|
"Runaways"
Problemy
z rodzicami... Myślę, że każdy z nas przez to przechodził. Nie
wiem jak Wy, czytelnicy, ale ja sam mam osiemnaście lat i dobrze
wiem, ile niezrozumienia może wkraść się we wzajemne relacje.
I to często o sprawy błahe, z boku wydające się być nieznaczącymi.
Często takimi właśnie będąc. To tkwi w naszej psychice. Bunt młodości
przeciwko zastałemu, często o wiele bardziej pragmatycznemu światu
jest tym, co zawsze napędzało rozwój ludzkości. W pewnym wieku
młodzi ludzie szukają akceptacji rówieśników, innego spojrzenia
na życie, zaznania upragnionej swobody. Zanim jeszcze świat wypali
ostatki marzeń... Jedyną przeszkodzą do "bram raju"
wydają się być właśnie rodzice. Ciągłe zakazy, ograniczenia, autorytarna
władza i argumenty "dopóki mieszkasz w moim domu...".
Myślę, że większość z nas to zna. Wyobraźcie sobie jednak, że
mieszkacie w komiksowym świecie. Co byście zrobili, gdyby się
okazało, że wasi rodzice to super-łotrzy, zrzeszeni w tajnej,
masońskiej organizacji, a na waszych oczach zabijają dziewczynę
w waszym wieku?
W roku 2003 wydawnictwo Marvel Comics rozpoczęło nowy imprint
swoich komiksów. "Tsunami", bo tak się nazywał, był
z założenia skierowany dla fanów mangi, a jego celem było zachęcenie
ich do rozpoczęcia przygody z superbohaterskim światem. Polscy
czytelnicy również mogli spotkać się z jednym z pochodzących z
niego tytułów - mowa tutaj o niewypale, jakim był "Venom"
wydawany nad Wisłą przez Mandragorę. Pomysł upadł bardzo szybko,
bo po niespełna trzech latach, jednak przyniósł nam kilka naprawdę
ciekawych tytułów takich jak mroczna "Mystique", przyjemnie
skrojeni "New Mutants" oraz komiks, który okazał się
być jednym z największych sukcesów w Marvelu w ostatnich latach,
określany przez fanów jako "największe dzieło Marvela od
czasu Stana Lee" - "Runaways".
Historia
zaczyna się jak najbardziej zwyczajnie. Kapitan Ameryka, Daredevil,
Spider-Man i Invisible Woman wspólnie walczą z rozszalałym Hulkiem,
który najwyraźniej planuje zniszczyć Biały Dom. Scenariusz, który
powtarzał się w komiksach już kilkakrotnie w lekko tylko zmienionych
wersjach. Jednak następna strona przynosi zwrot akcji - tak naprawdę
mamy do czynienia z grą typu MORPG, w którą zagrywa się młody
chłopak - Alex Wilder. Witajcie na Malibu! Wielką zaletą serii
jest to, że mimo, iż dzieje się ona w uniwersum Marvela, to zahacza
do jego głównego nurtu jedynie w drobnych sferach. Jednak superbohaterowie
są wszechobecni - jako idole, ikony popkultury, sławne osobistości,
tematy rozmów bohaterów. Dodaje to mnóstwo realizmu komiksowi
i sprawia, że jest on dziełem bardzo oryginalnym, zwłaszcza podczas
trwania woluminu pierwszego, gdzie osobiście pojawiają się tylko
Kapitan Ameryka oraz mało znani Cloak & Dagger (z czego Vaughan
nie zapomniał zresztą zakpić). Historię można by jednak bez najmniejszych
problemów, z drobnymi tylko zmianami, umieścić w znanym nam świecie.
Szczerze mówiąc, świat kreowany w serii jest bardziej zbliżony
do starej dobrej Ziemi niż Uniwersum 616.
Niczym u mistrzów kina suspensu, całość rozpoczyna się od trzęsienia
ziemi. Wszystko wydawało się z początku jak najbardziej standardowe.
Grupa najbardziej bogatych i wpływowych rodzin Los Angeles spotyka
się, jak co roku, w celu ustalenia dalszych planów swojej charytatywnej
działalności. Również jak co roku, ich dzieci czeka nudny wieczór
ze znajomymi, których tak naprawdę wcale nie lubią i spędzają
z nimi czas jedynie z powodu współpracy ich "starych".
