|
"Superman/Doomsday: Hunter/Prey":
Dzień Sądu - odsłona druga
Śmierć
Supermana wywołała autentyczny szok. Zgon jego małomównego oponenta
rzecz jasna wzbudził znacznie mniejsze emocje, a co najwyżej ulgę.
I uczciwie trzeba przyznać, że mało kto liczył na powrót Doomsdaya,
mimo że nieustanne powroty anybohaterów w komiksach DC czy Marvela
to standard. Czas jednak pokazał, że dzieje ogarniętej żądzą mordu
istoty miały doczekać się kontynuacji.
Dan Jurgens to twórca doskonale znany również u nas. To właśnie
jemu, obok Jerryego Ordwaya, Jona Bogdanovea, Kerryego Gamilla
i Toma Grummetta dane było w decydującym stopniu wpłynąć na wizerunek
Człowieka ze Stali u schyłku lat osiemdziesiątych i przez niemal
całą kolejną dekadę. Z oczywistych względów ów stan rzeczy przejawił
się także na kartach polskiej wersji "Supermana", zwłaszcza
na etapie jego pamiętnej śmierci. Zresztą nikomu innemu, tylko
właśnie Jurgensowi, zarząd DC Comics powierzył arcyważne zadanie
wykreowania przeciwnika, za którego sprawą dzieje najsłynniejszego
z superbohaterów miały dobiec swego finału. Wspomniany chwilę
temu twórca był jak najbardziej do temu predestynowany, bo obok
niekwestionowanych zdolności plastycznych, charakteryzuje się
on także zacięciem literackim. Udowodnił to kreując m.in. postać
cieszącego się obecnie ogromną popularnością Booster Golda oraz
imprint DC znany jako Tangent.
Jak sam wspomina we wstępie do omawianego albumu, podjęte przezeń
zadanie nie należało do łatwych. Panteon doskonale znanych przeciwników,
na czele z Lexem Luthorem, nie wchodził w grę. Tak wyjątkowa postać
z założenia musiała wyrastać ponad każdego, z kim dotychczas przyszło
zmierzyć się Człowiekowi ze Stali. Już pierwsze szkice koncepcyjne
wskazują, w jakim kierunku miał zmierzać zamysł Jurgensa. Na ich
podstawie wyłania się wcielenie bezrozumnej furii ujętej w antropomorficzne
kształty, byt wzbudzający odrazę przemieszaną z lękiem. I takim
też okazał się być Doomsday ("imię" nadane przypadkowo
przez znakomitego redaktora Mikea Carlina) podczas niszczycielskiego
pochodu ku Metropolis, niemal dosłownie zmiatając Ligę Sprawiedliwości.
Reszty nie trzeba dopowiadać, bowiem finał jego "wizyty"
we wspomnianym mieście jest wszystkim doskonale znany.
Wydawałoby
się, że tak groźna istota nie ma prawa wrócić do życia, skoro
dla jego powstrzymania musiał poświęcić się najpotężniejszy z
superbohaterów. A jednak już na kartach "Rządów Supermanów"
(polskie wydanie - "Superman" nr 2/1996) zasugerowano,
że dzieje Doomsdaya nie skończyły się na pamiętnym starciu w Metropolis.
Stało się zatem jasne, że prędzej lub później Kal-El ponownie
stanie przed koniecznością powstrzymania furii najniebezpieczniejszego
ze swych przeciwników.
Opowieść "Hunter/Prey" rozpoczyna się w momencie, gdy
trawiony koszmarami Superman przeczuwa nadchodzące wydarzenia.
W tak charakterystycznym dlań poczuciu obowiązku i wbrew obawom
Lois Lane, postanawia on nawiązać kontakt z grupą znaną jako Linear
Men (gościnnie pojawili się w polskich wydaniach "Supermana"
- m.in. w numerach 5/1993, 4/1994 i 4/1995). Ów zespół pozostających
poza barierami czasu i przestrzeni nadistot to niewątpliwie świetne
źródło informacji, stąd wybór Clarka wydaje się w pełni uzasadniony.
