"W cieniu Kryzysu"

Część V: "War of the Gods"

 

"Kryzys na Nieskończonych Ziemiach" z roku 1985 to niewątpliwa cezura w dziejach wydawnictwa DC Comics. Na łamach tej mini-serii Marv Wolfman i George Perez podjęli się niełatwego zadania uporządkowania rozległego, a zarazem najstarszego uniwersum superbohaterów. Komercyjny sukces tego projektu jasno wykazał, że podobne inicjatywy to istna żyła złota dla wydawcy, mnóstwa czytelniczej frajdy, a przy okazji znakomite pole do popisu dla zdolnych scenarzystów i rysowników. Nic zatem dziwnego, że władze zwierzchnie wspomnianego wydawnictwa na tym nie poprzestały, racząc fanów trykocianych opowieści kolejnymi, przełomowymi historiami.

W roku 1988 wielbiciele tego typu komiksów mieli rzadką okazje uczestniczenia w celebrowaniu pięćdziesiątych urodzin Człowieka ze Stali - Supermana. Zaledwie rok później kolejna rocznica zatrzęsła komiksowym półświatkiem, gdy swoje półwiecze obchodził Batman, czemu towarzyszył szał związany z premierą pamiętnego filmu w reżyserii Tima Burtona. W obu przypadkach skala rocznicowych imprez oraz towarzyszącego im medialnego szumu nabrała rzadko spotykanego rozmachu, a echa wspomnianych rocznic dotarły nawet nad Wisłę. Niczego podobnego nie doczekaliśmy się w roku 1991, gdy pół wieku od swego zaistnienia obchodziła Wonder Woman - niewątpliwie najbardziej ponętna a zarazem najmniej popularna postać z grona tzw. "Wielkiej Triady" DC Comics (dwaj wspomniani wyżej panowie oraz rzeczona), której perypetie ukazują się niezmiennie od przełomu lat trzydziestych i czterdziestych.

Słów kilka o przywołanej - Wonder Woman to w "cywilu" księżniczka Diana, córka Hippolity, władczyni Amazonek zamieszkujących wyspę Themyscira umiejscowionej na pograniczu naszego świata oraz rzeczywistości znanej z mitologicznych przekazów antycznych Hellenów. Pewnego dnia na wspomnianej wyspie lądował awaryjnie oficer armii amerykańskiej, Steve Trevor, z którym młodą Dianę połączyła nić szczerej przyjaźni.. To dało asumpt do jej peregrynacji ku światu ludzi i przyjęcia roli ambasadora Amazonek. W tej niełatwej funkcji w sukurs nie raz przyszły jej nadnaturalne możliwości wynikające z półboskiego pochodzenia oraz oryginalnego ekwipunku, wśród którego warto wymienić skrzydlate obuwie Hermesa, kuloodporne bransolety, a nade wszystko tzw. lasso prawdy. Nie tracąc czasu, rychło dała odczuć swą feministyczną skuteczność różnej maści sabotażystom, szpiegom oraz regularnym oddziałom państw Osi. Nic w tym dziwnego, bo i czas był ku temu odpowiedni. Dzielna Amazonka zaistniała bowiem po raz pierwszy w grudniu 1941 roku na kartach ósmego numeru magazynu "All Star Comics" za sprawą William Moultona Marstona. Od tamtej pory cieszyła się dostrzegalną, choć nieporównywalnie mniejszą popularnością niż opiekunowie Metropolis i Gotham City.