Ten wieczór będzie przebiegał jednak inaczej... Dzieciaki postanawiają
zabawić się nieco inaczej - dowiedzieć się wreszcie, co kryje
się za drzwiami sali, w której rodzice się zamykają. Jako, że
dom pełen jest sekretnych przejść, tak naprawdę nie trudno było
znaleźć takie, które doprowadziłoby ich w pożądane miejsce. Wyobraźcie
sobie zaskoczenie młodzików, kiedy okazuje się, ze zamiast siedzieć
potulnie przy herbatce i analizować sytuacje giełdową, ich rodzice
przebrali się w dziwne stroje i w mrocznym rytuale zabijają nastoletnią,
niewinną (zapamiętajcie to słowo, bo jest kluczem do całej intrygi)
dziewczynę. Tak rozpoczyna się jedna z najciekawszych serii w
historii komiksu, która w oczach wielu czytelników na stałe zrewidowała
pojęcie "komiksu młodzieżowego".
Swoimi
bohaterami Brian K. Vaughan uczynił typowych przedstawicieli młodego
pokolenia w dość szerokim przekroju. Alex Wilder, dowódca grupy,
to zapalony gracz. MORPG to jego sposób na życie, internet nie
ma dla niego żadnych tajemnic, ogólnie obrazuje on tutaj stechnicyzowanie
całego społeczeństwa. Nico Minoru to zbuntowana nastolatka, kochająca
łamać sztywne, narzucone z góry reguły, ubierająca się w uszyte
przez siebie samą ciuchy, obowiązkowo w kolorze czarnym. Karolina
Dean to przedstawicielka pokolenia MTV, ale niekoniecznie w jego
najbardziej schematycznej i skrajnej formie. Jako córka gwiazd
Hollywood jest na bieżąco z wszelkimi trendami młodzieżowymi.
Okazuje się być kosmitką, i to z dość mało humanoidalnym wyglądem.
Chase Stein to typ sportowca, może niespecjalnie osiłka, ale na
pewno nie jest on szkolnym orłem. Bazuje raczej na swoim "ulicznym
sprycie", co w oczach jego rodziców - genialnych naukowców,
jest wadą wprost dyskwalifikującą. Dzięki włamaniu do ich pracowni
zaopatruje się w rękawice pozwalające na kontrolę ognia za pomocą...
myśli. Gertrude Yorkes to młoda socjalistka, mająca chyba najbardziej
skrajne poglądy z całej grupy w sprawie, co zrobić z ich rodzicami.
Ukradziony przez nią dinozaur, przywieziony przez jej rodziców
(podróżników w czasie) z osiemdziesiątego-siódmego wieku p.n.e.
został nazwany Old Lace i stale podąża za jej rozkazami. Ostatnia
członkini podstawowego składu to Molly Hayes, jedenastolatka,
która odziedziczyła w spadku po rodzicach -mutantach nadludzką
siłę. Jak więc widać, skład jest bardzo nietuzinkowy, a mnogość
wzajemnych relacji między postaciami jeszcze dodatkowo gmatwa
całą sytuację. Jak każdym nastolatkiem, targają nimi różnorakie
emocje, często związane z trudnym wiekiem dorastania. Co więcej,
podczas drugiego woluminu serii do składu dochodzą dwaj inni bohaterowie
- stworzony przez Ultrona Victor, a także Xavin - Prawie-Że-Super-Scrull,
który w wyniku pewnych działań został zmuszony do opuszczenia
swojej rasy. Jak więc widać, obsada serii jest bardzo zróżnicowana,
co sprawia, że czytelnik nie może się nudzić. Zwłaszcza, że twórca
zadbał, aby fabuły, w których umieszcza swoich bohaterów były
jak najbardziej oryginalne. I są.
