|
Demiurgowie
w trykotach
"Mythology. The DC Comics Art of Alex Ross"
Alex Ross, artysta otaczany w Stanach prawie
bałwochwalczym kultem, u nas na razie nie doczekał się swoich pięciu minut.
W Polsce ukazała się jedynie jego kilkustronicowa nowelka w antologii "Batman:
Black & White, Vol. II", a jeśli ktoś ma ochotę, może obejrzeć
sobie jego rysunki w czołówce "Spider-Mana 2". Nieobecność Rossa
na naszym rynku wydaje się zjawiskiem niepojętym, zwłaszcza jeśli weźmie
się pod uwagę fakt, że twórca ten przyczynił się do powstania dwóch bardzo
ważnych opowieści komiksowych: "Marvels" i "Kingdom Come".
A to zaledwie znikoma część jego dorobku! Alex funkcjonuje niczym maszyna
do produkowania obrazów: im więcej ich wypuszcza, tym głośniej fani domagają
się następnych. Nic więc dziwnego, że wydawnictwo Pantheon zwietrzyło szansę
na sukces i pod koniec ubiegłego roku opublikowało potężny, prawie trzystustronicowy
album "Mythology. The DC Comics Art of Alex Ross".
Jak wskazuje podtytuł, mamy do czynienia tylko z wybraną, ściśle okrojoną
częścią dorobku rysownika. Równie dobrze jednak album mógłby nazywać się "The
Best of Alex Ross", jako że to właśnie dzięki współpracy z DC artysta
zgromadził na koncie swoje największe osiągnięcia. A dzięki albumowemu formatowi "Mythology" czytelnicy
mogą w pełni docenić urok jego malowideł.
Graficzną oprawą i kompozycją "Mitologii" zajął się Chip Kidd
- ten od "Peanuts. The Art of Charles M. Schulz". Na szczęście,
w przeciwieństwie do "Fistaszków", galeria obrazów Rossa pozbawiona
jest awangardowego, postmodernistycznego chaosu. Przeciwnie nawet: album
ma przemyślnie ułożoną, dramaturgiczną strukturę. Po wstępie autorstwa M.
Night Shyamalana (poznali się z Rossem za sprawą filmu "Niezniszczalny")
Kidd zaczyna od krótkiego przedstawienia sylwetki Alexa, jego twórczych
inspiracji oraz najwcześniejszych rysunków (jak się okazuje, chłopiec z
Oregonu bazgrał figury superbohaterów już w wieku lat trzech). Potem zaś
na scenę wkraczają poszczególne dramatis personae.
Zaczyna się oczywiście od Supermana. Alex Ross nie ukrywa fascynacji tą
postacią; to chyba najczęściej malowany przezeń superheros. Obdarzony przez
artystę twarzą modela Franka Kasy'ego, Kal-El zyskał indywidualność, której
brakowało mu w tradycyjnych komiksowych historyjkach. "To nie jest
Christopher Reeve, to nie jest George Reeves ani żaden inny sławny aktor.
To po prostu JEST Superman" - mówi brytyjski rzeźbiarz Mike Hill, który
po obejrzeniu "Kingdom Come" wykonał woskową figurę Człowieka
ze Stali, stanowiącą idealne odzwierciedlenie rysunków Rossa. Wrażenie jest
niesamowite: jakby przybysz z Kryptona naprawdę ożył i wyszedł z kart komiksu.
Po Supermanie przychodzi kolej na inne ikoniczne postacie ze świata DC.
Oczywiście Kidd nie pomija okazji, by oprócz pojedynczych obrazów pokazać
też dłuższe sekwencje. Sporo uwagi poświęca komiksom Alexa narysowanym według
scenariuszy Paula Diniego: "Superman: Peace on Earth", "Batman:
War on Crime"; "Wonder Woman: Spirit of Truth", "Shazam!:
The Power of Hope", "JLA: Liberty and Justice" oraz "JLA:
Secret Origins". Oprócz gotowych, efektownych rozkładówek sporo tu
szkiców, przymiarek, kompozycyjnych zabaw świadczących o tym, że do każdej
planszy, ba!, do każdego obrazka Ross przystępuje z metodyczną skrupulatnością.
W dalszej części "Mythology" kontynuujemy podróż przez uniwersum
DC, podziwiając całe mnóstwo mniejszych lub większych osiągnięć Alexa Rossa
- od nowelki o Sandmanie (ale tym pierwszym, Wesleyu Doddsie) poprzez okolicznościowe
plakaty i litografie aż po klasyczną już dzisiaj, przyprawiającą o zawrót
głowy okładkę "Crisis on Infinite Earths", na której artysta zmieścił
ponad 500 sylwetek superherosów. Na uwagę zasługuje też obraz przedstawiający
postacie z komiksów Alana Moore'a (ale cwaniacy z Pantheonu zreprodukowali
tylko fragmenty malowidła z bohaterami seriali wydanych przez DC, m.in. "Swamp
Thing", "V for Vendetta", no i oczywiście "Watchmen";
na szczęście całość obejrzeć można na oficjalnej stronie Alexa, www.alexrossart.com).
