|
"Largo Winch" tom 2
Mój pierwszy kontakt z komiksowym Largo Winchem to było francuskie wydanie dyptyku weneckiego (albumy "Voir Venise..." oraz "Et mourir" znajdą się w kolejnym integralu). W sumie można powiedzieć, że na "Largo Winchu" uczyłem się francuskiego, co nie było łatwe, bo komiksy zawierają strasznie dużo dialogów i są pisane dość trudnym biznesowym językiem. Nawet się wówczas zdziwiłem widząc komiksowy odpowiednik bohatera, którego znałem z powieści. Byłem również trochę zdegustowany, że się scenarzyście pomysły kończą i musi się uciekać do adaptacji własnych powieści. Ale po lekturze zmieniłem zdanie - te dwa sposoby narracji się znakomicie uzupełniają. W trakcie lektury polskiego wydania tylko utwierdziłem się w tym przekonaniu.
Jak wspomniałem, komiks jest adaptacją powieści Jeana van Hamme'a. W Polsce wydawała je Orbita. Jakoś tak pod koniec podstawówki wypatrzyłem w jakiejś księgarni książkę zatytułowaną "Largo Winch i Kobieta-Cyklop" z dość intrygującą okładką i znajomym (z "Thorgala") nazwiskiem na okładce. Pewnie do głowy by mi nie przyszło, że to ten sam autor, gdyby nie znaczek edytora, który przecież publikował wtedy przygody dzielnego Wikinga. To był koniec podstawówki, czasy mocno przed-internetowe. Książkę kupiłem i była ona naprawdę wciągająca. Nie wiedziałem, że Orbita dwa lata wcześniej (1991 rok) wydała jeszcze jedną powieść z serii - "Largo Winch i grupa W".
Niestety na tych dwóch tomach kończy się możliwość zapoznania się polskiego czytelnika z literacką stroną twórczości utalentowanego Belga. A "kanoniczny" cykl van Hamma liczy sobie aż sześć powieści (poza tymi znanymi w Polsce także "Le Dernier des Doges" - odpowiednik dyptyku weneckiego z następnego integralna; "La Forteresse de Makiling" - brzmi znajomo, prawda?; "Les Révoltés de Zamboanga" i również "skomiksowany" "Business Blues" - kolejność jak widać zgoła inna).
Czemu nie wszystkie książki trafiły na karty albumów tworzonych z Philippem Francqiem? Domyślam się, że tematyka niektórych nijak nie pasowała do wizerunku oficyny Dupuis, publikującej głównie komiksy dla dzieci. Czy stąd, na przykład, tytuł piątego albumu - "H"? Czyżby słowo "Heroina" nie zyskało sobie przychylności wydawcy? A tematyka gwałtów w obozach koncentracyjnych ("Largo Winch i Kobieta-Cyklop")? Czy mieściłaby się w ich polityce wydawniczej? Wątpię. Jak widać, komiks dostaliśmy trochę wygładzony, ale niemniej ciekawy.
Na sześciu tomach cykl powieści się nie kończy, choć sam Van Hamme na dobre przeszedł do komiksu, gdzie został wielką gwiazdą (odpowiedzialną w pewnym momencie za ponad 10% sprzedaży na tym rynku). Pałeczkę po nim przejął jego syn, numeracja została zresetowana przyciskiem z napisem "pieregruzka" i powstało kolejnych osiem powieści (tworzonych wspólnie z Gillesem Legardinier pod czujnym okiem van Hamme'a). Dla porządku podam tytuły: "L'héritier", "Les liens du sang", "Projet Arctique", "Affaires de famille", "Manipulations", "Jeux dangereux", "Femme fatale", "Un paradis d'enfer". Nie wiem jak się czyta ten drugi cykl, ale z pewnością warto zacząć od oryginalnego, który niedawno został wznowiony w edycji kieszonkowej (to znaczy we Francji został wznowiony, rzecz jasna, nie u nas).
Wracając do komiksu, seria o miliarderze operuje parami albumów, tak zwanymi dyptykami. Jak łatwo policzyć, niniejszy integral zawiera dwa takie cykle - dyptyk heroinowy oraz birmański. Każdy taki dwu-albumowy kawałek fabuły odpowiada jednej powieści (napisanej lub nie). Obie zebrane tutaj historie są znakomicie skonstruowane pod względem narracyjnym, każda opowieść zawiera w sobie pewien haczyk, wciąga od pierwszej do ostatniej strony. Niestety również obie rażą trochę typową dla tego gatunku naiwnością, w związku z tym co rusz czytelnik myśli: "Tak to się nie mogło zdarzyć". Ale już sam fakt, że odnosimy te perypetie do rzeczywistości, dość pozytywnie przemawia na korzyść realizmu scenariusza.
