziennikarz
(a może raczej wykorzystujący do własnych celów) pracuje dla nowojorskiego
dziennika "Daily Bugle", w tle zaś pojawia się sam Peter
Parker oraz jego niegdysiejsza sympatia, Betty Brant. Ten dodatkowy,
wkomponowany z dużą dozą wyczucia "smaczek" korzystnie
świadczy o klasie scenarzystów, a dla zagorzałych fanów Marvela
stanowi nie lada gratkę. W tej kategorii mieści się także postać
niejakiego Billyego Russo, wymuskanego "cyngla" na
usługach rodziny Costa. Z jakich względów? Przekona się każdy,
kto dotrze do finału tej opowieści, co zresztą ze względu na jej
wartkość nie będzie zbytnim problemem.
Konsekwentnie z podjętą w czerwcu 1995 roku polityką wydawniczą
TM-Semic, również nr 1/1996, na którego łamach zawarto niniejszą
historie, opublikowano w czerni i bieli rezygnując z oryginalnych
kolorów. O ile podobna taktyka znakomicie sprawdziła się w przypadku
zbiorczego wydania pierwszych sześciu zeszytów serii "The
Punisher: War Zone" (nr 3/1993), czy nawet z lekka skrytykowanego
"Eurohitu" (nr 3/1995), to niestety tym razem mieliśmy
do czynienia z kompletną fuszerką.. Zadecydowała o tym wręcz karygodna
jakość druku, dalece gorsza niż w wyżej wymienionych tytułach,
podobnie zresztą jak i pozostawiająca mnóstwo do życzenia gramatura
papieru. Te dwie okoliczności walnie przyczyniły się do nieczytelności
wielu kadrów, odzierając z efektywności znakomitą w pierwowzorze
oprawę graficzną. Niestety z tą przypadłością TM-Semic musiało
zmagać się niemal do finału swej działalności. Nie zmienia to
faktu, że ów tytuł to prawdopodobnie najdojrzalszy epizod dziejów
zmagań Franka Castlea ze zorganizowana przestępczością zarówno
pod względem fabularnym jak i graficznym. I nie stałoby się nic
złego gdyby pewnego dnia znalazł się chętny wydawca na jego wznowienie
- tym razem z zachowaniem oryginalnych kolorów, a przy okazji
rewelacyjnych wręcz okładek.
Przemysław Mazur
"Punisher: Year One"
Tytuły oryginalnych epizodów: "Family Bussiness", "Post
Mortem", "In Memoriam", "Fire with Fire".
Scenariusz: Dan Abnett i Andy Lamning
Szkic: Dale Eaglesham
Tusz: Scott Koblish
Kolor (w wydaniu oryginalnym): Colin Jorgensen
Liternictwo: Bill Oakley
Okładki wydań oryginalnych: Dale Eaglesham i Vince Evans
Tłumaczenie: Michał Zdrojewski
Czas publikacji wydania oryginalnego: grudzień 1994 - marzec 1995
Czas publikacji wydania polskiego: luty 1996 roku jako
dwumiesięcznik "The Punisher" nr 1/1996
Liczba stron wydania oryginalnego: 4 x 32
Liczba stron wydania polskiego: 94
Format: 17 x 26
Cena wydania oryginalnego: $2,50 x 4
Cena wydania polskiego: 3,95 zł
| |