Jednakże wchodzący w skład Linear Men Waverider (postać znana
głównie z crossoverów spod znaku "Armageddon") udziela
jedynie enigmatycznych wskazówek wzbudzając niedosyt Supermana.
Prędko jednak akcja nabiera rozpędu, gdy dobiegające z Apokalips
wieści nie pozostawiają cienia wątpliwości: Doomsday wrócił do
życia! O jego bezwzględności przekonali się nie tylko mieszkańcy
wspomnianego globu, ale też tamtejszy władca, Darkseid, który
- ku zdumieniu samego Supermana - doznał upokarzającej porażki.
Posługując się zaawansowaną technologią rodem z planety New Genesis,
Clark przybywa na Apokalipsę, dzięki czemu ma on okazje osobiście
przekonać się o skali zniszczeń dokonanych przez szalejące monstrum.
Niebawem okazuje się, że Doomsday nie jest sam, a towarzyszący
mu osobnik to kolejny "dobry, znajomy", odgrywający
kluczową rolę w trakcie wspominanych "Rządów Supermanów"...
Pytanie, czy Ostatni Kryptonijczyk podoła zarówno jemu, jak i
jeszcze potężniejszemu Doomsdayowi?
Twórca
tej opowieści niejako dopełnił nią ciąg wydarzeń rozpoczętych
wraz z pojawieniem się zabójcy Supermana (polskie wydanie - "Superman"
nr 5/1995). Przez cały ten czas wierni fani perypetii Kal-Ela
stawiali liczne pytanie: kim jest Doomsday, skąd pochodzi, co
wygenerowało w nim aż taką żądzę niszczenia wszystkiego co żyje,
czy ma coś wspólnego z "bronią ostateczną" Brainiaca,
o której wspomniał on w "Panic In The Sky" (polskie
wydanie - "Superman" nr 10/1994)? Zawsze czuły na podobnego
rodzaju uwagi Dan Jurgens postanowił rozwikłać przynajmniej część
z nich. I to właśnie na kartach tej opowieści zyskujemy sposobność
poznania okrutnej genezy Doomsdaya. Mało tego, okazuje się, że
on i Superman mają więcej wspólnego niż można byłoby się spodziewać.
Szokująca prawda sięgająca ćwierć miliona lat wstecz to jednak
nie wszystko. Jak niemal zawsze w przypadku opowieści z udziałem
Człowieka ze Stali, także i tu nie brak czysto rozrywkowej akcji,
scen konfrontacyjnych, wymyślnych technologii podkreślających
silne zakorzenienie cyklu w konwencji SF oraz odrobiny historii
wzbogacającej przeszłość uniwersum DC (zwłaszcza w kontekście
Kryptona). Co bardziej wybredni zapewne z niesmakiem porzucą lekturę
tej opowieści znużeni jej pozorną przeciętnością. Warto jednak
pamiętać, że większość produkcji z udziałem Człowieka ze Stali
z założenia ma charakter rozrywkowy, charakterystyczny dla głównego
nurtu komiksu superbohaterskiego. Brak tu pseudo-awangardowego
zadęcia - ot, po prostu miłe czytadło w udany sposób pogłębiające
mitologie Ostatniego Syna Kryptonu. Równocześnie nie sposób nadać
jej miano bezrefleksyjnej. Jurgens może nie jest scenarzystą tego
pokroju, co Grant Morrison czy John Marc DeMatteis, niemniej tworzonym
przezeń opowieściom z pewnością nie brak odpowiednio wyważonej
powagi sytuacji angażującej emocjonalnie czytelnika. A i sam Człowiek
ze Stali, wieczny altruista, imponuje swym nonkonformizmem i oddaniem
sprawie obronny niewinnych. Brzmi naiwnie? W porządku. Właśnie
takim jest Clark Kent za sprawą swych przybranych rodziców i takim
też niech pozostanie, pomimo, że obecna koniunktura na znacznie
bardziej zbrutalizowanych osobników nie sprzyja jego postawie.