Nie przeszkodziło to jej nie tylko w brylowaniu na łamach własnego miesięcznika (obecna odsłona jest już trzecią z kolei), ale też mnóstwa innych magazynów, wydań specjalnych czy opowieści typu crossover. Stała się też jedną z bardziej aktywnych przedstawicielek Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości. Rzecz jasna w trakcie długich dekad działalności dorobiła się mnóstwa oponentów, takich jak Cheetah, Profesor Poisson czy Silver Swan. Nie zabrakło też równie licznych sojuszników, wśród których szczególne miejsce zajmuje wzmiankowany Steve Trevor jak również więcej niż tylko kolega z Ligi, Superman, do którego , jako jedna z nielicznych, zwykła zwracać się jego kryptonijskim imieniem "Kal". W odróżnieniu jednak od rzeczonego, nigdy nie "dorobiła" się więcej niż jednego magazynu poświęconego jej perypetiom, a i kino nie było szczególnie łaskawe ponętnej Amazonce. Pomijając efemeryczny serial telewizyjny z roku 1974 oraz kolejny, nieco bardziej udany (zapewne za sprawą urokliwej Lyndy Carter wcielającej się w tytułową bohaterkę) z lat 1975-1977 decydenci "Fabryki Snów" nie przejawiali choćby śladowego zainteresowania przeniesieniem jej perypetii na duży ekran. Pomimo ustawicznie ponawiających się pogłosek o domniemanej ekranizacji przypadków pięknej Amazonki (wśród kandydatek do wcielania się w rolę Diany wskazywano m.in. Jessice Biel) raczej próżno wypatrywać rychłego ziszczenia się takowych zamiarów. Wiernym fanom pozostają na pocieszenie pełnometrażowe animacje jak chociażby ta zaistniała w pierwszej połowie 2009 roku.

W drugiej połowie lat osiemdziesiątych, podobnie jak kilku innych sztandarowych herosów DC, także i Wonder Woman przeżyła swój renesans co przejawiło się wzmożonym zainteresowaniem poświeconemu jej miesięcznikowi. Odpowiedzialnym za ów sukces był zasłużony ilustrator George Perez, którego płynna, realistyczna kreska przyozdobiła m.in. kluczowy dla uniwersum DC "Kryzys na Nieskończonych Ziemiach". Rzeczony twórca nie tylko odpowiadał za oprawę graficzną powierzonego mu tytułu, ale też zajął się pisaniem scenariuszy, dzięki czemu "Wonder Woman vol. 2" (premiera w lutym 1987 roku) wypada uznać za jego autorski projekt. Dopracowane rysunki przyciągnęły sporą gromadkę czytelników, a niebanalne, wartkie scenariusze podtrzymały ich chęć nabywania tegoż tytułu. Zmodernizowana Diana o wzorcowych kształtach i hardym dla złoczyńców wejrzeniu prezentowała się doskonale, a sam Perez nie szczędził jej problemów wynikających m.in. ze złowrogich machinacji głównego oponenta Amazonki - boga wojennej pożogi, Aresa. Nic zatem dziwnego, że fani serii raczej nie mieli powodów do odczuwania nudy. Ów miesięcznik trudno byłoby zaliczyć do grona ówczesnych bestsellerów, niemniej jego rynkowy byt pozostawał niezagrożony.

I nadszedł rok 1991, w którym dynamiczna wojowniczka obchodziła pół wieku od swego zaistnienia (chociaż jej wygląd w żadnym wypadku na to nie wskazywał). Rzecz jasna nie mogła liczyć na chociażby zbliżony rozmach jubileuszowy, jak miało to miejsce w przypadku Człowieka ze Stali i Mrocznego Rycerza, bo i nie ta skala popularności. Niemniej George Perez nie zamierzał pozostawać bierny. Zaoferował bowiem zarządowi DC mini-serię, w której czcigodna jubilatka odgrywałaby kluczową rolę. I ten właśnie pomysł legł u genezy wydarzenia znanego bardziej jako "War of the Gods".

