|
"Doom Patrol: Crawling from the Wreckage"
Swego czasu w jednej z mniej "eleganckich" dzielnic Lublina z umiarkowanym powodzeniem prosperowało kameralne i z lekka zapyziałe kino o jakże wdzięcznej nazwie "Robotnik". Wraz z zaistnieniem w naszym kraju gospodarki rynkowej stało się jasne, że wszelkie ślady dawnego systemu raczej odstręczą niż zachęcą potencjalnych klientów. Stąd niegdysiejszy "Robotnik" przeistoczył się w kino "Wenus". Kolega piszącego te słowa skwitował niniejsze zjawisko jako "szczyt chirurgii plastycznej - z Robotnika zrobić Wenus". I tak też wypadałoby podsumować efekt twórczych wysiłków Granta Morrisona zaangażowanego do "reanimowania" podupadającej serii "Doom Patrol vol. 2".
Już od momentu swego zaistnienia w sierpniu 1987 roku, tytuł ten nie zapowiadał się na szczególnie wyszukany i tak też został przyjęty przez czytelników. Tego typu "produkcyjniaków" nie brakowało na ówczesnym rynku. Już tylko samo DC (nie wspominając o Marvelu, First czy Eclipse) miało w swej ofercie m.in. "Justice League International", "Green Lantern Corps" i "Suicide Squad". Stąd mało kto potrzebował "Doom Patrol" i nawet ilustrujący ów cykl Erik Larsen (od numeru piątego) nie mógł przyciągnąć do tegoż tytułu czytelników. Wszak dopiero rozpoczynał swą twórczą drogę, a jego nazwisko niewiele wówczas znaczyło. Scenariusze Paula Kupperberga nie wyróżniały się niczym szczególnym i jakby zagubiły pierwotny, niepokojący klimat pierwowzoru z lat sześćdziesiątych. Tym samym czytelnicy z umiarkowanym entuzjazmem sięgali po kolejne odsłony niniejszej serii i nic dziwnego, że rychło popadła ona w finansowe tarapaty.
Okazja do "renowacji" miesięcznika przydarzyła się wraz z zaistnieniem wydarzeń znanych jako "Invasion!" Wówczas to sześć pozaziemskich ras zawarło sojusz w celu gruntownego wytępienia ludzkości, która w ich mniemaniu ewoluowała ku nadistotom zdolnym zdominować cały Wszechświat. Jak to zwykle bywa, ziemscy herosi wzorcowo poradzili sobie z intruzami, co jednak nie obyło się bez strat własnych.
Ofiarami międzyplanetarnego konfliktu padli m.in. niektórzy przedstawiciele Doom Patrol; reszta zaś zaległa na szpitalnych łóżkach. Tym samym grupa de facto została wyeliminowana z superbohaterskiej gry, co w praktyce mogło się przejawić skasowaniem poświeconej im serii. Tak się jednak nie stało, za co winniśmy obiatę bóstwom opiekuńczym IX Muzy. Dotychczasowy scenarzysta serii może nie wsławił się zbyt wybitnymi fabułami, niemniej był na tyle wpływowy by wynegocjować w zarządzie wydawnictwa "carte blanche" dla Granta Morrisona, któremu powierzono ów mocno podupadły tytuł. Młody, kreatywny Szkot, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli tzw. "desantu brytyjskiego", nie zaprzepaścił danej mu szansy. Już w pierwszym rozpisanym przezeń epizodzie (nr 19 z lutego 1989 roku) widać, że autor podszedł do swego zadania w sposób nieszablonowy. Próżno tu bowiem doszukiwać się typowej, trykocianej nawalanki, z jaką mieli do dotychczas do czynienia czytelnicy tej serii. Jak wspomniano, Doom Patrol w praktyce uległ rozpadowi, a ze starego składu pozostał jedynie jego najbardziej charakterystyczny przedstawiciel Cliff Steele, znany jako Robotman.
Jednakże również i on niezbyt palił się do ponownego podjęcia superbohaterskiego rzemiosła. Borykający się z silną depresją oraz samobójczymi myślami nie omieszkał zganić twórcę swej powłoki, inżyniera Willa Magnusa. Mimo to zwycięża w nim altruistyczna strona jego osobowości i niebawem poznaje niejaką "Crazy Jane". W zestawieniu z jej problemem - przeszło sześćdziesięcioma osobowościami tkwiącymi w świadomości rzeczonej - jego wydaje się dość prozaiczny. Niegdysiejszy "nosiciel" Negative Mana, Larry Trainor, również nie ma powodów do optymizmu, bowiem esencja tej istoty zdołała go odnaleźć i "skumulowała" go z opiekującą się nim lekarką. Ta synteza dała początek zupełnie nowej istocie definiującej siebie jako Rebis. Jeśli dodamy jeszcze Nilesa Couldera, przykutego do wózka geniusza, a zarazem mentora Doom Patrol oraz Joshuę "Tempesta", niezdecydowanego członka poprzedniego składu, otrzymamy zaczątek jednej z najdziwniejszych fabuł w dziejach gatunku. I nie jest to jedynie czczy slogan.