Nawet w kryzysowych momentach, a tych na kartach tej opowieści
nie brak, nie porzuca swej wysoce empatycznej etyki. Cieszy fakt,
że również Dan Jurgens nie porzucił tej zasady.
Graficznie
ów twórca sytuuje się w pozycji solidnego, wyróżniającego się
rzemieślnika. Zwłaszcza fizjonomia rozrysowywanych przezeń postaci
sprawia, że jego stylistyka jest niemal natychmiast rozpoznawalna.
Jest jednak pewien mankament warsztatu rzeczonego, znany wszystkim
tym, którzy mieli okazje przyjrzeć się jego równoczesnej pracy
dla miesięczników "Green Arrow vol. 2" i "The Adventures
of Superman" z lat 1989-1990. Zestawiając zawarte w nich
rysunki widać jak wiele zyskuje jego szkic po rzetelnym dopracowaniu
tuszem. Realistyczne, bogate w detale plansze "The Adventures..."
to efekt precyzji Arta Thiberta, nie szczędzącego sił przy nakładaniu
tuszu. W kontraście do jego wysiłków pozostają stronnice magazynu
poświeconego alter ego Olivera Queena, bo w tym przypadku szybka,
choć niepozbawiona wdzięku obróbka duetu Dick Giordano/Frank McLaughlin,
może sugerować realizacyjny pośpiech, a co za tym idzie, pozostawiać
poczucie niedosytu. I tak też jest po części w przypadku niniejszego
przedsięwzięcia. Chociaż Brett Breeding zazwyczaj sprawdzał się
w roli inkera na łamach miesięcznika "Superman", to
jednak tym razem ma się odczucie zbyt pobieżnego dopracowania
szkiców Jurgensa. A i sam rzeczony rysownik momentami zaskakuje
brakiem rozmachu kompozycyjnego oraz sztampowością konceptów graficznych
- zwłaszcza w kontekście ukazanych tu pozaziemskich technologii.
Widać to wyraźnie na przykładzie Apokalips, gdzie toporność tamtejszego
otoczenia szczerze rozczarowuje. Faktem jest, że wspomniana planeta
to świat siermiężny; niemniej trudno wyzbyć się przekonania, że
Jurgens mógł nieco bardziej wysilić swój warsztat graficzny, a
przede wszystkim wyobraźnię. Podobnie w przypadku niektórych postaci,
np. Radianta - energetycznej istoty, która swego czasu skutecznie
rozprawiła się z Doomsdayem.
Niemniej to wszystko detale. "Hunter/Prey" to bardzo
udana kontynuacja sagi o śmierci i powrocie Supermana, zawierająca
szereg odpowiedzi, na które zabrakło miejsca w poprzednich odsłonach
związanych z tymi wydarzeniami. Jeżeli ktoś szuka bardziej złożonych
fabuł z "elementami filozofii Junga, Feuerbacha, czy Mao
Tse-tunga" niech lepiej sięgnie po kompletnie inny tytuł.
Zaś tym, którzy nie mają nic przeciw bezpretensjonalnej rozrywce
z silnie zaakcentowanymi elementami SF album ten jest jak najbardziej
godzien polecenia.
Przemysław Mazur
"Superman/Doomsday: Hunter/Prey"
Scenariusz: Dan Jurgens
Szkic: Dan Jurgens
Okładka: Dan Jurgen, Brett Breeding i Greg Wright
Tusz: Brett Breeding
Kolory: Greg Wright
Liternictwo: Bill Oakley
Wydawca: DC Comics
Czas publikacji wydania zeszytowego: czerwiec/lipiec 1994 roku
Czas publikacji wydania zbiorczego: październik 1995 roku
Oprawa: miękka, lakierowana
Format: 17 x 26
Druk: kolor
Liczba stron: 160
Cena: 14, 99 $
Wydanie zbiorcze zawiera wstęp i szkice koncepcyjne autorstwa
Dana Jurgensa oraz okładki wydania zeszytowego.
| |