"Dziedzictwo Green Lanterna"
Po
dziesięciu latach z górą wraca do nas Zielona Latarnia,
wraca Bill Sienkiewicz - w dodatku w jednej zgrabnej, zamkniętej
"graphic novel", o objętości w sam raz, by została
wydana w jednym nie podzielonym przez wydawcę albumie. Te
trzy powody wystarczą, aby niejeden czytelnik otworzył serce
na ostatnią wolę Hala Jordana, bohatera swojej młodości.
I dobrze, bardzo ładny gest. Gorzej, kiedy otworzy album
i zacznie wertować zawartość.
W złotym okresie swojej działalności firma TM-Semic wydała
przebojową mini-serię "Emerald Dawn" ("Szmaragdowy
Świt"), która zapoczątkowała lot - krótki wprawdzie,
ale wypełniony niezłymi historiami - Zielonej Latarni nad
Polską. "Szmaragdowy Świt", wpisujący się w konwencję
"year one", opowiadał o trudnych super-bohaterskich
początkach Hala Jordana, który zasłynął jako pierwszy ziemski
Green Lantern. Poza atrakcyjną fabułą, historia ta oferowała
"atrakcyjny", pełnokrwisty wizerunek głównego
bohatera, człowieka pełnego wad, gustującego w ognistych
trunkach, ze skłonnością do melancholii - z kimś takim łatwo
się było utożsamić, zwłaszcza że niedługo po tym jak partaczył
na Ziemi stawał się obrońcą Wszechświata. Zaraz potem TM-Semic
uraczył nas inną historią: Hal Jordan, zgorzkniały mężczyzna
z włosami przyprószonymi siwizną, włóczy się po świecie
przeżywając kryzys wieku średniego - być Green Lanternem
czy nie być? W końcu, rzecz jasna, zdecydował się być, żeby
coś tam po raz kolejny uratować, ale polskiemu czytelnikowi
najwyraźniej nie w smak były dylematy bohatera, do których
śledzenia jeszcze nie dorósł i wydawca wycofał serię z rynku.
Minęło dziesięć lat. Hal Jordan przez ten czas narozrabiał
i zmienił zawód. Polski czytelnik natomiast dorósł do dylematów.
Wydawnictwo Egmont wyczuło sytuację, starając się jednocześnie
utrafić w gusta tej części czytelników, która stęskniła
się za amerykańskim komiksem środka. W tym miejscu wypada
pochwalić wydawcę za poważne podejście do tematu: nie po
raz pierwszy opatrzył komiks przypisami, pozwalającymi choćby
w małym stopniu wypełnić lukę, jaka wytworzyła się w ciągu
tych lat wskutek braku kontaktu z mainstreamem zza oceanu.
Podobnie jak w innym zielonym albumie, "Green Arrow:
Kołczan", także tutaj autorem przypisów i wstępu jest
nieoceniony znawca tematu Tomasz Sidorkiewicz. (pozdrowienia
dla Esensji - przyp. red.) Jeżeli nie śledziłeś życiorysu
Jordana w oryginale, od momentu urwania się polskiej edycji
komiksu, bez lektury opracowanej przez Sidorkiewicza części
możesz mieć problemy ze zrozumieniem, o co tutaj w ogóle
chodzi. A chodzi o to, o co chodziło w "Szmaragdowym
Świcie": bohater w kwiecie wieku pije, o rodzinę nie
dba, wszystkich dokoła obarcza za swoje nieszczęścia, ale
oto nadchodzi szansa na wyjście z dołka i pokazanie społeczeństwu
jakim się jest naprawdę: szansa na ocalenie Wszechświata.
Optymizm bardzo amerykański i jego obecność w komiksie
dziwić nie powinna, ale przecież rzecz można wykonać lepiej
lub gorzej. W "Dziedzictwie Green Lanterna" jest
to zrobione gorzej niż w "Szmaragdowym Świcie",
do tego stopnia, że jeżeli dzień wcześniej przeczytało się
choćby wspomnianego już "Green Arrowa, szczęka może
opaść. Tak jest, nie wszystkie amerykańskie komiksy z Egmontu
są wybitne, zresztą może to i lepiej - mamy zróżnicowanie.
Bohaterem, który najpierw się wykoleja za sprawą depresji
i alkoholu, by niebawem zostać poddanym próbie, jest tym
razem dawny przyjaciel i pomagier Hala Jordana, Tom Kalmaku
zwany pieszczotliwie "Pieface" ("Ciachogęby").
Przezwisko to nadał jemu sam Jordan, ale Kalmaku nie lubi
już niczego z dwojga - ani przezwiska ani Jordana. Szwęda
się więc po barach i wykrzykuje: "Do diabła z całym
Korpusem Zielonej Latarni! Do diabła z Halem Jordanem, judaszem
i mordercą!". Trzeba wszak wiedzieć, że melancholijno-romantyczno-porywczy
charakter Jordana doprowadził go do popełnienia strasznej
zbrodni: posłania na łono Abrahama około 3200 innych Strażników
Zielonej Latarni, przez co naturalnie wiele istot we Wszechświecie
nastawiło się do niego nieprzychylnie. Wśród nich ocaleli
członkowie Korpusu i kumple z JLA. O ile jednak tamci potrafią
wypełnić swoją egzystencję ratowaniem świata, o tyle Tom
Kalmaku już nie. Kiedyś wprawdzie marzyło mu się zostanie
Lanternem i liczył, że Hal Jordan na zasadzie relacji kumpelskich
mu to umożliwi. Niestety, nie zdążył i teraz Kalmaku jest
zły. Pije, nie dba o dzieci, pali pamiątki i wygłasza pretensje.
