Jerzy
Szyłak "Zgwałcone oczy"
Semantyka gwałtu
8. Obrazy gwałtu i decyzje ich twórców
Opowieść komiksowa zawsze istnieje w kontekście innych obrazkowych
opowieści. To ten kontekst nadaje niejasnej "mowie"
obrazów charakter skonwencjonalizowanego kodu, czyni ją
czytelną i zrozumiałą. Zrozumiałość ta jest wynikiem wielokrotnego
powtórzenia zabiegów narracyjnych, które nie mogą być rozumiane
na mocy żadnej definicji, gdyż nie ma żadnej definicji,
opisującej mechanizm wyłaniania się znaczenia z przedstawień
wizualnych. Obraz zawsze znaczy poprzez porównanie z innymi
obrazami. Obraz gwałtu w komiksie zawsze pojawia się w kontekście
innych obrazów gwałtu.
60. Loustal / Paringaux, Coeurs de Sable
|
Druillet pokazał w Vuzzie, że można dokonać oceny
gwałtu poprzez pokazanie ohydy kopulacji i jednocześnie
wyzyskał pornograficzne obrazki dla zaszokowania widza.
Czyniąc z niego voyeura, narzucił mu rolę współgwałciciela,
utożsamiającego się z bohaterem opowieści. Pichard w Ceux-La
wyzyskał poetykę brzydoty dla pomnożenia ilości obscenicznych
obrazków i przedstawił czytelnikom spektakl pornograficzno-nekrofiliczny.
Podobnie postępowali (przez pewien czas) i rysownicy amerykańskiego
undergroundu, otwarcie jednak przyznając, że ich celem jest
produkowanie pornografii.
61. Francois Bourgeon,
Le dernier chant des malaterre
|
Schultheiss w Die Killer pokazał gwałt dokonujący
się poza zasięgiem wzroku odbiorcy, podobnie postąpił Eisner
w Cookalein. Obaj, w innych scenach swoich komiksów,
pokazali zbliżenia seksualne (estetyczne i nie) i w ten
sposób stworzyli własny mikrokontekst, dzięki któremu odebrali
nieobecności scen gwałtu walor przemilczenia ze względów
cenzuralnych. Loustal w swoim Coeurs de sable pokazał
gwałt, podkreślając jego odrażający aspekt i komentarzem,
i sposobem przedstawienia. Jednocześnie zaś zmniejszył do
minimum ilość obrazków, na których odbiorca komiksu może
ten gwałt oglądać. Bourgeon w Le dernier chant de malaterre
poświęcił na scenę gwałtu całą stronę, ale na sam moment
wymuszonego spółkowania przeznaczył tylko jeden kadr, zawierający
zbliżenie wykrzywionej grymasem męskiej twarzy. W komiksie
z serii Les Passagers du vent, zatytułowanym Le Bois
d'ebene ten sam rysownik posłużył się symbolem i zamiast
sceny gwałtu pokazał kota bawiącego się z myszą. Każdy z
nich dał w ten sposób wyraz świadomości, że najwłaściwszym
obrazem gwałtu jest taki, którego nie ma.
63. Jamie Delano, David Lloyd, The Horrorist. Antarctica
|
Bezpośredniego przedstawienia gwałtu nie ma w opowieści
The Horrorist, którą zrealizowali Jamie Delano
(scenarzysta) i David Lloyd (rysownik), choć jego dokonanie
stanowi centralne wydarzenie w epizodzie, który otwiera
drugą część komiksu. Zaczyna się on od sceny zatrzymania
przez szeryfa młodej, czarnoskórej dziewczyny, która nie
ma ani dokumentów, ani pieniędzy. Przedstawiciel prawa zabiera
ją do samochodu i zakłada jej kajdanki, jednocześnie usprawiedliwiając
się z tego, co robi, stwierdzeniem, że taka jest standardowa
procedura. Na kolejnych dwóch stronach śledzimy przebieg
rozmowy tych dwojga, siedzących w samochodzie jadącym przez
pustkowie. Śledzimy też kierunki ich spojrzeń. Dziewczyna
ma bardzo krótką spódniczkę, rozpiętą na piersiach koszulę,
która się rozchyliła, ukazując prawą pierś. Ma też pełne,
zmysłowe usta, wokół których perlą się kropelki potu. Posługując
się ujęciami i przeciwujęciami, twórcy komiksu zwracają
uwagę czytelników na to, na co patrzy szeryf. W dodatku
każą im na wszystko patrzeć z bliska - widzieć tylko detale:
krawędź spódnicy na udach, rękę zaciśniętą na kierownicy,
pistolet przy pasku. A potem pokazują jeszcze raz - zestawione
w jednym szeregu trzy detale: uda dziewczyny, jej pierś
i usta. Kolejną stronę opowieści zamyka obraz, na którym
widzimy szeryfa wyciągającego dziewczynę z samochodu. Na
następnej jest siedem kadrów: Na pierwszym ona leży na śniegu,
a on stoi za nią i zakłada przeciwsłoneczne okulary. Drugi
to zbliżenie na twarz szeryfa, który mówi: "To nie
jest moja wina". W trzecim widzimy oczy dziewczyny.
