|
"The Great Darkness Saga"
New Gods to jeden z ciekawszych konceptów stworzonych przez wizjonera komiksowego mianstreamu, długo niedocenianego Jack'a Kirby'ego. Kosmiczna, potężna, prawie nieśmiertelna rasa o mocy przewyższającej nawet to, co reprezentował sobą Superman - w owych czasach naprawdę było to sztuką. Spod pióra Kirby'ego wyszła galeria niezwykłych postaci, a wśród nich królował Darkseid - mroczny władca Apokalips, świata będącego uosobieniem wszelkiego zła (a przynajmniej początkowo). Pomysł został oparty na dualistycznym koncepcie moralności i jak na owe czasy była dziełem bardzo spójnym i konkretnym. Czwarty Świat Kirby'ego, mimo iż nie zdobył nigdy większej popularności, niósł w sobie wielki potencjał, który autorzy z DC postanowili skrzętnie wykorzystać. Jednak nie chcąc robić sita z i tak już dość dziurawego uniwersum, postanowili przeszczepić nowoboskie postacie na szczególną część uniwersum DC - XXI wiek - czas działania Legionu Superbohaterów. Tak właśnie powstała historia Keitha Giffena i Paula Levitza znana jako "Great Darkness Saga".
Legion to jeden z najciekawszych projektów, jakie powstały w długiej historii DC. To chyba jedyna w historii komiksu organizacja, która będąc umieszczona tak odlegle od standardowego timeline'u zdołała koegzystować wraz z głównymi seriami w naturalnej ciągłości. Wielka tu na pewno zasługa potężnej ilości członków - był ich prawdziwy "legion", a wielu z nich na przestrzeni lat zostało porządnie rozbudowanych i opisanych. Być może nie mogli oni konkurować z ikonami w rodzaju Supermana czy Batmana, jednak odcisnęli pewne piętno w świadomości fandomu, a co poniektórzy zdobyli nawet zaszczytne miano "kultowych". Z drugiej strony trzeba przyznać, że Legion, mimo całej swojej znakomitej otoczki, nigdy nie starał się aspirować do czegoś głębszego i ambitniejszego. Ot, tacy Tytani działający w przyszłości. Dlatego też wybór pomysłodawców historii okazał się być strzałem w dziesiątkę - debiut Darkseida zmienił nieco oblicze serii, uczynił ją mroczniejszą i bardziej tajemniczą.
Sama fabuła w dzisiejszych czasach z pewnością nie budzi już zbyt dużego zainteresowania, jednak na historię należy spojrzeć z perspektywy czasu i przez pryzmat epoki, w której powstawała. Cóż, kiedyś musiała robić wrażenie - wielowątkowa, tajemnicza, a co najważniejsze, angażująca chyba wszystkie ważniejsze postacie w historii organizacji. Czytelnik stopniowo, wraz z bohaterami, próbuje domyśleć się tożsamości przeciwnika, który potrafił z łatwością pokonać tych, z którymi cały Legion miewał problemy. Scenarzystom bardzo dobrze udało się oddać samą postać Nowego Boga - Darkseid naprawdę wzbudza respekt, a jego możliwości wydają się być nieograniczone. Co ciekawe, tożsamość łotra poznajemy dopiero w przedostatnim numerze historii, co wzbudza pewnego rodzaju napięcie w czytelniku. Podejrzewam, jak dużym szokiem musiało być dla osób mających wcześniej styczność z światem Kirby'ego poznanie prawdy i kulminacja całej intrygi.
Jeśli miałbym opowieści coś zarzucić, to z pewnością słowa krytyki posypałyby się w kontekście zakończenia. Jest ono wyrwane nagle, znikąd, a przesądzony los Legionu ratuje nagle Orion i Highfather, a raczej ich duchy, które pojawiają się i niszczą Darkseida (choć również nie do końca). Brak w tym jakiejś równowagi, zachowania pewnego balansu, który został perfidnie podmieniony przez zagranie typu Deus Ex Machina.
Co więcej, o ile sama intryga stanowi spójną całość, o tyle już sam kontakt z taką ilością postaci może być naprawdę nie do strawienia, zwłaszcza dla kogoś, kto nigdy nie miał styczności z żadną przygodą tej organizacji. Postacie aż wylewają się z kart komiksu i chwilami naprawdę trudno jest się w tym wszystkim połapać. Nie pomagają rysunki Giffena. Są naprawdę monetami monumentalne, ale w czasami znacznie zaciemniają całą sytuację. Poza tym ciężko jest połapać się w relacjach łączących poszczególnych bohaterów, co przeszkadza się z nimi zżyć.
Bodajże najlepszym elementem całości jest epilog, ukrywający się w "Legion of Super Heroes Annul" #2. Jest to stosunkowo mocna historia, będąca narodzinami nie tylko jednego z najpotężniejszych złoczyńców XXXI wieku, lecz również bliźniaków Saturn Girl. Jak łatwo się pewnie domyśleć te wydarzenia są ze sobą połączone. Choćby dla tej ostatniej sceny warto poznać tą historię.
Jeśli miałbym polecać komuś, kto chce poznać jakąś opowieść z czasów starego, dobrego Legionu, z pewnością byłaby to właśnie "The Great Darkness Saga". Mimo, że nie jest to dla współczesnego czytelnika historia wybitna i na przestrzeni lat naprawdę mocno się zestarzała, jednak w ostatecznym rozrachunku to kawał całkiem przyjemnego czytadła z pewnego rodzaju dreszczykiem. A co więcej, bije na głowę większość swojej konkurencji z tamtego okresu. Najlepsza okazja żeby poznać Legion ze Srebrnej Ery, zwłaszcza teraz, gdy zarówno organizacja, jak i sami Nowi Bogowie pozostają na swoistym "topie".
Artur "Articles" Skowroński
"The Great Darkness Saga"
Scenariusz: Keith Giffen, Paul Levitz
Rysunki: Keith Giffen
Wydawca: DC Comics
Druk: kolorowy
Okładka: miękka
Liczba stron: 175
Cena: $14,95 | |