Na
pierwszy plan bez wątpienia wysuwa się wątek The Pride - tajemniczej
organizacji, stworzonej przez rodziców Uciekinierów. Jest on doskonałą
pożywką dla każdego, kto wierzy, że światem rządzą loże masońskie,
sekretne bractwa i tak zwani Oświeceni. Połączenie bogactwa, wpływów
z sekretnymi mocami jest naprawdę znakomitym przykładem suspensu
różnych motywów w wydaniu scenarzysty komiksowego. The Pride,
mimo że ich cele są bardzo, ale to bardzo niecne, w gruncie rzeczy
nie są przedstawieni w strasznie mrocznym świetle - mamy raczej
do czynienia z grupą ludzi, którzy postanowili poświęcić życie,
aby stworzyć swoim dzieciom raj na ziemi. W ten czy inny sposób...
Organizacja również jest bardzo podzielona - nie wszyscy członkowie
mówią tym samym głosem, intencje nie wszystkich są od początku
jasne. Scena, w której zaprezentowana zostaje geneza organizacji
pokazuje nam w świetny sposób charaktery poszczególnych członków,
co zmienia zwłaszcza nasz, a także Karoliny, sposób patrzenia
na rodzinę Deanów. Mamy okazję przyjrzeć się specyficznej ewolucji
światopoglądowej, gdzie rodzicielska miłość zamienia egoizm członków
organizacji w czystą formę altruizmu, niestety w źle pojętej formie.
The Pride kończy swoja działalność w ostatnich numerach pierwszej
serii, jednak jego duch jest obecny również w woluminie drugim,
w którym w dość nieoczekiwany sposób występuje Geoff Wilder.
Motywy biblijne również odgrywają w komiksie sporą rolę i dodają
całości tajemniczości. Vaughan wprowadził do serii gigantów znanych
z Biblii. Mowa tutaj o Gibborimach (o dziwota, słowo "gibbor"
oznacza po hebrajsku "bohater"), sześciopalczastych
stworach, które zostają wymienionie między innymi w Księdze Rodzaju.
Chcą oni, za sprawą The Pride, cofnąć Ziemię do jej złotej ery,
jednak w sposób... Hmm, nazwijmy go dość niekonwencjonalnym i
mało przyjemnym. Ważnym aspektem związanym z mistycyzmem jest
też Abstrakt - zaszyfrowana księga, w której zapisane są wszystkie
przeszłe, teraźniejsze i przyszłe wydarzenia. Ten aspekt wydaje
się być z wiadomych względów z lekka niedopracowany i nielogiczny
i jest, moim zdaniem, jednym ze słabszych elementów całej serii.
Wątki te sprawiają jednak, że "Runaways" zamiast prostą
opowieścią stają się skomplikowanym, wielowątkowym starciem pierwotnego
zła (choć też nie do końca) z młodymi bohaterami w najlepszej
postaci. Bardziej odczuwa się tutaj wiekowość przeciwnika niż
choćby w przypadku pamiętnych starć X-Men ze słynnym Apocalypsem,
co wbrew pozorom jest nie lada sztuką, gdyż "The Twelve"
czy "The Age of Apocalyps" to moim zdaniem mutanci w
ich szczytowej formie.
Wraz z nadejściem woluminu drugiego seria nabrała nieco bardziej
mainstreamowego charakteru. Całość została wydana pod szyldem
"Marvel Next", imprintu przedstawiającego młode pokolenie
herosów. Zamiast jednej, zamkniętej opowieści mamy tutaj ciąg
krótszych, jednak nie mniej emocjonujących. Wprawdzie obiegowa
opinia bardziej chwali sobie pierwszą serię, jednak mnie osobiście
druga przypadłą do gustu chyba nawet bardziej. Może to kwestia
tego, że znałem już postacie, a może tego, że czytałem numery
już w wydaniach zbiorczych... A może po prostu tego, że o ile
pierwszy tom (biorę tu pod uwagę numerację HC) woluminu drugiego
to dobre, ale niewybijające się ponad przeciętność czytadło, o
tyle tom drugi to już komiksowe mistrzostwo w najlepszej postaci.
Niesamowita gra emocjami bohaterów, niezwykłe zwroty akcji, szokujące
działania ze strony nastolatków. Zakończenie runu Vaughana było
chyba jednym z najbardziej wyczekiwanych prze ze mnie komiksów
kiedykolwiek. Postacie są niezwykle ludzkie, i to widać w ich
motywacjach, staraniach, próbach działania. Wziąwszy pod uwagę
ich wiek, dostajemy wspaniały obraz człowieka bez doświadczenia,
który w sytuacji ekstremalnej zostaje zmuszony do podjęcia najważniejszej
chyba decyzji jego życia. W takich momentach wychodzą wewnętrzne
demony... Uczciwie mówiąc, końcówka "Runaways" to jedno
z największych dzieł gatunku i będę bronił tej tezy rękami i nogami.
