"Star Wars Komiks" 1/2009

 

 

Fakt powrotu wydawnictwa Egmont do marki "Star Wars" był szokiem chyba dla wszystkich, szczególnie dla miłośników tego uniwersum. O ile wybranie serii "Dziedzictwo" wydało się całkiem naturalne, jako iż jest to najlepiej sprzedająca się pozycja spod tego znaku, o tyle powrót do powoli już zapomnianej formy zeszytów z kilkoma historyjkami jest dość zaskakujący. "Star Wars Komiks" jest w prostej linii kontynuacją wydawanego na przełomie wieków "Gwiezdne Wojny Komiksu". Numer styczniowy wprowadza pewne zmiany w serii.

Pierwszą, najbardziej rzucającą się w oczy rzeczą, choć nie najbardziej znaczącą, jest cena, która została podniesiona z 4,90 zł do 5,90 zł za zeszyt. Zmiana ta nie jest drastyczna, lecz chciałoby się, aby niosła za sobą poprawę jakości, bądź też zwiększenie ilości stron. Niestety, nic z tego. Jedyne, na co cena może wskazywać, to słabe wyniki sprzedaży, które tak naprawdę nie powinny nikogo dziwić. Kolejną zmianą, o której warto wspomnieć, jest zwiększenie ilości zaprezentowanych historii: z trzech do czterech, trzech krótszych i jednej dłuższej, co, o dziwo, zaowocowało zniknięciem gdzieś artykułów, które do tej pory zajmowały ostatnią stronę zeszytu.

To tyle, jeśli chodzi o stronę techniczną, przejdźmy teraz do treści. Po szybkim wstępniaku, zapoznaniu się z chronologią i krótkim streszczeniem komiksów, a także listą ich autorów dostajemy pierwszą z historii - "Rutynę". Ten ośmiostronicowy komiks na podstawie scenariusza Tony'ego Isabella opowiada historię Hana Solo i jego dość nietypowego ładunku. Bohater przemyca go tuż przed nosem imperialnego okrętu, którego załoga popadła w tytułową rutynę. Historyjka ta okraszona została rysunkami Johna Nadeau, Jordi'ego Ensigna oraz Dave'a Nestelle'a. Są one szczegółowe i naprawdę miło się im przygląda. Jako ciekawostkę można przypomnieć, że pierwsza dwójka z tej ekipy rysowniczej pojawiła się dokładnie dziesięć lat temu w styczniowym numerze "Gwiezdne Wojny Komiks" przy okazji świetnej historii "Boba Fett: Pojedynek Łowców". Jedyne, do czego można by się przyczepić, to ewidentna zamiana kwestii wypowiadanych przez kapitana Llnewe oraz porucznika Raprice na stronie siódmej. Nie jestem pewien, czy jest to wina tłumaczenia, czy też już w oryginale pojawił się ten błąd, lecz tak czy inaczej można było to poprawić.

Drugą opowieścią, którą redaktor Jacek Drewnowski zdecydował się nam zaprezentować, są "Mroczne Widma" i powiem szczerze, że najchętniej na tym właśnie zakończyłbym recenzowanie tej historii i przeszedłbym dalej. Dlaczego? Otóż nie dostrzegam w tym komiksie absolutnie żadnej zalety. Akcja toczy się na ojczystej planecie znanego z części pierwszej filmowej sagi "Gwiezdnych Wojen" Dartha Maula i wierzcie, lub nie, opowiada o jego powrocie do życia. Całą zagadkę powrotu tej maszyny do zabijania rozwiązuje nie kto inny, jak sam Luke Skywalker, co podsumować chciałbym niesamowicie oddającym ten komiks słowem "wzdech". Z tego, co udało mi się dowiedzieć, w oryginale "słowo" to brzmiało ">sigh<" i spokojnie pan Maciek Drewnowski mógł przetłumaczyć to na "ech", bądź coś podobnego. Poza tą jedną kwestią, tłumaczenie to najlepszy element całej historii. Rysunki wykonane przez Francisca Paronziniego i kolorowane przez Dave'a Nestelle'a, którego widzimy w tym zeszycie już drugi raz, nie ciekawią absolutnie niczym, podobnie zresztą, jak scenariusz Joego Casey'a.

