|
Skażona japońszczyzną
Skalpy z głów!
Oglądamy z chłopem moim (własnym, prywatnym, własnoręcznie wyhodowanym) program komediowy "Who's Line is it Anyway", gdzie komicy niejako z marszu muszą wymyślać skecze natychmiast po usłyszeniu zadania. Z widowni pada propozycja "zróbcie Hitlera", komikom oczy się świecą, bo temat wdzięczny, a nagle zza kulis wylatuje cenzor i łapami macha, że program rodzinny jest, przez stację Disney'a nadawany, więc nieładnie, fu, fu i be. Hitlera nie zobaczyliśmy (no, przynajmniej nie w tym skeczu, bo komicy to niepokorne bydlaki i sobie odpuścić nie mogli), ale za to w następnej scenie polecenie odgórne zaczynało się od słów "dzielny kowboj i jego wierny indiański przewodnik". Prowadzący rzuca kartkę i kwituje: "Jasne, z rdzennych Amerykanów można drzeć łacha, a z Hitlera to już nie".
Najsłynniejszy Indianin świata, Winnetou umierając nawraca się na katolicyzm. Podejrzewam, ze nominowany do Oscara Graham Greene też przeszedł przez sitko tylko dlatego, że jest Kanadyjczykiem. Indianie są obcy, więc trzeba ich oswoić, wciskając w jakieś swojskie, nieco upokarzające role, jak oswojonego niedźwiedzia wsadza się do cyrku. Indianin ma przechlapane, bo w większości przypadków nie jest obywatelem Stanów, więc kwalifikuje się na cudzoziemca. A cudzoziemcy nie mają nic do gadania, w przeciwieństwie do obywateli czarnoskórych, którzy mogą potargać człowieka po sądach, jeśli niechcący rzuci się dowcip o kawie, który można zinterpretować rasistowsko (a praktycznie wszystko można), więc mają tam chyba niezłą jazdę.
Teraz prezydentem jest niekoniecznie biały facet. Siedzimy wczoraj z chłopem i oglądamy programy satyryczne z dnia wyborów, fajnie, Obama wygrał, może teraz faktycznie się coś zmieni... I w tym samym momencie przyszło nam do głowy, że najprawdopodobniej tego biednego Obamę zastrzelą i zwalą na spienionego rasistę. Albo faktycznie spieniony rasista się rzuci. Ja tam sugeruję, żeby już teraz jego zaplecze zaaranżowało jakiś pseudo zamach, który się nie uda, bo podejrzewam, że ciśnienie w Stanach jest koszmarne. Po prostu nie chce mi się wierzyć, że kraj, w którym uważają, że jeśli się zakaże odgórnie wszelkich przejawów rasizmu i uważa się sprawę za załatwioną tak spokojnie przejdzie nad czarnoskórym prezydentem (choć tak naprawdę Obama jest mieszańcem biało-czarnym z jakimiś azjatyckimi i bliskowschodnimi korzeniami). W Polsce już teraz się biadoli, że nastąpił koniec ery białego człowieka, upadek cywilizacji i takie tam. Zastanawiam się, kiedy Rydzyk zacznie nazywać Amerykę "krajem demonów z asfaltowym prezydentem na czele".
Bo Polska też śmierdzi rasizmem. Jest to taki swojski, głupi rasizm, gdzie czarnoskórych nazywa się Murzynkiem Bambo, a grupki łysych i glaniastych raczej spędzają czas goniąc kudłatych i skórzastych - po prostu dlatego, że mało u nas egzotyki. Mamy Cyganów, świadków Jehowy, troszki Żydów... Za mało tego, żeby larum podnosić, wszystko w skali lokalnej.
Za to w dowcipach panuje absolutna równość: są dowcipy o blondynkach i pijaczkach, Cyganach, dresiarzach i o muzułmanach. Mamy dowcipy o Oświęcimiu i o papieżach. Mamy dowcipy o prezydentach, partii i księżach, o bacy i o przeciętnym Kowalskim. Dowcipy o seksie, mszy świętej, małżeństwie, rozwodzie, wierności i niewierności, urodzie i brzydocie, starych i młodych. O Polakach, Ruskich i innych zagranicznych. I choć wiem, że są obraźliwe, nie potrafię się przestać śmiać, nawet z dowcipów o głupich kobietach, choć powinnam szaty drzeć, jak ktoś śmie mnie obrażać. Jakoś nie umiem sobie wyobrazić rozprawy sądowej o powiedzenie w miejscu pracy dowcipu o niemieckim obozie pracy, który przecież jest bardzo poważnym i tragicznym miejscem i żartowanie jest obrazą narodową. Za to mogę sobie doskonale wyobrazić tego typu rozprawę w Stanach, jeśli ktoś by pisnął o 9.11... Więc nie jest u nas chyba tak źle. Może dlatego lepiej mi się czyta kowbojskie książki Wernica a nie Karola Maya, a "Sachem" Sienkiewicza mówi mi więcej o Ameryce niż cały "Winnetou "do kupy" (i przy okazji mądrzejszy od całej twórczości Żeromskiego, ale to moje prywatne zdanie). Polski rasizm? Jeśli produktem ubocznym są takie fajne rzeczy, to nie ma sprawy.
Joanna "Szyszka" Pastuszka
| |