Przez długie tysiąclecia Amazonki egzystowały w izolacji od ludzkości z rzadka jedynie dając o sobie znać (tak jak miało to miejsce m.in. w dobie Wojny Trojańskiej). W pięćdziesiątym numerze "Wonder Woman vol.2" Hippolita i jej poddane zdecydowały się uświadomić ludzkość o swym istnieniu. Rychło sprowadziło to na nie liczne kłopoty, zwłaszcza w kontekście brutalnych mordów, za których popełnienie obarczono wspomniane wojowniczki. Zdezorientowane, a zarazem niewinne Amazonki stały się obiektem napastliwych ataków ze strony opinii publicznej, przy czym wszystko wskazywało na to, że na słowach rzecz się nie skończy. Tymczasem źródłem intrygi była "stara, dobra" znajoma Diany, czarownica Circe, od lat usiłująca zaszkodzić Wonder Woman. Zanim jednak prawda wyszła na jaw wszechświat ponownie stanął na krawędzi zagłady (jak zresztą co roku w Uniwersum DC...), do czego przyczynił się konflikt pomiędzy skłóconymi bóstwami. Helleński Ares musiał zmierzyć się z potęgą rzymskiego Marsa; Thor oraz płomienny gigant Surtur stanęli w szranki z przedstawicielami Amerykańskiego Stowarzyszenia Sprawiedliwości (bohaterowie Złotego wieku DC tacy jak Thunderbold, Wildcat i Flash); Kent Nelson, powiernik mistycznego hełmu i amuletu, przyjmujący częstokroć tożsamość Doctora Fate, na własne oczy przekonał się o przebudzeniu bogów dawnego Egiptu. Nie dość na tym, do gry włączyły się również nadistoty rodem z planety Thanagar, odległej ojczyzny Hawkmana i Hawkgirl. Chaos i zniszczenie targnęły boską sferą rzeczywistości, co rzecz jasna nie mogło pozostać bez wpływu na świat ludzi.

W tym całym mętliku nie zabrakło także ziemskich superbohaterów, którzy jak zawsze w takich sytuacjach nie pozostali biernymi w obliczu rozwoju niepokojących wypadków. Przeważająca ich część - Superman, Starman, Firestorm czy Captain Marvel - podjęła się rozwiązywania zaistniałego kryzysu w tradycyjny dlań, siłowy sposób, równocześnie nie w pełni zdając sobie sprawę z jego przyczyn. Inna grupa, znacznie bardziej wtajemniczona w arkana mistycyzmu, podejmuje stosowne kroki, by powstrzymać perturbacje rzeczywistości wywołana za sprawą machinacji Circe. Phantom Stranger, Spectre, Dr Fate, a nade wszystko Geo-Force i, któżby inny, Wonder Woman podejmują się arcytrudnego zadania przywrócenia równowagi we Wszechświecie. Czy ich wysiłki zakończą się sukcesem? Jakżeby inaczej! W końcu konwencja superbohaterska ma swoje prawa... Czasami niestety do znudzenia przewidywalne...

George'a Pereza, rozpoczynającego swą karierę rysownika w dobie drugiej połowy lat siedemdziesiątych, wypada uznać za wybitnego przedstawiciela tamtej epoki w komiksowej grafice. Tendencji ku realistycznemu rysunkowi według szlaku wytyczonego przez Neala Adamsa ulegli niemal wszyscy wybitniejsi ilustratorzy tworzący na zlecenie DC Comics. Dick Giordano, Jim Aparo czy Mike Grell to jedynie co bardziej sławetniejsze nazwiska z grona ówczesnych twórców odpowiedzialnych za oprawę graficzną tytułów wspomnianego wydawcy. Podobnie jak i oni, także Perez celował w tej manierze, czego dał dowód na kartach miesięcznika "The New Teen Titans" realizowanego do scenariuszy Marva Wolfmana. Przez kolejne lata dane mu było pracować przy licznych seriach DC, a za jego główne osiągniecie zwykło się uważać zilustrowanie "Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach", wydarzenia, które jak wiadomo na zawsze odmieniło wspomniane Uniwersum. Rzeczony rysownik konsekwentnie dopracowywał swój warsztat umiejętnie komponując kadry z udziałem licznych bohaterów (co jak pokazuje przykład przywoływanego wyżej Joe Statona i jego "Millenium" nie należało do łatwych zadań). Stąd właśnie Perez wydawał się w pełni predestynowany do tworzenia tego typu opowieści. "War of the Gods" zdawało się szansą na powtórkę "Crisis on Infinite Earths" w miniaturze.