Kolejny komiks, pod tytułem "Uczeń", można potraktować jako średniego rodzaju przerywnik i chwilę odsapnięcia od poprzedzającej go miernoty oraz zapowiedź prawdziwej gwiazdy tego numeru. Mike Denning prezentuje nam historię Lorda Sith oraz jego ucznia i... Cóż, opowieść zawiera się na czterech stronach, więc cokolwiek więcej powiem zdradzi Wam zbyt wiele. Wystarczy stwierdzić, że jest to komiks poprawny. Rysunki Davida Nakayamy, Grey'a Adamsa oraz Petera Dawesa nie zachwycają, lecz też nie rażą. Ot, miły przecinek w zeszycie.

Teraz przyszła pora na najdłuższą i zdecydowanie najlepszą historię zawartą w tym zeszycie, czyli "Cienie i Światło". Okładka tego "Star Wars Komiksu" co prawda mówi nam wyraźnie, że jego gwiazdami są Han Solo i Luke Skywalker, ale ich historie przy tej stają się ledwie zauważalne. Komiks na podstawie scenariusza Joshuy Ortegi przenosi nas o 3993 lat przed wydarzenia znane z czwartej części filmów spod znaku "Star Wars", czyli do czasów wydawanej w USA serii "Knights of the Old Republic" utrzymującej klimat gier komputerowych pod tym samym tytułem. Poznajemy w nim Jedi, łowców bestii zwanych Terentatekami, żywiących się wrażliwymi na Moc istotami. Dwójka ludzi, Durom Quesl Droma i Shaela Nuur oraz Twi'lek Guun Han Saresh zostają wysłani na planetę złowrogich Sithów - Korriban, w poszukiwaniu ostatnich bestii. Część czytelników może kojarzyć wydane przez Egmont "Opowieści Jedi", których akcja toczyła się na tysiąc lat przed wydarzeniami opisanymi w tym komiksie. Jeśli zakochaliście się w tamtych historiach, to możecie być pewni, że ta jest zupełnie inna. Tak samo jak gry komputerowe zrywały całkowicie z nieco "średniowiecznym" klimatem "Opowieści Jedi", do których nawiązywały, tak ten komiks ewidentnie nawiązuje klimatem do serii gier. Jakie są tego konsekwencje? Najbardziej razić może zamiana mrocznego i mistycznego Korriban w planetę, na której gromadzą się męty wszechświata, lecz jeśli podejdzie się do tego z przymrużeniem oka, to da się ten pomysł przełknąć. Jako sympatyk świata "Gwiezdnych Wojen" staram się nie traktować tego wszystkiego na zasadzie "jednej chronologii", lecz bardziej jako "elseworldy". Dla mnie elementy świata "Star Wars" nawiązują do siebie nawzajem, lecz nie są ze sobą sztywno powiązane. Wróćmy jednak do samych "Cieni i Światła". Do pełnego zrozumienia tego komiksu niezbędna niestety jest pewna wiedza na temat gier i komiksów "Knights of the Old Republic", aczkolwiek nie można potraktować tego jako wadę ze względu na grupę docelową. Za to ogromną zaletą są rysunki Dustina Weavera kolorowane przez Michaela Atiyeh'a które tworzą świetny klimat pasujący do tego, co czytamy. Kolejnym plusem są wyraźnie zarysowane postaci, zwłaszcza Guun, który polując na potwory sam się staje potworem. Komiks ten zdecydowanie jest perełką tego zeszytu.

Jak zatem można podsumować "Star Wars Komiks" 1/2009? Cóż, jest to zeszyt bardzo nierówny, zabrakło w nim artykułu oraz wciąż razi "szmaciana okładka", której aż strach dotykać. Jeśli jesteś miłośnikiem świata "Gwiezdnych Wojen" to zapewne nie muszę cię namawiać do zakupu. Jeśli mimo to się wahasz - kup, ponieważ cena nie jest wygórowana, a "Światło i Cienie" są warte przeczytania. Natomiast jeśli nie interesują cię te realia, pomimo tego, że ogólnie lubisz sci-fi, pomiń tę pozycję, gdyż jest ona kierowana w szczególności do fanów i nie znajdziesz w niej nic dla siebie.

Mateusz "Strid" Chmiel

"Star Wars Komiks" 1/2009
Scenariusz: Joshua Ortega, Mike Enning, Tony Isabella, Joe Casey
Rysunki: Dustin Weaver, David Nakayama, John Nadeau, Francisco Parozini
Redakcja: Joanna Kuzincow, Jacek Drewnowski, Tomasz Kołodziejczak
Tłumaczenie: Jarosław Grzędowicz, Maciek Drewnowski
Data wydania: 01.2009
Wydawca: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Format: B5
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie, salony prasowe, internet
Cena: 5,90 zł