Historia DC Comics

Era przed-supermanowa (1935-1938)

 

DC Comics to wydawnictwo z ogromnymi tradycjami. Jako jedyny komiksowy potentat na rynku może poszczycić się 70-latkami na karku, dzięki czemu było uczestnikiem wszelkich przemian targających komiksową branżą. Może właśnie w konsekwencji tego ich komiksy posiadają cechy, które niezwykle często są wytykane przez ich przeciwników - zbyt głębokie zakorzenienie w tak zwanej "Srebrnej erze Komiksu" i wiele łączących się z tym stylistyk oraz przerysowań. Pisząc tę serię artykułów chciałbym ten fakt nieco usprawiedliwić i pokazać DC właśnie jako legendarnego już nieco klasyka, który mimo lat na karku ciągle potrafi zaskakiwać, nie odcinając się równocześnie od własnego pochodzenia i spuścizny wydawniczych dziesięcioleci.

Powiedzmy sobie prawdę - DC Comics jest utożsamiane głównie z jej najsłynniejszymi herosami - Batmanem i Supermanem. Ta dwójka miała niezwykły wpływ na popkulturę i na długie lata stała się jakoby częścią "Tożsamości narodowej" Amerykanów. Dali oni początek setkom, jeśli nie tysiącom podobnych postaci, które do tej pory przewinęły się nie tylko na kartach komiksów, ale trafiły również do telewizji, kina, literatury czy też świata gier komputerowych. Nie należy tutaj zapominać, że pomimo ich wagi, DC Comics istniało jeszcze przed znamiennym "Action Comics #1". Oczywiście, nie mieliśmy do czynienia z tym samym wydawnictwem, które znamy dziś (nawet nazwa była inna...), ale to właśnie w "National Allied Publications" należy doszukiwać się jego genezy.

Luty, rok 1935. Major Malcolm Wheeler-Nicholson, uczestnik I Wojny Światowej, dowodzący oddziałem piechoty walczącej z bolszewikami na Syberii, zakłada wydawnictwo i wydaje pierwszy w historii branży komiks, w którym znajduje się wyłącznie oryginalny, stworzony specjalnie do niego materiał (wcześniejsze magazyny opierały się w większości przypadków na przedrukach gazetowych). Nazywa się on "New Fun #1" i szybko da on początek legendarnej dziś serii "More Fun Comics" (nazwę taką dostała już w dziewiątym numerze), która jest chyba jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Złotej Ery Komiksu. Czym było to wydawnictwo? Opierało się ono na kilku historiach, posiadających monochromatyczne rysunki. O czym były te historie? Jak pisze sam autor, były to "humorystyczne, przygodowe stripy komiksowe" i chyba tak właśnie najlepiej je określić. Prezentowane tam historie były naprawdę najróżniejsze, od kowbojskich westernów (wystąpił tam między innymi Jack Woods - jedna ze słynniejszych postaci komiksowych okresu) po opowieści o króliku Oswaldzie (notabene, postać ta została użyta wbrew prawom autorskim - należała bowiem do koncernu Disneya). Co ciekawe, wśród komiksów znalazła się również adaptacja książki "Ivanhoe". Niestety, karier twórców pierwszej odsłony magazynu nie można uznać za błyskotliwe - żaden z nich nie stal się w przyszłości gwiazdą komiksu, a większość zakończyła swoją przygodę z komiksem na serii "More Fun Comics" właśnie. Podobny los spotykał występujące tu początkowo postacie. Zmiana przyszła wraz z numerem szóstym, gdy do grupy twórców magazynu dołączyli dwaj ludzie, którzy na zawsze odmienili komiksowy rynek - Jerry Siegel i Joe Shuster. Ich pierwsze dzieło po dziś dzień jest określane przez znawców tematu jako pierwszy superbohater, jest też w tym momencie najstarszą postacią, ciągle występującą w komiksach. Panie i panowie, tak właśnie w listopadzie roku 1935 narodził się...

...Doctor Occult. Kim ten bohater był? Jeśli znacie postacie pokroju Johna Constantine'a, możecie go sobie mniej więcej wyobrazić. Philip Marlowe ze zdolnościami nadnaturalnymi. Konwencja czarnego kryminału była w historiach o tym bohaterze mocno złagodzona, jednak z pewnością to właśnie je można uznać za początek uniwersum DC. Doctor Occult co prawda wkrótce (w roku 1938) zniknął z komiksu na długi czas, jedna został przywrócony do łask w 1985 roku przez Roya Thomasa w jego "All Star-Squadron". Dość powiedzieć, że od tamtej pory wiedzie się jej całkiem nieźle. Po "Kryzysie na Nieskończonych Ziemiach" stała się jednym z naczelnych magów Ziemi i została użyta choćby przez Neila Gaimana w jego "Books of Magic". W między czasie został on jednym z Sentinels of Magic, a obecnie występuje w backupowej historii do mini-serii Keitha Giffena "Reign in Hell". Wygląda więc na to, ze najbliższe lata powinny być dość łaskawe dla leciwego już detektywa.