Zapewne za sprawą prestiżu autora zawarta w czterech epizodach saga cieszyła się względnym powodzeniem. Pozornie chaotyczny scenariusz w gruncie rzeczy prezentował się w porównaniu z podobnymi opowieściami zaskakująco spójnie. Podobnie jak w przypadku "Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach", także i tu skoncentrowano się na grupie wybranych postaci (m.in. Firestorm, Firehawk, Captain Marvel) równocześnie przeskakując w coraz to nowe zakątki uniwersum DC - od Atlantydy, poprzez Olimp i Pittsburgh po Midway City i Antarktydę. Ta scenograficzna różnorodność dla jednych może stanowić przejaw fabularnego chaosu, dla innych rozmach godzien klasycznych sag komiksowych. Osnowa fabuły w postaci niszczącego konfliktu pomiędzy starożytnymi bóstwami to przejaw taktyki regularnie stosowanej przez Pereza na kartach miesięcznika "Wonder Woman". Niestety jest to ujęcie w wydaniu dalece zbanalizowanym i sztampowym, choć dzięki temu odczytywalnym przez szerokie grono czytelników. Coś za coś... Wizerunki większości zaistniałych tu bogów pozostawiają wiele do życzenia, zdradzają znamiona pośpiechu i niedopracowania. Na tym tle korzystnie wybija się jedynie postać Aresa. Pomimo znacznego doświadczenia Perez nie uniknął niestety błędu swych poprzedników zaangażowanych przy podobnych produkcjach. Ze względu na mnogość zaistniałych tu postaci nie w pełni zdołał wykorzystać ich potencjał i stad niektórzy z nich - np. Starman czy Dove - jawią się jako nic nie wnoszący w tok fabuły statyści. Z drugiej strony częsta to przypadłość w przypadku przedsięwzięć typu crossover...

"War of the Gods" jak do tej pory nie doczekało się zbiorczego wydania, być może z tego względu, że dla bywalców portali licytacyjnych oryginalne zeszyty tej sagi są w miarę łatwo dostępne. Mimo wszystko szkoda, bo publikacja całości, dajmy na to z dodatkowymi szkicami koncepcyjnymi czy wspominką George'a Pereza, mogłoby stanowić nie lada gratkę dla wielbicieli post-kryzysowej formuły komiksów DC. Nade wszystko jednak niniejsza opowieść zyskałaby wizualnie, gdyby wydano ją na lepszym jakościowo papierze niż miało to miejsce w przypadku pierwowzoru. Widać to zresztą na przykładzie "Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach", którego wydanie albumowe z 2000 roku właśnie za sprawą śliskiego papieru, prezentuje się znacznie lepiej niż o piętnaście lat starsze zeszyty. Szczegółowa, detaliczna kreska Pereza, dopracowana równie finezyjnym tuszem m.in. Ordwaya, nabiera w takiej jakości edytorskiej nowych walorów. I tak też zapewne byłoby w przypadku "War of the Gods", sagi może nie szczególnie ambitnej i wyszukanej, niemniej stanowiącej przykład pewnej konwencji królującej na kartach DC Comics pomiędzy rokiem 1985 a 1991. Biorąc pod uwagę okoliczność, iż ów wydawca ostatnimi czasy decyduje się na powtórne zaprezentowanie opowieści z tego okresu ("Millenium", "Invasion!", zbiorcze wydania "The Question" według Danny'ego O'Neila) można optymistycznie założyć, że niebawem doczekamy się w podobnej formule wznowienia także "War of the Gods". Pomimo konwencji fabularnej, od której zapewne niejednego, bardziej wysublimowanego czytelnika rozbolałyby zęby, jest na swój sposób klasyk, znacznie przewyższający wcześniejsze o kilka lat "Millenium" oraz "Invasion!". I właśnie w tych kategoriach winno się postrzegać i interpretować ów tytuł, bez nadmiernego popadania w prezentyzm, a przez to porównywania z współczesnymi tego typu produkcjami.