Czwarty przedstawia jakiś krwistoczerwony rozbłysk na czarnym
tle. W piątym, szóstym i siódmym widzimy szeryfa siedzącego
na śniegu. Punkt widzenia oddala się od niego stopniowo,
co pozwala zobaczyć wystającą ze śniegu rękę dziewczyny.
Widok ten pozwala zrozumieć, co się stało, choć scena gwałtu
i morderstwa została na obrazkach pominięta. A zastosowana
przez autorów narracyjna elipsa wydatnie wzmacnia dramaturgię
sceny, ponieważ sprowadza go do jednego gestu - gestu założenia
okularów. Jeden ruch ręki szeryfa wystarcza, by stróż prawa
zamienił się w potwora, dokładnie tak, jak doktor Jekyll
zamieniał się w pana Hyde'a. Jeden ruch ręki, który sprawił,
że oczy żywej dziewczyny zostały zastąpione wystającą ze
śniegu ręką trupa. Autorzy komiksu pokazują to, co ważne.
To, co się naprawdę stało. Nic więcej, nic mniej. Tylko
tyle, ile trzeba, by zrozumieć przebieg zdarzeń.
Obraz przemocy seksualnej wywiera wrażenie na czytelniku
jedynie wtedy, gdy jest czymś nieoczekiwanym, gdy szokuje
swą drastycznością, brutalnością, bezpośredniością i faktem,
że twórca wkracza na obszar obyczajowego "tabu".
Gwałt jednak już dawno przestał być tematem tabu na dobre
i na złe. Jego obraz został powielony w dziełach literackich,
filmowych i komiksowych, zarówno tych, które pokazały go
jako zjawisko negatywne i wymagające napiętnowania, jak
i w tych, co uczyniły zeń pornograficzną atrakcję. W obrazkowym
panopticum współczesnej kultury większość obrazów, które
pierwotnie powstawały w moralizatorskiej intencji, została
powielona w innych przekazach i wykorzystana jako usprawiedliwienie
drastyczności prezentowanych ku uciesze widzów.
Agresywność powstałego w 1973 roku komiksu Druilleta nie
zwietrzała do dziś, ale obecnie większe wrażenie na czytelniku
robi pełna ekspresji brzydota kreski niż przedstawienia
o charakterze pornograficznym. Wizerunek gwałtu funkcjonuje
bowiem na takich samych prawach jak inne obrazki kopulacji:
jest przedstawieniem penetrowania członkiem pochwy, odbytu
czy ust ofiary. Pokazanie na obrazkach tych czynności nie
służy bezpośrednio podkreśleniu przemocy, stanowiącej istotę
gwałtu - podkreśla natomiast jego związek z normalnymi zachowaniami
seksualnymi człowieka. Ten związek czyni z gwałtu pornograficzną
atrakcję widowiska, natomiast fakt, że jest to atrakcja,
którą można połączyć z nutą publicystycznego moralizatorstwa
sprawia, że obraz gwałtu może zyskać większe umotywowanie
niż przedstawienie miłosnego zbliżenia dwojga kochanków.
Gwałt jest bowiem publicznym problemem, miłość to sprawa
prywatna.
W rezultacie rozmnożenia scen tego typu w przekazach wizualnych
obraz gwałtu nie tyle przestaje wywierać na ich odbiorcy
pożądane wrażenie (to zależy od wrażliwości patrzącego),
ile zatraca swój sens moralny. Przestaje oznaczać potępienie.
I dlatego większość rysowników, dla których wyrażenie owego
potępienia jest celem zasadniczym, przestaje tworzyć obrazy
gwałtu i zastępuje je wizerunkami zastępczymi, nader zbliżonymi
do tych, jakich używali twórcy borykający się z ograniczeniami
narzuconymi przez cenzurę.
Niezależnie od tego, jak rozwinie się fabuła i w jaki
sposób zakazany temat gwałtu zostanie pokazany czy ominięty,
z obrazków wyłania się jednoznaczny obraz przemocy: bicia,
maltretowania, fizycznego i psychicznego znęcania się mężczyzny
nad kobietą. Przemilczany aspekt seksualny, poprzez własną
nieobecność, objawia swą całkowitą zbędność, przedstawiany
obraz zaś potwierdza tezę, że gwałt nie jest dokonywany
przy użyciu przemocy, ale jest zastosowaniem przemocy. W
tym wypadku "język ezopowy" nie zaciemnia, ale
uwypukla krytyczny sens przekazu.
|
|