Pewna
mainstreamowość objawia się także poprzez zwiększenie występów
gościnnych największych herosów Marvela. Jedna z historii to istna
galeria gwiazd - Runaways spotykają Iron Mana, Kapitana Amerykę,
Wolverine'a i samego Spider-Mana. Co więcej, całość została ujęta
z dużym poczuciem humoru i z pewnym patrzeniem przez palce na
największe sławy Uniwersum 616. Ich specyficzne cechy charakteru
zostały chwilami mocno wyolbrzymione, dzięki czemu dostajemy swoistą
formę parodii. W pierwszej historii debiutuje też nowa grupa,
The Loners, będąca w rzeczywistości swoistą "Formacją Anonimowych
Superbohaterów", którzy jeszcze raz zostają zmuszeni do przywdziania
kostiumów. Po bardzo udanym występie w serii dostali oni własną
mini-serię, która już niestety nie była tak udana, ale to temat
na całkowicie osobny artykuł... Dość powiedzieć, że Vaughan serwuje
nam Marvel Universe w nieco krzywym zwierciadle, co wbrew pozorom
wychodzi mu całkiem na zdrowie.
Cała seria została narysowana praktycznie przez jednego artystę
- Adriana Alphonę. W ciągu czterdziestu-dwóch numerów tylko cztery
zostały narysowane przez Takeshiego Miyazawę. Rysunki są naprawdę
ważnym elementem komiksu. Alphonie udało się uzyskać bardzo charakterystyczny
styl, a żaden późniejszy twórca nie był w stanie skopiować jego
rewelacyjnej kreski. Obecne przyznanie serii Ramosowi wydaje się
być wręcz nieporozumieniem. Jedyne, czego nie widać w komiksie
to obiecanej mangi - ale że nie jestem fanem gatunku to nie jest
to dla mnie żadna wada.
Warto wspomnieć również o formie wydawniczej. Marvel wydał te
komiksy w dwóch różnych wydaniach zbiorczych, znacznie różniących
się formatem. Po początkowym wydaniu w wersji digest (zmniejszony
rozmiar, offsetowy papier) wydawca poszedł po rozum do głowy i
całość wydał w formacie oversized. Tam rysunki prezentują się
po prostu znakomicie. Wysoka gramatura papieru, twarda oprawa
z obwolutą i co najważniejsze powiększony format sprawiają, że
aż przyjemnie wziąć komiks do rąk. Zwłaszcza, ze cena jak na jakość
wydania jest całkiem umiarkowana.
W tym momencie nie zostaje mi nic innemu jak pożegnać się z Wami
przed podróżą do księgarni, sklepów, miejsc-gdzie-zaopatrujecie-się-w-komiksy.
Nawet fani komiksu ambitnego czy niszowego mogą spokojnie zabrać
się za tę serię - nie zawiedziecie się. Zaiste jest to samo najlepsze,
co ma sobą do zaoferowania amerykański mainstream.
Artur "Articles" Skowroński
"Runaways" vol. 1 (#1-18)
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Adrian Alphona, Takeshi Miyazawa
Wydawnictwo: Marvel Comics
Data publikacji: 04.2003-09.2005
Liczba wydań zbiorczych (miękka oprawa): 3
Liczba wydań zbiorczych (oversized, twarda oprawa): 1
"Runaways" vol. 2 (#1-30)
Scenariusz: Brian K. Vaughan (#1-24), Joss Whedon (#25-30)
Rysunki: Adrian Alphona (#1-24), Michael Ryan (#25-30)
Wydawnictwo: Marvel Comics
Data publikacji: 02.2005-06.2008
Liczba wydań zbiorczych (miękka oprawa): 5
Liczba wydań zbiorczych (oversized, twarda oprawa): 2
"Runaways" vol. 3 (#1-?)
Scenariusz: Terry Moore
Rysunki: Humberto Ramos
Wydawnictwo: Marvel Comics
Data publikacji: 08.2008-?
| |