Usagi Yojimbo: "Ronin"
Losy polskiej edycji "Usagiego" są pogmatwane,
co wynika z trudności, jakie przechodziła oryginalna wersja
komiksu (po
szczegóły odsyłam do KZ#9). Pierwszym polskim tomem
był tom 9, drugim ósmy, zaś pierwszy jest szósty. I co ciekawe,
dwóch wydawców ma prawa do tego cyklu, a to dlatego, że
różne jej odcinki należą do różnych amerykańskich edytorów.
Wydany przez Mandragorę pierwszy tom zawiera historie jeszcze
sprzed czasów, gdy "Usagi Yojimbo" miał własną
serię - tą zaczniemy poznawać wraz z tomem drugim. Na razie
dostajemy niemal wszystkie opowieści zamieszczane w komiksowych
magazynach i wydaniach specjalnych "Usagiego".
Na dwie, których brakuje, trzeba będzie poczekać.
Szkoda, że losy polskiej edycji ułożyły się, tak jak się
ułożyły. W wyniku tego nie mamy okazji naturalnie, stopniowo
przekonać się, jak kreska Stana Sakai ewoluowała przez lata
(dokładnie za rok będzie już dwadzieścia lat!) tworzenia
opowieści o króliku-samuraju. Jednak, bądź, co bądź dużo
ważniejszy jest fakt, iż w ogóle możemy poznać wczesne przygody
Usagiego po polsku. I o wiele szybciej niż to planował Egmont;
jak to dobrze, że istnieje konkurencja! Jaka jednak jest
ta kreska sprzed ustalonego już sposobu rysowania?
Postacie są przede wszystkim mniejsze i bardziej przysadziste;
widać, że Usagi wyewoluował później do nieco chudszego,
smuklejszego samuraja. Zaś, jeśli już jesteśmy przy wielkościach
postaci, to trzeba też zauważyć, że Sakai nie zawsze dawał
sobie radę z proporcjami. Dobry przykład mamy na samym początku
albumu, w pierwszej historii, gdzie walczący przed chatą
przeciwnicy są w stosunku do niej zbyt wielcy. Aż dziw człowieka
bierze, jak to oni się do niej zmieścili. Przykłady, których
na szczęście nie jest tak wiele, widać także później, jak
chociażby niezwykle malutkie ostrze miecza. Nawet, jeśli
miałoby to być wakizashi (krótki miecz) wygląda ono śmiesznie.
Na sam koniec do listy wad należy dodać też twarze, które
w chwilach gwałtownych uczuć (strach, czy zaskoczenie) wychodzą
nieco krzywo.
To tyle minusów. Nie oznaczają one, że rysunki w pierwszym
tomie są słabe; po prostu prezentują trochę niższy niż zazwyczaj
poziom. Za to podobnie, jak później, tutaj też możemy podziwiać
doskonałe kadry wędrującego Usagiego kończące lub wprowadzające
w opowieści. Nie zawsze opowiadania są tak doskonałe, jak
do tego przywykliśmy, ale wszystkie są co najmniej dobre.
Zaś, generalnie rzecz biorąc, im późniejsze tym lepsze.
Dużą zaletą pierwszego tomu jest możliwość bycia świadkiem
pierwszych spotkań Usagiego z postaciami, które już znamy.
Już teraz poznajemy najważniejszych drugoplanowych bohaterów.
Sposobowi wydania należą się i cięgi, i pochwały. To, co
pierwsze rzuca się w oczy to lakierowana, błyszcząca okładka
- odstępstwo od tego, co zwykle serwuje Mandragora. Zapewne
na rzecz zgodności edytorskiej z pozostałymi tomami. Następnie
otwieramy komiks i widzimy w dymkach miłą dla oka czcionkę.
I tu duży plus dla Mandry! Czcionka doskonale pasuje do
bardzo dobrych, prostych rysunków Sakai. W najmniejszym
stopniu nie burzy ona przyjemności z oglądania komiksu,
wprost przeciwnie - wydaje się być integralną częścią oprawy
graficznej. Humor psuje się nam, gdy odkładamy komiks na
półkę. Zaskakujące, że, zadbawszy o czcionkę i okładkę edytorowi
nie chciało się postarać, by grzbiet nie odstawał od reszty
tomów. A różni się od nich bardzo.
Trochę szkoda, że nie mogliśmy poznawać "Usagiego Yojimbo"
po kolei, jednak trzeba się cieszyć z tego, co mamy. A pierwszy
tom jest bardzo dobry. Co prawda już na pierwszy rzut oka
widać, że to stare komiksy, wciąż są jednak bardzo dobre
i na pewno warte uwagi. Jeśli dodam, że jakość edytorska
jest na poziomie, to przedstawia nam się album wart polecenia.
Damian "hans" Handzelewicz
Tytuł oryginału: The Ronin
Scenariusz: Stan Sakai
Rysunki: Stan Sakai
Wydawca: Mandragora
Data wydania: 10.2003
Wydawca oryginału: Fantagraphics Books
Data wydania oryginału: 1987
Liczba stron: 128
Format: 14,5 x 20,5 cm
Oprawa: miękka
Papier: matowy
Druk: czarno-biały
Cena: 16,90 zł
|
|