W grudniu roku 1935 wydawnictwo wystartowało z drugim tytułem - "New Comics", który w ciągu kilku najbliższych lat miał zmienić tytuł najpierw na "New Adventure Comics", a później na "Adventure Comics" - jeden z najdłużej wydawanych periodyków na rynku (aż do 1983, ostatecznie zamykając się z 503-ema numerami na karku). Jest to seria szczególna, gdyż przez lata na jej kartach powstało wiele legendarnych postaci i drużyn, takich jak Superboy czy Legion of Super-heroes (zresztą dwójka ta stanowiła przez wiele lat praktycznie nierozerwalną parę). Legenda tej serii trwa - w przyszłym roku DC obiecuje wydać jej drugi wolumin, a zacząć go chce właśnie od historii z Legionem. Czas pokaże, czy odgrzebywanie legendy okaże się dobry pomysłem, jednak już samo w sobie jest to bardzo intrygujące i dobrze ukazuje pewien trend, który pojawił się obecnie w wydawnictwie. Niestety, "New Comics" nie może pochwalić się żadną postacią, która przetrwała by do dzisiejszych czasów - historie tam prezentowane były na tyle proste i nieskomplikowane, ze raczej nie dało się wykrzesać z nich nic, co mogłoby być zapożyczone przez autorów następnych epoki. Wszystkie one zakończyły swój żywot, praktycznie nie wychodząc poza "New Comics" i jego kontynuatorów, choć co poniektóre mogą poszczycić się gościnnymi występami w nieistniejących jeszcze wówczas "Detective Comics" i "Action Comics".

Ważnym rokiem dla wydawnictwa jest na pewno rok 1937. Doszło w nim do sporych zmian w kadrze kierowniczej, co spowodowane było kiepskimi wynikami finansowymi. Aby wydać swój trzeci miesięcznik, "Detective Comics", Wheeler-Nicholson był zmuszony założyć wspólnie z Harry'm Donenfeldem i Jackiem Liebowitzem "Detective Inc.", co okazało się być nie bez wpływu na przyszłe lata National Allied Publisher, gdyż dwójka jego nowych współpracowników szybko odkupiła od majora jego udziały w tej spółce, stając się jej faktycznymi właścicielami. Co ciekawe, wszystko było jednym dużym przekrętem, a bankructwo "Detective Inc" było wynikiem wspólnego działania mającego na celu wyeliminowanie ze spółki Wheelera-Nicholsona. Zabieg ten udał się i od tej pory w zarządzie firmy zasiadała dwójka wyżej wymienionych panów.

"Detective Comics", najstarszy wciąż wydawany magazyn komiksowy i równocześnie ostatnia ważna pozycja ery przed-supermanowej wystartował w marcu 1937 roku (wbrew temu, co zostało napisane na okładce, sugerującej datę wydania jako grudzień 1936). Numer pierwszy straszył już legendarnym mandarynem na czerwonym tle, wlepiającym swe ślepia na czytelnika z wymienionej przed chwilą okładki. Ówczesny strach przed Chinami dobrze obrazuje samo wnętrze komiksu - aż w dwóch historiach główny bohater musi zmierzyć się z Yakuzą. Jednym z nich jest zresztą Samuel "Slam" Emerson Bradley, kolejna postać stworzona przez duet Singel & Shuster i druga postać z epoki, która do dzisiaj, oczywiście w mocno zmienionej wersji, zalicza występy w komiksach.

Slam Bradley to typowy detektyw epoki - wprawdzie nie jest on cynikiem na miarę Philipa Marlowa, jednak również nosi się w szarym prochowcu i charakterystycznym kapeluszu. Nie stroni od przemocy, a w większości spraw musi zaangażować swoje pięści. Za ciekawostkę z pewnością można uznać fakt, że jest on posiadaczem pierwszego w historii Sidekicka - Shorty'ego Morgana. Kolejnym interesującym aspektem tej postaci jest fakt, że jest to prawdopodobnie pierwszy bohater należący do chronologii tak zwanej Ziemi-1, która na dobre powstanie dopiero w latach 50-tych. Slam Bradley pojawiał się w komiksach aż do roku 1949, by po kilkudziesięciu latach absencji powrócić na kartach jubileuszowego numeru "Detective Comics" w 1981. W latach 80tych i 90tych zaliczył wyłącznie kilka występów, a prawdziwym przełomem stała się dla niego rola w backupowej historii do "Detective Comics", pisanej przez samego Eda Brubakera. Od tamtej pory Bradely regularnie pojawia się w historiach o Batmanie, zwłaszcza w serii "Catwoman", gdzie przez pewien czas był partnerem i kochankiem tytułowej bohaterki. Ostatni występ zaliczył w tie-inie do "Batman": "R.I.P.", pisanym przez Paula Diniego pod tytułem "Heart of Hush".

Jak więc widać, już w początkowych latach swojej działalności DC wprowadziło kilku ciekawych bohaterów. Jak wynika z założenia tego artykułu, tak naprawdę wcale nie zaczęło się ono na Supermanie. Nie da się jednak ukryć, że to właśnie czerwiec roku 1938 sprawił, ze komiksowy świat już nigdy nie był taki sam... Ale o tym w następnym numerze.

Artur "Articles" Skowroński