Kulminacją albumu jest oczywiście omówienie dotychczasowego opus magnum
Alexa, czyli "Kingdom Come" (scenariusz: Mark Waid). Wizja przyszłości
świata superbohaterów, wydana w serii "Elseworlds", stawiana jest
na równi ze "Strażnikami" i "Powrotem Mrocznego Rycerza".
Zdaniem niżej podpisanego - w pełni zasłużenie. Dla Rossa, który komiksami
fascynuje się od dziecka, praca nad tą opowieścią musiała stanowić spełnienie
życiowych marzeń. Dla fanów zaś był to cudowny prezent, obfitujący w takie
smaczki, jak niełatwy związek Supermana z Wonder Woman (Miller bezczelnie
zerżnął ten motyw w "The Dark Knight Strikes Again"; numer z córką
także) czy flirt syna Batmana z córką Robina. Sceny, w których np. łysy,
brzuchaty Lobo pije piwo z postarzałym Vrilem Doxem - albo Supek swoim ognistym
wzrokiem podgrzewa stek Batmanowi - po prostu musiały podbić serca czytelników.
Nie do przecenienia też wydaje się fakt, że narratorowi "KC",
pastorowi Normanowi McCayowi (zgadnijcie, po kim ma to nazwisko?) Ross nadał
rysy własnego ojca, również pastora. Praca nad komiksem stała się dla niego
także wielkim osobistym przeżyciem.
O "Kingdom Come" można by pisać długo i namiętnie (zrobił to
np. Błendny Komboj w KZ 23); w dużej mierze właśnie tej opowieści
zawdzięcza swoje istnienie album "Mythology". Jego końcowa część
to już typowe wyciszenie po kulminacji - Chip Kidd bierze na celownik najdziwniejszy
komiks Alexa Rossa, "Uncle Sam" (scenariusz: Steve Darnall). To
jedyna nie-superbohaterska historia, jaką ten artysta narysował dla DC.
W alegorycznej przypowiastce, silnie nasyconej politycznymi treściami, tytułowy
Wujek Sam przemierza Amerykę jako wyrzutek, wspominając dni dawnej chwały.
Czy postać ta naprawdę jest podupadłym symbolem Stanów Zjednoczonych, czy
to tylko stary szaleniec, którego bez przerwy ogarniają dziwne wizje? "U.S." to
pozycja trudna w odbiorze i - jak mi się wydaje - niezrozumiała nigdzie
indziej poza Ameryką. Po sukcesie "Kingdom Come" Ross chciał się
zmierzyć z jakimś ambitniejszym projektem, ale z rynkowego punktu widzenia
sukces odniósł raczej umiarkowany. Nic więc dziwnego, że bardzo szybko powrócił
do świata superbohaterów.
W epilogu "Mitologii" Chip Kidd funduje czytelnikom prawdziwy
deser, wisienkę na torcie: nie publikowaną nigdzie indziej historię "The
Trust", którą Alex narysował do jego scenariusza. W rolach głównych:
oczywiście Superman i Batman. W tle: Robin i Brainiac oraz lekko zdewastowane
Metropolis. To trzeba zobaczyć samemu.
Być może zanikł we mnie w tym momencie obiektywizm, jako że jestem zagorzałym
fanem Rossa, ale nie znajduję w albumie "Mythology" żadnych słabych
punktów. Zawiera on wszystko to, czego mogą się spodziewać chętni do zakupu
czytelnicy: reprodukcje efektownych kadrów, nie wydane wcześniej grafiki,
zdjęcia... Jest nawet kilkustronicowa sekwencja, pokazująca krok po kroku,
jak Alex tworzy okładkę książki. Po lekturze "Mitologii" mam wielką
ochotę na dalszy ciąg. Może więc już pora wydać kolejny album, tym razem
dla równowagi prezentujący obrazy, które Ross namalował dla Marvela? Ja
na pewno ustawię się w kolejce do księgarni.
Krzysztof "KoLec" Lipka - Chudzik
"Mythology. The DC Comics Art of Alex Ross"
Tekst i oprawa graficzna: Chip Kidd
Fotografie: Geoff Spear
Wydawca: Pantheon
Rok wydania: 2003
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda (obwoluta)
Cena: 35 USD
|
|