Warto zauważyć, że van Hamme nie poszedł na łatwiznę umieszczając historię w jakimś nieokreślonym miejscu w USA, jak postępują zwykle francuscy scenarzyści. Zamiast tego przenosi akcję wciąż z miejsca w miejsce, jak nie przymierzając "w Bondzie" (mamy zarówno Europę, jak i Amerykę a w drugiej części akcja przenosi się do Birmy, więc jeśli komuś spodobały się "Kroniki Birmańskie", to z radością wróci do znanych mu okolic), ale robi to z większą gracją i widać, że traktuje te dekoracje z większym szacunkiem niż tylko jako scenerię do kolejnych strzelanin i mordobić. Na którymś festiwalu Grzegorz Rosiński opowiadał, że van Hamme jest w ciągłym ruchu, zawsze gdzieś podróżuje, więc zapewne w trakcie swoich wojaży znajduje wiele inspiracji do opowiadanych historii.
Wielu potencjalnych nabywców (w tym mnie) może niepokoić fakt, czy lektura w pomniejszonym formacie nie jest niedoskonałym substytutem doznań związanych z kontemplowaniem plansz w oryginalnym rozmiarze. W tym wypadku raczej nie ma z tym problemu. Czytałem "Largo Wincha" w wydaniu francuskim, w polskim pełno-formatowym i teraz ten integral Egmontu - przy czytaniu nie patrzy się na rozmiar obrazków. Zresztą większość kadrów to gadające głowy, nic nie tracą na pomniejszeniu.
Francq to świetny rysownik, ale akurat te głowy wychodzą mu najwyżej poprawnie, przynajmniej takie mam odczucie. On rozwija skrzydła przy pejzażach, panoramach, budynkach pojazdach itp. Więc kiedy rusza akcja, jego styl bywa oszałamiający. Ale wbrew pozorom, takich kadrów nie ma wcale zbyt wiele. I one - istotnie - wyszłyby lepiej w większym formacie, ale ja bym z "Largo Wincha" arcydzieła nie robił - znakomita lektura przygodowa nie wymaga kredy i twardych okładek. Ta edycja jest w tym wypadku strzałem w dziesiątkę.
Niewykluczone, że Egmont wznowił tą serię (przypomnę, że w latach 2001-2003 wydawał ją Motopol) na fali zainteresowania filmem z Tomerem Sisley'em w roli głównej. Nawet, jeśli tak było (filmu jak dotąd nie widziałem), to nie należy wiązać za bardzo komiksu z jego adaptacją. Spodziewam się, że filmowcy mogli opowiedzieć zupełnie inną historię, a bez pomysłów van Hamme'a to nie będzie to samo. Piszę o tym na wypadek, gdyby słaby film zniechęcił Was do komiksu - szkoda by było (podobnie sprawa się ma z wcześniejszym serialem z Paolo Segantim w roli głównej).
W notce biograficznej Philippe'a Francqa zamieszczonej w albumie wspomniano (nie wiem, kto dokładnie ją pisał - redaktorem tomu jest Joanna Kępińska, być może ona), że pierwszy tom serii sprzedał się w nakładzie 50 tysięcy egzemplarzy a dziesiąty już w nakładzie 500 tysięcy egzemplarzy. Jak zaznaczyłem na początku recenzji, ten słynny bestseller zamykający dyptyk wenecki (bardzo dobry moim zdaniem) znajdzie się już w następnym, trzecim intergralu Egmontu. Nie należy go przegapić. Poza tym Van Hamme, to żywa legenda komiksu, a z legendami się nie dyskutuje!
Arek Królak
Uważam, że "Largo Winch" to seria kompletna, klasa sama dla siebie w kategorii komiksu sensacyjnego. Wyważone proporcje pomiędzy natężeniem dynamicznej akcji, rozwijaniem wciągających intryg, budowaniem portretów psychologicznych bohaterów i rozpisywaniem rozbudowanych dialogów pomiędzy postaciami sprawiają, że lektura czterech kolejnych albumów przedstawiających raczej szalone perypetie miliardera zarządzającego potężnym Koncernem W to nieoceniona porcja rozrywki na najwyższym poziomie. Dlatego nie dziwię się, że scenarzysta nie może rozstać się z tym tytułem, a na dwudziestolecie istnienia komiksowej adaptacji własnych powieści pracuje nad scenariuszem drugiego filmu opartego na autorskim pomyśle.
Jakub Syty
"Largo Winch" tomy 5-8
Tytuł oryginału: "H. Dutch Connection. La Forteresse de Makiling. L'Heure du Tigre."
Scenariusz: Jean van Hamme
Rysunki: Philippe Francq
Kolory: Marie-Paule Alluard, Philippe Francq
Tłumaczenie: Magdalena Cholewa
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 30.11.2009
Kolekcja: Sensacja
Wydawca oryginału: Dupuis
Data wydania oryginału: 1994, 1995, 1996, 1997
Objętość: 200 stron
Format: 190 x 260 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 59,00 zł
| |