Aż pewnego dnia przychodzi do niego pocztylion mówiąc: "Panie
Kalmaku, odbyłem bardzo długą podróż, żeby wypełnić mój
obowiązek wykonawcy ostatniej woli i testamentu Hala Jordana"
- i zostawia mu pod drzwiami dzieciaka z figurką Supermana
w dłoni. Ten dzieciak to Martin Jordan, syn Hala, a Tom
ma się nim zaopiekować. Dobrze, tylko dlaczego chłopak ma
gdzieniegdzie siwe włosy, jak ojciec?
Niby fajnie się zaczyna, ale niestety - później następują
dylematy, przetykane pościgami, retrospektywami, nawalankami
i udziałem Ligi Sprawiedliwych. Wszystko ok.? Więc posłuchajmy,
co bohaterowie mają do powiedzenia. Cytat z dziennika Toma:
"Dzięki tobie, Pieface
Może pożyję na tyle długo,
aby jej to wynagrodzić. Jesteś świetnym kumplem - nie tylko
ocaliłeś Coast City. Na dodatek ocaliłeś też mój związek!
Nigdy nie żałowałem, że wyjawiłem ci mój sekret, Tom. Jesteś
najlepszym przyjacielem, jakiego można mieć. Jesteś moim
bohaterem - mówiąc te słowa Szmaragdowy Mściciel odleciał
w Niebo". I zapewniam, że podobnymi grafomanami są
w tym komiksie wszyscy, którzy tylko otworzą usta, zatem
w kwestii "dialog" wypada, niestety, "Dziedzictwo
Green Lanterna" skreślić. Szkoda, bo nie raz już się
zdarzało, że naiwne fabuły ratował niezły dialog. Zły natomiast
ujawnia ogólny debilizm historii, i tak właśnie jest w tym
wypadku, gdzie stężenie bombastyczności na centymetr kwadratowy
tylko nieznacznie ustępuje "Kaście Metabaronów".
Owszem, jest parę nieźle pomyślanych scen, jak strategia
powstrzymania za pomocą pierścienia każdego z członków JLA,
którą kiedyś Hal zdradził Tomowi, a Tom nie puścił nauk
na wiatr. Konkluzja komiksu jest w nim powtarzana średnio
co dwa zdania i brzmi "napraw to". Kalmaku pracuje
w warsztacie samochodowym i naprawia samochody, niestety
trochę koślawo, więc wylatuje z pracy. Kalmaku dostaje pocztą
małego Martina ze wskazówką Hala na piśmie: "napraw
to". Martin daje Kalmaku pierścień ze słowami "napraw
to". I tak dalej, Kalmaku robi sceny, zatacza się i
waha, ale w końcu naprawia wszystko po kolei, od pierścienia,
przez miasto Oa aż po własne rodzinne ognisko. Komiks się
kończy i wędruje na półkę, a my czujemy wprawdzie niedosyt,
jednak niezupełny. Całość ratuje bowiem przeurocza oprawa
graficzna, nawet trochę nazbyt urocza jeśli chodzi o kolorystykę,
ale za to potrafiąca wydobyć dramatyzm, tak nieudolnie krzesany
przez scenarzystę. Dzieje się tak za sprawą charakterystycznego,
nerwowego choć bardzo precyzyjnego kreskowania Bila Sienkiewicza,
który położył tusz na ołówek Brenta Andersona; są w tym
komiksie kadry, zwłaszcza zbliżenia twarzy, nad którymi
nie wypada przejść obojętnie. Pod względem grafiki "Dziedzictwo
Green Lanterna" jest jednym z najlepszych komiksów
miesiąca, i tylko szkoda że od czytania tekstów w dymkach
oczy bolą. Ogólnie rzecz słabiutka, ale jeśli kogoś mało
obchodzi scenariusz a lubi niewinnie cieszyć oko ładnym
obrazkiem, warto by po nią sięgnął.
Piotr "Błendny Komboj"
Sawicki
Czy w blasku dnia, czy w cieniu nocy strzeż się... tego
komiksu.
Sławek "pookie"
Kuśmicki
Największy zawód tego miesiąca. Zawsze lubiłem historie
o Zielonych Latarniach a to, co otrzymałem nie odpowiada
mi pod żadnym względem. To, co miało być pewną rekapitulacją
życia i działalności Hala Jordana jeszcze bardziej wszystko
gmatwa. Połączenie dosyć charakterystycznych rysowników
nie dało w tym wypadku pożądanego efektu. Każdy z nich jest
przynajmniej bardzo dobry, ale samemu. Odradzam
Wojciech "dieFarbe"
Garncarz
"Green Lantern" - "Dziedzictwo Green Lanterna.
Testament i ostatnia wola Hala Jordana"
Tytuł oryginału: Green Lantern: Legacy - The Last Will and
Testament of Hal Jordan
Scenariusz: Joe Kelly
Szkic: Brent Anderson
Tusz: Bill Sienkiewicz
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 25.10.2003
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania oryginału: 2001
Liczba stron: 112
Format: B5
Oprawa: miękka
Papier:
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 24,90 zł |
|