Tymczasem naszą rzeczywistość zdaje się toczyć coś na kształt choroby. Osobliwe zjawiska niejako anihilują znaczne jej fragmenty, zastępując je "obcymi" tworami. Wszystko wskazuje na to, że tzw. realny świat stopniowo pada ofiarą inwazji skrajnie odmiennego uniwersum. Specyficznie "emisariusze" miasta-świata Orqwith, określani "roboczym" terminem "Nożyczkowców", konsekwentnie "wycinają" ze znanych nam realiów wszystkie napotkane istoty. Rychło na ich drodze stają przedstawiciele Doom Patrol., którzy nie tylko usiłują przeciwstawić się wrażym przybyszom, ale też przedostają się do ich macierzystego wymiaru. Agresywny, zaborczy wszechświat to nie wszystko, bowiem na łamach niniejszego wydania zbiorczego specyficzni herosi podejmują wyzwanie ze strony enigmatycznej istoty utożsamiającej się z Kubą Rozpruwaczem (Red Jack) oraz urealnionymi koszmarami Dorothy Spinner, kolejnej debiutantki w szeregach Doom Patrol.
Brzmi dziwacznie? To dobrze, bo tak właśnie miało być. Grant Morrison ani na moment nie zamierzał tworzyć jeszcze jednego, sztampowego tytułu. Miast tego dał upust swej nieszablonowej wyobraźni, w efekcie czego stworzył fabułę, która pomimo upływu przeszło dwóch dekad od swego zaistnienia, nic nie straciła na swej sile oddziaływania. Niepokojąca, a momentami wręcz duszna atmosfera zawartych tu opowieści koresponduje z innymi dokonaniami rzeczonego, a zwłaszcza rozpisywanym niemal równolegle "Animal Manem". Twórczość Morrisona na ówczesnym etapie jego kariery to dowód na to jak dalece nośna może być konwencja superbohaterska, o ile scenarzysta z powagą i odrobiną oryginalności potraktuje powierzone zadanie, a wydawca ofiaruje mu odpowiedni margines swobody.
Grafików zaangażowanych przy tym projekcie nawet przy maksymalnie dobrych chęciach trudno byłoby zaliczyć do grona wybitnych rysowników. Doug Braithwaite to co prawda specyficzny i rozpoznawalny twórca (u nas zaistniał na kartach "The Punishera" nr 3-5/1994 m.in. trylogią "Police Action"), niemniej jego "rwana", drażniąca kreska nie wszystkim może przypaść do gustu. Z drugiej strony zdaje się adekwatna do, co tu kryć, mało relaksującej wymowy zawartych w niniejszym tomie fabuł. Mimo wszystko trudno wyzbyć się wrażenia, że ilustratorzy nie zdołali ująć w graficzne "pęta" sedna wizji Morrisona. Nie brak momentów przekonujących wizualnie, jak dajmy na to wędrówka "Joanny Szalonej" poprzez "warstwy" quasi-rzeczywistości wykreowanej przez Red Jacka, a i "Nożyczkowcy" to prosty, acz niebanalny koncept. Mimo tego brak odczucia pełni atmosfery szaleństwa i zagrożenia zdającej się wynikać z wymowy scenariusza. Jeszcze kilka lat wcześniej podobne zjawisko byłoby w pełni usprawiedliwione wymogami formalnymi wynikającymi z głównego "targetu", jaki stanowili wówczas dla DC przede wszystkim nastolatkowie. W dobie schyłkowych lat osiemdziesiątych ten stan rzeczy uległ zmianie, a po komiksy coraz chętniej sięgali znacznie dojrzalsi czytelnicy. Stąd żal, że duet rysowników nie poszedł na przysłowiową całość. Prawdopodobnie ten stan rzeczy wynikł nie tyle z obaw o ewentualną recepcje tytułu, co raczej z niepełnego zrozumienia koncepcji Granta Morrisona. Jest o tyle prawdopodobne, że wspomniany, pomimo uprzejmego sposobu bycia, ponoć bywa przy współpracy bardzo niekomunikatywny. Ale tak to już widać sprawy się mają z geniuszami...
Z powodu nie w pełni zadowalających rysunków niniejsze wydanie zbiorcze w pierwszym odczuciu może odstręczać. Rewelacyjny scenariusz przyćmił jednak niedostatki formalne i stąd ocena maksymalna. Zwłaszcza czytelnicy wyklinający Morrisona za jego kontrowersyjne wyczyny w kontekście Batmana ("Batman i Syn" etc.) powinni być mile zaskoczeni. Za sprawą lektury zarówno "Doom Patrol vol. 2" jak i pisanego równolegle "Animal Mana" przekonają się, że na pewnym etapie rzeczony scenarzysta stworzył fabuły ponadczasowe, wybijające się także na tle współczesnych publikacji. Reasumując, Morrison dokonał niemal niemożliwego - "z Robotnika zrobił Wenus" wpisując tym samym "Doom Patrol" w kanon najbardziej udanych opowieści superbohaterskiej konwencji. I dlatego też zarówno "Crawling from the Wreckage", jak i kolejne tomy tej niezwykłej serii wypada uznać za obowiązkową lekturę fascynatów tegoż gatunku.
Przemysław Mazur
"Doom Patrol: Crawling from the Wreckage"
Tytuły poszczególnych epizodów: "Crawling from the Wreckage", "Cautionary Tales", "Worlds in Collision", "The Ossuary", "The Butterfly Collector", "The House that Jack Built", "Imaginary Friends"
Rok publikacji: 2004
Scenariusz: Grant Morrison
Ołówek: Richard Case i Doug Braithwaite
Okładki wydań zeszytowych: Richard Case
Okładki wydania zbiorczego: Brian Bolland
Tusz: Scott Hanna. Carlos Garzon, John Nyberg
Kolory: Daniel Vozzo i Michelle Wolfman
Liternictwo: John Workman
Okładka: miękka, lakierowana
Druk: kolor
Format: 17 x 27 cm
Liczba stron: 192
Cena: 17, 99 $
Pierwotnie opublikowano na łamach miesięcznika "Doom Patrol vol.2" nr 19-25 (luty-sierpień 1989 roku)
| |