Prawdopodobnie "War of the Gods" przeszło by do annałów superbohaterskiego komiksu z większym blichtrem gdyby nie okoliczność, że w tym samym roku zaistniał szeroko promowany crossover "Armageddon 2001" rozgrywający się na łamach wakacyjnych wydań specjalnych typu "Annual". Ta całkiem udana fabuła (wraz z kontynuacją w postaci "Armageddon: The Alien Agenda") przyćmiła rozgrywający się na kosmiczną skalę konflikt wymierzony w Wonder Woman. Mimo to autorską opowieść George'a Pereza wypada uznać za ciekawy przejaw stylistyki komiksowej odchodzącej wówczas do przysłowiowego lamusa. Rzeczony zrealizował ją bowiem według standardów charakterystycznych dla drugiej połowy lat osiemdziesiątych. Był to już jednak przysłowiowy "łabędzi śpiew" tej, co tu kryć, epigońskiej stylistyki. Za rogiem czaił się bowiem nowy konkurent, który na kilka lat miał zawładnąć umysłami młodych czytelników. Mowa tu o Image Comics, które to wydawnictwo wyrządziło dla komiksowego rynku tyleż dobrego co i złego. W zestawieniu z produkcyjniakami tegoż wydawnictwa takimi jak "Brigade", "Prophet" czy "Youngblood" tradycyjna maniera Pereza nie była w stanie zaimponować nowemu pokoleniu czytelników. Równocześnie "War of the Gods" stanowiło symboliczne pożegnanie tego autora z serią "Wonder Woman", którą to opuścił po sześćdziesiątym drugim numerze (luty 1992 roku).

Na zakończenie warto wspomnieć, że konflikt pomiędzy antycznymi bóstwami odbił się echem także na kratach polskiej wersji "Batmana", o czym można przekonać się wertując zeszyt z czerwca 1993 roku (nr 6/1993). Właśnie w niniejszej historii brawurowo rozrysowanej przez Norma Breyfogle'a zamaskowane alter ego Bruce'a Wayne'a musiało zmierzyć się nie tylko z oszalałym Maxie'm Zeusem, ale też harpiami zaistniałymi w skutek działalności Circe. Był to miły akcent dla naszych czytelników, bo pomimo ubogiej liczby publikowanych u nas tytułów DC mogliśmy przynajmniej symbolicznie odczuć odległe reminiscencje wielkiego wydarzenia, które wstrząsnęło posadami najstarszego uniwersum superbohaterów u schyłku 1991 roku.

Przemysław Mazur

"War of the Gods" 1-4
Tytuły poszczególnych epizodów: "Hellfire's Web", "The Holy Wars", "Casualties of War", "In the Beginning ... There Was the End"
Scenariusz: George Perez
Szkic: George Perez
Tusz: Cyntia Martin, Russel Brown, Vince Giarrano, Scott Hanna, Romeo Tanghal, Pablo Marcos, Allan Kuperberg, Phil Jimenez, Gordon Purcell, Dick Giordano, Frank McLauglin
Kolory: Gene D'Angelo
Liternictwo: Albert Tobias de Guzman, Richard Starkings
Wydawca: DC Comics
Czas publikacji: wrzesień- grudzień 1991 roku
Okładka: miękka
Druk: kolor
Format: 17x26 cm
Liczba stron: 40 x 4
Cena: $1,75 x 4

Zeszyty 2-4 opublikowano także w specjalnej wersji ze zmodyfikowanymi okładkami. Ponadto każdy z zeszytów zawierał mini-plakat.

Tytuły powiązane z "War of the Gods":

"Animal Man" nr 40
"Batman" nr 470
"Captain Atom vol.3" nr 56-57
"Demon vol.3" nr 17
"Doctor Fate vol.2" nr 32-33
"Flash vol.2" nr 55
"Hawk and Dove vol.3" nr 28
"Hawkworld" nr 15-16
"L.E.G.I.O.N.'91" nr 31
"New Titans" nr 81
"Starman vol.1" nr 38
"Suicide Squad vol.1" nr 58
"Superman: The Man of Steel" nr 3
"Wonder Woman vol.2" nr 58-61